To są historie trzech kobiet, które pragną związku, ale jednocześnie unikają zaangażowania się w relację z mężczyzną. Świadomie, chcą zawiązku, wstydzą się samotności i lękiem napawa ich ewentualność, że mogłoby tak być, już na zawsze. Ale w życiu każdej z nich nie ma miejsca na relację z mężczyzną.
15/04/2009 @ 19:55 Agnieszka 30 lat
Mam 30 lat, jestem samotna, czasami myślę że poprostu muszę czekać na tego jedynego i napewno się pojawi, a czasami a powtarza się to co jakiś czas wpadam w dół i myślę tylko o tym że coś chyba jednak ze mną nie tak że inni mają rodziny a ja wciąż jestem sama i boję się ze juz tak zostanie. Kiedy jestem w dołku nie potrafię o niczym innym myśleć, na niczym innym się skoncentrować, zadręczam się tą myślą, czuję się inna (gorsza). Coraz trudniej znoszę samotność, chcę założyć rodzinę ale nie wiem czy mam poprostu czekać na tego jedynego (nie mam już siły) czy nie wiem szukać tylko jak?Tak szczerze parę razy spotykałam się z obcymi mężczyznami ale moim zdaniem takie ustawiane randki są bez sensu, musi być jakaś chemia. Od dłuższego czasu myślę o jednym mężczyźnie ale on mnie nie chce a ja nie mogę o nim zapomnieć-dla mnie to ten jedyny. Czuję się jak w matni, nie wiem co robić, poprostu wciąż prześladuje mnie myśl że to ze mną coś nie tak że jestem sama i nie wiem jak mam to zmienić. Proszę o kilka słów.
Witaj Agnieszko, zawsze, gdy słyszę taką opowieść mam w sobie żal, że te wszystkie samotne kobiety w okolicach trzydziestki nie wiedzą o sobie nawzajem, wtedy mogłyby się przekonać, że fakt nie bycia w związku w tym wieku, nie jest żadnym ewenementem.
Bardzo wiele kobiet buduje swoje poczucie wartości na fakcie bycia w związku i źle znoszą samotność.
W tym, co piszesz, zwraca uwagę fakt, że skoncentrowana jesteś na mężczyźnie, z którym nie możesz być.
Z jednej strony nie możesz być w związku z tym mężczyzną, z drugiej nie możesz być z żadnym innym, dopóki tego “nosisz w sobie”.
Tu nie bardzo jest miejsce na nowe uczucie. Można by się zastanawiać, w jaki sposób “trzymanie” się tego, co nie osiągalne, jest dla Ciebie dobre, jaką pełni funkcję.
Kobiety często wchodzą w takie “niemożliwe” związki i uczucia z lęku przed bliskością. To odbywa się na nieświadomym poziomie – świadomie chcą być z kimś, marzą o tym, ale jak przychodzi, co, do czego, nieświadomy umysł podpowiada “uciekaj, bo to niebezpieczne”.
Czasem jest to lęk przed zranieniem, przed podjęciem niewłaściwej decyzji. Czasem brak wiary, że “ktoś może mnie kochać, nawet jak mnie dobrze pozna”.
Nie wiem, co może być w Twoim przypadku, tego by można się dowiedzieć w dłuższej rozmowie, ale takie motywy pojawiają się najczęściej.
Oczywiście gotowość i otwartość na wejście w bliskie relacje to jedno, a spotkanie kogoś to drugie. Tak jak powiedziałaś “musi być jakaś chemia” coś więcej musi być poza chęcią wejścia w związek. Łatwiej znaleźć taką “chemię”, jeśli poznaje się kogoś przy okazji jakiś innych aktywności, a nie od razu randki.
To, czy się spotka właściwego człowieka nie zależy w pełni od naszej woli, ale można zwiększać szanse na to, wychodząc i otwierając się na kontakt z innymi.
Nie oznacza to, że jest tylko jedna właściwa osoba “druga połówka” – to jest mit. Jest wiele różnych drugich połówek, które pasują “jak ulał” po kilku latach wzajemnego docierania się
Poufna rozmowa z psychologiem on-line
19/05/2009 @ 08:40 Maligna
Mam 24 lata i jestem sama. Nie potrafię nawiązać żadnego bliższego kontaktu cielesnego z facetem. Za każdym razem uciekam, albo mówię coś głupiego czy odstraszającego: np, że lubię dziewczyny, albo na coś choruję… Nie jestem brzydka, ani głupia. Studiuję na politechnice i mam stypendium naukowe. Faceci zwracają na mnie uwagę, a ja lubię z nimi rozmawiać, spędzać czas w kinie czy na uczelni. Jednak każda ich próba dotknięcia mnie czy pocałunku budzi we mnie paniczny strach i potworne nudności. Zaczęłam z tego powodu dużo pić. Wtedy zapominam. Jestem zrozpaczona i nie umiem sobie z tym poradzić. Nie wiem już co powinnam zrobić. Moje życie to ciągły strach i kłamstwa. Nie chcę takiego życia. Bardzo proszę o pomoc i radę…
Za każdym razem uciekam, albo mówię coś głupiego czy odstraszającego: np, że lubię dziewczyny, albo na coś choruję…/…/ każda ich próba dotknięcia mnie czy pocałunku budzi we mnie paniczny strach i potworne nudności
Czyli innymi słowy, kontakt fizyczny jest dla Ciebie tak zagrażający, że wolisz powiedzieć coś głupiego niż narazić się na pocałunki czy inne dotknięcia.
Zagrożenie i bliskość są w twoim umyśle, ściśle ze sobą związane.
Być może wiesz skąd się wzięło się to połączenie (zagrożenie – bliskość), być może jest to na poziomie nieświadomym i nie masz żadnych skojarzeń, związanych z zagrożeniem, jakie niesie dla Ciebie bliskość fizyczna. W każdym razie, Twój nieświadomy umysł chroni Cię przed czymś, co jest dla Ciebie przerażające w bliskości i oddaniu siebie.
Więc to, co można zrobić w pierwszej kolejności to zaakceptować i docenić swoją nieświadomość za to, co dla Ciebie robi. W drugiej kolejności sprawdzić, co by było potrzebne abyś mogła się czuć bezpiecznie w takim zbliżeniu.
Być może są jakieś sprawy z przeszłości, które trzeba zamknąć. Być może masz jakieś przekonania nt. samej siebie, które powinny się zmienić abyś mogła się czuć swobodniej, w kontakcie z mężczyzną. Być może masz jakieś przekonania odnośnie tego jak powinny wyglądać tego typu zbliżenia i te, sytuacje, z których uciekałaś nie spełniały ważnych dla Ciebie warunków – powstałoby, zatem pytanie, jakie warunki powinny być spełnione abyś mogła w ogóle myśleć o zbliżeniu.
