Wszystko jest dobrze, dopóki myśl o małżeństwie jest daleka, ale gdy decyzja dojrzewa, pojawiają się wątpliwości. Wiele osób przeżywa niepokój, bo tego rodzaju wątpliwości stawiają, w ich mniemaniu, pod znakiem zapytania, siłę uczucia. Wątpliwości są jednak naturalne, bo zmiana jest duża. Konsekwencje tej decyzji rzutują nie tylko na życie osób zainteresowanych ale też ich bliskich. Głównie rodziców.

Świadomość tego stwarza dodatkowe problemy, zwłaszcza jak relacje z rodzicami są nie domknięte. Jeśli jeszcze jakieś ważne sprawy, trzymają dorosłe dziecko w domu i nie pozwalają spokojnie i bez poczucia winy odejść do swojej nowej rodziny. Tak się dzieje, w rodzinach z problemem alkoholowym. Dorosłe Dzieci wnoszą w swoje związki problem picia rodzica, tak jak to się dzieje w sytuacji opowiedzianej przez Jaśminę.

Pytania i wątpliwości odnośnie tego co dalej,  pojawiają się też wraz z nieuchronnymi zmianami jakie zachodzą w relacji pomiędzy partnerami. Fascynacja ustępuje miejsca uczuciu bezpieczeństwa, nieznane i pociągające zamienia się w znane i przewidywalne.  Może się pojawiać żal i tęsknota za intensywnymi emocjami, które często utożsamiane są z prawdziwą miłością. Ich brak stawia pod znakiem zapytania sensowność związku – opowieść  “Niepewnej”:

