Jest to zapis rozmowy, ze strony “pytania do psychologa” pomiędzy mną, a osobą podpisującą się “mała”. Mała zwróciła się do mnie z prośbą o komentarz – poradę, w związku z problemem w małżeństwie. To co było dla niej najtrudniejsze to brak zainteresowania ze strony męża, ciągłe kłótnie i poczucie, że nic w tej sytuacji nie zależy od niej.
08/04/2009 @ 17:53 mała
Witam.
wydaje mi się, że potrzebuję pomocy specjalisty, bo nie potrafię poradzić z tym sama. Nie mam przed kim wyrzucić swoich problemów, chociaż tak naprawdę to chyba też nie chcę mówić o tym nikomu. Poza jedną osobą – moim mężem, ale jesteśmy tak daleko od siebie, chociaż mieszkamy pod jednym dachem.
Czasami myślę też, że może jestem jakaś nie do końca normalna i sama dzielę włos na czworo, a gdybym o tym komuś powiedziała – nie zrozumiałby mnie i zbagatelizował wszystko.
Może napiszę ogólnie jak się czuję:jest mi cały czas smutno, unikam kontaktu z ludżmi, jestem milcząca, bardzo ciężko skupić mi się na pracy – a tak naprawdę to nic mi sie nie chce robić. Często gdy się zbudzę rano to mam wrażenie, że moje ciało waży tonę i nie mam siły podnieść ręki, czy nogi. Najchętniej pozostałabym w jakimś takim stanie nieświadomości – żeby nic nie czuć i nie myśleć o niczym… Kocham moje dziecko, ale czasmi myślę, że taka beznadziejna mama, to żadna mama…
Codzienność – dom, praca, wydają się ponad moje siły. Zaciskam zęby i uparcie to wszystko robię, bo tak trzeba…Jestem do niczego.
Uważam, że przyczyną tego, co się ze mną dzieje jest moje małżeństwo, a w zasadzie jego zupełny brak.
Czuję się nic nie warta, potrzebna mężowi do prowadzenia domu, opieki nad dzieckiem i łóżka. Nie rozmawiamy, bo nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wydarzyło się w naszym wspólnym życiu tyle zła, że żadna próba rozmowy nie przynosiła poprawy, a teraz…zupełnie nie wiem na czym stoję. Bardzo chciałabym oddzielić wszystko co było grubą krechą, bo nie da się tego rozplątać i zacząć od nowa. może udałoby się…chciałabym…Może czułabym się lepiej. Dziś w pracy było mi tak źle, że przez chwilę pomyślałam, że już nie dam rady i chyba powinnam póść do psychiatry… Ale teraz nie wiem czy to zrobię, mieszkam w małym mieście, wszyscy wszystkich znają
Proszę mi coś napisać…
Witaj,
piszesz, że chciałabyś oddzielić wszystko co było grubą krechą – na czym by to polegało to oddzielenie?
Co wtedy zmieniłoby się dla Ciebie?
Jak inaczej byś myślała, przeżywała i działała?
Jak myślisz, jakby to wpłynęło na męża gdyby zobaczył takie zamiany u Ciebie?
Co Was zatrzymuje, że mimo tego złego, co się naplątało w przeszłości dalej jesteście razem?
09/04/2009 @ 09:29 mała
Witam
Oddzielić przeszłość w tym sensie, że nie wracać w rozmowach do tego na zasadzie; ty to zawsze tak, tyle razy ci mówiłem – więcej nie będę.
Patrzeć na to co robimy tu i teraz, a nie oceniać się przez pryzmat tego co było i jak było. Tego już nie da się zmienić, czy wymazać, ale my możemy zmienić siebie.
Myślę, że wtedy poczułabym, że coś zależy ode mnie, że ma znaczenie co i jak robię.
Żeby wszystkie nieporozumienia i problemy wyjaśniać sobie, nawet się pokłócić, ale jak ochłoniemy to pogodzić się. Żeby nie było tych wlokących się cichych dni, kiedy czasami nawet do końca nie wiem, o co chodzi, a gdy próbuję spytać – milczenie.
