Kluczem do pewności siebie jest aktywność. Im człowiek więcej działa tym więcej ma doświadczeń i tym więcej może dowiedzieć się zarówno o swoich zasobach i jak o ograniczeniach.
Wiedza na temat tego „co mogę” a „czego nie mogę” jest jednym z filarów zdrowego poczucia własnej wartości a co za tym idzie, też pewności siebie.
Zatem najprostsza rada dla kogoś niepewnego siebie, jest: zacznij działać.
Rada prosta i skuteczna, ale jeśli poszukujesz odpowiedzi na pytanie: jak być pewnym siebie to wiesz, że aktywność i działanie to jest ostatnia rzecz ma jaką masz ochotę, głównie z powodu lęku przed porażką.
Odkładasz aktywność na później, postanawiając, że zaczniesz działać jak tylko poczujesz się pewniej, a że człowiek nie może poczuć się pewniej bez działania, stoisz w miejscu.
Im mniej aktywności tym mniej pewności siebie, im mniej pewności siebie tym mniej aktywności, w efekcie, próbujesz jechać przez życie na hamulcu.
Zdarzało mi się, nie raz, jechać na zaciągniętym hamulcu ręcznym i wierz mi nie jest to najbardziej efektywny sposób podróżowania. Dobrze jest mieć hamulec ale dobrze jest też mieć coś, co pozwoli go zwolnić w momencie kiedy tego potrzebujesz
Podobnie jest z pewnością siebie, nie chodzi o to aby zawsze i wszędzie rzucać się w wir aktywności ale żeby mieć taką możliwość gdy chcesz gdzieś dojechać i coś osiągnąć.
Co zrobić z lękiem przed porażką
Pewna osoba zapytała mnie o to jak ma być bardziej aktywna skoro „ma świadomość, że NIC jej nie wychodzi”
Tego rodzaju świadomość nie jest realną oceną możliwości tej osoby, tylko pewnym sposobem myślenia o sobie. Jest generalizacją, która w wyniku wielokrotnego powtarzania stała się tak automatyczna i oczywista, że nie podlega, w umyśle tej osoby, żadnej dyskusji.
Jeśli świadomość siebie, to jak o sobie myślimy jest rodzajem nawyku to z pewnością jesteśmy w stanie to zmienić. Trzeba wiedzieć jak to zrobić i włożyć w to pewien wysiłek, ale jest to możliwe.
Mając świadomość „nic mi nie wychodzi” trudno się zdobyć na aktywność, bo logiczną konsekwencją takiego przekonania jest przewidywanie porażki, a ta z kolei wzmocni poczucie beznadziei związanej z tym, że nic nie wychodzi.
Z takim przekonaniem lepiej jest nie działać. Ale jak być pewnym siebie, bez działania, skoro na nim właśnie buduje się pewność?
Trzeba rozłożyć to na etapy i zacząć od zmiany swojego przekonań, na takie, które wspierają możliwość działania.
Precz z generalizacjami
Od czego możesz zacząć?
Kiedy uświadamiasz sobie swoje przekonania, zwróć uwagę na te, które wyrażasz za pomocą słów „zawsze”; „nigdy”; „wszystko”; „nic”. To są miejsca w których możesz zacząć zmianę swoich przekonań, bo życie w swej zmienności nie dopuszcza tego aby coś było „zawsze” albo „nigdy”. Osoba która mówi „nic mi się nie udaje” pomija w swojej świadomości te wszystkie działania, które sprawiły, że coś się udało.
Być może nie często się udawało, być może nie udawało się tak jakby ta osoba tego chciała, być może to co się udało było mniej ważne od tego co się nie udało, ale na pewno, nie jest tak, że „nic się nie udało”.
Jeśli się zmagasz z takim przekonaniem wystarczy że weźmiesz kartkę i wypiszesz na niej ważne dla Ciebie osoby, sprawy, rzeczy – to o co warto by było walczyć, coś czego za nic w świecie nie chcesz stracić i pomyśl jak to coś znalazło się w Twoim życiu i co Ty takiego zarobiłaś/eś, że to masz.
