Jest to zapis rozmowy, ze strony “pytania do psychologa” pomiędzy mną, a osobą podpisującą się “mała”. Mała zwróciła się do mnie z prośbą o komentarz – poradę, w związku z problemem w małżeństwie. To co było dla niej najtrudniejsze to brak zainteresowania ze strony męża, ciągłe kłótnie i poczucie, że nic w tej sytuacji nie zależy od niej.

08/04/2009 @ 17:53 mała

Witam.
wydaje mi się, że potrzebuję pomocy specjalisty, bo nie potrafię poradzić z tym sama. Nie mam przed kim wyrzucić swoich problemów, chociaż tak naprawdę to chyba też nie chcę mówić o tym nikomu. Poza jedną osobą – moim mężem, ale jesteśmy tak daleko od siebie, chociaż mieszkamy pod jednym dachem.
Czasami myślę też, że może jestem jakaś nie do końca normalna i sama dzielę włos na czworo, a gdybym o tym komuś powiedziała – nie zrozumiałby mnie i zbagatelizował wszystko.
Może napiszę ogólnie jak się czuję:jest mi cały czas smutno, unikam kontaktu z ludżmi, jestem milcząca, bardzo ciężko skupić mi się na pracy – a tak naprawdę to nic mi sie nie chce robić. Często gdy się zbudzę rano to mam wrażenie, że moje ciało waży tonę i nie mam siły podnieść ręki, czy nogi. Najchętniej pozostałabym w jakimś takim stanie nieświadomości – żeby nic nie czuć i nie myśleć o niczym… Kocham moje dziecko, ale czasmi myślę, że taka beznadziejna mama, to żadna mama…
Codzienność – dom, praca, wydają się ponad moje siły. Zaciskam zęby i uparcie to wszystko robię, bo tak trzeba…Jestem do niczego.
Uważam, że przyczyną tego, co się ze mną dzieje jest moje małżeństwo, a w zasadzie jego zupełny brak.
Czuję się nic nie warta, potrzebna mężowi do prowadzenia domu, opieki nad dzieckiem i łóżka. Nie rozmawiamy, bo nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wydarzyło się w naszym wspólnym życiu tyle zła, że żadna próba rozmowy nie przynosiła poprawy, a teraz…zupełnie nie wiem na czym stoję. Bardzo chciałabym oddzielić wszystko co było grubą krechą, bo nie da się tego rozplątać i zacząć od nowa. może udałoby się…chciałabym…Może czułabym się lepiej. Dziś w pracy było mi tak źle, że przez chwilę pomyślałam, że już nie dam rady i chyba powinnam póść do psychiatry… Ale teraz nie wiem czy to zrobię, mieszkam w małym mieście, wszyscy wszystkich znają
Proszę mi coś napisać…

 

08/04/2009 @ 19:25 kalinowska

Witaj,
piszesz, że chciałabyś oddzielić wszystko co było grubą krechą – na czym by to polegało to oddzielenie?
Co wtedy zmieniłoby się dla Ciebie?
Jak inaczej byś myślała, przeżywała i działała?

Jak myślisz, jakby to wpłynęło na męża gdyby zobaczył takie zamiany u Ciebie?

Co Was zatrzymuje, że mimo tego złego, co się naplątało w przeszłości dalej jesteście razem?