06/06/2009 @ 16:48 Acetylocholina
Witam. Mam od pewnego czasu pewien problem (właściwie to od ok 3 lat). Obecnie mam 19 lat, ale kiedy miałam 16 to byłam bardzo zakochana w pewnym chłopaku, uważam że naprawdę go kochałam (choć inni zawsze komentują to w ten sposób ze w wieku 16 lat nie da się kochać). Od 2,5 roku nie mam kontaktu z tym chłopakiem, bardzo się pokłóciliśmy, zawiedliśmy na sobie nawzajem, popełniłam potem wiele błędów – m.in byłam w związku z jego bratem. Wiem że już nic nie czuję tej mojej dawnej miłości, ale często śni mi się w nocy, zdarza mi się płakać przez to że to wszystko się tak potoczyło, ale równocześnie cały czas wiem że on nie jest taki za jakiego ja go uważam. Stworzyłam w swojej wyobraźni ideał daleki od rzeczywistości i nie potrafię się od niego uwolnić. Marzę o miłości, o związku, co więcej potrzebuję tego, jest mi źle samej, czuję się na to za słaba. jednak gdy jakiś chłopak mnie zaprasza gdzieś to znajduję w nim jakieś minusy i nigdy nie dochodzi do tego spotkania. Ale te propozycje nie zdarzają się często.Nie jestem rozrywkową dziewczyną, nie lubię imprezowego życia, dlatego odmawiam chłopakom którzy takie prowadzą.Jednak chciałabym na nowo otworzyć się na ludzi, bo czuję że tamten chłopak, a raczej wyobrażenie o nim uniemożliwia mi budowanie nowych relacji z nowymi ludźmi. Od października zaczynam studia, marze o tym by był to początek życia bez Niego, bez myśli o nim, bez snów, bez łez. Po prostu nowego życia. Takiego jakie powinnam była rozpocząć 2,5 lat temu.
Może z boku to nie wygląda na problem, ale dla mnie stanowi wielki, nie chce już więcej przez to płakać.
Nie wiem też jak radzić sobie z tymi emocjami, jak np płacz, chciałabym być silna psychicznie, ale boję się że tej mojej wrażliwości nie da się zmienić.
Bardzo proszę o pomoc…
Witaj,
Proponuję Ci abyś przeczytała pytania Agnieszki i “Magliny”, oraz moje odpowiedzi na nie. Takie uporczywe trzymanie się dawnej miłości pełni jakąś ważną funkcję w Twoim życiu. Ogólnie mówiąc, chroni Cię przed wejściem w związek z mężczyzną. Świadomie tego chcesz, ale gdzieś głębiej jest jakiś powód, dla którego (nieświadomie) uznałaś, że lepiej się z nikim nie wiązać.
Być może warto abyś zadała sobie pytanie, w jaki sposób utrzymywanie w swoich emocjach, tego wyidealizowanego obrazu, “jest dla mnie dobre”.
Ten obraz nie ma wiele wspólnego z rzeczywistą osobą i Ty o tym wiesz. Raczej tamten chłopak z przeszłości był inspiracją do stworzenia sobie takiego kogoś, kogo w rzeczywistości nie ma. Ten obraz jest, Co do czegoś potrzebny. Być może otwierająca byłaby odpowiedź na pytanie, co by się zmieniło gdyby ten obraz stracił swoją siłę oddziaływania. Czego się boję w związku z taką zmianą? Co zyskuję unikając zaangażowania w relacje damsko-męskie?.
13/06/2009 @ 06:59 Acetylocholina
Dziękuję że Pani odpisała…
Wiem że to nie jest obraz prawdziwy. I wiem że tamto zranienie tak na mnie wpłynęło że teraz może podświadomie boję się że to się powtórzy gdy się zakocham w kimś innym. Ale jak i czy w ogóle przenieść tą podświadomość do świadomości? Stawianie sobie pytań, które uświadamiają mi że się zamknęłąm na innych daje odpowiedzi dlaczego tak się stało. Ale nie dają odpowiedzi jak z tym raz na zawsze skończyć i zacząć nowe życie.
No i nadal nie wiem, jak radzić sobie z emocjami ;( Czasami mała drobnostka potrafi doprowadzić mnie do płaczu. Czy to po prostu wrażliwość, której nie da się zmienić? Od dziecka jestem wrażliwa, każdy wzruszający film potrafi mnie doprowadzić do łez, podczas gdy inni wcale się nie wzruszają.
Tak masz rację, analizowanie problemu i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie dlaczego do tego doszło, często sprawia, że stajemy się coraz bardziej świadomi swoich problemów, ale nie przybliża to nas za bardzo do tego, czego chcemy.
Żeby dojść w to miejsce, w którym chcemy się znaleźć, musimy przede wszystkim stworzyć bardzo wyraźny obraz tego, co ma być, do czego dążymy.
W Twoim przypadku ważne by było stworzenie bardzo dokładnej wizji “nowego życia”, a następnie zbudowanie planu dojścia – czyli połączenia tej wizji z momentem, w jakim jesteś teraz.
Jeśli chcesz dowiedzieć się dokładniej jak to zrobić, sięgnij po mój poradnik “Jak ruszyć z miejsca”, znajdziesz tam przewodnik z ćwiczeniami “krok po kroku”
Witam, proszę o pomoc..
Piszę tutaj bo już kompletnie nie wie co mam z tym wszystkim robic..A więc, byłam za granicą i poznałam tam chłopaka niewiele przed moim powrotem do Polski, on również jest z naszego kraju tylko na parę miesiący zawsze wyjeżdża sobie dorobić. Było fajnie parę spotkań w większym gronie i zaczęliśmy pisać codziennie, coraz czulej, interesował się co u mnie, co słychać, że jak wróci to mnie odwiedzi. Pisal bardzo często czule slowka, slodzil mi, buziaki itp. Jakoś miesiąc trwało takie pisanie. Ostatnia nasza konwersacja również była jak reszta, pisał że w sumie to brakuje mu mnie.. I po tym przestał się odzywać ponad tydzień,tak po prostu. Napisałam do niego na fb ” co słychać ” nawet nie odczytał a czesto jest dostępny…zastanawiam się czy odczekać parę dni i napisac jeszcze raz żeby chociaż wyjaśnił mi czemu tak nagle zamilkł, co się takoego stało. Co o tym myślicie? Proszę o jakieś rady bo już nie mam siły..