Jeśli uczciwie zrobisz to ćwiczenie, dasz sobie szansę na to aby uświadomić sobie, to, co Ci się choć trochę udało.
Jeśli chcesz zmienić swoją świadomość „nic nie wyszło” zacznij szukać w swojej przeszłości,nawet dalekiej, tych wszystkich momentów, kiedy to zdanie nie było prawdą. Szukają wyjątków od reguły wyrażonej w Twoim przekonaniu o sobie.
Zmień swoją przeszłość.
Twoja przeszłość ma wpływ na to, jak sobie wyobrażasz przyszłość.
Przeszłość wypełniona porażkami, stanowi bazę do przewidywania porażki w przyszłości. Trudniej Ci wyobrazić sobie, że odniesiesz sukces jeśli w przeszłości nie było takich sytuacji. W pewnym sensie przeszłość determinuje twoją przyszłość, bo jeśli zaczynasz coś bez wiary w sukces masz mniej motywacji i chęci do działania. Kiedy robisz coś niechętnie i z oporami, na ogół nie osiągasz tyle, ile byłoby możliwe przy pełnym zaangażowaniu.
Innymi słowy opierając się na przeszłych niepowodzeniach, sabotujesz swoje własne wysiłki, walnie przyczyniając się do słabych efektów i zbierania kolejnych negatywnych doświadczeń.
Zacznij więc od zmiany swojej przeszłości. Być może czujesz jakieś zaskoczenie – jak to, zmienić przeszłość? Co się stało już się nie odstanie, przeszłość to coś dokonanego i nie podlega zmianom.
A jednak, może się zdziwisz, ale możesz zmienić swoją przeszłość. A właściwie pamięć o tym, co było kiedyś. Bo przeszłość istnieje tylko w Twoim umyśle, w magazynie pamięci.
W tym magazynie, są rzeczy wyraźne, widoczne na pierwszy rzut oka, to te, które wielokrotnie wyjmujesz i wkładasz. To co ciągle wspominasz, opowiadasz sobie i innym, jest wyraźne i łatwe do wyjęcia.
Jak w każdym magazynie, są w naszej pamięci też rzeczy, wciśnięte w kąt i przykryte warstwą kurzu, takie o których tak na co dzień nie pamiętamy ale które możemy wyjąć z pamięci jeśli się skupimy.
Jeśli masz przekonanie, że do tej pory NIC ci się nie udawało to jest bardzo możliwe, że gdzieś w kątach swojego magazynu pamięci masz takie doświadczenia, które są przykładami sukcesów, ale nie używasz ich za często i nie masz ich „pod ręką kiedy ich potrzebujesz”. Im częściej będziesz wspominać te doświadczenia, im więcej będziesz sobie i innym o nich opowiadać tym wyraźniejsze i ważniejsze się staną. Są ludzie, którzy potrafili odwrócić koleje swojego losu, opierając się na jednym tylko doświadczeniu, które w sobie pielęgnowali i uczynili ważnym.
Pamiętaj to Ty decydujesz co uznasz za ważne, nie ma najmniejszego powodu aby deprecjonować swoje pozytywne doświadczenia.
Zmień swoje rozumienie przeszłych doświadczeń.
Z negatywną przeszłością można zrobić jeszcze jedną rzecz, oprócz tego, że zaczniemy dowartościowywać pozytywne doświadczenia.
To, co pamiętasz to nie tylko same fakty ale też interpretacje tego co się stało. Na pewne zdarzenia można popatrzeć z różnych stron i na różne rzeczy zwrócić uwagę.
Pamiętamy zdarzenie i jego przeszłą interpretację. Np. możesz pamiętać jako porażkę zdarzenie, które przekreśliło Twoje przeszłe plany. Coś się wydarzyło i wtedy było to dla Ciebie bolesne, trudne i wpadło do szufladki „porażka”. Jednak dziś jesteś już trochę innym człowiekiem z trochę inną perspektywą więc tamto zdarzenie możesz też inaczej popatrzeć na tamto zdarzenie.