w dniu 17/06/2009 @ 06:54 jaśmina

Witam,
ja również chciałabym podzielić się z Panią swoim problemem z nadzieją na uzyskanie pomocy w rozwiązaniu dręczących mnie wątpliwości.
Mam 25 lat.Od kilku jestem w związku z mężczyzną, z którym połączyła i nadal łączy mnie miłość.W tym roku ma się odbyć nasz ślub. I tutaj pojawiają się schody – tzn. pojawiły się we mnie wątpliwości w kwestii zawarcia związku małżeńskiego. Wcześniej, jeszcze przed zaręczynami, czułam iż bardzo chcę aby to właśnie on był moim mężem a w samym małżeństwie nie widziałam niczego ani niepokojącego dla mnie. teraz jestem pełna wątpliwości i strachu (chociaż kiedy się nad tym zastanawiam nie potrafię określić czy jest on uzasadniony). Chciałabym aby Pani pomogła mi w tym zrozumieniu moich emocji.
Wszystko zaczęło się od tego, że ok. 2 miesiące temu mój narzeczony wyjechał do pracy za granicę. Mimo licznych trudności w codziennym życiu dobrze znoszę tę rozłąkę (mamy stały kontakt) ale mam też teraz bardzo dużo czasu na myślenie nad sobą, swoim życiem i tym, jak chcę aby ono wyglądało. pojawiają się różnego rodzaju pytania m. in: Czy ja rzeczywiście chcę wychodzić za mąż? Czy to właśnie on jest TYM mężczyzną? A zaraz potem: A co z moją wolnością? czy małżeństwo wyklucza ją w jakimś sensie? czym dla mnie jest wolność?
Jestem DDA – pochodzę z rodziny alkoholowej. oboje rodzice byli – są alkoholikami. jestem świadoma tego, jak wielkie piętno na moim życiu odcisnęło picie rodziców. nawet teraz, kiedy jestem już dorosła i mam własne życie, odczuwam konsekwencje odrastania w takim a nie innym domu. Nigdy nie ukończyłam żadnej terapii dla DDA, ale jakiejś szczególnej potrzeby aby ja podjąć także nie odczuwam.Kiedyś tylko spróbowałam, ale ona nie spełniła moich oczekiwań.Czasami, kiedy rozmawiam z innymi DDA dają mi oni odczuć, iż bez ukończenia specjalistycznej terapii nie mam szans na życie w psychicznej równowadze. Ja nie zgadzam się z tym do końca. A jak Pani sądzi? – czy terapia jest potrzbna każdemu DDA? Piszę o tym wszystkim, ponieważ wiem, że ma to bezpośredni związek z opisywanym przeze mnie wcześniej problemem.
Nadal jestem w bardzo silnym związku emocjonalnym z Matką i bywa, że chociaż bardzo staram się tego nie robić – jestem w centrum jej picia. Wiem, że wyrządzam tym sobie szkodę, że powinnam się odciąć – jednak to jest jakby silniejsze ode mnie. Przeważają uczucia łączące mnie z Matką i strach o to, co się z nią aktualnie dzieje, kiedy pije. Zresztą wcale nie nieuzasadniony. do tego dochodzi jeszcze poczucie odpowiedzialności wobec niej i wyrzuty sumienia, że nie wiem jak jej pomóc skończyć z nałogiem. Chociaż dobrze wiem, że ona sama musi podjąć decyzję o leczeniu.
Zastanawiam się, czy ta sytuacja może (a jeśli tak to jaki) mieć związek z moimi obawami dotyczącymi ślubu? Może podświadomie obawiam się, że będąc żoną i zakładając rodzinę, będę jej musiała poświęcić większość czasu a Mama i jej problemy zejdą na drugi plan? Ale dlaczego miałabym tego chcieć??
Czasami myślę, że zbyt wiele biorę na siebie. Boję się, czy temu podołam.
Czytałam ostatnio blog dziewczyny, która także jest DDA i jest coś w nim, co dało mi sporo do myślenia. Autorka bloga zastanawia się nad idę ślubów chrześcijańskich oraz nad tym czym jest dla niej przysięga małżeńska. Ostatecznie stwierdza, że to wszystko nie dla niej, że wewnętrznie się z tym nie godzi. Głównie dlatego, że w pewnym sensie małżeństwo wiąże się dla niej z utrata wolności z jakimś fałszerstwem. Bo jak można przyrzekać jednemu człowiekowi, ze będzie się z nim do końca życia?? nie mamy przecież daru jasnowidzenia, nie wiemy co będzie za kilka, kilkadziesiąt lat? ja czuję podobnie. nie mogę powiedzieć, że jestem bardzo wierzącą i oddaną katoliczką. zawsze jednak chciałam wziąć ślub kościelny a teraz sama już nie wiem…W jakimś sensie małżeństwo stanowi dla mnie utratę wolności – chociaż nie potrafię sprecyzować czego ta strata miałaby dotyczyć. Kocham mojego mężczyznę – chcę z nim być, ale borykam się z takimi właśnie obawami.
I jeszcze jedna sprawa. Nie tak całkiem dawno odkryłam w sobie, że odczuwam dużą potrzebę doświadczania silnych emocji. czy to wiąże się z burzliwym dzieciństwem?
Piszę o tym w kontekście tego, że mój narzeczony wyjechał i nagle zrobiło się tak pusto i cicho w moim świecie. Nie mam wielu znajomych a przyjaciele z czasów studiów są daleko. Tak się złożyło, że równolegle z jego wyjazdem ja zmieniałam pracę. Na początku wiadomo – nowe środowisko – a więc silne emocje. Po około miesiącu emocje opadły a ja poczułam się nieswojo i dziwnie. Poczułam pustkę wokół siebie. Starałam się ją jakoś zapełnić. W pracy poznałam kolegę – sporo rozmawialiśmy i polubiłam go. Bardzo lubię poznawać nowych ludzi, to jest emocjonujące przeżycie dla mnie. W pewnym momencie tej znajomości przestałam być ostrożna i chyba pozwoliłam sobie na zbytnią poufałość w słowach wobec niego. Absolutnie nic między nami nie zaszło ale chyba trochę go wystraszyłam bo zaczął się wycofywać. Myślę, że pomyślał, iż mogę chcieć od niego czegoś więcej niż przyjaźni. zastanawiałam się sporo nad tym i doszłam do wniosku, ze nie jest tak. Nie chcę romansu! Kocham jednego mężczyznę i z nim chcę być. Wszystko kręci się wokół tego, że doskwiera mi samotność – pragnę kontaktów z innymi ludźmi, nawiązywania znajomości – ale jakoś mi to nie wychodzi. W ogóle z kobietami bardzo ciężko mi się porozumieć. Kontakt w z nimi wydaje mi się jakby zbyt nudny i chyba trochę traktuję je jak rywalki…? ale dlaczego? Nie wiem jak naprawić relacje z kolegą z pracy…?
Pozdrawiam i przepraszam jeśli moja wypowiedź wydaje się zbyt chaotyczna.

w dniu 17/06/2009 @ 15:14 kalinowska

Witam,
Pani Jaśmino, poruszyła Pani w swoim pytaniu, dwa związane ze sobą problemy, które pozwolę sobie, dla przejrzystości odpowiedzi, jednak rozdzielić.
Jeden związany z obawami dotyczącymi małżeństwa, drugi problem DDA (Syndromu Dorosłego Dziecka Alkoholika).