Witajcie, ja ciągle jestem sama, chociaż byłam już w kilku związkach.Ale ciągle coś było nie tak, albo ktoś brał narkotyki/alkohol, ani nie chciał pracować oczekując, zebym ja robiła na niego, albo inny mnie zdradzał, czy których chciał forsy i stawiania mu za swoje jedzenia….Nie czułam się wyjatkowa, a każdy z nich mało sie starał o to, żeby ze mną być.Niby jeden z nich związku nie chciał, ale wolał czegoś innego, a jak zaczęłam spotykać się z innym, którego poznałam w swojej pracy, to tamten nie dawał mi spokoju.Chciał spotkań, ale związku nie. Każda kobieta potrzebuje czułości i miłosci, oraz jakiegoś zainteresowania ze strony faceta, a nie jedynie zawsze seksu. Chociaż może to też jest ważne, ale nie najważniejsze. Nic dziwnego, że potem jak taka kobieta, która jest dłuższy czas sama i nie ma skąd mieć tej czułości itd., itp., to potem wiąże się w pierwszy lepszy związek nawet z żonatym (czy z rozwodnikiem), żeby chociaż przez chwilę poczuć się kochana i wiedząc, że ktoś się z nią spotyka, bo czy ktoś taki traciłby czas na kogoś, kto jest nie atrakcyjny itd.?! Nic dziwnego, że potem taka kobieta może rozwalić cudze małżeństwo dlatego, że spotyka się z żonatym, który daje jej tego więcej, niż niejeden koleś wolny…
Bo ileż czasu ma być kobieta wolna, kiedy potrzebuje tej czułości i w ogóle. Jeśli któraś jest długo sama, a bardzo potrzebuje tego wsparcia i tej bliskości, a nie ma z kim tego dzielić, to gdzie ma tego wszystkiego szukać?Jeśli ma kochanego partnera/potem ewentualnie już jako męża, który daje jej to wszystko, czego ona potrzebuje, to nie musiałaby tego szukać u innych, bo by miała to pod ręką w kazdej chwili i dniu swego życia. Może taka kobieta będąc z żonatym robi źle, ale ja takie też usprawiedliwiam! Jakby kobieta miała swojego faceta i niemusiała być dlugo sama, to by nie musiała pchać się w takie związki. Gdzie gość ma żonę i w ogóle. Nawet jeżeli taki tak zwany romans miałby się kiedyś skończyć, ale chociaż przez chwile taka kobieta czułaby się wyjątkowo i by z nim gdzieś mogła pójść, że jest ktoś taki i chociaż wie, jak to jest, kiedy ktoś się nią interesuje, niż jakby miała cały czas czuć się nic nie warta bnawet i bez takiej znajomości.Skoro coraz więcej zajętych facetów, to powiedzcie mi, gdzie ja mam szukać wolnego chłopaka?Jak wokolo sami są żonaci?Nie mam już w czym wybierać….Ratunku…..Możecie mi coś poradzić, co myślicie.Pozdrawiam, Aga
Raz poznałam chłopaka wolnego, 8 lat starszy jest ode mnie-Sebastian K..Wolny, tzn.bez żony, ale z dzieciakiem 11 letnią córką(nawet nie wiadomo, czy to jego jest naprawdę).Ale okazał sie kłamliwy, nie szczery, obłudny……….Mi gadał, że jest sam, a okazało się, że ma kogoś jeszcze i jest w związku. Ją oszukiwał i mnie zarazem, bo chciał ze mną byc.Jakby tamta laska była naprawde ważna dla niego, to by mi nie proponował spotkań, ani związku, a najwidoczniej taka wazna dla niego nie była, skoro ją zdradzał. Na pewno mu “nie dawała”, skoro szukał wrażeń gdzie indziej.Bo pojawia się pytanie, skoro jest taka ważna dla niego, czy była, to dlaczego chciał mój numer i się ze mna umawiać, być ze mną….. Mnie okłamał, ale ja też. Jeżeli by ją traktował poważnie, to by nie chciał się wiązać zemną…Tym razem zło wygralo, bo w tym wszystkim nie widzę żadnego dobra. Jeśli już jedną laskę (a moze było ich więcej) wyzywał od dziwki i podobnych, to swoja partnerkę tez by wyzywał kiedyś, a tamta jeszcze myślała o powrocie do niego, może jest tak samo głupia jak i on- nic nie wart!
Jak można chcieć być z kimś, kto wyzywa inną osobę od tych najgorszych?Źle o nim to świadczy.Więc ja przez to straciłam wiarę w szczęśliwe związki.Dobro miałoby polegać na tym, żeby było dobrze i aby nikt tej wiary w miłość nie stracił, a tu w tym wypadku zło wygrało, bo sprawiło, ze ja nie wierze już w udane, dobre związki i w miłość taką prawdziwą….. bez oszustw! Bo jakby dobro wygrało, wierzyłabym dalej. Ale nie wierzę już w to….Dlatego mówię, że zło wygrało, bo dobro sprawiłoby, że dalej bym wierzyła w miłość i związki. A tak…. nie ma szans.
Witajcie, ja mam 30 lat i też jestem sama, byłam w paru związkach i ciągle cos było nie tak.Albo narkotyki, alkohol, mania kontroli z kasy i czasu….a jak poznałam wolnego ostatnio, to okazał sie nieszczery i dość…kłamliwy…. Bardzo ranił i przykre smsy wysyłał.Ja już niemam nadziei na stały związek, chociaż staralam sie byc wporzadku!
Mam 26 lat, nigdy nie mialam chłopaka. Kiedy pojawiali sie jacys chlopacy, dobrze nam sie gadalo,zartowalo itd,ale zawsze przeszkadzala im moja waga.Od dziecinstwa zmagam sie z nadwaga,cokolwiek jem to tyje i taka moja natura. Od kilku lat boje sie zaczepic jakiegos mezczyzne, bo ten uzna ze jestem gruba.Stracilam poczucie wlasnej wartosci,stalam sie wycofana.Bardzo bym chciala kogos kochac i byc kochana,wreszcie byc szczesliwa.Co mam zrobic zeby odzyskac pewnosc siebie i poczucie wlasnej wartosci ? Tak bardzo bym chciala zeby ktos po poprostu mnie przytulil byl i akceptowal taka jaka jestem
Dzień dobry,
Mam 22 lata i odwołany za sobą ślub( pół roku przed tym wydarzeniem). Nie mogę zapomnieć o Nim, ciągle jest mi smutno, denerwuje mnie wszystko, przy czym nie mogę nawet komu się wyglądać- nie mam znajomych. Po 3 latach znajomości zareczylismy się i do roztania minął rok. To był straszny okres ciągle kłótnie, wszystko musiało być jak jego rodzina chciała, nie liczył się że mną nawet zaproszenia miały być tak wybrane jak jego rodzina chciała. 3x dawałam szansę obiecywał że się zmieni, ale nie zrobil tego kiedy podniósł rękę na mnie powiedziałam nie. Mieliśmy wspólne plany, przyszłość a on zmienił się przez rok, jak mu powiedziałam że dłużej nie będziemy razem to po przemyśleniu powiedział mi, że i tak by się to nie odbyło bo jego rodzinne mieli ważniejsze plany-starszy od mnie jest 5 lat, ale liczyli się tylko rodzice. Nie mogę o nim zapomnieć, chociaż każde nasze spotkanie było związane z moim płaczem, nie potrafię tego zrobić; od rozstania minęło 2 miesiące a ja nadal widzę go w wyobraźni. Czy kiedyś zapomnę, czy jest jakiś sposób na to ? Zapomniałam wspomnieć, iż nie utrzymuje z nim żadnego kontaktu, ale w głowie nadal jest.
No, dobrze, to i ja dodam swoje trzy grosze :)
Jak wyważyć zdrowe proporcje między stawianiem granic a dopuszczeniem kogoś bliżej do siebie? Jak wyważyć, gdzie kończy się obrona siebie, a zaczyna autosabotaż?
Nie wiem, czy ma sens drobiazgowe rozwodzenie się nad moją przeszłością. Jestem po kilku latach nieudanego, toksycznego małżeństwa. Nie jest moim marzeniem spędzić resztę życia w pojedynkę, aczkolwiek staram się ten stan akceptować i odnajdywać radość życia (z powodzeniem pomimo momentów słabości). Kilka razy umówiłam się z panami poznanymi w internecie. Przeważnie okazywało sie, że to poszukiwacze przygód, znudzeni swoimi żonami, więc żegnałam ich bez wahania (tylko raz z żalem :) ). Jednak był taki jeden, który wydawał się “rokujący”.
