Pięć… cztery… trzy.. dwa… jeden… !!!
i oto proszę Państwa mamy kolejny Nowy Rok….
Za dwadzieścia parę godzin kolejny raz ulegniemy magicznemu myśleniu i nadamy wartość ułamkowi sekundy, w którym uznamy, że coś się skończyło aby otworzyć drogę czemuś nowemu.
To nowe obdarzymy nadzieją, że będzie lepsze.
Być może niektórzy z nas kolejny raz powiążą tę nadzieję ze swoim postanowieniem czyniąc przełom roku okazją do czegoś przełomowego w swoim życiu.
Jeśli masz już jakieś doświadczenie z postanowieniami noworocznymi to wiesz, że różnie z nimi bywa i niektóre pozostają niezmiennie w sferze planów, przez parę lat
Nie wiem czy wiesz, ale często już samo przyjrzenie się temu, jak wygląda samo Twoje postanowienie pozwala ocenić na ile ma ono szansę powodzenia.
Nie ma tu znaczenia to, jak będziesz realizować noworoczne postanowienie, ani jak dużą będziesz mieć motywację. Samo to jak podchodzisz do tej zmiany może być dla Ciebie barierą, skazującą całe przedsięwzięcie na niepowodzenie.
Poniżej masz prosty test, dzięki któremu możesz już dziś oszacować swoje szanse na realizację swojego postanowienia noworocznego postanowienia.
Sprawdź czy Ci się uda.
Jeśli chcesz zwiększyć swoje szanse i zmniejszyć ryzyko porażki, możesz dostać szczegółową instrukcję jak przeciwdziałać zagrożeniom z każdego poniższego punktu ale najpierw zrób test:
Załóżmy, że Twoje postanowienie ma 100% szans na realizację. Teraz za każdą swoją odpowiedź twierdzącą (TAK) na powyższe pytania odejmij 10% a otrzymasz prawdopodobieństwo z jakim może Ci się udać zrealizować noworoczne postanowienie.
Np. jeśli masz 3 odpowiedzi TAK to wykonujesz proste działanie:
100%-3 razy 10%=100%-30% = 70%
Przy trzech odpowiedziach TAK w powyższym teście możemy przyjąć że Twoje szanse na osiągnięcie sukcesu są na poziomie 70%
To ciągle jeszcze całkiem sporo.
Jednak jeśli w powyższym teście wyszło Ci 5 lub więcej odpowiedzi twierdzących to Twoje postanowienie jest mocno zagrożone i lepiej rozważ czy w ogóle zawracać sobie głowę takim postanowieniem.
Jest oczywiście jeszcze jedna możliwość -możesz udoskonalić swoje postanowienie noworoczne tak aby już na stracie zwiększyć swoje szanse.
Jeśli chcesz otrzymać podpowiedź jak przeciwdziałać zagrożeniom z każdego z powyższych punktów, albo po prostu zżera Cię ciekawość, dlaczego takie właśnie rzeczy stanowią zagrożenie, podziel się swoimi refleksjami w komentarzu poniżej. Wyślę Ci na podanego maila wyjaśnienia i podpowiedzi
Dość stary post, ale jakże treściwy, warto by sobie go wziąć do serca.
Wyszlo mi 70%, czyli szanse na sukces raczej niewielkie. Co roku obiecuje sobie praktycznie to samo i co roku konczy się tak samo. Nie ucze się na bledach, nie wyciagam wnioskow. Brak systematyczności i konsekwencji w dzialaniu. Tyle dobrego, ze nie obwiniam wszystkich dookoła za moje niepowodzenia. Wiem, ze to przede wszystkim ode mnie zalezy, czy cos się uda czy nie. Kolejna sprawa to fakt, ze nawet do największego sukcesu dochodzi sie małymi kroczkami, a ja chciałbym zrobic od razu wielki skok i widziec szybko efekt. Kiedy go nie widze – zniechęcam się i odpuszczam, a potem ciezko mi wrócić na start. Mój blad jest taki, ze zakladam sobie od razu duze, trudne do zrealizowania, malo precyzyjne i nieokreślone w czasie cele, np. naucze się angielskiego, odchudze się 10 kg do wiosny itd. Zamiast tego mógłbym podzielic to na mniejsze etapy, np. opanuje 100 najczesciej uzywanych słówek, zmienie nawyki żywieniowe i będę biegal 3 x w tygodniu, żeby zrzucic 2-3 kg w miesiąc. Niby to wiem, tylko dlaczego tego nie stosuje?
