Niewinna sytuacja – robisz zakupy w supermarkecie, prowadzisz samochód, wychodzisz z domu na ulicę i nagle, znikąd dopada Cię lęk. Czujesz jak ziemia usuwa się spod nóg, serce bije za szybko, zaczynasz się dusić, czujesz mrowienie w rękach i nogach, czujesz się jakbyś miał za chwilę umrzeć. Jesteś przerażony swoim stanem trafiasz do lekarza, robisz badania i wszystko okazuje się w jak najlepszym porządku. Może jeszcze usłyszysz, że to, co się dzieje jest “na tle emocjonalnym”. Diagnoza ta jednak nie uspokaja. Zastanawiasz się czy jakaś choroba nie została przeoczona, a może wariujesz….
Mechanizm powstawania tych objawów w dużym uproszczeniu może wyglądać tak:
różne sytuacje życiowe wywołują emocje – złość, lęk, radość, tęsknotę, niepokój, zadowolenie, zachwyt, bezsilność itd…
Wszystkie te emocje są sygnałami, które jeśli działają właściwie, mówią nam, co mamy robić, a czego unikać. Kiedy trzeba działać, a kiedy raczej pogodzić się z tym, co jest.
Aby dobrze radzić sobie z emocjami, trzeba umieć je dobrze odczytać, rozpoznać to, co sygnalizują. Do tego potrzebne jest, aby je sobie dobrze uświadamiać, umieć je rozpoznać i zachować się zgodnie z tym, ku czemu nas kierują.
To jest dość trudne, bo czasem nie lubimy tego, do czego nas te emocje kierują lub nie potrafimy zgodnie z nimi działać.
Np. ktoś, kto nie umie się przeciwstawić się naciskom innych ludzi będzie odczuwał trudność i dyskomfort czując złość, bo złość często właśnie kieruje nas ku konfrontacji.
Ktoś, kto czuje swoją siłę w działaniu będzie ciężko znosił bezsilność, bo ona kieruje ku pogodzeniu się z czymś, a nie ku aktywności.
Gdy jakaś emocja wywołuje trudność, można próbować (często nieświadomie) jej nie czuć. Np. uznać, że wcale jej się nie czuje – stłumić, albo zagłuszyć ją aktywnością lub jakiś chemicznym środkiem np. alkoholem czy innymi narkotykami.
Tłumienie emocji nie sprawia, że emocje znikają, pozwala tylko ich nie czuć i nie zauważać. Emocje wtedy tracą swój kontekst. Tzn. człowiek ma w sobie wiele różnych emocji, ale trudno je powiązać z jakimiś sytuacjami. Są takimi sygnałami, o których nie wiadomo, co znaczą.
To tak jakby się znaleźć w pomieszczeniu pełnym różnych strzałek, w różnych kolorach i kierunkach, ale bez objaśnień, co one wskazują. Taka sytuacja budzi niepokój, lęk. To właśnie jest coś, co często przytrafia się ludziom tłumiącym swoje emocje.
Nagle znikąd pojawia się lęk.
W sytuacji jakiegoś obciążenia (dużo bodźców, stres) lub w momencie wyciszenia (szczególnie mało bodźców, cisza) skumulowane emocje znajdują ujście w uczuciu nagłego lęku o różnym nasileniu. Lęk nie ma uzasadnienia w danym momencie, bo zgromadzone emocje nie odnoszą się już do konkretnych sytuacji.
Lęk powoduje, że człowiek zaczyna szybciej oddychać, we krwi zaczyna być za dużo tlenu i w związku z tym pojawiają się zawroty głowy, mrowienia w ciele, puls staje się szybszy.
Ponieważ, jest to moment bardzo silnej koncentracji na sobie i swoim ciele, wszystkie te odczucia są odbierane silniej, co dodatkowo zwiększa lęk. Tu zamyka się błędne, koło bo rosnący lęk, nasila objawy fizyczne, które nasilają lęk.
W takich sytuacjach, człowiek zaczyna być przekonany, ze jakaś poważna chorobarozwija się w jego ciele i pozytywne wyniki badań tylko zwiększają jego niepokój.
Mimo to badania są konieczne – prawidłowe wyniki EKG czy badań neurologicznych są o tyle ważne, że potwierdzają emocjonalne podłoże objawów płynących z ciała, a też są informacją o tym, że nie ma konieczności specjalistycznego leczenia kardiologicznego czy
neurologicznego.
Właściwym leczeniem w problemach tego typu jest leczenie psychiatryczne (lekami przeciwlękowymi) oraz psychoterapia.
Nasówa mi się tylko jedna myśl: Czy to miłość gdy musisz wić się przy nodze “Pana” inaczej On Cię zostawi?,choć poniekąd wszyscy lubią gdy się trochę wijesz,miłość to nie wymaganie tego wicia,to pozwolenie bycia osobie taką jaką jest.
Jestem tu nowa chciałam zapytać,jak to jest z odczuwaniem emocji i pozwalaniu sobie na nie,gdy stosuje się leki przeciwdepresyjne? tyle się tu naczytałam że są potrzebne.Ja trochę tak myślę,że leki przeciwdepresyjne właśnie skutecznie te emocje i nasze problemy usuwają,i jak samemu pracować nad nimi skoro,one są wyciszane,przez leki? zastanawia mnie po prostu to czy ja stosując techniki różne pomocne tutaj na pani stronie,mam swiadomosc ich do końca?
@Atina
to jest bardzo dobre pytanie :-) Często tak właśnie się dzieje, że gdy pod wpływem leków emocje się trochę ustabilizują, stan się trochę poprawi to znika motywacja do głębszej zmiany. Trudno się dziwić, bo zmiany są na ogół kłopotliwe i trzeba mieć dobry powód aby znaleźć dla nich motywację. Takim bardzo ważnym motywatorem są właśnie emocje. Jednak z drugiej strony kiedy emocje są bardzo silne, szczególnie takie podkopujące wiarę, że coś może się udać też trudno coś zmieniać. A depresji jest bardzo wiele obezwładniających przeżyć, leki pomagają się uporać z tym stanem. W swojej praktyce spotkałam się zarówno z tym, że psychoterapia została przerwana po zastosowaniu leków jak też z tym, że dopiero wtedy “ruszyła”.