Żebym nie czuła się cały czas negatywnie oceniana przez męża. Nie ma znaczenia, ile zrobiłam – on widzi tylko to, czego nie zrobiłam, albo niedokładnie zrobiłam. Nie ma przemocy fizycznej, ale ja czuję przed nim strach – że znowu coś jest z mojej strony nie tak: nie tak zrobiłam, spojrzałam, odezwałam się.
Chcę czuć się przy nim spokojnie i bezpiecznie, mieć poczucie wspólnych spraw, że razem pchamy ten wózek pod górkę, nie czuć się wykorzystywana. Zaprzyjaźnić się. Chciałabym móc mu powiedzieć o tym co czuję bez obawy, że zostanę zlekceważona, albo to, co powiem wykorzystane przeciwko mnie.
Oboje pracujemy zawodowo, mąż studiuje, ja się też dokształcam. Ale on zajmuje się tylko swoimi sprawami. Dziecko i dom są na mojej głowie – do tego stopnia, że kubka po sobie nie umyje – dosłownie. Próbowałam prosić, czy awanturować się – przestałam, bo to nic nie dało – bez żadnej reakcji dalej siedzi przed komputerem, albo wychodzi.
Bardzo często nie wiem, gdzie jest – nic nie mówi, albo krótkie wychodzę. Ja boję się pytać – reaguje złością, jakbym nie miała prawa pytać. Czuję się jak idiotka, kiedy ktoś o niego pyta (zadzwoni lub przyjdzie), a ja nie wiem co powiedzieć.
Myślę, że gdybym była spokojniejsza, bardziej uśmiechnięta to on chciałby częściej być ze mną i synkiem. Że rozmawiałby ze mną, powiedział coś miłego, przytulił. Może zobaczyłby, ze ja nie jestem z żelaza, że potrzebuję pomocy z jego strony.
Nie traktowałby tego, że mam inne zdanie na jakiś temat jak krytykę. W końcu mam prawo myśleć inaczej, on nie musi się ze mną zgadzać. Ale na każde moje różniące się od niego zdanie reaguję złością i słowami np. z tobą to nic nie można, ty wszystko wiesz najlepiej, nic ci się nie podoba, po co we wszystko wnikasz itp.
Próbowałam wyprowadzić się z mieszkania i złożyć pozew – nie wypuścił mnie, powiedział, że w sądzie odbierze mi dziecko (jego rodzice też), że jestem nienormalna, że załatwi tak, żeby wyrzucili mnie z pracy. Powiedział mi, że ożenił się ze mną, bo jego matka powiedziała, że skoro mi tyle czasu głowę zawracał, to czas się ożenić – coś w tym stylu…
Tego nie rozumiem – czuję, że on mnie czasami wręcz nienawidzi, a tak na co dzień jestem mu obojętna – ale nie chciał mnie puścić. Nie wiem czemu chce w tym związku trwać.
Mój syn bardzo tą sytuację przeżył. Przez długi czas nie mogliśmy nawet mówić podniesionym głosem, bo płakał.
Zostałam właśnie dla niego – on jest w tatę zapatrzony – gdy mąż jest w domu, on za nim wprost chodzi, często go usprawiedliwia np. tata jest biedny, bo zmęczony; taty nie ma, bo ma coś ważnego itp. Bardzo mnie boli, jak to widzę, bo mąż gdy jest w domu cały czas spędza przed komputerem i telewizorem. Syn często słyszy, żeby nie przeszkadzał. Próbowałam o tym rozmawiać, żeby dosłownie 15 min poświęcił tylko dla niego, nie wiem, np. pobawił się, przeczytał przed snem, nawet wykąpał go czy zjadł razem z nim kolację. Niby nic, ale to byłby czas tylko dla nich razem. Usłyszałam mniej więcej: ja pracuję i się uczę; to co, mam rzucić pracę?
Wyszłam za mąż z miłości i chociaż wydaje się, że nic nas poza dzieckiem nie łączy, to chciałabym wygrzebać coś z tego, co było kiedyś, nie wiem tylko czy się da. Chcę spróbować.. Albo zbudować coś między nami od nowa.