Proponuję zrobić takie ćwiczenie – znajdź jakieś miejsce ze schodami i wejdź na pierwsze piętro w dwóch skokach. Sprawdź jak to się udaje i jaka jest Twoja motywacja do zrobienia tego. Następnie wejdź na pierwsze piętro normalnie schodek po schodku i sprawdź co się zmieni. Porównaj efekty, wysiłek i motywację. Podzielenie zadania na etapy, już w momencie planowania konfrontuje Cię z czasem i wysiłkiem jaki będzie potrzebny do realizacji celu. To co prawda może być trochę przykre, bo fajnie jest sobie wyobrazić że możesz coś zrobić za jednym zamachem. Jednak wierząc w swój wielki skok, tak naprawdę tracisz czas.
Chcesz zrobić coś szybko, to zaplanuj małe kroki i rób je.
Takie planowanie uchroni Cię przed łapaniem wielu srok za ogon. Bo wiesz ile zasobów potrzebujesz aby utrzymać jedną. Wiesz zatem na ile srok Cię stać w tym momencie.
Fajnie jest wierzyć, że możesz schudnąć 10kg w tydzień albo zarobić milion w minutę. Wierząc że możesz skoczyć na piętro w dwóch skokach nigdy się tam nie zajdziesz, podczas gdy jest to bardzo proste do zrobienia.
Dziekuje za odpowiedz.
W teorii to wszystko jest proste, gorzej z praktyka, ale nikt nie jest idealny. U mnie dodatkowo sprawe pogarsza fakt, ze kilka razy w zyciu udalo mi sie zlapac kilka srok za ogon i osiagnac sukces, wiec zawsze cos szepcze mi, zeby postawic poprzeczke wysoko i moze znowu sie uda. A przeciez sam doskonale wiem, ze wystarczy podzielic to madrze i na mniejsze etapy i wtedy “MOZE” zmienia sie na “NA PEWNO” :)
Pozdrawiam
Może gdzieś w dzienniku, kalendarzu zapisz sobie tez wielkie i nieokreslone marzenia, a tu i teraz realnie realizuj male kroki, a w zeszycie notuj zblizanie sie do celu (a w realu swietuj kroki:)
Male kroki sa najskuteczniejsza droga, ale wymagaja duzej konsekwencji i systematycznosci, a to poki co nie jest moja najmocniejsza strona :)
A zatem z tego wynika, że właśnie od trenowania systematyczności trzeba zacząć. Systematyczność, tak się składa też nie jest moją najmocniejszą stroną i bardzo mocno teraz pracuję nad jej poprawą. Ustalam sobie drobne, bardzo drobne ale pożyteczne czynności, że teraz się na tym skupię i będę to robić systematycznie. Wyzwaniem nie jest poziom poprzeczki, tylko żeby to robić cały czas. Taki mały nawyczek. Np. postanowiłam, że każdego dnia, kiedy wstanę będę wykonywać takie proste ćwiczonka które pomagają mi rozgrzać i rozciągnąć mięśnie karku. Takie kręcenie głową raz w jedną stronę, raz w drugą, lekkie ćwiczenia na ręce. Taki banał, kompletnie bez wysiłku. Skupiam się tylko na tym, żeby to robić uważnie i wczuć się w to jak pracują mięśnie. Żadne tam bieganie o szóstej rano czy jakiś ambitny trening, ot takie przeciągnie się właściwie. Jednak dzięki temu, że jest to takie w sumie przyjemne, jestem w stanie tą czynnością ćwiczyć systematyczność. Robię to codziennie i właściwie to jest już nawyk, bo nie muszę postanawiać aby to robić. Mogę postawić sobie ambitniejsze zadanie ale wtedy istnieje ryzyko, że nie dam rady być aż tak systematyczna.
Wyciągając z tego wszystkiego zasadę chodzi o to, że jeśli w jakiejś czynności nie daję rady być systematyczna, to oznacza, że moja systematyczność jeszcze nie dorosła do tego poziomu i powinnam postanowić robić systematycznie coś prostszego. Jeśli nie daję rady biegać systematycznie, to powinnam może spróbować chodzić na spacery systematycznie a jak to się nie udaje to może powinnam robić jakieś prostsze ćwiczenia.
