Dziś gościnnie, ze strony Dzikie Dzieci Agnieszka Stein udostępnia artykuł o granicach w wychowaniu.

Dzieci potrzebują granic. Nie ma chyba dorosłego, który choć raz nie usłyszał lub nie przeczytał podobnego zdania. Wielu rodziców przychodzących do psychologa prosi o pomoc w stawianiu dzieciom granic.

Z tym, że tych granic tak naprawdę nie trzeba stawiać, bo one po prostu istnieją, wystarczy je dziecku pokazać. Problem pojawia sie wtedy, gdy sami dorośli mają kłopot z ich dostrzeżeniem. Albo widzą je tam gdzie ich nie ma…

“Granice”, “wyznaczanie granic”, “uczenie granic” to wszystko terminy bardzo użyteczne – ja sama się nimi bardzo często posługuję – choć często też nadużywane i mylnie interpretowane. Ponieważ narosło wokół nich zbyt wiele nieporozumień, przedstawiam krótki kurs granic dla naturalnych rodziców.

Granice ma każdy z nas.

Tak jak granice państwa służą do tego, aby wiedzieć, gdzie się ono znajduje, tak samo nasze granice są po to, byśmy wiedzieli, gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi człowiek. Nie tylko jego ciało, ale też jego „dusza”. Na tym opierają się wszystkie relacje pomiędzy ludźmi. Niestety według psychologów problemy w rozumieniu i pokazywaniu innym swoich granic ma coraz więcej osób.

Każde dziecko rodząc się ma już i rozpoznaje swoje granice. Jest to rozpoznawanie i wiedza na poziomie noworodka. Granice takiego malucha są ściśle związane z jego potrzebami . Dziecko po prostu czuje, kiedy jest mu dobrze, kiedy jest szczęśliwe, kiedy wszystkie jego potrzeby są zaspokojone. Wie też, kiedy cierpi i kiedy czegoś mu brakuje, choć nie zawsze wie czego.

Prawdopodobnie granice niemowlęcia są szersze niż nasze. Zapewne maluch uważa, że razem z mamą stanowi jedność. Zresztą przez dziewięć miesięcy właściwie, przynajmniej z jego punktu widzenia, tak było. Małe dziecko nie zawsze odróżnia emocje matki od swoich, ma też wrażenie, że mama zna jego myśli i przeżycia. Pierwsze lata życia dziecko spędza na coraz doskonalszym wyodrębnianiu granic swoich i cudzych.

Ważnym odkryciem wczesnego dzieciństwa jest fakt, że mama jest odrębną osobą. Czasem czuje co innego niż ja, czasem nie rozumie o co mi chodzi, czasem wreszcie prosi bym chwilę poczekał. Jest to bardzo trudna nauka, dlatego dobrze, gdy dziecko dostaje ją w małych porcjach.

Druga lekcja dotyczy granic własnych możliwości. Dziecko doświadcza ich gdy chce coś zrobić, coś osiągnąć, ale nie bardzo mu się to udaje. Wtedy pojawia się frustracja i jeśli tylko nie przekracza pewnego poziomu , jest pozytywnym elementem rozwoju każdej istoty. Co więcej jest elementem niezbędnym. To nauka o tym, że nasze możliwości mają swoje granice. Ale też źródło największej satysfakcji, gdy uczymy się nowych rzeczy.

W tych osiągnięciach nie warto przeszkadzać, bo jak już się pewnie domyślacie, dziecko potrafi sobie z nimi samo świetnie poradzić.

Co to znaczy nie przeszkadzać?

  • Pozwolić dziecku na przeżywanie błędów i porażek, które samo sobie funduje
  • Nie uprzedzać ich mówieniem: nie uda ci się, przewrócisz się
  • Nie robić z nich tragedii
  • Nie stawiać nadmiernych wymagań
  • Nie popychać dziecka do przodu wtedy, kiedy ono samo nie jest do tego gotowe
  • Nie porównywać umiejętności dzieci, nie komentować przy nich: Jaś już od miesiąca raczkuje a Marysia…
  • Nie zgadywać myśli dziecka i nie spełniać jego życzeń zanim poprosi
  • Nie dawać mu zbyt długo czekać, kiedy już pokaże czego potrzebuje, bo stres z tym związany uniemożliwia mu naukę cierpliwości
  • Jeśli dziecko musi poczekać warto dać mu sygnał, że usłyszeliśmy jego prośbę i zaspokoimy jego potrzebę za chwilę

Warto pamiętać, że każdy jest ekspertem od samego siebie. Nikt nie zna potrzeb człowieka lepiej niż on sam. Ten człowiek to także malutkie dziecko. Jeśli daje nam sygnał, że przekraczamy jego granice na pewno się nie myli. Szanowanie granic dziecka (i swoich!) to niezbędny warunek wychowania szczęśliwego człowieka.