Podam Ci przykład:
Bywa też tak, że na nasze wspomnienia szczególnie te najstarsze, z dzieciństwa nakładają się interpretacje i oceny bliskich osób, wyznaczając to, jak je rozumiemy, pomimo że już sami możemy dokonać własnej oceny tego co się stało.
Co z tego wynika
Jeśli nie czujesz się pewnie jest bardzo możliwe, że masz szereg przekonań na swój temat, które hamują Twoją aktywność i stanowią źródło negatywnych odczuć na swój temat.
Warto uświadomić sobie tego rodzaju przekonania i podjąć próbę ich zmiany, zaczynając od:
- znalezienia generalizacji, tego miejsca w którym rozciągamy jakieś fakty na całe swoje życie
- znalezienia wyjątków, takich faktów, które są dowodem na to, że czasem twoja generalizacja nie jest prawdziwa
- pielęgnowanie i dowartościowanie wspomnień tych sytuacji jako źródła wiedzy o sobie
- zaktualizowane wspomnień, obejrzenia ich z bardziej pozytywnej perspektywy
- podjęcie działania (pomimo niepewności siebie) i nastawienie na wspieranie siebie a nie na krytykowanie.
Dziękuję za ten artykuł. Przynajmniej wiem od czego zacząć zmieniać moje własne myślenie o sobie. Nawet znalazłam kilka rzeczy, o które zawalczyłam, choć zawsze wydawało mi się, że to oczywista oczywistość, bo wszyscy tak mają; kiedy przeczytałam wpisy pod artykułem zobaczyłam, że jednak nie wszyscy…
Niestety na niektóre rzeczy nie ma się wpływu choćby się człowiek dwoił i troił. Mój przykład idealny. Od dziecka do teraz jak już jestem dorosła nigdy nie układało mi się z ludźmi. Co bym nie zrobiła, jaka nie była. Ludzie mi mówią że jestem fajna, super, można mi zaufać i co z tego? Jak zazwyczaj mnie ignorują, kpią ze mnie a w najgorszym przypadku wyzywają i upokarzają. Wiele wycierpiałam, wiele razy zaufałam za każdym razem miałam doczynienia z fałszywi osobami. Byłam u psychologów i psychoterapeutów, chciałam wiedzieć co robię źle, kilka razy spytałam niektórych osób. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Problem jest w tym że jestem. Że istnieje. Jestem inna. Mój styl mówienia, chodzenia, mowa ciała, ton głosu, ogólny performance, coś nieuchwytnego, czego nie da się logicznie opisać, taka aura jest dla innych odpychająca. Bije ode mnie dziwną energią, ludzie źle się czują w moim towarzystwie, męcze swoją obecnością, wkurzam ich mimo iż nikt nie ma mi nic do zarzucenia i niby ze mną wszystko okej. Przez to nigdy nie miałam faceta, przyjaciółki, znajomi są tak płytcy że wystarczy powiedzieć nie chce gadać a słyszę to narazie, bez żadnego ale. Gnebiono mnie w szkole średniej i gimnazjum. Trudno mi znaleźć pracę bo setki razy już na samym początku nie robiłam dobrego wrażenia na innych mimo iż ze mnie,, sympatyczna,, kobieta. Nie nadaje na falach z innym, poradzono mi bym znalazła osobę podobną do siebie i taką która polubiła mnie za to jaka jestem ale do dziś mi się to nie udaje. Mogę liczyć tylko na rodzinę która bardzo kocham. Gdyby nie ona już dawno by mnie nie było. I to się nie zmieni, bo taka już jestem. Są osoby które mają w sobie coś przyciągającego a nic nie muszą się starać, ja mam odwrotnie mimo iż nieraz przyjmowałam inicjatywę. Poddałam się. Juz odpuściłam sobie innych. Wszystkich. Po co znów się upokarzać i widzieć jak ktoś mówi i pokazuje że ewidentnie cię nie chce? To bez sensu. Niepotrzebnie tylko ciągle płaczę. Skupiam się tylko na sobie, już mówię do kogo co chce bo w sumie i tak mnie nie polubi, to nic nie zmieni. I na rodzinie, dla niej jestem jak pisałam. Nie wierzę że ktoś mógłby mnie pokochać tak za to że po prostu jestem,za mnie samą. Wychodzę jak tylko muszę, do pracy. Usunęłam konta na portalach społecznościowych. Jestem na etapie akceptacji tego wszystkiego. Chciałabym być znowu szczęśliwa, jak kiedyś kiedy byłam naiwna i wierzyłam że wszystko będzie dobrze.