W systematyczności pomaga też “wpisanie do kalendarza” – ustalenie wcześniej kiedy tę czynność będę robić i nie pozwolić sobie na wpisanie w to miejsce czegoś innego.
Pani Elo,
A co jesli sytuacja wymaga od nas systematycznosci natychmiast? Mozna dac radę chyba?
Pewnie że można, wiele rzeczy robimy systematycznie nawet jeśli w odniesieniu do tej czynności nie mamy nawyków. Robi się to na przymus. Wtedy musimy po prostu dokładnie określić co i kiedy mamy robić. Ustawić przypominacze, żeby nie zapomnieć i zacząć to robić nie rozczulając się nad sobą, że mi się to nie podoba albo że jest trudne. Tylko, że tak nie można zorganizować całego życia ale kilka rzeczy tak się da robić systematycznie.
Systematyczność wynika z “muszę”, z nawyku albo dużej przyjemności związanej z daną czynnością
Podobno, zeby jakas czynnosc stala sie automatycznym nawykiem potrzebujemy ok 3-4 tygodni codziennych powtorzen. Potem teoretycznie juz z gorki.
Ja dodatkowo sam rzucam sobie klody pod nogi, np. obiecuje sobie, ze nastepnego dnia wstane o 6 rano i pojde pobiegac, ale wiedzac o tym i tak zarywam noc i siedze do 3 w nocy przy komputerze.
Napisalas, ze “Wyzwaniem nie jest poziom poprzeczki, tylko żeby to robić cały czas” i to chyba najlepiej opisuje moje bledy, poniewaz ja ta poprzeczke zazwyczaj ustawiam za wysoko i kiedy nie wyjdzie (a czesto nie wychodzi) to zniechecam sie.
Metoda malych, ale systematycznych kroczkow powinna zadzialac. Musze tylko wbic sobie do glowy, ze tak jest prosciej i skuteczniej.
Zatem do weryfikacji jest cel “biegać o szóstej rano” – jest on niespójny z celem “siedzieć przy komputerze do trzeciej”. Tu jest konflikt do rozwiązania a zatem trzeba dowiedzieć się po co jest jedno i po co jest drugie. Jak to w konflikcie wysłuchać racji jednej strony i wysłuchać racji drugiej strony. Jakie potrzeby zaspokaja “siedzenie do trzeciej przy kompie” i jakie potrzeby zaspokaja “bieganie o szóstej” Jak można zaspokoić te potrzeby żeby nie wchodziły w konflikt
Pracuje w domu, wiec siedzenie do 3 w nocy oficjalnie tlumacze praca, ale doskonale wiem, ze to tylko zla organizacja czasu i internet zabieraja mi pol nocy. Poki co, zeby jednak wyrobic w sobie nawyk, staram sie znalezc zloty srodek i probuje klasc sie spac ok 1-2, a biegac ok 8-9, ale docelowo musze odnalezc w tym wszystkim priorytety i ograniczyc pewne rzeczy. Najwazniejsze, ze zrobilem pierwszy krok i teraz trzeba jakos w tej systematycznosci wytrzymac.
Ja tez mam twoja książkę. Jest bardzo dobra, taka rzeczowa. Ale do rzeczy, juz dawno przestałam robic postanowienia noworoczne ale jak to zwykle bywa kiedy “coś” nas dopadnie to szukamy pomocy. No i tak oto weszłam na pani stronkę. Ja musze cos ze sobą zrobic bo jak juz inna pani pisała gotowanie i dbanie o męża i egoistyczne dorosłe dzieci już mi chyba nie wystarcza. A chociażby schudnąć by sie przydało albo zacząć znowu malować.
Pozdrawiam
Moje noworoczne postanowienie nie dotyczy sfery związanej z zaprzestaniem jedzenia słodyczy czy zwiększenia aktywnosci fizycznej ,chociaż i tu mogło by być lepiej.Ale chciałabym mieć jakąś pasję zycia która pozwalałaby mi bardziej cieszyć się życiem.Do tej pory tą pasją było moje gospodarstwo ale sił coraz mniej w kosciach łupie i czas na emeryturę.Nie bardzo podoba mi się gotowanie dla całej rodzinki czy bawienie ukochanych wnuków.Wciąż szukam i nic przydała by się jakaś bratnia dusza ,lubię aktywność a mój małżonek święty spokój.Czy w tym roku się uda,jestem bardziej zdeterminowana bo czas nagli,Ale wciąż nie mogę sie zdecydować i stoję w miejscu…jak z wybiciem dodatkowego okna w salonie by było więcej słońca które tak kocham.Nie mam siły na kolejną batalię z mężem i zaczynam sobie zadawać pytanie ze może te piniadze przeznaczyć na coś ciekawszego i….rok minął.O i być bardziej asertywną to postanowienie.Pozdrawiam.