Ważne jest, żeby od samego początku traktować dziecko jako odrębną osobę, która może mieć inne zdanie niż my, ma prawo czegoś nie lubić, a także lubi wiedzieć co się z nią dzieje.

Kiedy około pierwszego roku życia dziecko zaczyna samo się poruszać, nauka granic nabiera tempa. Czasem jest to dla rodziców bardzo bolesne doświadczenie, zwłaszcza gdy sami nie mają jasności, co do własnych granic. Dziecko coraz częściej słyszy od dorosłych słowo „nie” i zaczyna go używać w stosunku do nich. Uświadamia sobie powoli, że inni ludzie też mają swoje granice: rzeczy, które lubią i których nie lubią. Takie, które akceptują i takie, których nie mogą znieść.

Jak pomagać dziecku na tym etapie?

Nie nadużywać zakazów, im więcej razy użyjesz słowa „nie” i „nie wolno” tym więcej razy usłyszysz je później od swojego dziecka
Dobrze jest mówić „nie” tylko w dwóch sytuacjach: gdy dziecko narusza Twoje granice (np. robi coś co cię boli) oraz gdy robi coś, co zagraża jego bezpieczeństwu
Uszanowanie granic dziecka jest ważniejsze niż wyegzekwowanie swoich granic. Jeśli nie umiesz wybrnąć z jakiejś konfliktowej sytuacji odpuść, ale nigdy nie używaj przemocy.
Dziecko dopiero się uczy i będzie potrzebowało wielu doświadczeń, nie trzeba go ratować na siłę z każdej opresji i warto być cierpliwym

Granic nie trzeba wyznaczać, one po prostu są! Wymyślanie kolejnych zasad dla samych zasad to męczenie siebie i dziecka. Zwłaszcza, że większości z nich dziecko nie rozumie.

Najważniejsze w tym momencie jest abyśmy to my znali własne granice. Niestety wielu z nas nie za dobrze sobie z tym radzi. Nasze dzieci są wtedy zagubione i nie czują się z nami bezpiecznie.

Po czym można poznać, że mamy kłopoty z własnymi granicami?

gdy spostrzegamy zbyt wiele spraw dookoła siebie tak, jakby były one naszą częścią; poświęcamy dużo czasu na myślenie o rzeczach, na które nie mamy wpływu; denerwuje nas, że pogoda nie taka, ludzie nieodpowiedni
gdy uczucia i zachowania innych ludzi wydają nam się zawsze celowe i wymierzone w nas albo obarczamy innych odpowiedzialnością za swoje uczucia
gdy traktujemy dziecko i innych bliskich jako przedłużenie samych siebie; uważamy, że wszystko dokoła nas powinno się odbywać tak, jak to zaplanowaliśmy
mamy trudności gdy dziecko się z nami nie zgadza; nie potrafimy sobie poradzić, gdy dziecko czuje i przeżywa coś w inny sposób niż my sami
trudno nam zaufać dziecku i uwierzyć w to, że zna swoje potrzeby; często wtedy stosujemy różne formy przemocy, aby skłonić dziecko do współpracy: karmimy na siłę, ubieramy gdy nie jest mu zimno
gdy pozwalamy wchodzić sobie na głowę; dla dobra ogółu poświęcamy wiele ważnych dla siebie spraw
chcemy uszczęśliwić wszystkich dookoła, nawet kosztem własnego szczęścia. Uważamy, że bez nas inni ludzie nie daliby sobie rady
gdy początkowo naturalna sytuacja, w której rodzice starają się zaspokajać wszystkie potrzeby dziecka trwa zbyt długo
gdy czujemy się złymi rodzicami, jeśli dziecko płacze mimo, że jesteśmy przy nim i staramy się pomóc, a także wtedy, gdy cierpimy mówiąc dziecku „nie”, nie zgadzając się na coś, czy po prostu nie mogąc mu dać „gwiazdki z nieba”
gdy nie potrafimy pogodzić się z tym, że nasze dziecko się stopniowo się usamodzielnia, unieszczęśliwia nas fakt, że potrafi zaspakajać coraz więcej swoich potrzeb bez naszej pomocy

Jeśli odkryliście siebie w którymś z tych opisów, proszę, nie majstrujcie przy swoim dziecku. Najpierw poukładajcie samych siebie. Wtedy wszystko inne sprawy same się ułożą.

Powodzenia,
Agnieszka Stein