Prawda jest taka ze jak ktoś jest skazany na porażkę w życiu to co by nie zrobił to i tak nic nie osiągnie trzeba się jakoś przemeczyc do śmierci
@ Zdołowany
to czy odniesiesz porażkę czy sukces jest w dużej mierze zależne od tego w co wierzysz. Jeśli uważasz siebie za kogoś skazanego na porażkę, to stworzysz sobie życie usłane porażkami. Oczywiście coś może Ci się nie udać, nawet pomimo twoich starań. Efekty naszych działań tylko częściowo zależą od tego co zrobimy. Jednak od nas zależy co zrobimy w sobie z tym, że się nie udało. Czy będziemy się utwierdzać w przekonaniu, że tak jest zapisane w gwiazdach, że ma się nie udać, czy zrobimy coś innego. Np. skorzystamy z wiedzy jaką nam daje porażka. Bo porażka pokazuje, że coś co robisz nie działa i możesz płakać nad tym a możesz zacząć myśleć co zrobić innego, co mogłoby zadziałać. A że to do tego potrzeba wysiłku…? No cóż, każdy kto odniósł sukces musiał włożyć w to wysiłek.
Ale jeśli naprawdę nic się nie udaje mimo tych wszystkich rad to co?Ile można Są ludzie którzy w ogóle o to nie starają A człowiek musi sobie to jakoś tłumaczyć i przechodzić terapię Taki los
@Edaja
Człowiek nic nie musi. Nie musisz sobie niczego tłumaczyć ani przechodzić terapii. Możesz jeśli chcesz ale nie musisz. Jeśli ktoś Cię dołuje, to oczywiście możesz poprzestać na tym, że to jest jego wina i że nie powinien tego robić. Problem jednak w tym, że na zmianę zachowania drugiej osoby mamy bardzo ograniczony wpływ, znacznie mniejszy niż na siebie samego. Zatem skupiając się na tym, co ten ktoś może zmienić narażamy się na możliwość, że będziemy dalej cierpieć i cierpieć, czekając (czasem bezskutecznie) aż ta osoba się zmieni. W skrajnych wypadkach możemy przecierpieć całe swoje życie, mając na otarcie łez jedynie myśl, że to jest czyjaś wina.
Można też zrobić coś innego. Można zacząć pracować nad sobą, aby to, co robi druga osoba nie było dla mnie źródłem cierpienia. Oczywiście nie jest to łatwe, choć i tak łatwiejsze niż zmienianie kogoś innego. Jednak w nagrodę zyskuje się wolność. Niezależność emocjonalną.
Tak więc mamy do wyboru – skupiać się na tym co ktoś może zmienić u siebie i stać się jego ofiarą albo skupiać się na tym, co zmienić w sobie i za cenę wysiłku zyskać wolność.
Nie możemy natomiast stać się wolni emocjonalnie przez zmienianie innej osoby.