Myślę, że tu też ważne jest jak się myśli o swoich zmianach, czy one budują się tylko na emocjach czy też na tym, co myślimy, co sobie cenimy i czego chcemy w przyszłości.
Leki też nie zmieniają, o ile mi wiadomo, rodzaju emocji tylko ich nasilenie, więc wszelkie techniki psychologiczne związane z radzeniem sobie z nimi będą miały zastosowanie
Dziękuję bardzo za tą wyczerpującą odpowiedz.Chyba robię błąd ponieważ czasem pozwalam sobie nie brać leku,żeby emocję dały o sobie znać,żebym wiedziała jaką drogą podązać,zdarzyły się nie miłe sytuację .Ponieważ już nie pierwszy raz zazywam leki,wiem że czasem na nich obcujemy z ludzmi,z którymi w rzeczywistosci byśmy nie wytrzymali,dlatego bardzo smutne jest dla mnie doswiadczanie utraty zainteresowania osób które byli świetnymi przyjaciółmi na lekach,a gdy je odstawiłam tracili ze mną kontakt.Dodam jeszcze ze tez osoby z którymi potrafiłam się trzymac bez leków,na lekach unikam z Nimi kontaktu,ponieważ przestają mnie lubić;) To takie smutne ,ale nie umiem jakoś tego obejść dookoła;) Pozdrawiam i dziękuję serdecznie.Czasem tęsknie za osobą jaką byłam,ponieważ chyba nie pamiętam już bólu i trudu wkładanego wtedy prze zemnie w każdy dzień i walkę o spokojny oddech.Tez wtedy ukończyłam psychoterapię ,teraz na lekach przerwałam,nawet jakbym chciała wrócić to się boję odmowy.
Przedstawia się dużo różnego rodzaju składnikówabiotycznych, z których do ważniejszych należą: – ciśnienie – ilość składników – wielkości rozpuszczonego tlenu – skład wody – a światła – podłoża – natężenie promieniowania
Od kilku lat zmagam się z nerwicą i agroafobią. Ostatnio z powodu problemów osobistych mam bardzo ciężki nawrót choroby, bo straciłam poczucie bezpieczeństwa. Chciałabym jakoś polepszyć swój stan. Niestety teraz nie mogę pójśc na terapię (choć bardzo bym chciała), więc póki co staram się sama sobie pomóc.
Czuję, że muszę pogodzić się z bolesną przeszłością. W ciągu dnia nie myślę o przeszłości, jednak wraca ona do mnie w nocy. Nie będę tu opisywać straszliwych scen z dzieciństwa, przez które teraz mam koszmary i zmarnowane całe życie.
Piekło zgotowali mi rodzicie. Ojcec alkoholik, a matka kompletnie nieodpowiedzialna, agresywna i skupiona tylko na sobie. Przemoc, strach, ból głód, poniżenie, brud, obojętność innych, to wszystko miałam na codzień. Bardzo szybko się usamodzielniłam, i jak myślałam, że już teraz będzie wszystko dobrze, to niestety dopadła mnie choroba. Mam cudownego męża, który wspiera mnie jak tylko może, bardzo się kochamy, mamy tylko siebie. Niestety piętno ciężkich przeżyć bardzo mnie męczy. Od takich podstawowych rzeczy jak poradzenie sobie z wasną złością, aż po takie wyższe uczucia, jak brak miłości od matki. Teraz mam 28 lat, lecz nadal odczuwam, to że nie byłam przez nią kochana.
Jestem totalnie zagubiona, bo ani mój ojcec ani matka nie widzą żadnego problemu, nie mają nawet wyrzutów sumienia.
A ja nie wiem jak się zachować. Czasami rozmawiamy przez telefon, albo smsujemy(tylko w święta, czy nowy rok). Są to takie bardzo formalne relacje. Ja za bardzo o sobie nie opowiadam i trzymam ich na dystans. Bo nie chcę mieć z nimi kontaktu. Wiem, że oni nie są w stanie niczego zrozumieć, bo nie widzą problemu w sobie. Nie chcę tracić swoich nerwów ani czasu na opowiadanie im jak sie czuję, z tym, że zgotowali mi takie piekło.
A moze źle robię? Może powinnam z nimi mieć normalne kontakty?
Nie chcę tego, ale może to jest mi potrzebne do wyzdrowienia? Albo może powinnam wywżeszczeć im, wszystko co czuję? Wyzwać ich, ze zmarnowali mi życie itp?
Co powinnam zrobić, żeby pogodzić się z przeszłością? Wiadmo, że nie da się o niej zapomnieć, ponieważ ona rzutuje na całe moje teraźniejze życie, ale rozpamiętywać też nie warto. Ja nie rozpamiętuję, nie myślę świadomie o przeszłości. Jeśli jakieś myśli się pojawiają, to staram się je zagłuszać, bo po co rozpamiętywać? Chciałabym bardzo porozmawiać o tym z psychologiem, niestety teraz jest to niemożłiwe.
Opowiadanie o tym nie przynosi mi ulgi. Wręcz odwrotnie, jak tylko zaczynam mówić o przeszłości, to od razu zaczynam się źle czuć. Jeśli w porę nie przerwę takiej rozmowy, to niestety kończy się atakiem paniki. Wystarczy, że nieświadomie o czymś pomyślę, to zmarnowaną mam całą resztę dnia. Mam coś takiego, że zapamiętuję wszystko poprzez skojarzenia.
Dzisiaj na przykład mój mąż oglądał telewizję i włączył jak akurat leciała jakaś bajka. Zawołał do mnie, żebym zobaczyła jakie kiedyś dawno bajki były. Ja się odwróciłam i zobaczyłam tą bajkę. Momentalnie dopadła mnie taka retrospekcja. Pamiętam tą bajkę. Mieszkałam jeszcze wtedy z matką (wyprowadziałm się od niej jak miałam 14 lat). Zamiast zacząć wesoło oglądać z mężem głupią bajeczkę, ja dostałam ataku paniki, bo przypomniało mi się, że zawsze jak ona leciała, to byłam sama w domu i byłyśmy głodne. Te wieczory u mojej matki były straszne.