Wątpliwości pojawiają się w naturalny sposób u wielu osób planujących związek małżeński. Jest to duża życiowa zamiana i dlatego budzi wątpliwości, i niepokój. Każda zmiana, nawet taka, która jest dla nas dobra, jest swego rodzaju stresem. Nowa sytuacja wymaga większego nakładu energii. Stwarza konieczność wypracowania nowych schematów działania i nowych nawyków. Nie da się żyć tak jak dawniej mając w swojej przestrzeni osobistej, przez cały czas, druga osobę. To wymaga przystosowania, umiejętności rozwiązywania konfliktów, przejścia ponad swoim “ego” dla drugiej osoby.
Więc gdy ktoś zaczyna poważnie myśleć o małżeństwie może zacząć przeżywać tego rodzaju wątpliwości, o jakich Pani pisze.
“Czy to dobra decyzja?; Czy nie będę żałować? Czy to jest właściwy kandydat? A co jeśli spotkam później miłość swojego życia?” itp.
Pani pisze o tym, że małżeństwo kojarzy się Pani z utratą wolności.
Na każdą decyzję można popatrzeć jak na stratę. Najwięcej możliwości wyboru ma Pani na rozdrożu. Wtedy każda droga jest możliwa, ma Pani największy wybór i najwięcej wolności.
Wszystko jest możliwe, bo nic nie jest jeszcze wybrane. Totalna wolność.
W momencie, kiedy dokona Pani wyboru drogi, wszystkie inne są stracone.
To, co się traci jest nieznane, więc można o tym dowolnie fantazjować. W fantazji wszystko jest możliwe, więc też, jeśli ktoś nastawiony jest na widzenie tego, czego nie ma w jego życiu, może swoją stratę dowolnie rozbudowywać.
To jest oczywiście zależne od naszej woli czy będziemy dumać nad tym, czego w naszym życiu nie ma i nie będzie, czy będziemy skupiać się na możliwościach, jakie przynosi nam ten, a nie inny wybór.
Bo zachowując swoją wolność, jaką mamy na rozdrożu tracimy możliwość ruszenia do przodu i realizowania jakichkolwiek możliwości.

Może, więc Pani zrezygnować z małżeństwa w imię wolności, ale to też jest wybór jakiejś drogi. Wybór, który Pani wolność będzie ograniczał. Będąc, singielką zachowuje Pani swoją osobistą przestrzeń dla siebie, zachowuje Pani swój czas dla siebie, swoją energię dla siebie i mając to wszystko traci Pani możliwości, jakie niesie ze sobą bycie w związku. Tu oddając część siebie zyskujemy możliwość rozwoju, w kierunku w którym sami z siebie nigdy byśmy się nie rozwijali, możliwość uzupełnienia naszego “JA” o cechy i możliwości, których nigdy nie będziemy mieć.

Bo jak można przyrzekać jednemu człowiekowi, ze będzie się z nim do końca życia?? Nie mamy przecież daru jasnowidzenia, nie wiemy, co będzie za kilka, kilkadziesiąt lat?