Mam 53 lata . Nic w życiu mi się nie udało osiągnąć. Bardzo chciałam skończyć studiów, ale mimo moich wysiłków i uczenia się wiele , wiele godzin nie dopuszczono mnie do matury. Trauma, która pozostała po LO ( bardzo mi dokuczano i wyśmiewano) nie pozwoliła mi spróbować ponownie…Po wstąpieniu w związek małżeński urodziłam córkę, która w wieku 17 lat oznajmiła mi, że jest homoseksualna- nie ma nocy abym z tego powodu nie płakała ( a już minęło 4 lata) . 8 lat minęło od śmierci teściowej i od tego dnia razem z mężem musimy opiekować się jego starszym, ale upośledzonym bratem – jest bardzo ciężko. Przez całe życie staram się ciężko pracować aby wieczorem “paść” ze zmęczenia i nie musieć o tym wszystkim myśleć… Już nie potrafię się niczym cieszyć. Nie potrafię nic robić oprócz chodzenia do pracy, gotowania, prania , sprzątania …
No musze przyznac ze po malu zaczyna wychodzic. Mieszkamy sami w niemczech z dziewczyna, ciezko pracujemy. Zarabiamy godziwe pieniadze, uczymy sie dalej jezyka, zbieramy na samochód i inne dobra doczesne…. Odkąd odciąłem się od mojej rodziny co ciągle wytykała mi błędy, zarzucała co źle robie, to zaczyna byc lepiej. Mniej oszustów na drodze spotykamy niz w Polsce. Czasem trzeba zmienić całkiem środowisko, wyjazd z kraju czy województwa i od razu lepiej. No i wsparcie dziewczyny wraz z jej rodzina na pewno duzo pomaga (zwlaszczw wtedy jak zylismy w Polsce). Nie pracujemy juz pod posrednikiem a bezposrednio pod kliniką . Jedno jest pewne, trzeba miec realny cel w zyciu i isc do niego malymi krokami. Trzeba sobie na to ciężko zapracowac i co najciezsze, nie zalamywac się nawet po 100 porazce, bo inaczej nic nie wyjdzie.
Bzdury. Same bzdury
Ja mam zawsze pod górę, dodatkowo przez dłuższy czas miałam koło siebie ludzi bardzo toksycznych, ale udało się z nimi zerwać kontakt i jest lepiej.Właściwie byli to ludzie z rodziny mojego chłopaka, którzy strasznie mieszali w naszym życiu byli fałszywi i w momencie kiedy mieliśmy dużo problemów chcieli nam jak najbardziej dokopać.Także to kim się otaczamy jest bardzo ważne jeśli chcemy coś zmieniać, budować bo nasze otoczenie też potrafi blokować swoim negatywnym mówieniem, pomniejszeniem naszych możliwości i zawiscią, którą do nas żywi…
Teraz jest łatwiej mi coś zrobić czy zmieniać ale wiadomo no trudności są i to czasami wielkie, ale człowiek na tym hartuje charakter że radzi sobie z przeciwnościami, ja obecnie mniej narzekam, więcej działam i próbuje stale iść do przodu nawet jak już jest ciężko to nauczyłam się mówić sobie, że jeśli sobie poradzę to za chwile będzie dobrze.
Są kryzys wiadomo, że tak ale nie są już tak silne jak kiedyś choć np.W tej chwili mam na sobie dużą presje, ale są mi małe przesłanki do tego, że się uda.Moja rada dla każdego, który wątpi w siebie (sama mam tą przypadłość w stopniu wielkim) nie bujcie się działać, próbujcie jak macie jakiś pomysł realizujcie to nawet jakby wam sie wydawał niemożliwy, na początku zawsze tak jest że nie wiemy, mamy wątpliwości, ale gdy już zaczniemy to cieszy każdy mały sukces i motywuje nas by działać dalej wiadomo że zawsze będą przciwności czy różne trudy, ale takie już jest życie.
Ważne by nie dać sobie nikomu wmówić, że jesteśmy nikim i nic nie zrobimy bo to nas skazuje na porażkę,sama wiem po sobie że gdy słyszałam same negatywny w stosunku do siebie to się załamywałam i wszystkiego mi się odechciewało, ale gdy sobie ułożyłam że to tylko gadanie i ludzie w ten sposób leczą własne kompleksy, to było lepiej i więcej zaczęło wychodzić.Także sluchajmy tylko tych mądrych rad innych a bezpodstawne negatywny niech nawet nie będą brane pod uwagę, i dużo wiary w swoje możliwości a powoli zacznę nam wychodzić to co założyliśmy a to nas będzie motywować do dalszych kroków do celu.
im więcej działam, tym więcej porażek…. mam ochotę nic nie robić, a muszę i chcę.
i chociaż w 9/10 będę mieć sukcesów to ta 1 porażka wszystko psuje. I nawet jeśli ja się na niej nie skupię to inni mi ją przypomną. Mam straszny lęk przed utratą pracy i za każdym razem czuję się jak śmieć.