Tylko przez taką głupią rzecz jak przypomnienie sobie o czymś, teraz nie mogę spać, bo czuję się źle odkąd zobaczyłam kawałek tej bajki. Jak powiedziałam mężowi o tej mojej retrospekcji, to mnie przytulił i bajkę szybko przełaczył. Dodał coś pod nosem niemiłego o mojej matce, i więcej o tym nie rozmawialiśmy. Jednak ja sie źle czuje nadal.
Przez takie moje dziwne reakcje doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa na rozmowy o tym co mnie kiedyś spotkało. Choruję już 7 lat, ale chyba nadal jest za wcześnie żeby o tym mówić. Próbowałam to opisać, żeby się tego pozbyć i zamknąć to, ale też mi nie wyszło, bo efekt był podobny. Jednak czuję, ze muszę coś z tym zrobić, ze to przyniosło by mi ulgę. Nie wiem tylko co powinnam zrobić.
Od pewnego czasu prześladuje mnie taka chęć wyrażenia siebie. Nie wiem jak to dokładnie określić, ale czuję, że chcę coś zrobić, żeby zamknąć tą przeszłość raz na zawsze. Chciałam spisać sobie wszystko co mnie dręczy. Coś w rodzaju pamiętnika, albo książki. :> Niestety chyba nie mam talentu literackiego. Jakim innym sposobem mogłabym to zrobić? W sumie potrafię nieźle malować, ale jak przelać na papier to co czuję, i czułam kiedyś? Nie mam pomysłów.
Wiem że strasznie nieskładnie wszystko napisałam, przepraszam. Niestety ostatnio przez nawrót choroby nie potrafię się nia niczym skupić.
@Michu
zatrzymane emocje, zgromadzone przez lata wychodzą z Ciebie w postaci lęków – to bardzo sensowny pomysł aby szukać sposobu na ich wyrażenie. Terapia byłaby najbardziej wskazana – szczególnie terapia DDA, bo ona jest szczególnie ukierunkowana właśnie na wyrażenie emocji, oczyszczenie i zamknięcie przeszłości w sposób konstruktywny. Takie zamykanie na siłę, próba “zapomnienia” co było tylko utrwala problem.
To o czym piszesz, jest dość zrozumiałe i wcale nie stanowi argumentu przeciw terapii. To jasne, że jak pozwalasz swoim uczuciom wypływać to wcale nie musisz się z tym dobrze czuć. Wręcz przeciwnie jak skumulowałaś złość z wielu lat życia to wypuszczenie tej złości jest równoznaczne z jej przeżyciem i to wcale nie musi być przyjemne. Zaczynasz się źle czuć, pojawia się panika – ale ta panika nie jest groźna. Objawy fizyczne jakie się wtedy pojawiają nie zagrażają Twojemu życiu. Terapeuta jest w tym momencie taką osobą, która stanowi gwarancję bezpieczeństwa i właśnie w takiej sytuacji najłatwiej możesz pozwolić sobie przeżyć panikę i doświadczyć, że ona tak czy inaczej ustępuje i że nie umierasz od niej. Takie przeżycie zmniejszyłoby siłę i rozmiar paniki w przyszłości, a z czasem jakbyś to powtarzała częściej ustąpiła by w ogóle.
Panika “karmi się” unikaniem. Im więcej unikasz tym więcej paniki.
Rozumiem, że boisz się takiego doświadczenia i chcesz upuścić swoich emocji powoli – pisanie tez dobry pomysł – to, że nie masz talentu pisarskiego to nie problem, bo Twoim celem jest wyrażanie emocji a nie pisanie bestsellera. Myślę, że ta perfekcjonistyczna myśl “nie mam talentu literackiego”
jest jednym ze sposobów unikania, zatrzymywania emocji i stopuje Cię w podjętym zamiarze zmiany. Być może to jeszcze nie jest dobry moment na zmianę – być może to ma jakiś sens aby było jeszcze po staremu, skoro się zatrzymujesz. Nie wiem – to Ty musisz ocenić czy chcesz się zmienić. Warto jednak pamiętać, że sam proces zmiany jest emocjonalnie trudny i na ulgę trzeba poczekać.
Zapraszam Cię na Forum Leczmy Alkoholizm, na którym znajdziesz dział poświęcony problemom DDA i możliwość rozmowy o tym, co się z Tobą dzieje. Będziesz też miała okazję na wyrażenie swoich emocji w piśmie i doświadczenie wsparcia innych osób. Czekam na Ciebie na tym Forum
Witam,Mam 26 lat
Mój problem pojawił się jakieś 2 tygodnie temu. Wszystko zaczeło się od tego,jak żelażko spadło mi na głowę z około metra. Miałam niewielkie rozcięcie,jeden szew mi założyli.Ale strasznie się wystraszyłam tym uderzeniem.Całe życie stanęło mi przed oczami,naszły okropne myśli,że umrę,że zostawię dwoje dzieci bez opieki.Lekarz zakładający szew nawet nie zalecił robienia rtg,które zrobiłam sobie następnego dnia.Wyszło ok.Ale nadal bóle głowy i ciągła senność nie dawały mi spokoju.W końcu poszłam do neurologa,który dał mi skierowanie na tomografię.Równiez i to badanie wyszło bez zadnych zmian urazowych.Neurolog stwierdziła,że ta senność i zawroty głowy są spowodowane pogodą. Jednak silny stres,nerowość,zawroty głowy nie dawałyi nie dają mi spokoju.Byłam i jestem nadal płaczliwa,ciągle myślę,że jednak badanie wyszło źle,że lekarze coś przeoczyli.Pomyślałam nawet,że może wpadłam w anemię i stąd te zawroty w głowie,brak apetytu,ale nawet morfologia wyszła mi dobrze.Powinnam się więc cieszyć,że jestem zdrowa,a jednak ten lęk,otępienie,bóle i zawroty głowy ciągle nie dają mi spokoju.Ciągle nachodzą myśli,że umrę,albo zwariuję od tego uderzenia,że zgłupiałam,że zostawię dzieci,że zamkną mnie w psychiatryku i kto lepiej niż ja się nimi zaopiekuje?Nie mogę tego im zrobić. Nie mogę nawet wziąć sobie żadnych leków na uspokojenie gdyż karmię piersią. Nie moge się wyspać dobrze,bo ciągle wstaję do dziecka. Ta cała sytuacja mnie przerasta,nie wiem co powinnam zrobić.Czy powórne badanie tomografi ma sens?Jak zapobiec tym złym myślom,tym zawrotom głowy,które chyba najbardziej mnie wykańczają.Jak mam zacząć pozytywnie myśleć?Bardzo proszę o pomoc.Beata
@beti
Pani Beato wygląda, że ta sytuacja z urazem była takim czynnikiem spustowym, który uruchomił Pani lęk. Za emocjonalnym źródłem Pani problemów przemawia zarówno to, że wyniki badań są w normie, jak i rodzaj obaw jakie Pani ma. Nie ma takiej możliwości aby w wyniku urazu głowy dostać choroby psychicznej, a to jest jeden z Pani podstawowych lęków.