Mam podejrzenia, że bratnie dusze do robienia czegoś, pojawiają się kiedy zacznie się to robić i angażować. Polecałabym nie tyle szukanie “pasji” co aktywności, którą lubisz.
Gospodarstwo, gotowanie, zajmowanie się wnukami i mężem to jest zdecydowanie coś co można nazwać aktywnością. Tylko że to nie jest taka aktywność. Jeśli nie taka, to pytanie jaka byłaby lepsza. Co masz ochotę robić? Nie szukaj “pasji” szukaj tych drobnych aktywności na jakie chcesz pozwolić sobie dzisiaj. “Pasja” to coś co się samo znajduje jak jesteśmy aktywni, nie da się wymyślić pasji
Dziękuję bardzo za odpowiedź nie wiem dlaczego dopiero dzisiaj ją odkryłam.
To racja trzeba w końcu od czegoś zacząć.A nie skupiać się na wymyślaniu a może to…a może to…ta mnogość moich pomysłów to jak to powalone drzewo wciąż zatrzymuje mnie w miejscu.Twoją książkę przeczytałam już jakiś czas temu /mam ją w bibliotece /muszę zajrzeć do niej jeszcze raz.
Jeśli chodzi o mnie to ja nigdy żadnych poważniejszych postanowień nie miałam.
Końcówka roku 2015 dała mi nieźle w kość i po przeanalizowaniu wszystkiego doszłam do wniosku, że pora w końcu popracować nad sobą. Jestem osobą o trudnym, wybuchowym charakterze, sama stwarzam sobie problemy i w mojej głowie zawsze są negatywne myśli.
Rozstałam się z chłopakiem, który jest dla mnie wszystkim. Odszedł, bo nie ma już nadziei, że się zmienię, że nie widzi już dla nas przyszłości. Wiem, że mnie nadal kocha, po prostu odszedł bo nie miał już siły do mnie. To ja zwykle wdawałam się w kłótnie, wymyślałam powody do nowych. Do samego końca pozostałam bez zmian, nie pokazałam mu, że potrafię. Stracił do mnie zaufanie i szanse, że wróci są małe :(
Bardzo chciałabym go odzyskać i pokazać mu, że potrafię się zmienić. W 2016 chciałabym popracować na swoim charakterem, nie brać na poważnie spraw, które nie mają znaczenia, nie złościć się tyle, myśleć optymistycznie i więcej się uśmiechać.
Ja rokrocznie wchodzę w nowy rok z optymizmem. Wierzę, że “te” postanowienia są wyjątkowe i na 100% spełnią się. Niestety na koniec roku kiedy to robię rachunek sumienia zastanawiam się skąd było we mnie tyle wiary a tak mało samozaparcia, sił i wytrwałości?!a może jednak jestem niepoprawną optymistką?Może moje postanowienia noworoczne gdzieś po drodze gubię?może w chwili gdy powinnam twardo stać przy tym co postanowiłam ja się uginam?pozwalam aby sytuacja chwila sprzeniewierzyła to w co tak bardzo wierzyłam. A może to jednak ja na to pozwalam?nie chcę płakać a jednak płaczę bo kolejny rok mija i mimo wiary gdzieś się gubię i (nienawidzę tego uczucia użalania się nad sobą) czuję się jak ktos komu jednak ufać nie można. Bo jak mam ufać kiedy nie dotrzymuję samej sobie słowa…
Może klucz do tego zjawiska znikających postanowień tkwi w tym, co napisałaś – że wierzysz, że te postanowienia się na 100% spełnią. To jak wyrażamy swoje myśli może pokazywać nieświadome procesy w naszej głowie.
“Spełnią się” jest to określenie łączące się na ogół ze słowem “marzenia” i wyraża jakiś wpływ czynników zewnętrznych. Kiedy mówimy “wierzę, że moje marzenia się spełnią” to wyrażamy nadzieję na jakiś szczęśliwy układ rzeczywistości. Nie ma tu za bardzo własnej odpowiedzialności za to co będzie się działo.