Współczuje osobom chorym psychicznie, mam nadzieje ze wszyscy znajdziecie odpowiednia pomoc. A teraz cos o mnie. No to opowiem Wam anonimowo moja sytuacje w dużym skrócie. Od młodości średnio mi szlo chociaż bardzo sie staram. Szykany w szkole, matka samotnie wychowującą nas, wieczne przeprowadzki, bicie przez ojczymow itp. Ale jak mówicie to przeszłość. Skończyłem szkole po której nie umiałem znaleźć pracy, znalazłem po miesiącach szukania, do dzisiaj nie otrzymałem wypłaty (prawie 4 tyś za 3 msc pracy), załamałem sie całkiem, musiałem błagać mamę by mnie z powrotem przyjęła do domu bo nie miałem za co płacić. Zapisałem sie na studia, jakos przeleciało bo bylo ciężko (mam ratownictwo a niedawno.pielęgniarstwo skończone). Mogę wybierać prace ale sami wiecie jak wygląda sytuacja w służbie zdrowia. Z dziewczyna zapisaliśmy sie na kurs językowy medyczny. Teraz mija 3 miesiąc of ukończonego kursu a posrednik dalej zwleka z nasza praca (chociaż formalności sa załatwione, wszystkie… Uwierzcie nie jest łatwo starać sie o uznanie dyplomu nawet w UE). Teraz mieszkam u przyszłych teściów, 2 msc bez pracy juz bo niby za miesiąc ma sie praca rozpocząć. Mieszkamy w 6 w 70 m kw mieszkaniu i głupio jest ze jej rodzice haruja a ja na nich ,,zeruje”. Chociaż staram sie pomagać, doplacamy się (jeszcze jakieś oszczednodci mamy). Cokolwiek nie zrobię nie wychodzi, mieliśmy juz w De w styczniu pracowac, nawet z dziewczyna chcieliśmy za jakis czas wysłać pare tyś euro na remont łazienki bp wszystko u nich sie psuje juz, a na razie wyjazd przlozony jest na kwiecień. Żal mi tylko tego ze przeze mnie dziewczyna moja przezywa to samo co na od zawsze praktycznie, a chciałem dobrze. Obiecałem jej ze życie nam sie poprawi. Teraz nie wiemy co robić, sporo czasu i pieniędzy w kurs i dojazdy włożyliśmy z drugiej strony wole juz za grosze tutaj prace zacząć, ale wiadomo jak sie podejmie decyzje to pozniej będzie ciezej wyjechać. Pośredniok dużo obiecuje, gada a pewnie sam obecnie nie potrafi znaleźć pracy (chociaż od grudnia mowil ze jest ugadana w klinice w Monachium). W życiu nie raz mnie oszukano, wiecznie daje sie w balona robić, kupiłem samochód który okazał sie bez przeglądu i na zlomowanie, chociaż pieczątka przeglądu była i wiele pomniejszych. Ma ktoś może pomysl co zrobić by w końcu zaczęli cos wychodzić? Pozdrawiam
Czy ktoś tu jeszcze zagląda ?:) Oprócz mnie ? A Czy Pani Psycholog ma jakiś pomysł co zrobić będąc w sytuacji którą opisałam powyżej? Z góry Dziękuje za odpowiedź bo mnie moje problemy zaczynają przerastać z każdym dniem coraz bardziej…… Naprawdę jest bardzo ciężko …….