Powtórne badanie tomografii prawdopodobnie da takie same wyniki jak pierwsze badanie, bo właściwie czemu miałoby dać inne. Jeśli się robi jeszcze raz to samo, to na ogół otrzymuje się takie same efekty. Robienie kolejnych badań wzmocni natomiast Pani lęk.
Myślę, że to co Pani może zrobić to znaleźć bardziej prawdopodobne uzasadnienie dla senności, zawrotów głowy czy barku apetytu.
Trudno oczekiwać, że Pani nie będzie senna i zmęczona jeśli śpi Pani w nocy snem przerywanym na karmienie. Zarówno częste pobudki w nocy jak i samo karmienie mogą Panią osłabiać i powodować senność a nawet i zawroty głowy (szczególnie jeśli Pani przy karmieniu pije mało). Jest Pani przestraszona, ponieważ wyobraża Pani sobie dramatyczną przyszłość, to powoduje stres i jest wystarczającym wytłumaczeniem dla płaczliwości i braku apetytu.
Czyli to od czego może Pani zacząć to, zadbać o odpoczynek, co przy małym dziecku jest tematem do głębokiego zastanowienia i może nawet przeorganizowania stylu życia Pani i ojca dziecka. Zadbać też o siebie pod kątem właściwego odżywiania i picia większej ilości płynów niż normalnie.
Można też zacząć zmieniać swoje myślenie i gdy pojawia się jakiś czarny scenariusz zacząć wymyślać obok tego czarnego, jeszcze kilka w różnych odcieniach szarości oraz takie całkiem białe.
Jeśli by Pani chciała dokładniej przyjrzeć się swoim emocjom i myślą, pod kątem tego jak zacząć je zmieniać, może Pani skorzystać z płatnych konsultacji, które z założenia są bardziej szczegółowe i dopasowane do Pani indywidualnej sytuacji
Witam
Od 6ciu lat cierpię na stany lękowe.Mam nerwicę lękową,silną agora-
fobię,jestem DDA.Miałam bardzo ciężkie dziećiństwo,i napewno to jest
przyczyną mojego teraźniejszego stanu.
Mój ojciec jest alkoholikiem,lecz dla mnie w okresie dzieciństwa
większym problemem była matka,która nigdy nie powinna nią zostać.
Przemoc i patologia były na porządku dziennym.Kiedy miałam 14 lat,
uciekłam od matki do babci.Zamieszkałyśmy tam z siostrą na stałe.
Wtedy problem z ojcem się nasilił.Ojciec mieszkał w tej samej kamienicy
co babcia z nami.Pijackie ciągi trwały miesiącami.Babcia chorowała na
serce i nie była w stanie powstrzymać syna alkoholika.
Lęk towarzyszły mi odkąd pamiętam.Żyłam w ciągłym stresie.Bałam się,że
będę musiała wrócić do matki,bałam się ojca alkoholika,ale najbardziej
bałam się o babcię.W całym swoim życiu nie pamiętam żadnego okresu bez
stresów.
Teraz mam 26 lat.Mam kochającego męża,który jest wyrozumiały i wspiera
mnie w chorobie.Mam szczęśliwy dom pełen ukochanych zwierzaków.Nie mamy
żadnych nałogów.Do tej pory nigdy nie piłam alkoholu.
Chcąc zostawić bolesną przeszłość wyprowadzilismy się na wieś.Byliśmy
pewni,że męczące mnie objawy ustąpią.Niestety tak się nie stało.
Mieszkając na wsi nie jestem w stanie nigdzie wyjść.Mamy bardzo
daleko do sklepu a jeszcze dalej na przystanek pks.
Czuję się jak w więzieniu.Mam bardzo częste napady paniki,derealizację,
a męczące objawy somatyczne występują u mnie codziennie.
Jestem wykończona psychicznie.Bardzo dużo czytam na temat nerwicy,
agorafobii i DDA.Wiem dlaczego jestem chora,zdaje sobie sprawę,z tego,
że to “tylko”nerwica,i nic mi nie grozi.Objawy występują nadal.
Chciałabym jakąś wskazówkę co mogłabym zrobić w mojej sytuacji,żeby
poczuć się normalnie.Szukałam już pomocy w internecie,ale jedyne czego
się dowiedziałam,to żebym udała się do psychologa na terapię.Dlatego
chciałabym podkreślić,że nie jestem w stanie udać się nawet do sklepu
a co dopiero do miasta,w obce miejsce,żeby opowiadać o tematach,które
wywołują u mnie ataki paniki.Świetnym rozwiązaniem byłaby terapia przez
internet.Czy myśli Pani,że w moim przypadku byłoby to skuteczne?
Bardzo proszę o pomoc,bo widzę,że sama sobie jednak nie poradzę.A
szkoda,bo nienawidzę nie mieć na coś wpływu.Mam wyrzuty sumienia,że
zachorowałam,i jestem ciężarem dla męża.Mam bardzo niską samoocenę.
Kilka miesięcy temu zawalczyłam o siebie.Nauczyłam się wychodzić
dawałam radę robić zakupy.Jeździłam z mężem na skuterze
do miasta.Choć nadal nie mogłam np.długo przebywać w supermarkecie,albo
nie mogłam wejść do kogoś do domu,to i tak
byłam bardzo szczęśliwa,i myślałam,że uda mi sie pokonać
nerwicę.Niestety chyba jak zwykle za dużo od siebie zaczełam wymagać.
Zdarzało się,że po drodze gorzej się poczułam,a potem byłam na siebie
wściekła.Myślałam,że jak już daję radę gdzieś pojechać,to powinnam od
razu ozdrowieć.Z takim podejściem za daleko nie doszłam.Zaczęły się
ataki w sklepie,albo po drodze.Musieliśmy szybko wracać do domu.
