Jak krytyka zmienia nas w milczące cienie
Nie możesz się już nawet zdenerwować – bo zaraz pomyślą, że jesteś histeryczką.
Zatem milczysz. Zagryzasz zęby. Przełykasz ślinę razem z gulą w gardle.
A potem przez kolejne godziny (albo dni) wracasz do tej rozmowy w głowie.
„Trzeba było wtedy powiedzieć...”
„Powinnam była zareagować inaczej…”
Ale przecież nie zareagowałaś. Bo byłaś zaskoczona. Bo się zatrzymałaś.
A teraz w Twojej głowie jest już tylko: „ Znowu się nie obroniłam, przecież mogłam powiedzieć….”
Złość na siebie tu w niczym nie pomaga, bo te wszystkie cięte riposty są mocno spóźnione.
Postanawiasz, że następnym razem… tylko, że wtedy znów pustka w głowie i cisza
I tak to się toczy. Raz po raz.
Nie jesteś sama – wiele kobiet bierze wszystko do siebie
Rozmawiam z dziesiątkami kobiet i wiem jedno:
Prawie każda mówi:
„Wiem, że nie powinnam brać tego do siebie… ale biorę.”
Prawie każda chciałaby, żeby to po niej spływało –
A tymczasem to wszystko wchodzi jak drzazgi.
Nawet jeśli to tylko zdanie. Nawet jeśli to tylko ton. Nawet jeśli to tylko mina.
I nie chodzi tylko o mamę, męża, szefa czy teściową.
Chodzi o to, że Ty się przed tym wszystkim nie umiesz obronić –
Nawet przed samą sobą.
To nie jest słabość, to system obronny w twojej głowie
Kiedy przez lata słyszysz:
„Pomyśl, co ludzie powiedzą…”
To w Twojej głowie powstaje bardzo skuteczny system ostrzegania.
I bardzo bolesny.
Zanim ktoś zdąży Cię skrytykować – Ty robisz to sama.
– Nie powinnam była tego mówić.
– Znowu źle się zachowałam.
– Jestem beznadziejna.
To nie „pokora”. To autokrytyka, która miała Cię chronić przed zranieniem.
Bo jak przewidzisz czyjąś krytykę, to ona Cię nie zaskoczy.
Wyprzedzając fakty możesz coś poprawić albo przynajmniej przygotować się na najgorsze.
Krytyczne spojrzenie na siebie, ma Cię ochronić.
Ale to niestety nie działa dobrze.
Wiesz, co jeszcze się wtedy dzieje?
Zaczynasz dostosowywać się z wyprzedzeniem.
Dopasowywać się do oczekiwań, żeby uniknąć nieprzyjemnych reakcji.
Zgadzać się na rzeczy, które Cię uwierają – tylko po to, żeby uniknąć konfliktu.
Tracisz kontakt ze sobą.
Z tym, co naprawdę czujesz.
Z tym, czego naprawdę chcesz.
Pozwalasz innym kierować swoim życiem.
Łatwo ulegasz i nie umiesz odmawiać.
Bo krytyka to dla Ciebie największe zagrożenie.
Żeby się przed nią ochronić – stajesz się swoim największym krytykiem.
Gdy patrzysz na siebie z perspektywy krytycznego obserwatora, wpadasz w pułapkę perfekcjonizmu.
Obawiasz się wyzwań. Trudno Ci pokonać strach przed działaniem
Ale wiesz co?
To można przerwać.
Co się zmienia, kiedy przestajesz się tłumaczyć
I nie chodzi o to, żeby przestać czuć, albo przestać przejmować się tym, co inni Ci mówią.
Karolina – jedna z moich klientek – za każdym razem, gdy jej mama zaczynała wytykać jej „błędy” w życiu, wpadała w spiralę lęku, złości i samoponiżenia.
„Chciałam zniknąć. Czułam, że jestem kompletnym zerem” – mówiła.
Pracowałyśmy razem nad emocjonalnym oddzieleniem się od tych słów.
Nauczyła się powstrzymywać lawinę automatycznych interpretacji.
Zamiast się tłumaczyć – zadawała pytania.
Zamiast się zacinać – odzyskiwała kontakt z rzeczywistością.
Wiesz, co się stało?
Jej mama mówiła coraz mniej krytycznych rzeczy.
Choć Karolina nigdy nie wyjaśniła jej, że ją to rani.
Nie musiała.
Zmieniła coś ważniejszego – swoją reakcję.
I właśnie tu zaczyna się Twoja droga.
Nie od walki z mamą, partnerem czy szefem.
Nie od ripost i przemówień.
Od rozmowy z kimś znacznie ważniejszym – z sobą samą.
Bo jeśli Ty w swojej głowie mówisz do siebie:
„Znowu zawaliłaś.”
„Nie nadajesz się.”
„Zawsze coś popsujesz.”
…to nawet najłagodniejsza uwaga może Cię rozłożyć.
Zacznij od zmiany wewnętrznego dialogu
Krytyka najbardziej boli Cię tam, gdzie Ty sama się krytykujesz.
Pierwszy krok to zmiana tego wewnętrznego dialogu.
To nauczenie się, jak odpowiadać temu głosowi w głowie, który zawsze wie lepiej.
Który nie zostawia Cię w spokoju.
Który – niby w trosce – podcina Ci skrzydła.
Pierwszy krok do zmiany? Oddziel to, co naprawdę zostało powiedziane, od tego, co dopowiada Twój wewnętrzny krytyk.
To ćwiczenie może nie być łatwe – ale naprawdę pomaga złapać większy dystans do słów, które zwykle Cię ranią.
Weź kartkę i narysuj na niej trzy kolumny:
- Pierwsza kolumna: Co dokładnie zostało powiedziane?
Zapisz dosłowny cytat. Bez interpretacji, bez emocji. Tak, jakbyś była stenografką w sądzie. Tylko fakty – to, co by usłyszała osoba stojąca obok. - Druga kolumna: Co ja przez to usłyszałam?
Tutaj wpisz to, co Ty zrozumiałaś. To, co – Twoim zdaniem – ta osoba naprawdę chciała Ci powiedzieć, dać do zrozumienia, wytknąć. To jest Twoja interpretacja – i właśnie tu często włącza się wewnętrzny krytyk. On dodaje treści, które mogą nie mieć nic wspólnego z intencją tej osoby. - Trzecia kolumna: Jak mogłabym zareagować na sam cytat – bez tych domysłów?
Zastanów się, jak wyglądałaby Twoja reakcja, gdybyś odpowiedziała tylko na to, co rzeczywiście zostało powiedziane – bez dopisywania znaczeń. Jak mogłabyś się wtedy zachować? Co by się zmieniło?
To ćwiczenie nie tylko przerywa spiralę emocji.
Ono daje Ci siłę do odzyskania siebie w sytuacjach, w których zwykle znikasz.
Z czasem zaczynasz słyszeć słowa… a nie oskarżenia.
Zaczynasz być obecna – zamiast walczyć ze sobą.
Jeśli chcesz dalej uczyć się, jak radzić sobie z krytyką –
ale też jak wyciszyć wewnętrznego krytyka, zacząć mówić „nie” bez poczucia winy i żyć w zgodzie ze sobą – zapraszam Cię do mojej grupy „Życie na Własnych Warunkach”.
To miejsce dla kobiet, które mają dość udawania, że „wszystko gra” –
a zamiast tego chcą zbudować życie oparte na własnych wartościach, emocjach i granicach.
Bez poczucia winy. Bez walki. Z czułością do siebie.