Młoda, rozumiem jak się czujesz, bo mam kilku znajomych chorujących na schizofrenię. Sama cierpię na niskie poczucie wartości, chociaz dzialam i to całkiem sporo. Pewnie mogłabym więcej ale to zawsze tak można. Tyle, że mój organizm funduje mi w najmniej dogodnych momentac potworne migreny, które praktycznie mnie rozkładają. Jednak adrenalina na tyle działa, że kończę to co w danym momencie robilam a padam potem. I niestety, mimo tych zwalczanych trudności jakoś poczucie wartości wcale we mnie nie rośnie, choć pracuję odnlat. Także takie samopoczucie rozbicia mam i ja.
Za to dla Ciebie mam pewną pozytywną wiadomość. Otóż moi wspomniani znajomi, po wielu latach terapii zaczynają żyć coraz lepiej i stabilniej. Zaczynają cieszyć się życiem. Jedna osoba zmienila pracę na lepszą. Także można i trzeba wierzyć. :-)
Jedna zaś z tych kilku osób tak bardzo bojąc się, że zmiana to nieznane , niechby i dobro, ale niewiadome, co i rusz i to w momentach kiedy było widać te zmiany na lepsze, podejmowała decyzję przerwania terapii. To jedyna z owych znajomych, która wciąż stoi w miejscu a jej stan jest wciąż na tym samym poziomie. Dlatego trzymaj się i staraj wierzyć i walczyć o siebie, zapisuj dobre chwile, choćby w dwu zdaniach aby móc do tegonwrócić gdy ci źle.
I ostatnie. Masz maturę! Kurde to naprawdę super! Moja córa nie ma ale to ja bardziej się tym przejmuję. Bo do poprawy siebie papuerek nie jest ważny choć w życiu wciaż nam się przydaje a ty już go masz. Powodzenia!
Ja Cię rozumiem bo mam podobnie
Najłatwiej doradzać ….. teoretycznie ten artykuł ma coś w sobie , pewne prawdy itp. ale ja mam na dzień dzisiejszy 24 ,5 wiosenek i moje życie to praktycznie odkąd pamiętam jedno błędne koło ….. od 8 lat chodzę po różnych psychologach , do psychiatry też niestety chodzę bo muszę oprócz tego do neurologa i lada moment czeka mnie kardiolog … jestem osobą z zaburzeniami osobowości , silnie znerwicowaną i nie potrafię się w wielu miejscach i sytuacjach odnaleźć ….. mam bardzo niską samoocenę , nie potrafię się skupić przez co czytanie czegokolwiek i nauka niestety już odpada . w pracy radze sobie z potężnym trudem….. mam po prostu wyrozumiałych przełożonych ale zarabiam grosze i niestety mieszkam z rodziną która mnie absolutnie nie rozumie .jestem dla nich dziwadłem , odmieńcem osobą generalnie do niczego .wiele razy słyszałam że jestem tępa głupia , gangryna , skurwysyn , gad ,tłuk i debil… byłam bita w domu z powodu tych zaburzeń osobowości a w szkole mi dokuczali ,właściwie we wszystkich do których chodziłam. Nie mam właściwie znajomych , w pracy właściwie mnie nikt nie rozumie . Mam zaledwie maturę ale jak pomyśle o tym co dalej to wszystko mnie przerasta ….. boje się dosłownie wszystkiego . Jestem po nieudanej próbie samobójczej……. i powiedzcie drodzy Forumowicze jak po takim czymś uwierzyć w siebie kiedy sypie mi się cały mój świat ……. czy ktoś ma podobnie ???
….staram się to wszystko zrozumieć,ale kiepsko z moja psychiką.potrzebuje pomocy.codziennie myślę o tym żeby ze sobą skończyć.wątpie żeby ktos to przeczytał
No, dobrze potrzebujesz pomocy – to jest ważna świadomość. Jednak uświadomić sobie że “jest źle i sam nie dam rady” to za mało do zmiany. Potrzeba jeszcze trzech rzeczy:
1. Twojej decyzji, że chcesz rzeczywiście korzystać z pomocy
2. zdecydować kto wg. Ciebie jest kimś kto może Ci pomóc
3. skierować prośbę o pomoc do właściwej osoby.