Teraz wróciłam do punktu wyjścia,i mam duży nawrót choroby.Jedynym
plusem jest to,że teraz śwat naokoło mnie nie wydaje się już taki
straszny.Jednak objawy somatyczne i codzienne ataki paniki nie
pozwalają mi na walczenie z agorafobią.Poprostu nie mam już siły.
Chciałabym się w pełni cieszyć życiem,Czuję jak czas ucieka mi przez
palce.Najlepsze lata życia tracę na taką okropną chorobę.Chcę to
zmienić,lecz potrzebuję wskazówek jak myśleć,i jak pogodzić się z
bolesną przeszłością.
Pozdrawiam.
@klamerka
Całkiem dobry pomysł miała Pani z tym wychodzeniem z domu – skuteczne sposoby radzenia sobie z lękiem, zawsze skierowane są na to, aby robić to, przed czym lęk powstrzymuje. Jeśli lęk mówi “nie wychodź z domu, bo coś może się stać” to wychodzenie z domu wbrew lękowi, osłabi go. Podążanie za lękiem zazwyczaj go wzmacnia, bo człowiek nie może się przekonać, nie może zweryfikować swoich przerażających oczekiwań, nie może doświadczyć tego, że codzienne sytuacje są jednak w znakomitej większości bezpieczne.
Potrafiła też Pani zidentyfikować to, o co się Pani w swojej pracy nad sobą potknęła – perfekcjonizm.
To świadczy o tym, że potrafi Pani rozpoznawać tendencje, które w Pani grają a to zawsze jest przydatne i pomocne w pracy nad sobą.
Trudno powiedzieć, czy pomoc on-line byłaby dla Pani dobra – to trochę zależy od Pani predyspozycji. Myślę, że warto to sprawdzić, skoro na ten moment wygląda na to, że inne drogi uzyskania pomocy są dla Pani niedostępne. Pewne rzeczy łatwiej ocenić w działaniu, na niektóre pytania nie da się odpowiedzieć opierając się tylko na przypuszczeniach. Jeśli chciałaby Pani skorzystać z mojej pomocy to sugerowałabym miesięczny kontakt, w wyniku którego łatwiej by dało się określić czego dokładnie Pani potrzebuje i jaką drogą można to uzyskać.
Zapraszam – wszelkie szczegóły są na stronie pomoc on-line
ja mam bez przerwy taki lek nie moge spać, a jak chce zasnąc to sprawdzam która godzina boje sie ze zaspieitp to jest tak męczące ze nie kiedy nie daje rady…
W przypadku opisanych trudności z zasypianiem również pomocne byłoby “puszczenie” swoich myśli innym torem. to co się dzieje w tym przypadku to próba kontrolowania snu, co działa “odstraszająco” na sen. Aby zapaść w sen, trzeba tę kontrolę odpuścić.
Pani Elżbieto, czy słyszała Pani o koncepcji lansowanej przez Prof. Kabat-Zin'a dotyczącej "uważności"?
Jestem bardzo ciekaw Pani zdania na temat jej zastosowanie (skuteczności) w leczeniu lęku panicznego.
Mówi Pan o Maindfullness (koncepcja lansowana przez Prof. Kabat-Zin'a dotycząca "uważności")
Nie wiem zbyt wiele o tym, ale na pierwszy rzut oka, wygląda to na starą i znaną metodę koncentracji na "tu i teraz" pod nowym szyldem.
Świadome sterowanie swoją uwagą jest na pewno pomocne w zburzeniach lękowych. Tak samo jak świadomość tego jakie znaczenia nadajemy różnych zdarzeniom oraz świadome wpływanie na interpretacje jakich dokonujemy w różnych momentach.
Intencję oczywiście zrozumiałam :)Dziękuję! Ostatnio często odwiedzam tę stronę. Pomaga mi chyba świadomość, że jest ktoś kto ma podobne problemy.
Z tą zabawą i alkoholem raczej się nie zrozumieliśmy. Intencja przekazu brzmi: można leczyć sie samemu ale łatwiej jej jest korzystać z pomocy fachowców. Pieszo – samochodem. Życzę szybkiego dotarcia do celu niezależnie od środka lokomocji:-)
Serdecznie dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Ja podróżuję na piechotę. Dystans jest krótki, ale pogoda ciągle nie sprzyja. Może rzeczywiście prościej wsiąść w samochód i dotrzeć do celu? Bardzo bym chciała się wyleczyć i przestać wreszcie mysleć o moich dolegliwościach.
Terapia nie musi być długo trwała, to w części zależy od tego w jakim nurcie psychoterapeutycznym pracuje terapeuta, a w części od osoby, która się leczy.
Psychoanaliza będzie trwała znacznie dłużej niż terapia krótkoterminowa.
Każda ze szkół psychoterapeutycznych podąża ku celowi terapii inną drogą i trochę co innego stawia sobie za cel.
Z badań nad psychoterapią, wynika, że metoda psychoterapii jest mało znaczącym czynnikiem jeśli chodzi o jej efektywność. Najistotniejszy jest kontakt klienta z psychoterapeutą, dobra relacja, dobre dopasowanie. Reszta jest już wtórna.
A więc terapie krótkoterminowe są równie skuteczne co te długoterminowe.
Jeśli chodzi o długość pracy po której widać efekty, to też zależy od klienta – od jego gotowości na zmiany, a także od determinacji i zaangażowania.
Pracując tą samą metodą z różnymi osobami uzyskiwałam bardzo różne efekty. Od 10 sesji, po których nie było już powodu dalej się spotykać, po roczne czy półtoraroczne terapie.
Pierwsze efekty, drobne zmiany pojawiają się zazwyczaj po dwóch sesjach. Często pierwsza daje rodzaj ulgi w czasie i zaraz po, ale to jest krótkotrwały efekt.
Pierwsze zmiany są zazwyczaj nietrwałe i to jest normalne, choć dość "dołujące". Zmiana przypomina takie falowanie – do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu – w ogólnym rozrachunku do przodu.
Terapie grupowe są bardzo skuteczne, zwłaszcza takie, które "uruchamiają" ciało.
Prowadziłam kiedyś taką grupę z elementami choreoterapii i było to bardzo skuteczne.