09/04/2009 @ 09:29 mała

Witam
Oddzielić przeszłość w tym sensie, że nie wracać w rozmowach do tego na zasadzie; ty to zawsze tak, tyle razy ci mówiłem – więcej nie będę.
Patrzeć na to co robimy tu i teraz, a nie oceniać się przez pryzmat tego co było i jak było. Tego już nie da się zmienić, czy wymazać, ale my możemy zmienić siebie.
Myślę, że wtedy poczułabym, że coś zależy ode mnie, że ma znaczenie co i jak robię.
Żeby wszystkie nieporozumienia i problemy wyjaśniać sobie, nawet się pokłócić, ale jak ochłoniemy to pogodzić się. Żeby nie było tych wlokących się cichych dni, kiedy czasami nawet do końca nie wiem, o co chodzi, a gdy próbuję spytać – milczenie.
Żebym nie czuła się cały czas negatywnie oceniana przez męża. Nie ma znaczenia, ile zrobiłam – on widzi tylko to, czego nie zrobiłam, albo niedokładnie zrobiłam. Nie ma przemocy fizycznej, ale ja czuję przed nim strach – że znowu coś jest z mojej strony nie tak: nie tak zrobiłam, spojrzałam, odezwałam się.
Chcę czuć się przy nim spokojnie i bezpiecznie, mieć poczucie wspólnych spraw, że razem pchamy ten wózek pod górkę, nie czuć się wykorzystywana. Zaprzyjaźnić się. Chciałabym móc mu powiedzieć o tym co czuję bez obawy, że zostanę zlekceważona, albo to, co powiem wykorzystane przeciwko mnie.
Oboje pracujemy zawodowo, mąż studiuje, ja się też dokształcam. Ale on zajmuje się tylko swoimi sprawami. Dziecko i dom są na mojej głowie – do tego stopnia, że kubka po sobie nie umyje – dosłownie. Próbowałam prosić, czy awanturować się – przestałam, bo to nic nie dało – bez żadnej reakcji dalej siedzi przed komputerem, albo wychodzi.
Bardzo często nie wiem, gdzie jest – nic nie mówi, albo krótkie wychodzę. Ja boję się pytać – reaguje złością, jakbym nie miała prawa pytać. Czuję się jak idiotka, kiedy ktoś o niego pyta (zadzwoni lub przyjdzie), a ja nie wiem co powiedzieć.
Myślę, że gdybym była spokojniejsza, bardziej uśmiechnięta to on chciałby częściej być ze mną i synkiem. Że rozmawiałby ze mną, powiedział coś miłego, przytulił. Może zobaczyłby, ze ja nie jestem z żelaza, że potrzebuję pomocy z jego strony.
Nie traktowałby tego, że mam inne zdanie na jakiś temat jak krytykę. W końcu mam prawo myśleć inaczej, on nie musi się ze mną zgadzać. Ale na każde moje różniące się od niego zdanie reaguję złością i słowami np. z tobą to nic nie można, ty wszystko wiesz najlepiej, nic ci się nie podoba, po co we wszystko wnikasz itp.
Próbowałam wyprowadzić się z mieszkania i złożyć pozew – nie wypuścił mnie, powiedział, że w sądzie odbierze mi dziecko (jego rodzice też), że jestem nienormalna, że załatwi tak, żeby wyrzucili mnie z pracy. Powiedział mi, że ożenił się ze mną, bo jego matka powiedziała, że skoro mi tyle czasu głowę zawracał, to czas się ożenić – coś w tym stylu…
Tego nie rozumiem – czuję, że on mnie czasami wręcz nienawidzi, a tak na co dzień jestem mu obojętna – ale nie chciał mnie puścić. Nie wiem czemu chce w tym związku trwać.
Mój syn bardzo tą sytuację przeżył. Przez długi czas nie mogliśmy nawet mówić podniesionym głosem, bo płakał.
Zostałam właśnie dla niego – on jest w tatę zapatrzony – gdy mąż jest w domu, on za nim wprost chodzi, często go usprawiedliwia np. tata jest biedny, bo zmęczony; taty nie ma, bo ma coś ważnego itp. Bardzo mnie boli, jak to widzę, bo mąż gdy jest w domu cały czas spędza przed komputerem i telewizorem. Syn często słyszy, żeby nie przeszkadzał. Próbowałam o tym rozmawiać, żeby dosłownie 15 min poświęcił tylko dla niego, nie wiem, np. pobawił się, przeczytał przed snem, nawet wykąpał go czy zjadł razem z nim kolację. Niby nic, ale to byłby czas tylko dla nich razem. Usłyszałam mniej więcej: ja pracuję i się uczę; to co, mam rzucić pracę?
Wyszłam za mąż z miłości i chociaż wydaje się, że nic nas poza dzieckiem nie łączy, to chciałabym wygrzebać coś z tego, co było kiedyś, nie wiem tylko czy się da. Chcę spróbować.. Albo zbudować coś między nami od nowa.

