Niezadowolenie z siebie, z jakiś swoich cech jest źródłem motywacji do zmiany i w ten sposób pełni ważną funkcję w rozwoju osobowości. Jednakże niezadowolenie to, często jest też źródłem bardzo silnych negatywnych emocji wobec samego siebie.
Złościsz się na siebie, za posiadanie nielubianych cech. Pragniesz pozbyć się ich jak najszybciej całkowicie eliminując je ze swojego życia i swojej osobowości.
Mówisz: “walczę ze sobą”.
Czy wiesz, że takie podejście bardziej przeszkadza, niż pomaga w zmianie?
Jak można wygrać “walkę ze SOBĄ”?
Jeśli wygrasz, to jednocześnie przegrasz.
Przegrany nie będziesz lubił tego, kto Cię pokonał. Nie lubiąc “starego siebie”, nie polubisz też “siebie nowego”.
Nie raz widzę, jak człowiek walcząc z sobą, z nienawiścią, pragnąc zmiany, równocześnie opiera się tej zmianie. Owocuje to uczuciem zatrzymania, utknięcia i bezsilności wobec siebie.
Dlatego, aby zacząć się zmieniać, trzeba przestać walczyć ze sobą i zaakceptować siebie ze swoją słabością i nie lubianą częścią “Ja”.
Ta idea jest często trudna do zrozumienia i przyjęcia, trudno połączyć akceptacje siebie z wolą zmiany. Często słyszę, “jak zaakceptuję siebie, to jak potem mogę się zmieniać”.
Tak, jakby tylko nienawiść, mogła być motorem zmiany.
Rozwój nie polega jednak na wyrzucaniu z siebie jakiś cech, czy predyspozycji.
Możesz to zobaczyć, obserwując naturalny rozwój człowieka.
Spójrz na raczkujące dziecko. Kiedy zaczyna chodzić, nie zatraca umiejętności raczkowania. Dalej dysponuje tą możliwością, choć z chwilą, gdy nauczy się chodzić, wykorzystuje ją coraz rzadziej. Ale ją dalej ma. Z wiekiem, umiejętność ta jest niewykorzystana, ale może być, jeśli zajdzie taka potrzeba – wiedzą o tym zwłaszcza ci, którym czasem sprawia trudność utrzymanie się w pionie.
Tak czy inaczej potrafiąc chodzić, potrafisz też raczkować, o czym możesz się łatwo przekonać w każdej chwili.
Tak, więc, zmiana, rozwój są raczej dodawaniem czegoś do już istniejących właściwości, niż zastępowanie jednych innymi. Dzięki temu w naturalny sposób, człowiek ma coraz większe możliwości.
Problemem nie jest wcale to, że masz taką czy inną właściwość, ale to, że w danej sytuacji, ta właściwość jest jedynym, niezbyt użytecznym twoim wyborem.
Weźmy np. lęk przed wychodzeniem z domu. Sam lęk nie jest zły, pełni ważną funkcję tak jak inne emocje. Bez lęku człowiek narażałby się na sytuacje niebezpieczne.
Ale jeśli ten lęk zawsze towarzyszy myśli o wyjściu z domu, to jest to zdecydowanie mało użyteczne. Wręcz szkodliwe Lęk przed wyjściem staje się problemem.
To, co by się przydało takiej osobie, to nie tyle definitywne wyeliminowanie lęku na myśl o wyjściu z domu, (bo np. w trakcie huraganu lepiej jednak nie wychodzić), co dodanie raczej jakiejś nowej możliwości, nowej reakcji na myśl o wyjściu z domu. Tak żeby można wybrać, co w danym momencie jest bardziej odpowiednie.
Oczywiście te wybory odbywają się często na poziomie nieświadomym.
Tak, więc, zamiast walczyć ze sobą warto się raczej zastanowić, nad tym, w jakich miejscach, w jakich sytuacjach, te cechy, które sprawiają nam kłopot mogą być przydatne, a kiedy lepsze by było coś zupełne innego, coś, czego potrzebujesz się dopiero nauczyć, wytrenować.
I na tym nowym skupić swoją uwagę.