Przysięga nie jest przepowiadaniem przyszłości tylko deklaracją woli. To jest przyjecie pewnej postawy życiowej wobec różnych okoliczności jakie mogą mieć miejsce w przyszłości. Właśnie dlatego, że nie wiemy co niesie przyszłość, zawczasu określamy jak będziemy postępować.
Małżeństwo zaczyna się tam, gdzie kończą się wszystkie bajki. W bajce rzecz polega na znalezieniu właściwej osoby i dalej to już się wszystko samo układa. W małżeństwie tak nie jest. Znalezienie właściwej (wystarczająco dobrej) osoby, zaczyna cały proces docierania się, zespalania. Ludzie, którzy zawierają związek małżeński nie są dopasowani, teraz dopiero zaczną się docierać, szlifować swoje kanty, tak, aby stworzyć jedność.
Przysięga jest deklaracją, że się zamierza, w obliczu trudności pracować na rzecz bycia razem, a nie na rzecz rozstania. To oznacza np., że jeśli się spotka interesującego mężczyznę, nie będzie się z nim wchodzić w takie relacje, które mógłby się rozwinąć w romans. Tak jak to Pani zrobiła teraz. Zorientowała się Pani w swojej zbyt dużej poufałości i zrewidowała Pani swoje decyzje, rozpoznała pragnienia. To jest właśnie postawa, jaką obiecuje się przysięgając wierność.
Oczywiście przysięga się za siebie. Więc jeśli Pani wypowiada “ślubuję Ci wierność” to oznacza to Pani decyzję. To nie jest przepowiadanie “będziemy sobie zawsze wierni” Tam jest “ja ślubuję”, – czyli “dziś decyduję się na to, że tym będę się kierować w swoim dalszym życiu”. Tu nie ma żadnego fałszerstwa. No chyba, że ktoś w duchu sobie myśli “a jak będzie bardzo źle, to się z tego przyrzeczenia zwolnię”. To jest wtedy krzywoprzysięstwo i może lepiej nie decydować się wówczas na ślub kościelny.
Jeśli chodzi o DDA i terapię, to oczywiście nie ma takiej konieczności, aby wszyscy DDA odbywali terapię, tak samo zresztą jak nie ma takiej konieczności, aby ktokolwiek odbywał terapię. Terapia jest pewną formą pomocy komuś, kto doświadcza w swoim życiu jakiegoś problemu, który chce rozwiązać, a swoimi własnymi siłami nie potrafi.
gdy czytam to, co Pani napisała:

“nawet teraz, kiedy jestem już dorosła i mam własne życie, odczuwam konsekwencje odrastania w takim a nie innym domu. /…/Nadal jestem w bardzo silnym związku emocjonalnym z Matką i bywa, że chociaż bardzo staram się tego nie robić – jestem w centrum jej picia. Wiem, że wyrządzam tym sobie szkodę, że powinnam się odciąć – jednak to jest jakby silniejsze ode mnie”

zastanawiam się, dlaczego Pani nie chce terapii.
Czuje Pani, że dorastanie w takim domu pozostawiło w Pani trwały ślad, że rzutuje na Pani samopoczucie teraz, czuje się Pani wobec tego bezsilna.
No cóż, można dalej w tym trwać, można dalej próbować na własną rękę radzić sobie z tym, a można też szukać na zewnątrz pomocy dla siebie. Psychoterapia daje możliwość zamknięcia przeszłości i pozwala na ustalenie takich relacji z mamą, jakie będą Pani odpowiadały, może zwolnić Panią z poczucia winy, wobec spraw, na które Pani nie ma wpływu. Rozumiem, że są jakieś ważne powody ku temu, żeby z tej możliwości nie skorzystać.
Być może z czasem sama Pani dojdzie do tego jak sobie z tym wszytskim poradzić.
Jeśli chce się gdzieś dotrzeć można tam iść na piechotę, jechać samochodem, lub rowerem, – jeśli bardzo się chce gdzieś dotrzeć, to pewnie się tam, człowiek znajdzie. Środek lokomocji może tę podróż przyspieszyć. Terapia jest właśnie takim pojazdem, który usprawnia dotarcie do celu, można z tego korzystać, a można zrezygnować, to już jest indywidualna decyzja każdego człowieka, myślę że większość jednak z tej możliwości nie korzysta.

Może podświadomie obawiam się, że będąc żoną i zakładając rodzinę, będę jej musiała poświęcić większość czasu a Mama i jej problemy zejdą na drugi plan?

Zazwyczaj w takich układach jak Pani opisuje, dzieje się trochę inaczej. Z chwilą zawarcia małżeństwa rodzic wcale nie schodzi na drugi plan. Zazwyczaj wnosi się “go” w to małżeństwo. Tworzy to sytuację, w której nie tylko Pani staje w centrum picia mamy, ale jeszcze wciąga Pani w to miejsce męża. Zazwyczaj jednak on tego nie chce i powstaje sytuacja nieustannego bycia między “młotem a kowadłem”. Oznacza to konieczność ciągłego wybierania pomiędzy własnym życiem, a życiem mamy. Trudno jest cokolwiek zbudować, gdy energia rozprasza się na dwa fronty. W wewnętrznym konflikcie interesów “mama – moja rodzina”, wygrywa mama, ponieważ nawyk życia jej życiem jest starszy niż nawyk dbania o swoje własne życie. Zazwyczaj związki dobrze się układają dopiero wtedy, gdy człowiek wyjdzie z domu rodzinnego i da sobie prawo do budowania swojego własnego.