10/04/2009 @ 13:52 kalinowska

Witaj,
Dwie rzeczy bardzo przykuły moją uwagę w tym, co napisałaś.
Jedna to, że potrzebujesz poczuć, że coś zależy od Ciebie i druga, że gdybyś była częściej spokojna i uśmiechnięta, to spodziewasz się, że mąż
chętniej by spędzał czas z Tobą i synkiem.

Popatrz jak to działa: potrzebujesz poczuć, że coś zależy od Ciebie, podczas gdy cały czas kierujesz swoją uwagę i aktywność, w takie obszary, gdzie realnie nie masz wpływu. Nie masz wpływu na to, co robi mąż, – jeśli ON będzie chciał milczeć – będzie; jeśli będzie chciał się krzywić i mieć za złe – cokolwiek nie zrobisz, on będzie niezadowolony.
Jego reakcje, zachowania wynikają z jego decyzji, a nie z tego, Co Ty robisz.

Nie mamy bezpośredniego wpływu na drugiego człowieka, możemy bardzo chcieć, aby się zmienił, ale dopóki on sam, nie będzie chciał się zmienić nie zrobi tego.
Co więcej zazwyczaj jest tak, że im silniejszej presji na zmianę ktoś jest poddawany, tym mniejsze szanse, że zrobi coś w tym kierunku. Skupia się wtedy na “obronie” przed presją, na tym, aby nie stracić swojego pola do decyzji.
Do tej pory próbowałaś na różne sposoby przekonać go, żeby chciał się zmienić, ale to nie przynosiło skutku. Kłótnie, próby wyjaśniania, milczenie, pretensje jakieś inne naciski nie odnoszą pożądanych efektów.
Jest takie powiedzenie: jak coś nie działa, zacznij robić coś innego. Jeśli twoje pretensje nie przybliżają Cię do tego, aby on zaczął Cię zauważać, to nie ma sensu pretensji mnożyć, bo dalej będzie tak jak jest. W tym kontekście Twój pomysł z grubą krechą jest bardzo dobry.
To jest właśnie zrobienie czegoś innego. Możesz teraz sprawdzić jak to zmieni relację między Wami. Czym jest gruba krecha dla Ciebie?

nie wracać w rozmowach do tego na zasadzie; ty to zawsze tak, tyle razy ci mówiłem – więcej nie będę. /…/ Patrzeć na to, co robimy tu i teraz, a nie oceniać się przez pryzmat tego, co było i jak było.

To jest coś, na co możesz mieć wpływ. Cokolwiek się będzie działo, jeśli postanowisz nie wracać w rozmowach do przeszłości, to nie wrócisz. Jeśli będziesz chciała się koncentrować na tym, co tu i teraz bez oceniania przez pryzmat dawnych zdarzeń to będziesz to robić.

Chcesz grubej krechy, to możesz zacząć ją rysować. Być może mąż się przyłączy do tego, być może nie, nie wiemy, – ale możesz sprawdzić. Tym bardziej, że taka zmiana na pewno wpłynie również na Ciebie. Bez względu na to, co się stanie w związku, Ty możesz się poczuć lepiej, samą siebie uwalniając od ciągłego wspominania, tego, co było trudne dla Ciebie.
Mając pretensję do niego, wyrażając je, zmuszasz tez samą siebie do pamiętania o tym, co było w jakiś sposób bolesne.

Twoje samopoczucie może być, pod twoja kontrolą.
Czujesz się cały czas negatywnie oceniana przez męża. Domyślam się, że zależy Ci na jego akceptacji, na tym żeby on Cię docenił, pochwalił, zachwycił się tym, co i jak robisz.