Chcę porozmawiać z psychologiem
Jest jeszcze jedna ważna rzecz, jakiej możemy nauczyć się, od raczkującego dziecka, odnośnie zmian i rozwoju.
Otóż zauważ jak “nowe” stopniowo wchodzi do repertuaru zachowań.
Dziecko zaczyna chodzić coraz sprawniej i coraz częściej używa swojej nowej umiejętności, ale w pewnych sytuacjach, szczególnie trudnych wykorzystuje “stare” zachowanie. Np., kiedy bardzo się spieszy przechodzi na czworaki, ponieważ jest to umiejętność wcześniejsza i lepiej wyćwiczona. Nie zmienia to postaci rzeczy, że w sprzyjających okolicznościach znów wraca do ćwiczenia “nowego”. Z czasem “nowe” automatyzuje się i dziecko już nie wraca do wcześniejszych zachowań, chyba, że jest to potrzebne np. dla zabawy.
Tak samo rzecz się ma z innymi zmianami w rozwoju osobistym. Kiedy zaczynasz zachowywać się w nowy dla Ciebie sposób, wymaga to od Ciebie dodatkowej energii, ponieważ jest to jeszcze rzecz nie zautomatyzowana – nowa. Kiedy więc pojawią się jakieś szczególnie trudne sytuacje, w sposób naturalny wrócisz do zachowania, które jest wcześniejsze.
Takie “cofnięcia się” są często powodem do niepokoju i zwątpienia, czy zmiana ma sens. Warto wiedzieć, że jest to naturalna rzecz.
Krok w tył jest potrzebny po to, aby poczuć się pewniej i bezpieczniej w zmianie. Żeby przekonać się, że zmieniając się, nie traci się nic, i że zawsze można wrócić do czegoś, co się dobrze zna.
Nie jest istotne to, że się cofasz, ale to, co z tym cofnięciem robisz – czy jesteś wytrwały jak dziecko. Jeśli będziesz mieć taką postawę, prędzej czy później zmienisz się w tym kierunku, w jakim pragniesz.
Zgadzam się na poziomie umysłu i podpisuję obiema rękoma pod każdym zdaniem. Tylko moje emocje nie potrafią/ nie chcą się z tym zgodzić. Nie potrafię sobie wybaczyć decyzji, którą podjęłam ponad 4 lata temu i która sprawiła, że jestem w miejscu, w którym wcale nie chcę być. Wydostanie się stąd wymaga ogromnej energii i aktywności, a ja tracę siły i energię na nienawiść do siebie za tamtą decyzję. WIEM, że to nic nie da, że przeszłości się nie zmieni, że trzeba się skupić na przyszłości, ale ataki wściekłości na siebie regularnie wracają. Jakbym sama sobie podstawiała nogę :-(
Joanno, o w najbliższy poniedziałek o godz.20-21.30 będę mówić na webinarze o tym, jak sobie radzić z świadomością porażki. Jeśli masz czas i ochotę posłuchać to zapraszam. Żeby dostać zaproszenie, trzeba wpisać swój adres mailowy na stronie http://ekalinowskablog.pl/lista-webinar2502.html
Dziękuję! Na pewno skorzystam :-)
Ja jestem zdania że da się wygrać z samym sobą… Chociażby rzucając palenie..
Rzucanie palenia nie jest trudne, są ludzie którzy robią to nieustannie co jakiś czas. Często nie przeszkadza im to w paleniu.
Są też tacy, którzy zrobili to skutecznie.
To co różni jednych od drugich to właśnie postawa wobec siebie. Można przestać palić w zgodzie ze sobą, a można to zrobić siłowo na zasadzie przymusu. Jeśli walczysz to się ze sobą siłujesz, czegoś sobie zabraniasz – opierasz swoje decyzje na jakimś MUSZĘ i jakimś NIE MOGĘ. Jeśli jesteś w zgodzie ze sobą, opierasz się na swoim CHCĘ I POTRZEBUJĘ. Dopóki walczysz, efekty są tymczasowe a wysiłek bardzo duży
Cyt.: “Dlatego, aby zacząć się zmieniać, trzeba przestać walczyć ze sobą i zaakceptować siebie ze swoją słabością i nie lubianą częścią „Ja”.”