Do tego dochodzi jeszcze poczucie odpowiedzialności wobec niej i wyrzuty sumienia, że nie wiem jak jej pomóc skończyć z nałogiem

Konsultacja psychologiczna on-line

03/06/2009 @ 20:51 niepewna

Dobry wieczór Pani.
Jestem w związku już 3 lata, planujemy się pobrać, a ja nie wiem, czy tego właśnie chcę. Coraz częściej zaczynam myśleć o zdradzie, o przygodach z innymi mężczyznami. Oboje pracujemy i mamy mało czasu dla siebie, poza tym mój narzeczony spoczął na laurach. Dawałam mu do zrozumienia, że o kobietę trzeba się troszczyć całe życie, ale oczywiście zbył mnie tym, że jest zmęczony po pracy i że przecież jest dobrze. Ale nie dla mnie. Brak mi romantycznych przeżyć i uniesień. Wiem, że go kocham i nie potrafiłabym zostawić (gdy miał jakiś czas temu wypadek, umierałam ze strachu, że z tego nie wyjdzie i miałam wyrzuty sumienia, jak mogłam tak myśleć) ale z drugiej strony pragnę też innych, przystojnych mężczyzn i szalonego życia. Dodam, że mój narzeczony był moim pierwszym i ostanim mężczyzną w życiu. Proszę o pomoc. Z góry dziękuję.

04/06/2009 @ 23:13 kalinowska

Witaj,
Czyli z jednej strony chcesz być ze swoim narzeczonym (nie potrafiłabyś go zostawić), a z drugiej chciałabyś “przystojnych mężczyzn i szalonego życia”. Te dwa pragnienia stoją w sprzeczności. Sposób, jaki przychodzi Ci do głowy na rozwiązanie tego konfliktu to zdrada.
Być może warto żebyś sobie odpowiedziała na pytanie, co się kryje za tym: “pragnę też innych, przystojnych mężczyzn i szalonego życia”
Czego dokładnie pragniesz? Wyobraź sobie, że to masz. Masz szalone życie, w którym pełno przystojnych mężczyzn, – na czym dokładnie będzie to polegało, co będzie wówczas w Twoim życiu, jak długo to będzie trwało i do czego to doprowadzi. Co jeszcze, się zmieni wraz ze zmianą Twojego stylu życia?
Co będzie w Twoim życiu inaczej, gdy będziesz to miała? Jak inaczej się będziesz zachowywać, jak inaczej będziesz się czuć, jak zmieni się Twój sposób myślenia? Jakie ważne potrzeby zaspokajać będzie takie życie?

W innym momencie pomyśl o tym, czego brakuje Ci w tym związku, w którym jesteś. Co takiego miałoby się zmienić, abyś Ty poczuła się lepiej? Czego oczekujesz od swojego narzeczonego?
Mówisz, że “dawałaś mu do zrozumienia, że o kobietę trzeba się troszczyć całe życie”.
To jest bardzo, bardzo ogólne stwierdzenie, co to znaczy “troszczyć się”? Ty możesz rozumieć to w zupełnie inny sposób niż on.
Znam parę, w której “troszczyć się” znaczyło dla niego utrzymywać dom, a dla niej “przynosić raz na jakiś czas spontanicznie kwiaty”.

W dodatku piszesz, że “dawałaś do zrozumienia”, czyli coś sygnalizowałaś nie, wprost – kto wie jak on to właściwie zrozumiał. Czy w ogóle wiedział, o co Ci chodzi? Być może, jeśli było to dla niego niejasne, mógł nie chcieć w to głębiej wnikać i zbył Cię pierwszym lepszym argumentem.
Być może warto abyś bardziej otwarcie z nim porozmawiała o tym jak Ty się czujesz w tym związku i co Ci przychodzi do głowy.
Lepiej rozmawiać o zdradzie, która przychodzi do głowy, niż o zdradzie, która stała się faktem.
Wiesz jest różnica pomiędzy powiedzeniem “spocząłeś na laurach, a o kobietę trzeba się troszczyć całe życie” a powiedzeniem, “gdy jestem z Tobą czuję……., Zaczyna mi brakować…… I w związku z tym zastanawiam się, czy nasze plany małżeńskie mają sens, coraz częściej myślę o zdradzie”
Oczywiście jest to skrajny przykład otwartej komunikacji i pomiędzy takim zdaniem a dawaniem do zrozumienia jest cały szereg możliwości pośrednich.
W każdym razie, jeśli uważasz, że sprawa jest dla Ciebie poważna, w jakiś sposób mówisz mu o tym, a on tego nie traktuje poważnie, jest to sygnał dla Ciebie, że sposób, w jaki mówisz do niego, nie oddaje twoich intencji i emocji. Warto, więc pomyśleć jak inaczej z nim o tym rozmawiać, aby on mógł docenić wagę tego, co chcesz mu powiedzieć.