Tak, to całkiem fajne odczucie być tak docenioną i jest zrozumiałe, że chciałabyś to dostać w swoim związku, ale doświadczenie pokazuje, ze nie bardzo możesz teraz na to liczyć, więc skąd jeszcze możesz wziąć takie pozytywne wzmocnienia?
Skoro to ważne dla Ciebie warto abyś się mocno uwrażliwiła na tego typu informacje od innych ludzi, żebyś ich nie odrzucała, ale przyjmowała, żebyś też dbała o relacje, które takich pozytywnych informacji dostarczają. Nie wiem być może jakieś kontakty z rodziną, przyjaciółmi…

Warto też, abyś sprawdziła, jaki stosunek ma do Ciebie ktoś, kto towarzyszy Ci w każdej sekundzie twojego życia – Ty sama.

Czy Ty sama dajesz sobie pozytywne informacje zwrotne, akceptację czy potrafisz się docenić?
To jest zdecydowanie obszar, na którym możesz wiele zrobić, bo tu wszelkie zmiany zależą tylko od Ciebie, a nie od dobrej woli czy humoru innych.
Kiedy Ty sama się doceniasz, malkontenckie uwagi jakiś innych osób, nie będą tak boleśnie w Ciebie trafiały. Będą dla Ciebie czyjąś opinią, z którą można się zgodzić lub nie, a nie stwierdzeniem jakieś “obiektywnej prawdy” (poczytaj na stronie głównej o tym
jak można zacząć przestać brać wszystko do siebie)

Zobacz jak to jest: – to, że mąż Cię krytykuje nie oznacza od razu tego, że Ty musisz poczuć się źle. Dlaczego miałabyś się czuć źle, z tym, że coś mu się nie podoba, skoro wiesz na pewno, że to jest dobre? Jeśli się z nim zgadzasz i wiesz, że coś nie jest dobre to też nie musisz się z tego powodu bardzo martwić. To bardzo ludzka rzecz zrobić coś i potem ocenić, że to nie jest trafione – to daje informację na przyszłość żeby robić to coś inaczej. Nie ma powodu do złego samopoczucia. Oczywiście pod warunkiem, że akceptujesz fakt, że możesz się pomylić czy zrobić błąd.

Możesz dalej się dobrze czuć, mimo tych słów i zachowań, które teraz są dla Ciebie krytyką i napędzają wymianę pretensji.

Wyobraź sobie jakby to było gdybyś potrafiła wewnątrz siebie nie zgodzić się z nim, odrzucić jego opinię jako nie prawdziwą? Pomyśl ile spokoju by wtedy mogło być w tobie?

A spokój jest tym, co podejrzewasz, ze może dobrze działać w Waszych relacjach. Nie wiemy czy masz rację, czy rzeczywiście taki efekt by to przyniosło, -ale warto sprawdzić, poeksperymentować. Tym bardziej, że nie zależnie od tego, co będzie się działo między Wami, tobie spokój się przyda.

Pomyśl jak jeszcze inaczej możesz zadbać o siebie, o swoje dobre samopoczucie. Jakie są jeszcze inne drogi do uzyskania spokoju i uśmiechu, inne niż słuchanie pochwał męża, bo choć z pewnością byłaby to dobra droga, ale niestety na razie jest zamknięta.

To, o czym piszesz wygląda jak wielka góra, zmiana, jakiej pragniesz jest jak dostanie się na jej szczyt. Zastanów się, więc co może być pierwszym małym krokiem w tym kierunku i zrób go. Skup się na tym, a nie na wszystkich przeszłych i przyszłych trudnościach.

Pozdrawiam

 