Była to randka niemalże w ciemno i zdaję sobie sprawę z możliwości pomyłki, jednak złapaliśmy dobry kontakt. Byłoby wszystko świetnie, gdyby nie to, że widząc mnie pierwszy raz w życiu, on brał mnie za rękę, obejmował, co było dość przyjemne, ale nie czułam na to pełnej wewnętrznej zgody (a po dawnych doświadczeniach i błędach mam na tym punkcie prawdziwego “hopla”). Odsuwałam się dyskretnie, jednak on ponawiał próby. Uchyliłam się gwałtownie przed niechcianym pocałunkiem.
Koniec końców, wyszło mi z tego spotkania jedno wielkie “precz!”, a przecież nie tego chciałam, ten człowiek mi się spodobał. Pluję sobie w brodę, że nie okazałam swojej rezerwy jakoś inaczej, że nie porozmawiałam o tym, nie wytłumaczyłam… A z drugiej strony…
Z drugiej strony sądzę, że trzeba słuchać siebie, a ja naprawdę nie mam ochoty spoufalać się z pierwszym lepszym na dzień dobry, choćby mi nogi miękły na jego widok. Niechby mnie wziął za tę rękę przy następnym spotkaniu.
W wieku jestem bardzo słusznym (za chwilę czterdziecha), a czuję się jak niewyrobiona towarzysko płocha nastolatka.
On po tym wszystkim wycofał się, choć jeszcze mnie potem nagabywał o ponowne spotkanie i badał, czy dam się pocałować, a mnie jest przykro, bo po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że “coś zaiskrzyło” z wzajemnością.
No i taki mam problem: jak być w zgodzie z sobą, a nie robić z siebie góry lodowej?
Witam , mam 19 lat i jak dotychczas , nie byłam w żadnym związku , pisalam z paroma chlopakami , spotykalam sie cos tam bylo , ale ostatecznie nic z tego nie wychodzilo , jedna wielka porażka. Patrząc po moich koleżankach , wszystkie maja chłopaków , wielką miłość , zazdroszcze im tego strasznie , ponieważ chciałabym mieć kogoś , kto bedzie mnie kochal , troszczyl sie , i po prostu był. Obecnie jestem w takiej sytuacji , że pisze i spotykam sie z takim chlopakiem juz od ponad roku z 2 miesięczną przerwą. Pierwszy raz jak do mnie napisał , to nie mialam ochoty na jakąkolwiek konwerscje z nim ,jakos szczególnie mi sie podobł , ale tak z miesiac pisaliśmy potem były jakies 2 miesiace przerwy ,i tak jakoś wznowilismy kontakt, szczerze mówiąc nie wiem jak to sie zaczęło, potrafiliśmy godzinami rozmawiac przez telefon , dogadywalismy.W końcu Ja zaczełam się zakochiwac , no i niestety, wpadłam po uszy. Dalej sie spotykamy , niby po kolezensku ale , to nie wyglada do konca na kolezenska relacje , tesknimy za sobą , tylko problem jest taki , ze po roku czasu on nie wie nadal czy chce pakowac sie w związek , raz mowi ze mnie kocha , raz że jednak nie , pare razy juz konczylismy znajomość całkowicie ale pare dni i zaczynalismy rozmawiac znowu , po prostu ciezko jest nam tak po prostu urwać kontakt. Najgorsze jest to , ze stwierdzil ze raczej nic do mnie nie czuje , co mnie zabolało bardzo , no ale skoro teskni za mna , jest o mnie zazdrosny , to chyba cos znaczy ? Wpadlismy w takie bledne kolo, z ktorego ciezko jest sie nam wydostac, nie wiem juz co mam o nim myslec , obecni zakonczylismy znajomosc , ale pewnie znowu zaczniemy rozmawiac i ciagnac ta nijaką relacje dalej, nie wiem czy mam czekać az w koncu stwierdzi ,że mu zależy , bo nie wyobrażam sobie bez niego codzienności ,brak rozmow , no po prostu nie moge , zalezy mi na nim bardzo , ale nie wiem jak z tym jest u niego , raz mowi tak , a raz tak..Prosze o jakoś rade -;-
wygląda na to, że już od ponad rok czekasz na to aż “on stwierdzi, że mu zależy” i nie wydaje mi się, żeby dalsze czekanie coś tu zmieniło.
Masz rację, że to, że chłopak tęskni i jest zazdrosny ma znaczenie. Tak się objawia pragnienie bliskości. Z jednej strony on chce być blisko – dzwoni, tęskni i jest zazdrosny. Z drugiej strony odpycha Cię mówiąc “nic do Ciebie nie czuję” czyli nie chce być blisko. Raz chce być blisko a raz nie chce być blisko. Nie może się zdecydować. Taka sytuacja może być wygodna, bo pozwala unikać odpowiedzialności jaka się wiąże z byciem z kimś na serio. Kiedy pojawiają się oczekiwania, pretensje, wymagania można powiedzieć “jednak nie jesteśmy razem”. W innym momencie można korzystać z bliskości kiedy np. pojawia się pragnienie aby z kimś być. Człowiek nie musi się konfrontować ze swoją samotnością bo jednak ktoś jest kto czeka i kto jest gotowy odebrać smsa.
Ty nie możesz wpłynąć na swojego chłopaka aby się w końcu zdecydował czego chce. On może nigdy się nie zdecydować. Jednak Ty możesz zdecydować o swoim czekaniu.
Możesz zdecydować czy chcesz nijakiej relacji, czy chcesz się do niego odezwać po tym jak powiedział “nic do Ciebie nie czuję”. Możesz zdecydować o tym, jak wasza rozmowa będzie wyglądać.
Oczywiście za tym, co Ty zrobisz idą konsekwencje. Być może będzie to definitywny koniec tego związku, ale pytanie ile jeszcze czasu chcesz być w nijakiej relacji.
Wiem ,ze dalsze czekanie nie ma sensu , ale z drugiej strony ciezko mi zrezygnowac , troche juz razem przezylismy i nie potrafie tak po prostu przestac utrzymywac jakikowiek kontakt , choc wiem ze aby o nim zapomniec to jest jedyny sposob . Tylko nie moge zroumiec czy przez tak dlugi okres pisania nic dla nie znacze , zupelnie nic? To mnie boli najbardziej..Obecnie nie dzwonimy do siebie ani nic ponad tydzien , Ja postanowilam to urwac , ale z drugiej strony , dobija mnie ta obojetnosc , cisza , i to ze nie wiem co sie u niego dzieje , po raz kolejny urywamy kontakt , tylko zawsze po paru dniach rozmawialisy na nowo , ale teraz trwa to dluzej i obawiam sie ze to juz calkowity koniec a on sobie jednak odpiscil ..boli mnie to ze tak z dnia na dzien dal sobie spokoj.. Czy to jest normalne ze przez tak dlugi okres pisania i spotykania sie nic do mnie nie poczul ? Zachowywal sie jakby mnie na prawde kochal , nawet to mowil , tesknil za mna ,a teraz nic , juz nie wiem co mam o tym myslec..