09/06/2009 @ 08:48 niepewna

Cóż, dawałam swojemu narzeczonemu bardzo wyraźnie do zrozumienia, że inaczej wyobrażałam sobie nasze wspólne życie. Marzyłam o romantycznych kolacjach przy świecach, ciągym zabieganiu u mnie, spontanicznych niespodzianek, wiecej miłości i czułości. Dochodziło nawet do kłótni, których wyrzucałam mu wszystko, co myślę. A on.. Mówi, że nic na to nie poradzi, że taka jest szara rzeczywistość, że pracuje, że jest zmęczony itp. Ja też pracuję, też bywam zmęczona, ale dla niego zawsze znajdę czas. Poprostu nie wyobrażam sobie jako jedynej formy wspólnego bycia razem oglądanie filmów na kanapie i przytulanie się do siebie a potem buziak na dobranoc, a czasami wyjście gdzieś poza dom (na pizze). Moje życie byłoby barwniejsze, gdyby coś się działo, a nie ciągle to samo. To przecież doprowadza do rutyny. Proponuję mu czasem zebyśmy gdzieś poszli, żeby mnie gdzieś zabrał, zrobił niespodziankę jak kiedyś, ale gdzie tam. Był bardziej romantyczny, ale tylko patrzy na mnie z politowaniem i zbywa

 

12/06/2009 @ 20:05 kalinowska

No to, wychodzi na to, że już wiesz, czego w związku z tym mężczyzną, nie dostaniesz lub dostaniesz w małym stopniu. Tak to już zawsze w związkach jest, że pewne rzeczy, których chcemy, z daną osobą są nie osiągalne.
To jest moment Twojej decyzji. Ty masz ocenić na ile “romantyczne kolacje i barwne życie” są ważne i jaka jest tu hierarchia wartości. Czy to, co dostajesz w tym związku jest ważniejsze od tego czego nie dostajesz, czy też nie.
Zdecyduj czy chcesz z nim być, mimo, że być może nie dostaniesz “ciągłego zabiegania o Ciebie, spontanicznych niespodzianek, kolacji przy świecach”.

Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwa miłość zaczyna się nie tam gdzie kocha się kogoś, bo jest taki wspaniały, tylko tam, gdzie kocha się mimo, iż taki wspaniały nie jest.

Jeśli okaże się, że chcesz z nim być, mimo, że on nie jest tak “romantyczny” jak byś chciała, wówczas dobrze by było wziąć odpowiedzialność za tę decyzję i skupić się raczej na tym, co ten związek Ci daje, zamiast żalić się na to, czego nie ma.

Jeśli jednak barwne życie jest ważną wartością dla Ciebie i nie chcesz, aby bycie razem ograniczało się do kanapy i filmów, to być może lepiej się rozstać, zanim wcielicie w życie plany wspólnej przyszłości.

Decyzja, o której mówię, dotyczy nie tylko bycia razem lub rozstania, ale też oznacza, rezygnację lub nie z wyobrażeń, co do tego jak powinien wyglądać związek.
Tzn. kontynuowanie tego związku oznacza również pogodzenie się z faktem, ze odbiega on, od Twoich wcześniejszych wyobrażeń.

Na pocieszenie powiem, że w każdym związku jakieś nasze wyobrażenia czy oczekiwania nie będą spełnione. Znajdując innego mężczyznę, może znajdziesz romantyczne kolacje, ale coś innego nie będzie obecne w waszym życiu.
Tajemnicą szczęścia w miłości jest między innymi umiejętność godzenia się z tym, że nie wszystko jest tak jak sobie wyobrażamy.
Pozdrawiam

Konusltacja psychologiczna on-line