Niemniej jednak, jeśli taka grupa bardzo koliduje z normalnymi obowiązkami, warto poszukać czegoś innego.
Jeśli chodzi o to, czy można wyjść z lęków bez terapii, odpowiedź jest twierdząca. Do tego samego celu, można dojść na wiele różnych sposób, a terapia jest jednym z nich.
Jeśli ktoś nie jest przekonany, że w jego przypadku to ma sens, jeżeli jakieś jego własne działania dają dobre efekty, to warto je kontynuować. Zazwyczaj jednak terapia wiele przyspiesza i ułatwia. To trochę tak jakby wybierać pomiędzy podróżowaniem na piechotę, a samochodem.
Czasem można i na piechotę, zwłaszcza jak dystans jest krótki i pogoda ładna (jak problemy nie są bardzo nasilone, a osoba ma np. wsparcie w swoim otoczeniu)
W niektórych przypadkach jednak podróż zajęłaby zbyt wiele czasu, a zmęczony nią człowiek, mógłby w ogóle z niej zrezygnować i nigdy nie dotrzeć tam, gdzie się wybierał.
cd.
Bardzo proszę o informacje po jakim czasie są zauważalne efekty psychoterapii w leczeniu nerwicy. Kilka lat temu dowiedziałm się o zajęciach terapeutycznych grupowych (podobno skutecznych) przez pół roku, codziennie w godzinach rannych po kilka godzin. Niestety, musiałabym zwolnić się z pracy, więc odpada.
Jeżeli ktoś się dobrze bawi tylko po alkoholu, to uważam, że ma wielki problem. Alkohol w niczym tu nie pomoże. To pułapka. Podobnie zażywanie leków, szczególnie niewłaściwie dobranych, może przynieść wiecej szkody niż pożytku. Wydaje mi się, że właściwa, długotrwała psychoterapia była by najwłaściwszą metodą leczenia. Niestety trzeba poświęcić na to wiele czasu.
Oczywiście, że można wałczyć samemu. Kiedyś na obozie "sportowym" w czasie ,nasz trener (bez wątpienia alkoholik) usiłował nas przekonać żebyśmy mnie popijali tak ostro wieczorami…
Ustawiła nas na apel. Stanął przed nami i mówi…
Chłopaki, przecież można znakomicie bawić się bez alkoholu… – po chwili dodał – ale po co się męczyć? :-)
Powodzenia i wytrwałości! Dokładnie wiem co czujesz i to znaczy miec nerwicę!
cd
Doszło nawet do tego, że zakupy w dużym sklepie, przebywanie w miejscach publicznych wywoływało napady lęku. Teraz już wiem, że to agorafobia. Właśnie nie zdawałam sobie wcześniej sprawy co sie ze mną dzieje. Jednak, gdy zdałam sobie sprawę,że dopadła mnie KOSZMARNA NERWICA postanowiłam walczyć, ale bez terapeuty i leków.To bardzo trudne, ale możliwe. Wiele czytam na temat nerwicy. W tej chwili jej objawy są o wiele słabsze, staram się jak mogę nad nimi zapanować i najważniejsze znależć przyczynę, która je wywołuje. Pozdrawiam!
Cierpię na nerwicę lekową około 6 lat. Nie potrafię dokładnie określić, kiedy właściwie to się zaczęło. Moim głównym problemem stały się zawroty głowy, kołatanie serca, silny niepokój, dezorientacja,problemy z koncentracją i jeszcze inne . Byłam przekonana,że rozwija się u mnie jakaś poważna choroba. Więc zaczęłam szukać… Szukanie choroby nie było wcale takie proste. Długi czas wyczekiwałam na swoją kolej u specjalistów: neurologa, kardiologa, okulisty, laryngologa. Wykonałam wiele badań, w tym krwi, tomograf głowy itp. Okazało się, na szczęście, że wszystko jest w porządku. Niby w porządku a moje objawy nasiliły się jeszcze bardziej.
Czy terapia bywa trudna? – małe uzupełnienie:-)
Oczywiście NIE JESTEM FACHOWCEM ale z moich doświadczeń z nerwicą lękową wynika, że najlepsze rezultaty dało jednoczesne wsparcie psychiatry (z jego farmakoterapią) i terapeuty. Bez wątpienia jest to kwestia jednostki chorobowej. Niezależnie od doświadczeń Pani piszącej o swoich relacjach z córką zachęcam do szukania pomocy u „speców”. Oczywiście aktualnym pozostaje pytanie kto "specem" jest, a kto nie. Przypomina mi się powiedzenie: po owocach ich poznacie… ale pewnie warto zasięgnąć języka jeszcze przed pierwszą wizytą. Nie wiem czy Pani Elżbieta się ze mną zgodzi ale chyba najlepiej zacząć od sprawdzenia czy terapeuta posiada odpowiedni certyfikat. W moim odczuciu ważne są również relacje z terapeutą. Zaufanie i jeszcze to coś co kolokwialnie nazywa się „nadawaniem na tych samych falach”.
P.S. Jeszcze jedno… zdaje się, że nie każda szkoła terapeutyczna jednakowo dobrze radzi sobie z różnymi chorobami. Do tego na przykład może się nam przydać psychiatra. A tak przy okazji to jakie Pani zdaniem nurty terapeutyczne najlepiej radzą sobie z nerwicą lękową?
Często tak się zdarza, że bliscy nalegają na terapię członka rodziny, a potem okazuje się, że zmiany co prawda zachodzą, ale nie takie jakich oczekiwali. To rzeczywiście może być trudne.
Jeśli terapia będzie dobrze iść to takie zachowania córki powinny za jakiś czas, ustąpić.
Do tego czasu rozwiązaniem może być wyraźne stawianie granic i określanie tego, czego Pani w kontakcie z córką oczekuje i jakich rozmów nie chce Pani z nią prowadzić. Może Pani odmówić uczestniczenia w rozmowie o czymś, o czym Pani nie chce z nią rozmawiać lub w formie, która jest dla Pani nie do przyjęcia.