Jeśli mam plan to wierzę, że uda mi się go zrealizować a nie że on się spełni.
Użycie określenia “spełnią się” w odniesieniu do postanowień sugeruje, że Twój nieświadomy umysł zrównuje postanowienia z marzeniami. Kiedy wierzysz, że się spełnią, to oddajesz odpowiedzialność w ręce losu. Jest więc logiczne że możesz o nich zapomnieć, skoro nie są czymś za co Ty odpowiadasz. Sprawdź jak w odniesieniu do Twoich obecnych postanowień, będzie brzmieć zdanie “wierzę, że będę realizować swoje postanowienia”- jakie emocje, jakie myśli pojawiają się w Tobie, kiedy myślisz o tym, co ma się stać z naciskiem na własną odpowiedzialność. Prawdopodobnie w takim układzie będzie trzeba ograniczyć ilość postanowień do jednego i to małego. Pozdrawiam, dziękuję za komentarz
Ja ze zmianami, a raczej po prostu dalsza realizacja wlasnego zycia zmagam sie od lat i poprzedni rok tez mialbyc INNY..Co do listy tu wymienionej w wiekszosci sie zgodze, chociaz dwa punty wydaja mi sie sprzeczne: negatywnie na realizacje postanowienia ma wpływac zarowno fakt, ze zachowamy tresc postanowienia dla siebie jak i to, że realizacja postanowienia bedzie wiązała sie z zyciem rozniacym sie od osob otaczajacych nas. Np. przestaniemy jesc slodycze, a zyjemy w rodzinie, gdzie jest to najwieksza atrakcją dnia. W takim przypadku fakt ukrycia (przynajmniej wstepnie) pragnienia zmiany wydaje mi sie zupełnie zrozumialy i wzmacniajacy dane postanowienie. Bo jesli poinformuje otaczajacych mnie ludzi, ze chce zmienic cos w zyciu, czego oni chca sie trzymac, to na pewno moge sie przygotowac na brak entuzjazmu z ich strony lub wrecz wrogosc z powodu watpliwosci czy jakis wyrzutów sumienia jakie moja chec zmiany moze w nich wzbudzac.
Tak, to są dwie kwestie trochę powiązane ze sobą ale nie do końca tożsame. Osoby, z którymi się podzielimy naszym planem nie muszą być w naszym bezpośrednim otoczeniu. Rodzinka racząca się słodyczami nie wesprze pomysłu ich ograniczenia i tym samym będzie działać osłabiająco na nasz plan. W takiej sytuacji tym bardziej potrzeba kogoś, z kim można się podzielić swoim zamiarem. Ten ktoś to może być choćby ktoś, zaprzyjaźniony na jakimś forum internetowym, realizujący podobny plan.
Ok, rozumiem, czyli taka wojna światów, trzeba sobie znalesc sprzymierzencow:>.
Witam Panią.Tak się złożyło że właśnie dzisiaj ,nie wiem dlaczego, moja świadomość postanowiła zrobić” rachunek sumienia” dobiegającego końca roku.Mam natłok myśli i niestety ,nie potrafię znalezć nic pozytywnego.Wszystko co zaplanowałam spaliło na panewce.Nie były to wielkie trudno osiągalne plany, ot tak samo życie! Tymczasem wszystko poszło nie tak ! Jestem sfrustrowana i przygnębiona i znając życie będzie mnie tak trzymało jeszcze parę dni. Nie mam ochoty na snucie planów na nadchodzący nowy rok, bo i tak jakaś “wyższa siła” wszystko pomiesza . Mniej planów ,mniejsze rozczarowanie ! Ale Pani porady z pewnością będę czytać.Pozdrawiam Magdalena
Oj, znam ja tę Siłę Wyższą co miesza plany :-)
Czasem tak jest – plan to plan a nie przepowiadanie przyszłości, więc nieraz okazuje się, że zawiedzie.
Ja się posiłkuję w takich sytuacjach przekonaniem, że jeśli rzeczywistość gdzieś mnie nie puszcza to nie mam tam być i już.
Trochę się siłuję z rzeczywistością aby tak łatwo nie odpuszczać ale jak nic nie mogę zrobić to nie mogę.
Jest taki żart:
“Jak rozśmieszyć Boga?
-powiedzieć mu jakie się ma plany”