Kluczowe w tym momencie jest to, czy Ty chcesz pomocy. Piszesz o swoim problemie w miejscu, o którym sądzisz że nikt tego nie przeczyta. Czyli trochę chcesz a trochę nie chcesz pomocy. Chcesz bo to nagłaśniasz publicznie, nie chcesz bo nagłaśniasz to w miejscu po którym pomocy się nie spodziewasz.
Jeśli naprawdę chcesz pomocy to w takiej sytuacji osobą, która może Ci pomóc jest psycholog lub psychiatra. Psycholog mógłby pomóc Ci uporać się z Twoimi myślami, psychiatra mógłby pomóc Ci zapanować nad nastrojem. Pomoc tego rodzaju dostępna jest bezpłatnie w Poradniach Zdrowia Psychicznego oraz odpłatnie w tysiącach różnych gabinetów. Psycholog może też pomóc Ci w kontakcie przez internet.
Jedyną barierą do uzyskania pomocy jest to, że o nią nie poprosisz. Zatem wszystko w Twoich rękach
Teraz
Konkret na konkrecie to najlepsza rzecz na świecie. Nie jest to cała prawda, ale na pewno duża prawda. Sto lat nie byłem na tej stronie i jestem zbudowany. Faktycznie konkret …
..super tekst..czytając go czuję się jakby był pisany o mnie …dziękuję
Faktycznie tak jest, że pewność siebie wynika z działania, z aktywności. Wydaje mi się, obserwując siebie, że lęk który w się w nas zbiera i wylewa kwas do środka, w gruncie rzeczy nie jest powodowany wizją porażki. Wizja porażki to tylko konsekwencja braku działania. Zaobserwowałem, że poziom lęku opada już w momencie samego podjęcia działania. Tj. lęk wcale nie opada dopiero w momencie osiągnięcia celu, ale już w momencie podjęcia działania w jego kierunku jego osiągnięcia. Nawet to co można zinterpretować jako porażka nie jest źródłem tak potwornego lęku jak właśnie bezczynność. Jesteśmy wszyscy stworzeni po to by przetrwać. Ewolucja wyposażyła nas w lęk nie po to abyśmy byli paraliżowani, ale po to byśmy byli skorzy do przewidywania, szacowania, analizowania, przemieszczania się, wytwarzania, itd.
Kiedy decydujemy się i podejmujemy działanie nasza sytuacja, a co za tym idzie też różne ryzyka stają się konkretniejsze. A to co konkretne nigdy nie jest tak straszne jak coś o czym w ogóle nie wiadomo czym jest. Można to łatwo zaobserwować na horrorach. Największe napięcie jest w tym momencie filmu, kiedy coś się zbliża, skrzypi podłoga, trzaska okiennica i wiadomo, że w ciemnościach czai się COŚ. Wtedy boimy się najbardziej, kiedy już to coś się skonkretyzuje w kształt nawet najstraszniejszego wampira nasze napięcie opada. Na filmie żaden zombi nie wywoła takiego lęku jaki daje coś co za chwilę zobaczysz. Kiedy już to widzisz, jest po zabawie.
W życiu też tak jest, kiedy tak się boimy, że coś się stanie, że nawet nie próbujmy myśleć co dokładnie może się stać. Zatrzymujemy się na tym, że coś będzie straszne i już nie idziemy myślą dalej, zatrzymujemy nasz wewnętrzny horror w momencie największego napięcia i cofamy do początku. Sposobem na lęk może być obejrzenie “filmu” do końca
Żeby stanąć na nogi trzeba znaleźć początek błędnego koła – nie ma aktywności, bo jest lęk przed porażką, a jest taki lęk bo nie ma aktywności. I można tak kręcić się w kółko całe życie, tylko wolałabym ruszyć prostą drogą z pięknymi widokami, ekscytacją co mnie spotka i bez oglądania się za siebie. Wiem że dużo pracy przede mną.
Świadomość “dużo pracy przed mną” może być obciążająca, zawsze warto zadać sobie pytanie o pierwszy mały krok. Co dziś do wieczora mogę zrobić dla siebie, żeby zbliżyć się choć trochę do tego odległego celu.