17/04/2009 @ 12:50 mała

Witam.
Już próbowałam zdystansować się do tego, co dzieje się w moim małżeństwie. Próbowałam w ten sposób: skoro mój mąż jest skupiony na sobie i swoich sprawach, nie chce dzielić tego ze mną – przestanę tym się martwić. Zajmę się tym, co chcę i lubię robić, nie będę martwić się na zapas problemami życia codziennego, coś w tym stylu. No i się nie udało.
Nie mam przyjaciół. Nigdy nie miałam. Żadnego, nawet bliskiego koleżeństwa nie nazwałabym przyjaźnią. Najwięcej wiedział o mnie mój mąż. Nie umiałabym komuś obcemu powiedzieć o tym co mam w głębi duszy, co mnie boli.
Jeśli chodzi o rodzinę, to moje rodzeństwo mieszka za granicą. Sporo wie o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Ale one mają swoje rodziny, swoje życie, nie chcę ich obarczać swoim. Zresztą problemy na odległość bardziej przytłaczają, bo zna je się tylko z opowieści.
Tu w Polsce mam mamę – jej nie mówię prawie nic, bo po co martwić, nie może mi pomóc.
Pisze mi Pani, żeby skupić się na dobrych informacjach od innych ludzi. Nie potrafię. Niby w pewnym sensie jest mi przyjemnie, gdy ktoś mi coś miłego powie, okaże życzliwość i sympatię. Cieszy mnie to i jednocześnie czuję się niezręcznie. W głębi czuję, że na te pochwały nie zasłużyłam. Bo tak się akurat złożyło, że coś mi wyszło, się udało. Bo przecież ja dobrze wiem, że w środku jestem inna, niepoukładana, wcale nie taka dobra.
Ostatnio miałam okazję usłyszeć dużo dobrego na swój temat w pracy. Wiem z całą pewnością, że było to powiedziane szczerze. Tylko myślę, że to tylko tak wygląda na zewnątrz, ludziom się wydaje.
Mój stosunek do samej siebie – nie lubię siebie, niecierpię, a czasami jeszcze gorzej.
Jak można sobie powiedzieć zmień się, myśl inaczej i zrobić to? Nie potrafię.
Pozdrawiam.

20/04/2009 @ 10:00    kalinowska

Pochwały i słowa uznania przelatują przez Ciebie jak woda przez sito. Ponieważ źle myślisz o sobie i nie lubisz siebie samej, akceptacja innych nie ma się, o co w Tobie “zaczepić”.
Gdybyś lepiej myślała o sobie byłabyś w stanie przyjąć dobre słowa, a tak je odrzucasz, bo nie pasują do twojego obrazu siebie.

Ostatnio miałam okazję usłyszeć dużo dobrego na swój temat w pracy. Wiem z całą pewnością, że było to powiedziane szczerze. Tylko myślę, że to tylko tak wygląda na zewnątrz, ludziom się wydaje.
Mój stosunek do samej siebie – nie lubię siebie, nie cierpię, a czasami jeszcze gorzej.”

Gdy źle myślisz o sobie, różne komunikaty innych osób, w tym męża będziesz odbierać “tendencyjnie” – pozytywne zignorujesz, neutralne weźmiesz za krytykę, a negatywne informacje zatrzymasz na długo i będziesz się nimi zadręczać.
Wszystko zaczyna się od tego jak myślisz o sobie.
Akceptacja i zainteresowanie męża może sprawić, że będziesz na chwilę szczęśliwa i zadowolona, ale w dłuższym czasie, będziesz wciąż potrzebować od niego, potwierdzania swojej wartości, tego, że jesteś w porządku.
Nie masz przyjaciół, rodzina jest daleko, a jak jest blisko to też nie korzystasz z tej możliwości wsparcia, współpracowników trzymasz z dala od siebie, tak żeby się nie dowiedzieli, jaka jesteś naprawdę, mąż jest taką wyspą na ocenie twojej samotności i zwątpienia w siebie.
Dla drugiej strony taki układ jest często trudny i bardzo męczący. Bardzo trudno wziąć na siebie odpowiedzialność, za bycie dla kogoś całym światem.

Fakt, że zmiana do tej pory się nie udawała, lub, że jest trudna, nie oznacza, że jest niemożliwa. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby sięgnąć w tej sprawie po pomoc.
W takich sytuacjach bardzo przydatna okazuje się np. psychoterapia grupowa. Zazwyczaj osoby, które podobnie myślą o sobie, jak Ty bardzo się obawiają spotkania w grupie, ale to okazuje się dla nich najbardziej efektywne, mają wtedy niepowtarzalną okazję, aby w bezpiecznych warunkach dowiedzieć się tego, co zawsze zaprząta ich głowę: “jak mnie widzą i oceniają inni ludzie”

Prywatna rozmowa z psychologiem on-line