Parę ładnych lat temu,gdy wszystko już mi się zawaliło,poszłam do psychoterapeuty poleconego mi przez znajomą.Do dziś nie wiem,czy to były stracone lata czy odzyskane..Uzyskałam zrozumienie,głaski i brak osądzania moich postępków.Gdy dostrzegłam problemy z córką,zachęciłam ją również do pójścia na terapię.Teraz się zastanawiam,czy dobrze się stało?Wiem,że terapia doprowadza do zburzenia chorych konstrukcji oraz pomaga budować nowe i zdrowe.Wiem,że własnie z tego powodu dotychczasoe układy rodzinne pozornie "psują się".Ale to co mi się przydarzyło jest potworne i mnie powoli zabija…Córka rozlicza mnie ze wszyskiego,co jej zrobiłam w dzieciństwie:z biedy,z bicia stosowanego w tamtych czasach jako normalna metoda wychowawcza,z każdej chwili w której nie miałam dla niej czasu lub z mojego zmęczenia.Twierdzi,że jestem powąznie chora i powinnam się leczyć.Tak orzekł jej /nasz terapeuta.Dlaczego tyle o tym?Dlatego,że wielokrotnie w czasie(4 lata) mojej terapiii sugerowałam,że może powinnam się leczyć,iść do psychiatry.Kiedyś wspomniałam o lęku jaki mi towarzyszy.Reakcja terapeuty:czy może pani ostatnio czytała ksiązkę na temat lęku?Sugestia,że przeczytane tematy wskakują do mojej psychiki jako objawy.Poczułam,że moja terapia to jest moje oszukiwanie nie wiem kogo,terapeuty,siebie,dzieci,męża itd.Poczułam się jak oszustka wielkiej klasy.Zrezygnowałam z terapii.
Czy terapia bywa trudna?
Może bywa. Ja nie miałem z nią większych problemów. Cierpię na nerwicę lękową od ponad 5 lat. Przez pierwsze 4, zażywałem tylko leki, które szybko przyniosły ulgę ale nie prowadziły do wyleczenia.
W trakcie kolejnego „kryzysu” zacząłem się zastanawiać nad innymi możliwościami ratowania swojej „radości życia”. Ktoś w tedy rzucił hasło „terapia”. Zrobiłbym wszystko żeby sobie pomóc, żeby wreszcie przestać cierpieć. Terapia? Niech będzie i terapia… Początkowo miałem problemy z otwartością. Terapeuta dał mi do zrozumienia, że im bardziej będę otwarty, tym skuteczniejsze będzie leczenie ale też jasno komunikował, że powiem mu tylko tyle ile sam będę chciał. Po kilku sesjach opory zniknęły, a z perspektywy roku widzę nie tylko dobre rezultaty działań terapeutycznych ale i korzyści płynące z umiejętności otwartego mówienia o swoich odczuciach, uczuciach i przeżyciach.
Terapia pomaga mi w zmaganiach z chorobą, ponadto dzięki niej uczą się ciągle czegoś nowego dzięki czemu moje życie nabiera nowych blasków i radości nie tylko związanych z pracą, która do tej pory była moją jedyną pasją. Moja farmako i psychoterapia jeszcze trwają ale widzę wyraźną i coraz trwalszą poprawę samopoczucia. Jedyne czego żałuję to tego, że rozpocząłem terapię tak późno. Pewnie gdyby nie 4 zmarnowane lata, proces powrotu do zdrowia byłby znacznie szybszy i łatwiejszy.
Jeśli czujesz, że masz problem nie trać czasu, idź do specjalisty! Jedyne czym ryzykujesz to parę złotych za wizytę, podczas której najwyżej dowiesz się, że nic Ci nie jest. Gdyby ktoś udzielił by mi takiej rady kilka lat temu pewnie dzisiaj byłbym już w pełni zdrowym człowiekiem.
Dzień dobry!Chciałabym napisać co czuje.Odczuwam lęk,stresuje się kiedy rozmawiam z kimkolwiek z pracy a nawet ze znajomymi tak bardzo chciałabym być lubiana i zaakceptowana.Jednak coraz częściej się smucę i denerwuje kiedy coś mówię. Ciągle mam wrażenie że ktoś mnie źle ocenia to aż boli:( I czuje się wtedy jak śmieć jak ktoś kto nie pasuje do społeczeństwa.A dawniej byłam taka radosna,uwielbiałam kontakt z ludźmi teraz coraz bardziej zamykam się w sobie.Jak moge na nowo odzyskać radość życia i osobowość.Nie chce być sierotą:(
Trudno odpowiedzieć na pytanie jak znaleźć ponownie radość życia. Trzeba by dokładniej przyjrzeć się temu co było kiedyś, i co się od tego czasu zmieniło.
Zazwyczaj człowiek czuje się nieakceptowany przez innych, gdy sam siebie nie akceptuje.
Lęk przed tym co pomyślą o mnie inni, płynie z własnych złych myśli na swój temat.
Kierunkiem pozytywnej zmiany w tym wypadku jest zmiana myślenia i większa akceptacja samego siebie. Jak konkretnie to zrobić? Tu nie ma uniwersalnej recepty, ale można dopracować się sposobów, które będą skuteczne dla Pani. Jeśli jest Pani zainteresowana, to na stronie http://kalinowska.wordpress.com/pomoc są szczegółowo opisane formy pomocy jaką można ode mnie uzyskać w tego rodzaju problemach
jak znaleźć właściwego psychoterapeute? skąd wiemy że człowiek potrzebuje terapii. że lęki które przezywa są już niebezpieczne. jak ocenic ze to juz depresja. ludzie chyba nie poddają sie terapii bo myslą że "jeszcze za wczesnie". albo… po prostu nie wiedza co sie z nimi dzieje. nie rozumieja siebie. czy inny człowiek może pomoc siebie zrozumiec gdy ja siebie nie rozumiem
Skąd wiemy, że człowiek potrzebuje psychoterapii?
Zazwyczaj jest tak, że człowiek napotykając jakieś trudności stara się uruchomić własne zasoby, aby sobie pordzić. Używa znanych sobie sposobów, umiejętności jakie ma, korzysta ze wsparcia bliskich i życzliwych mu osób.
W większości życiowych trudności ma poczucie, że problemy mijają lub się rozwiązują.
Ma lepsze i gorsze dni, ale zawsze jakoś sobie radzi.
Ale bywają sytuacje, że znane sposoby zawodzą, a wsparcie bliskich nie wystarcza. Problemy narastają w czasie i utrudniają normalne funkcjonowanie, np. człowiek ma coraz większe trudności aby wyrobić się w swoich obowiązkach i rolach.