Witaj,
Dwie rzeczy bardzo przykuły moją uwagę w tym, co napisałaś.
Jedna to, że potrzebujesz poczuć, że coś zależy od Ciebie i druga, że gdybyś była częściej spokojna i uśmiechnięta, to spodziewasz się, że mąż chętniej by spędzał czas z Tobą i synkiem.
Popatrz jak to działa: potrzebujesz poczuć, że coś zależy od Ciebie, podczas gdy cały czas kierujesz swoją uwagę i aktywność, w takie obszary, gdzie realnie nie masz wpływu. Nie masz wpływu na to, co robi mąż, – jeśli ON będzie chciał milczeć – będzie; jeśli będzie chciał się krzywić i mieć za złe – cokolwiek nie zrobisz, on będzie niezadowolony.
Jego reakcje, zachowania wynikają z jego decyzji, a nie z tego, Co Ty robisz.
Nie mamy bezpośredniego wpływu na drugiego człowieka, możemy bardzo chcieć, aby się zmienił, ale dopóki on sam, nie będzie chciał się zmienić nie zrobi tego.
Co więcej zazwyczaj jest tak, że im silniejszej presji na zmianę ktoś jest poddawany, tym mniejsze szanse, że zrobi coś w tym kierunku. Skupia się wtedy na “obronie” przed presją, na tym, aby nie stracić swojego pola do decyzji.
Do tej pory próbowałaś na różne sposoby przekonać go, żeby chciał się zmienić, ale to nie przynosiło skutku. Kłótnie, próby wyjaśniania, milczenie, pretensje jakieś inne naciski nie odnoszą pożądanych efektów.
Jest takie powiedzenie: jak coś nie działa, zacznij robić coś innego. Jeśli twoje pretensje nie przybliżają Cię do tego, aby on zaczął Cię zauważać, to nie ma sensu pretensji mnożyć, bo dalej będzie tak jak jest. W tym kontekście Twój pomysł z grubą krechą jest bardzo dobry.
To jest właśnie zrobienie czegoś innego. Możesz teraz sprawdzić jak to zmieni relację między Wami. Czym jest gruba krecha dla Ciebie?
nie wracać w rozmowach do tego na zasadzie; ty to zawsze tak, tyle razy ci mówiłem – więcej nie będę. /…/ Patrzeć na to, co robimy tu i teraz, a nie oceniać się przez pryzmat tego, co było i jak było.
To jest coś, na co możesz mieć wpływ. Cokolwiek się będzie działo, jeśli postanowisz nie wracać w rozmowach do przeszłości, to nie wrócisz. Jeśli będziesz chciała się koncentrować na tym, co tu i teraz bez oceniania przez pryzmat dawnych zdarzeń to będziesz to robić.
Chcesz grubej krechy, to możesz zacząć ją rysować. Być może mąż się przyłączy do tego, być może nie, nie wiemy, – ale możesz sprawdzić. Tym bardziej, że taka zmiana na pewno wpłynie również na Ciebie. Bez względu na to, co się stanie w związku, Ty możesz się poczuć lepiej, samą siebie uwalniając od ciągłego wspominania, tego, co było trudne dla Ciebie.
Mając pretensję do niego, wyrażając je, zmuszasz tez samą siebie do pamiętania o tym, co było w jakiś sposób bolesne.
Twoje samopoczucie może być, pod twoja kontrolą.
Czujesz się cały czas negatywnie oceniana przez męża. Domyślam się, że zależy Ci na jego akceptacji, na tym żeby on Cię docenił, pochwalił, zachwycił się tym, co i jak robisz.
Tak, to całkiem fajne odczucie być tak docenioną i jest zrozumiałe, że chciałabyś to dostać w swoim związku, ale doświadczenie pokazuje, ze nie bardzo możesz teraz na to liczyć, więc skąd jeszcze możesz wziąć takie pozytywne wzmocnienia?