Ale przecież nie mogę zaakceptować słabości, która prowadzi do obiektywnie złych czynów?
O co więc chodzi?
@Klasyk
Czym innym jest dążenie do doskonałości (dążenie do tego aby wszystkie “czyny były dobre”) a czym innym jest wymaganie od siebie bycia istotą doskonałą. Łatwiej to można pokazać na przykładzie – załóżmy, że “słabością” jest tu brak panowania nad swoją złością, a złym czynem jest wyładowywanie się na bliskiej obie. Spostrzeżenie “moja słabość prowadzi do złych czynów” czyli “moje niepanowanie nad złością sprawia, że niszczę kogoś kogo kocham” jest punktem wyjścia i pierwszym krokiem do zmiany. Jednak tego rodzaju zmiany na ogół nie dokonują się w ułamku sekundy, wyłącznie na podstawie takiego pojedynczego spostrzeżenia na ogół są rozciągnięte w czasie, a często też wymagają pewnej pracy i uważności w przez całe życie. Taka uważność pozwala na lepsze panowanie nad sobą w tym słabym punkcie. Czyli musisz żyć ze świadomością tego, że to jest twoja słabość. Jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować faktu “swojej ułomności” będziesz próbować w jakiś sposób odwrócić uwagę od tego miejsca. Z chwilą kiedy przestajesz myśleć o sobie jako o kimś słabym, przestajesz uważać na to co robisz i ryzyko, że “zły czyn” się powtórzy jest większe.
Wracając do przykładu ze złością taka osoba, która jest w stanie zaakceptować fakt, że JEJ złość prowadzi do złych czynów, będzie uważać na swoją złość, będzie szukać sposobu na to aby robić coś z tą złością innego, będzie mieć siłę wracać do tych poszukiwań po nieuniknionych wpadkach. Ktoś kto nie akceptuje swojej słabości i ma wobec siebie wymaganie aby “nie mieć problemu ze złością” będzie z jednej strony unikać uświadamiania sobie swojej złości, kiedy ona jeszcze nie prowadzi do czegoś złego, a z drugiej będzie przeżywać silniejsze emocje “po wpadkach”, tzn. będzie nie tylko czuć się winna z powodu “złego czynu” ale jeszcze będzie się złościć na samą siebie. Jej uwaga przeniesie się z czynów na niedoskonałość swojego JA i agresję do siebie. To jej utrudni zmianę swojego zachowania, bo uwaga nie jest przy zachowaniach i uczuciach ale przy samopotępieniu. PO jakimś czasie jak złość na siebie ucichnie, znów będzie taka osoba unikać myślenia i uważania na swoją złość bo to bardzo kłopotliwy temat. Unikanie świadomości siebie złoszczącej się, znów nie daje dobrych podstaw do jakiejkolwiek zmiany w tym zakresie.
Dziękuję za ten artykuł, dał mi dużo do myślenia i dopiero teraz zrozumiałam błąd który popełniam w pracy nad sobą. Ale co zrobić z negatywnymi przeżyciami, doświadczeniami, jak je zaakceptować żeby nie przeszkadzały, czy na nich też można budować coś nowego, wartościowego?
oki, ale jak ktoś ma zjeb… całe życie, to chba lepiej dla niego żeby urodził się na nowo w normalnej rodzinie która go wychowa na zdrowego człowieka!
@karol
urodzenie w normalnej rodzinie nie gwarantuje dobrego życia. Tak samo jak urodzenie w nie dość doskonałej rodzinie nie jest jednoznaczne ze zmarnowanym życiem. To, co kto zrobi ze swoim życiem zależy od niego, a nie od rodziny w której się urodził.
Z innej strony patrząc to myślenie typu “lepiej żebym nie miał problemów i urodził się w innej rodzinie” jest może pociągające ale kompletnie nieużyteczne. Nie można z takiego podejścia wyprowadzić, żadnego programu zmiany, pogrąża tylko w przykrych emocjach.
Uwielbiam czytać, to co piszesz :)
Pozdrawiam.
:) Zapraszam ponownie
Dzięki za to :)