To jest sygnał, że potrzebna jest pomoc z zewnątrz.
Psychoterapia jest nie tylko leczeniem poważnych zaburzeń psychicznych ale też jest sposobem na poradzenie sobie z sytuacjami, które w danym momencie w jakiś sposób człowieka przerastają.
Dlatego, właściwym momentem do podjęcia psychoterapii jest chwila, gdy człowiek strwierdza, że sam już sobie nie poradzi.
Ludzie częściej zwlekają z szukaniem pomocy psychoterapeutycznej myśląc, że ich problemy są zbyt małe, żeby móc o nich rozmawiać ze specjalistą.
W moim doświadczeniu nie ma takich sytuacji, aby ktoś zgłosił się po pomoc nie potrzebnie czy za wcześnie.
Jak znaleźć właściwego terapeutę?
Można pytać osób, które korzystały z terapii, czy poleciłyby swojego terapeutę, choć warto z pewnym dystansem podchodzić do poleceń.
Ale podstawową kwestią jest własne doświadczenie. Warto zaufać komuś doświadczonemu, polecanemu. Ważne jest też, aby "dać czas terapii", żeby ocenić czy to coś daje, trzeba przynajmniej kilku spotkań.
Warto też cierpliwie i wytrwale szukać i pamiętać, że nawet najlepszy terapeuta, nic nie zdziała jeśli człowiek nie włoży w terapię swojego zaangażowania i decyzji o zmianie.
Ciekawe wskazówki! Wszystkie znaki na ziemi i niebie pokazują, że moja siostra cierpi na depresję. Na różne sposoby przekonywałam ją na wizytę u psychiatry znam dobrego specjalistę.Na próżno dzwoniłam ,przekonywałam. O ironio siostra żali się znajomym ,że depresja ją dobija, ale nie chce nic z tym zrobić.Moje wsparcie w postaci : umówię wizytę nawet mogę cie trzymać za rękę itp. bez sensu. Odpuściłam sobie bo nie można pomóc jeśli ktoś nie chce pomocy.Niestety martwię się bo wiem z własnego doświadczenia,że zwlekanie może tylko pogłębić chorobę.
Teraz wiem jak postępować. Dziękuję !
'
Dla mnie nie jest to trudne, jednak mój mąż podobno nie potrafi się otworzyć i dlatego leczenie jest trudne. Właściwie w tym momencie przestał korzystać z terapii. Nie wiem jak go znowu zachęcić. Zresztą powinien sam chcieć. Leczymy się oddzielnie.
Zachęcanie do terapii, rzeczywiście nie jest łatwą sprawą. Można “niechcący” uzyskać efekt dokładnie odwrotny.
Lepiej wymagać dobrego radzenia sobie, (nie stosować taryfy ulogowej) niż uczęszczania na terapię. Komunikat typu: “jeśli rezygnujesz z terapii, to znaczy, że już możesz sobie radzić, więc rób to, a jeśli nie możesz, lub nie potrafisz to jednak szukaj pomocy dla siebie”
Np. jeśli alkoholik nie leczy się, bo uważa, że sobie sam z piciem poradzi, nie powinien być “ratowany” jak się upije i nie może trafić do domu. Jak ktoś nie leczy się z depresji bo uważa, że nie warto, nie powinien otrzymywać zbyt dużej uwagi gdy “łapie doła”.
Jeśli ktoś ma lęki a jednak uważa, że poradzi sobie bez terapii, nie powinien być zwalniany z wykonywania zakupów itp…
Przesłałam na maila coś o o moich przeżyciach związanych z terapią :)
Witam, wielu ludzi tuła się po lekarzach albo nie majć swiadomości źródła swoich objawów, albo – co gorsze- mając tę swiadomość, lecz nie uznając takich form pomocy jak psychoterpia lub farmakoterapia. Smutne ale prawdziwe. Na szczęście coraz więcej ludzi śmielej puka do drzwi specjalistów. Mnie pomogło to i to, leki+ terapia dość długa. Leki troche oszukują – jest lepiej ale problem wciąż gdzieś tam sobie tkwi. Terapia jest cholernie trudnym procesem, ale tylko wtedy stawia się czoło faktycznym "demonom lęku" Pozdrawiam autorkę (czytuję,wysłuchuję, śledzę i lubię :)
Wiele osób, też i teraz, gdy psychoterapia jest bardziej dostępna, nie korzysta z pomocy właściwych specjalistów – psychiatry i psychoterapeuty, pozostając jedynie pod opieką lekarza rodzinnego.
Lekarz zazwyczaj w takich sytuacjach przepisuje leki “na uspokojenie”, które zmniejszają lub likwidują objawy.
Niestety dobranie właściwych leków tego typu i właściwych dawek, nie jest rzeczą łatwą i jeśli nie robi tego właściwy specjalista (psychiatra) wówczas istnieje ryzyko powstania uzależnienia lekowego.
Psychoterapia jest leczeniem metodami psychologicznymi, bez leków. Może być jednyną formą leczenia w tego rodzaju problemach lub stanowić uzupełnienie przy leczeniu lekami.
Miałam identyczne dolegliwości. To było w latach 80-tych. Nikt nie potrafił mi pomóc. Lekarz powiedziała do mnie:”gdyby pani była na zachodzie, to by pani poszła do psychoterapeuty….”. Jakoś mi to przeszło, brałam jakieś leki, robiono mi specjalne mieszanki w aptece. To był koszmar. Nikomu tego nie życzę.
Wiele osób, też i teraz, gdy psychoterapia jest bardziej dostępna, nie korzysta z pomocy właściwych specjalistów – psychiatry i psychoterapeuty, pozostając jedynie pod opieką lekarza rodzinnego.
Lekarz zazwyczaj w takich sytaucjach przepisuje leki “na uspokojenie”, które zmniejszają lub likwidują objawy.
Niestety dobranie właściwych leków tego typu i właściwych dawek, nie jest rzeczą łatwą i jeśli nie robi tego właściwy specjalista (psychiatra) wówczas istnieje ryzyko powstania uzależnienia lekowego.
Psychoterapia jest leczeniem metodami psychologicznymi, bez leków. Może być jednyną formą leczenia w tego rodzaju problemach lub stanowić uzupełnienie przy leczeniu lekami.