Wiem, że to jest ciężko kiedy się kończy, w coś w co się wierzyło i wiązało się z tym różne nadzieje – to normalne że jest ciężko.
A co się w nim dzieje trudno powiedzieć – nigdy nie mamy wglądu w to co drugi człowiek czuje. Powiedzieć a tym bardziej napisać można wiele różnych rzeczy, to jest stosunkowo łatwe.
Trudniej jest coś zrobić. Dlatego warto łączyć czyjeś słowa z tym co ten ktoś robi i sprawdzać czy jedno pasuje do drugiego. Jeśli nie pasuje to warto zachować ostrożność. Warto też tę całość połączyć z tym, czy to pasuje do tego, co jest dobre dla mnie.
Np, ktoś może pisać “kocham i tęsknię” ale nie ciągle nie mieć czasu na spotkanie. To nie jest spójne. Oczywiście można to połączyć takimi domysłami, że on ma jakiś problem i wymaga większej mojej cierpliwości i zrozumienia. Jednak warto pomyśleć czy taki związek, w którym muszę kogoś ciągle sobie tłumaczyć, rozumieć i zgadywać jego problemy, czy to jest dobre dla mnie.
Bo przecież to wcale nie jest tak, że jedna osoba ma nieskończenie dużo siły i zrozumienia i może w nieskończoność tylko dawać.
Nie każdy związek ma sens, nawet jeśli ludzi łączy wiele słów czy doświadczeń.
Po ślubie mojej piątej koleżanki ze szkolnej ławy, popadłam w głęboką depresję. Dlaczego to akurat ja zawsze muszę być sama? Czyżby coś było ze mną nie tak? Na szczęście szybko odegnałam złe myśli i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Polacy nigdy mnie szczególnie nie pociągali więc postanowiłam dać ponieść się przygodzie i założyłam konto na portalu e-polishwife.com.pl , gdzie łatwo i szybko można nawiązać zagraniczne znajomości. W taki właśnie sposób poznała Antonia. Na początku nie byłam przekonana, ale to dobre biuro, ma dużo ofert, pakiety vipowskie, umawiają na spotkania. Zaryzykowałam i nie żałuję! Dziś mieszkamy z moim mężem w Barcelonie i właśnie oczekujemy drugiego dziecka. Dziewczyny, nie traćcie nadziei! Na każdą z Was czeka miłość, tylko niekiedy trzeba na nią trochę dłużej poczekać.
Po ślubie mojej piątej koleżanki ze szkolnej ławy, popadłam w głęboką depresję. Dlaczego to akurat ja zawsze muszę być sama? Czyżby coś było ze mną nie tak? Na szczęście szybko odegnałam złe myśli i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Polacy nigdy mnie szczególnie nie pociągali więc postanowiłam dać ponieść się przygodzie i założyłam konto na portalu e-polishwife.com , gdzie łatwo i szybko można nawiązać zagraniczne znajomości. W taki właśnie sposób poznała Antonia. Na początku nie byłam przekonana, ale to dobre biuro, ma dużo ofert, pakiety vipowskie, umawiają na spotkania. Zaryzykowałam i nie żałuję! Dziś mieszkamy z moim mężem w Barcelonie i właśnie oczekujemy drugiego dziecka. Dziewczyny, nie traćcie nadziei! Na każdą z Was czeka miłość, tylko niekiedy trzeba na nią trochę dłużej poczekać.
Witam mam 31 lat i jestem samotna matka i tez sie boje ze juz nigdy nie uloże sobie z nikim zycia przez dziecko i toksycznych rodzicow u ktorych na razie nie mam wyjscia i musze u nich mieszkać.Nie wiem co robić!
a ja nie potrafię być sama choć prawie zawsze jestem samotna.. szybko angażuje się w związki. Pewnie za szybko. Początek oczywiście jest super… Potem,z czasem pojawia sie jakiś szczegół, który doprowadza mnie do szału. Prowokuję kłótnie, nie mam ochoty na seks i tu wszystko sie wali…ale nie umiem normalnie zakończyć relacji. Za każdym razem słyszę że nie umiem rozmawiać.. Moje związki nigdy nie dotrwały do 3 lat… Mam 28 lat… I jestem samotna.
Hej. Odezwij się do mnie jeżeli możesz.
Witam
Mam w30 lat jestem całe życie sama nikt z facetów nie chce do mnie podejść a jak ja podchodze co tego że jest normalną rozmowa jak na drugi dzien już nikt niodpowie mi część.nie wiem co się dzieje , są dni gdzie wpadam w dał że mi się żyć nie chce wówczas zabieram rzeczy i idę do saun, nawet nie mam koleżanki z która mogłabym porozmawiać i powiedzieć co robię źle prostu jestem sama.
A mi jest ciągle smutno, gdy nie mam chłopaka. Gdy mam wszystko jest ok. Bez chłopaka nie widzę sensu życia, nie widzę przyszłości. Z chłopakiem życie nabiera sensu, nagle dostrzegam coś takiego jak przyszłość. I chociaż doskonale widzę jakie to jest żałosne to co piszę, to właśnie tak mam. Widzę, że swoje życie uzależniam od tego czy mam chłopaka, od “miłości”. Nie mam znajomych, nie mam przyjaciół, nigdzie z domu nie wychodzę (tak wiem, że to powinnam zmienić, ale im bardziej próbowałam “na siłę” – tym gorzej kończyłam). Przeważnie przez kompleksy, nieśmiałość, negatywne nastawienie, STRACH. Często (codziennie) płaczę. Nawet głupota, ktoś coś powie niemiłego do mnie a ja już mam łzy w oczach. Potrafię płakać w miejscach publicznych. Aktualnie nie mam nikogo i czuję bezsens. Gdyby to napisał ktoś inny – pewnie bym pomyślała “co za stuknięta laska. Co ona nic nie widzi poza facetami?! Jakaś płytka nastolatka!!Dziecinna i zwyczajnie głupia, itp.”. Śmiałabym się z niej i załamywała ręce, że “laska”(czyli ja) nie ma większych problemów. Mam 26 lat. Ukończone studia. I widzę bezsens. Nie wyobrażam sobie w przyszłości wracać do pustego domu, do pustego mieszkania, a nie wyobrażam sobie życia cały czas z rodzicami. Nie widzę przed sobą przyszłości, ani wspaniałej kariery, ani tego, że z kimś tworzę trwały związek, małżeństwo (!?). Nawet jak z kimś jestem nie wyobrażam sobie urodzić dziecka. Po prostu mam blokadę. Nie chcę być sprawcą nieszczęścia, nie chcę żeby moje dziecko musiało przechodzić to co ja, być takie nieszczęśliwe.I pewnie gdybym się dowiedziała, że ktoś kogo znam wie co tutaj wypisuje SPALIŁABYM SIĘ ZE WSTYDU!!!!
Witam. Za kilka miesięcy stuknie mi dwudziestka, a ja mam poważne problemy. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi. Nigdy nie wiem co powiedzieć, zawsze mam wrażenie, że robię z siebie głupka. Z “płcią piękną” jestem w stanie po wielu mękach nawiązać jakikolwiek kontakt, ale z facetami….totalna porażka. I tu właśnie zaczyna się mój kolejny problem – za każdym razem uciekam, żadnemu facetowi nie pozwalam się do siebie zblizyć – chodzi o rozmowę, poznawanie siebie. Odstraszam ich od siebie ;(. Nie no tragedia po prostu ;(. Mam tego serdecznie dość, wielokortnie próbowałam coś z tym zrobić, zawsze z marnym skutkiem. Nie chcę być wiecznie samotna, a ku temu zmierzam. Jestem w takim wieku, że każdy ma już swoją połówkę, czuję się samotna, brakuje mi jakiś sillnych ramion, głupiej bliskości i wiedzy, że zawsze mam na kogo liczyć.
Mam przyjaciół wśród nich gadam i gadam i gadam i ciężko mi skończyć. Od pewnego czasu mój nastrój jest jak sinusoida – jednego dnia rozpaczam, rozczulam się nad sobą i swoją głupotą, drugiego – dzień nadziei – mówię sobie bądź silna..Co powinnam zrobić, by pozbyć się tego cholerstwa? Bardzo proszę o porady. Zrozpaczona
Zwracam się z prośbą o porade.Za nie całe 2 lata osiągnę magiczne 30 lat:) i w dalszym ciągu od 7 lat jestem sama ,bez znajomych, bez jakichkolwiek zainteresowań i braku pomysłu co powinnam zrobić by to zmienić.Jak również od 5 lat bardzo dobra koleżanka przestała nawiązywać kontakty ze mną z dnia na dzień.Jestem dziewczyną, która przy nawiązywaniu kontaktów albo zabardzo się stara i wygląda to sztucznie i trace kontakt bo bardzo chciałabym poznać nowych ludzi.Zdarza się i tak, że nie wiem o czym porozmawiać i słucham tej drugiej osoby i nie umiem skomentować tylko się uśmiecham.Jestem spokojna jak również czasem nie czuję się pewnie. Czasem mam wrażenie, że gdy napotkam osoby które mają coś to coć co mnie przyciąga do nich bo bardzo chciałąbym znaleźć się w ich towarzystwie to okazuje się, że nie mam nic z nimi wspólnego i nie potrafię z nimi rozmawiać . A jest grupa ludzi, którą z kolei ja przyciągam to mogłabym z nimi porozmawiać ale nic więcej.Mam też uczucie,że wszystko zawaliłam będąc na studiach. Zamiasta nawiązywać nowe znajomości czuć te uroki bycia studentem to ja skupiłam się na nauce i przeniosłam się po pierwszym roku na studia zaoczne by zdobyć tytuł licencjata i zdobyć jak najszybciej dobrą pracę.I owsze zdobyłam licencjat a wcześniej zdobyłam pracę z zgodnie z zainteresowaniami i m lecz nie zdobyłam w niej uznania pomimo ciężkiej pracy jaką w nią włożyłam by móc coś uzyskać i w niej się utrzymać (i mimo zajmowane stanowiska kierowniczego) bo w pracy jestem przez pracodawcę traktowana jak “maszyna do robienia pieniędzy” a nie jak człowiek.Więc pracując w jedenj firmie od popnad 3 lat intensywanie skupiłam się na poszukiwaniu nowej pracy, ale nie widać do tej pory rezultatów. By coś zminić bo od ponad 5 lat przestałam wychodzić do ludzi , straciłam chęci bo zacokowiek się próbowałam zabarć to zaraz miałam nie chęć nie widziałam sensu w tym żadnej motywacji i braku jakichkolwiek rzulatów pomimo zakładanych założeń, że nic odrazu nie przychodzi. Przykładem może być to, że próbował 2 razy podejść do studiów uzupełniających magisterskich czy pójść do klubu fitness by poćwiczyć wysmuklić sylwetke bo mam akurat problem z nogami są zbyt masywne i nie zabardzo czuję się z nimi psychicznie dobrze. To ja zaczełam unikać bo wchodząc na siłownie to sali fitness czułąm wzrok innych osób ćwiczących i śmiechy.Pamiętam nawet kupiłam sobie rower na którym pojeździłam 5 razy od momentu jego kupna a było to 2 lata temu. Ciągla sama jeździłam i też nie umiłam wyznaczyć sobie tras.Gdziekolwiek chcę wyjść to panicznie się denerwuje, że sobie nie poradzę, muszę mieć to zapalnowane.Jak sama kiedyś odważyłam się wyjść do klubu to będą na imprezie bawiłam się sama blisko ściany i przy małej ilość osób będącej na parkiecie.Mam do siebie żal bo 6 lat temu kiedy rozpoczynał się bum na kursy tańca to ja nic nie zrobiłam w tym kierunku. Tylko dopiero w tamtym roku zapisłam się na kurs tańca ale nic nie wyszło bo w jedej szkole gdzie były tworzone pary to chłopcy odemnie się odsuwali uciekali to innych partnerek związku z tym przeniosłam się do innej szkoły.Tam z koleji na drugim spotkaniu nie miałam juz partnera i musiałam zrezygnować.Jedynie mam oparcie w młodszej siostrze, która wraz z chłopakiem zabiera mnie na wakacje czy do kina czy do restauracji.Szczerze powiem, że nie wiem od czego zacząć przestałam płakać tylko się śmieje i siedzę w domu.
Witam,
Zwracam się z prośbą o porade.Za nie całe 2 lata osiągnę magiczne 30 lat:) i w dalszym ciągu od 7 lat jestem sama ,bez znajomych, bez jakichkolwiek zainteresowań i braku pomysłu co powinnam zrobić by to zmienić.Jak również od 5 lat bardzo dobra koleżanka przestała nawiązywać kontakty ze mną z dnia na dzień.Jestem dziewczyną, która przy nawiązywaniu kontaktów albo zabardzo się stara i wygląda to sztucznie i trace kontakt bo bardzo chciałabym poznać nowych ludzi.Zdarza się i tak, że nie wiem o czym porozmawiać i słucham tej drugiej osoby i nie umiem skomentować tylko się uśmiecham.Jestem spokojna jak również czasem nie czuję się pewnie. Czasem mam wrażenie, że gdy napotkam osoby które mają coś to coć co mnie przyciąga do nich bo bardzo chciałąbym znaleźć się w ich towarzystwie to okazuje się, że nie mam nic z nimi wspólnego i nie potrafię z nimi rozmawiać . A jest grupa ludzi, którą z kolei ja przyciągam to mogłabym z nimi porozmawiać ale nic więcej.Mam też uczucie,że wszystko zawaliłam będąc na studiach. Zamiasta nawiązywać nowe znajomości czuć te uroki bycia studentem to ja skupiłam się na nauce i przeniosłam się po pierwszym roku na studia zaoczne by zdobyć tytuł licencjata i zdobyć jak najszybciej dobrą pracę.I owsze zdobyłam licencjat a wcześniej zdobyłam pracę z zgodnie z zainteresowaniami i m lecz nie zdobyłam w niej uznania pomimo ciężkiej pracy jaką w nią włożyłam by móc coś uzyskać i w niej się utrzymać (i mimo zajmowane stanowiska kierowniczego) bo w pracy jestem przez pracodawcę traktowana jak “maszyna do robienia pieniędzy” a nie jak człowiek.Więc pracując w jedenj firmie od popnad 3 lat intensywanie skupiłam się na poszukiwaniu nowej pracy, ale nie widać do tej pory rezultatów. By coś zminić bo od ponad 5 lat przestałam wychodzić do ludzi , straciłam chęci bo zacokowiek się próbowałam zabarć to zaraz miałam nie chęć nie widziałam sensu w tym żadnej motywacji i braku jakichkolwiek rzulatów pomimo zakładanych założeń, że nic odrazu nie przychodzi. Przykładem może być to, że próbował 2 razy podejść do studiów uzupełniających magisterskich czy pójść do klubu fitness by poćwiczyć wysmuklić sylwetke bo mam akurat problem z nogami są zbyt masywne i nie zabardzo czuję się z nimi psychicznie dobrze. To ja zaczełam unikać bo wchodząc na siłownie to sali fitness czułąm wzrok innych osób ćwiczących i śmiechy.Pamiętam nawet kupiłam sobie rower na którym pojeździłam 5 razy od momentu jego kupna a było to 2 lata temu. Ciągla sama jeździłam i też nie umiłam wyznaczyć sobie tras.Gdziekolwiek chcę wyjść to panicznie się denerwuje, że sobie nie poradzę, muszę mieć to zapalnowane.Jak sama kiedyś odważyłam się wyjść do klubu to będą na imprezie bawiłam się sama blisko ściany i przy małej ilość osób będącej na parkiecie.Mam do siebie żal bo 6 lat temu kiedy rozpoczynał się bum na kursy tańca to ja nic nie zrobiłam w tym kierunku. Tylko dopiero w tamtym roku zapisłam się na kurs tańca ale nic nie wyszło bo w jedej szkole gdzie były tworzone pary to chłopcy odemnie się odsuwali uciekali to innych partnerek związku z tym przeniosłam się do innej szkoły.Tam z koleji na drugim spotkaniu nie miałam juz partnera i musiałam zrezygnować.Jedynie mam oparcie w młodszej siostrze, która wraz z chłopakiem zabiera mnie na wakacje czy do kina czy do restauracji.Szczerze powiem, że nie wiem od czego zacząć przestałam płakać tylko się śmieje i siedzę w domu.
Witam,
Mam 30 lat i nie zaangażowałam się w żaden związek od 4 lat, kiedy rozstałam się z moim pierwszym chłopakiem po 6 latach związku. Związek ten zakończyłam, ponieważ mój partner nie wychodził na przeciw moim oczekiwaniom. Czułam się w tym związku jak dodatek do jego życia, a nie partnerka. Mam syndrom DDA i gdyby nie brak świadomości z czym to się wiąże pewnie nie tkwiłabym w nim tak długo. Na szczęście dowiedziałam się trochę na temat życia i zrozumiałam, że być z kimś dla samego bycia to nie jest to czego ja chcę. Od tamtej pory kilka razy próbowałam związać się z kimś i nigdy to się nie udawało. Moja przyjaciółka zawsze znajdowała odpowiedź na moje problemy. Z pierwszym za szybko poszłam do łóżka, ale zachowałam twarz i teraz jesteśmy przyjaciółmi (on jest w związku, a ja widzę, że na pewno nie chciałabym z nim być, z drugim spotykałam się 2 lata, ale zawsze stroniłam od jakichkolwiek deklaracji – zależało mu na mnie. Spotykaliśmy się dość rzadko ze względu na częste jego podróże. Źle go traktowałam (nie zabierałam na imprezy typu wesela, nie przedstawiłam nigdy żadnym znajomym i w końcu się wkurzył – po roku sam przestał mnie szanować, a ja latałam na każde zawołanie przez jakieś 3 miesiące. Aż przestało mi się to podobać i 2 może 3 razy powiedziałam mu wprost co sądzę na temat jego zachowania wobec mnie. Ostatni raz był już bardzo ostry, bo chciałam go zranić, żeby poczuł się tak jak ja. Potem zawiesiliśmy naszą nie związkową relację (to znaczy on zerwał), po miesiącu przerwy odezwał się i spotkaliśmy się od tego czasu z 5-6 razy jako przyjaciele. Większość spotkań było bardzo przyjemnych, robiliśmy coś ciekawego i “pokazałam go” (nie jako mojego chłopaka, tylko kolegę, który wpadł obejrzeć film. Ostatnim razem jednak nie było fajnie. Opiszę sytuację, bo chcę prosić o analizę: czy to jest przejaw braku szacunku do mnie czy przesadzam i powinnam zejść na ziemię – przede wszystkich zadzwonił w niedzielę o 20 i spytał czy wpadnę, akurat byłam zajęta więc nie poleciałam no i przesadził z porą, oddzwoniłam umówiliśmy się na wtorek, ale nie dzwonił – uznałam, że mu coś wypadło. Tydzień później zadzwoniłam we czwartek i umówiliśmy się na sobota lub niedziela. Zadzwonił w sobotę i umówiliśmy się na niedzielę bo w sobotę umówił się z kolegami na piwo. Miałam zadzwonić w niedzielę jak wstanę. Więc zadzwoniłam koło 11. Spóźnił się godzinę. Nie wykazywał większego zainteresowania ani tym co u mnie słychać, ani tez o sobie nie miał nic do powiedzenia. Wpadłam na film, ale po filmie wyszłam, bo czułam, ze ani on ani ja już nie mamy ochoty na to towarzystwo. Może przesadzam, ale uważam, ze nie zachował się fajnie.
To pierwsze pytanie – czy przesadzam, czy powinnam przymrużyć oko, i jak zareagować jak to się powtórzy, czy dać w ogóle szansę kolejnemu spotkaniu (oczywiście nie po to, żeby był moim chłopakiem tylko tak po prostu)? Nadal go lubię, nie widziałabym w tym problemu, ale nie chciałabym znów popaść w pułapkę gdzie mężczyzna mnie nie szanuje. Dobrze wiem, że gdyby po roku znajomości zachowywała się tak jak po 6 czy 8 miesiącach jeszcze to bym się w końcu zakochała, słabo go znałam (ten rok, gdybyśmy spotykali się co 2 dni to wyszłyby z tego jakiś miesiąc, dwa albo i nie. Oprócz spotkań, telefonów prawie nie było)
Ostatni mężczyzna w moim życiu to 33 letni chłopak (mieszka w innym mieście niż ja), który nigdy nie był w żadnym dłuższym niż miesiąc związku. Ma problem z alkoholem (wiadomo jestem zawodowcem w tych sprawach). Problem ten usprawiedliwiam jego skomplikowaną pracą i poważną i zaawansowaną chorobą w rodzinie. Poznaliśmy się w połowie lipca, choć z widzenia kojarzyłam go od nastu lat. Przez pierwszy miesiąc bardzo się zmienił – jak to się mówi – ogarnął się. Wszyscy sądzą, że przeze mnie. ale po miesiącu uroczych spotkań, przegadanych przez telefon godzin coś się zmieniło w jego zachowaniu. Nie ukrywam, że za każdym razem gdy wyczułam, że wypił 3 piwa sam w domu – zwracałam mu uwagę wprost. Może dlatego nagle zmienił swoje zachowanie, czyli przestał dzwonić. przez tydzień. To ja zadzwoniłam, żeby się spotkać. Na pożegnanie po spotkaniu nie miałam ochoty na pocałunek i wyjaśniłam mu, że nie dzwonił przez tydzień, nie wiem o co chodzi, czy rozmyślił się i nie ma jajek, żeby mi powiedzieć wprost. Powiedział, że nie rozmyślił się. Że ma takie okresy w pracy, że się alienuje i nikt tego nie rozumie. Zadzwonił po tygodniu. Potem ja po dwóch tygodniach. Znów się spotkaliśmy, ale przyjechał do mnie pijany. Byłam wkurzona, ale zdaję sobie sprawę z jego sytuacji więc olałam to i wyszliśmy na kolację a potem do pubu. Nie pozwoliłam trzymać się za rękę jak zawsze. Ale jak zawsze gdy się widzimy, był księciem. Teraz nie odbiera telefonów ode mnie. Nie tylko ja nie wiem co się z nim dzieje. Ludzie z którymi utrzymywał kontakty, też nie wiedzą (nie robiłam dochodzenia, ale ktoś po prostu mnie pytał czy nie wiem co u niego). W głębi duszy rozumiem, i znajduję powód, bo zawsze przy nim czułam, że jest szczery a przynajmniej wierzy w to co mówi w chwili mówienia. Nie wiem jak to się potoczy, zobaczymy. Jęsli się odezwie to nie odtrącę go, jeśli nie to nie wiem na co się stanie.
Moje drugie pytanie: czym spowodowane jest to, że wybieram takich partnerów, z którymi nie ma szans na związek? Nie zwracam uwagi na normalnych facetów, bo wydają mi się nudni, widzę czasem w nich desperację (mają cel się ożenić i nie ważne z kim) czy to efekt DDA, czy strach przed zaangażowaniem, każe mi wybierać partnera, który nie nadaje się do związku i jak minie miły okres to spokojnie znajdę pretekst, żeby odejść? (Choć każdy z nich, mógł mnie owinąć sobie wokół palca gdyby nie przestali zabiegać zbyt wcześnie. A może oczekuję zbyt wiele? Czy to prawda, że trzeba czasem po uprawiać gierkę i odmówić spotkania gdy się stara choć ma się na to spotkanie i czas i ochotę? Czy fakt, że po mnie widać, ze się zaangażowałam (bo wykazuję entuzjazm gdy jestem szczęśliwa i w głębi duszy oddaję się marzeniom o odległej wspólnej i wspaniałej przyszłości)
Spotykałam też i innymi, ale nigdy nie wyszło to poza granice czwartej randki – czyli nie było pocałunku więc się nie liczy.
Bo prawda jest taka, że każdy potrzebuje partnera życiowego i ja też takiego chcę.
W sumie przez przypadek natrafiłam dziś na post który pisałam tutaj w 2009 roku… ;)Postanowiłam napisać co wydarzyło się przez te lata. Tamten “chłopak z przeszlosci” nie zdolal wypasc z mojej glowy. Los potoczyl sie tak ze znowu nas na siebie nakierowal, spedzilismy na “budowaniu” czegokolwiek troche ponad rok. Na koniec stwierdzil ze dla niego to jednak jest przyjazn. Przepłakałam kolejny rok. Straszne. Ale wiecie co? Gdy juz stracilam nadzieje na cokolwiek, gdy juz naprawde myslalam ze nigdy nie pokocham juz nikogo bo przeciez to on byl “tym jedynym” zjawil sie w moim zyciu ktos nowy kto wszystko zmienil diametralnie. Po prostu sie zjawil, po prostu przełamał mur który sama wokół siebie zbudowałam. Po prostu wniósł w moje życie radość i szczęście. O tamtym mysle juz naprawde mniej. Czasami mi się tylko śni. Ale teraz wolałabym w ogole nie zasypiac bo rzeczywistosc jest lepsza niz jakikolwiek sen. Moj nowy zwiazek trwa tylko trzy miesiace i nie wiem czy bede z tym chlopakiem juz zawsze ale wiem ze jest to przełom w moim zyciu. Wiem też że mimo ogromnego strachu jaki mialam przed wejsciem w ten zwiazek, to gdybym na poczatku zrezygnowala, zamknelabym sie jeszcze bardziej. Wiem ze nie trzeba się bać i wiem ze jednak jakos to wszystko ma sens i ze tamte cierpienia czegos mnie nauczyly. Wiem tez ze nie mozna uszczesliwic nikogo na sile. Gra nie jest warta swieczki. Wszystkim ktorzy zmagaja sie z piętnem dawnej milosci zycze odwagi. By nie zamykac sie na nowych ludzi i dac im szanse, moze zaskoczyc Was to kim ktos zupelnie obcy i nowy – mimo ze zupelnie rozny od tamtego – moze stac sie w Waszym zyciu.
Pani Kalinowskiej dziekuje za tamta rade – z perspektywy czasu rozumiem jak bardzo samokrzywdzace jest zamykanie sie na innych. A wszystkim innym zycze siły i pamiętania że “po każdej zimie przychodzi wiosna, nawet gdy bardzo jest spóźniona” :)
Witam jestem z moim partnerem 4 lata i mam 2 wielkie problemy, które nie
dają mi żyć. jestem osoba bardzo skryta i naprawdę ciężko mi powiedzieć
co leży mi na duszy. Pierwszy problem to siostra mojego partnera.
Odczuwam, niesamowita niechęć do niej, czuje ze nie chce żebym była z
moim chłopakiem. Denerwuje mnie to ze jesteśmy o 200 km oddaleni od jego
miejscowości rodzinnej i co tydzień jeździ tam i wymyśla jakaś wymówkę,
mało tego codziennie rozmawia przez skypa z nią. Boje się ze nie potrafi
on oderwać się od rodziny. Wiem ze ona strasznie nim manipuluje Bardzo
proszę o pomoc co mam zrobić z tym?
Drugi problem to choroby psychiczne jakie panują u niego w rodzinie.
Jego mama i jej siostry często trafiają do szpitala psychiatrycznego,
chodzi przede wszystkim o agresje i nadpobudliwość. Czy jest możliwe ze
moje dzieci z nim mogą też być na coś chore czy takie choroby przechodzaą
dziedzicznie? Bardzo proszę o wskazówkę, ponieważ jest mi bardzo ciężko
i nie radze sobie już z tym wszystkim.Boje sie ze zostane sama.i ro
Witam . Chciałam zasięgnąc porady dotyczace konatktów między ludzkich. Mam 22 lata i jestem osoba niesmiala o niskiej samoocenie . Nieumiem otworzyc sie przed ludzmi,dlatego tez mam jedna kolezanke ktora tez niema czasu dla mnie ostatnio , wiekszy tez mam problem z kontaktami z chłopakami..zawsze znajduje jakas wymówke jak kogos poznam , nieumiem sie przed nim otworzyc i zblizyc…Czasmai bije sie z myslami. Moja mama sie bardzo martwi bo i z nia nieumiem porozmawiac. Jest mi z tego powodu bardzo smutno. Czuję sie samotna. Jak mam sobie z tym radzic?