Skoro to ważne dla Ciebie warto abyś się mocno uwrażliwiła na tego typu informacje od innych ludzi, żebyś ich nie odrzucała, ale przyjmowała, żebyś też dbała o relacje, które takich pozytywnych informacji dostarczają. Nie wiem być może jakieś kontakty z rodziną, przyjaciółmi…
Warto też, abyś sprawdziła, jaki stosunek ma do Ciebie ktoś, kto towarzyszy Ci w każdej sekundzie twojego życia – Ty sama.
Czy Ty sama dajesz sobie pozytywne informacje zwrotne, akceptację czy potrafisz się docenić?
To jest zdecydowanie obszar, na którym możesz wiele zrobić, bo tu wszelkie zmiany zależą tylko od Ciebie, a nie od dobrej woli czy humoru innych.
Kiedy Ty sama się doceniasz, malkontenckie uwagi jakiś innych osób, nie będą tak boleśnie w Ciebie trafiały. Będą dla Ciebie czyjąś opinią, z którą można się zgodzić lub nie, a nie stwierdzeniem jakieś “obiektywnej prawdy” (poczytaj na stronie głównej o tym jak można zacząć przestać brać wszystko do siebie)
Zobacz jak to jest: – to, że mąż Cię krytykuje nie oznacza od razu tego, że Ty musisz poczuć się źle. Dlaczego miałabyś się czuć źle, z tym, że coś mu się nie podoba, skoro wiesz na pewno, że to jest dobre? Jeśli się z nim zgadzasz i wiesz, że coś nie jest dobre to też nie musisz się z tego powodu bardzo martwić. To bardzo ludzka rzecz zrobić coś i potem ocenić, że to nie jest trafione – to daje informację na przyszłość żeby robić to coś inaczej. Nie ma powodu do złego samopoczucia. Oczywiście pod warunkiem, że akceptujesz fakt, że możesz się pomylić czy zrobić błąd.
Możesz dalej się dobrze czuć, mimo tych słów i zachowań, które teraz są dla Ciebie krytyką i napędzają wymianę pretensji.
Wyobraź sobie jakby to było gdybyś potrafiła wewnątrz siebie nie zgodzić się z nim, odrzucić jego opinię jako nie prawdziwą? Pomyśl ile spokoju by wtedy mogło być w tobie?
A spokój jest tym, co podejrzewasz, ze może dobrze działać w Waszych relacjach. Nie wiemy czy masz rację, czy rzeczywiście taki efekt by to przyniosło, -ale warto sprawdzić, poeksperymentować. Tym bardziej, że nie zależnie od tego, co będzie się działo między Wami, tobie spokój się przyda.
Pomyśl jak jeszcze inaczej możesz zadbać o siebie, o swoje dobre samopoczucie. Jakie są jeszcze inne drogi do uzyskania spokoju i uśmiechu, inne niż słuchanie pochwał męża, bo choć z pewnością byłaby to dobra droga, ale niestety na razie jest zamknięta.
To, o czym piszesz wygląda jak wielka góra, zmiana, jakiej pragniesz jest jak dostanie się na jej szczyt. Zastanów się, więc co może być pierwszym małym krokiem w tym kierunku i zrób go. Skup się na tym, a nie na wszystkich przeszłych i przyszłych trudnościach.
Pozdrawiam
17/04/2009 @ 12:50 mała
Witam.
Już próbowałam zdystansować się do tego, co dzieje się w moim małżeństwie. Próbowałam w ten sposób: skoro mój mąż jest skupiony na sobie i swoich sprawach, nie chce dzielić tego ze mną – przestanę tym się martwić. Zajmę się tym, co chcę i lubię robić, nie będę martwić się na zapas problemami życia codziennego, coś w tym stylu. No i się nie udało.
Nie mam przyjaciół. Nigdy nie miałam. Żadnego, nawet bliskiego koleżeństwa nie nazwałabym przyjaźnią. Najwięcej wiedział o mnie mój mąż. Nie umiałabym komuś obcemu powiedzieć o tym co mam w głębi duszy, co mnie boli.
Jeśli chodzi o rodzinę, to moje rodzeństwo mieszka za granicą. Sporo wie o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Ale one mają swoje rodziny, swoje życie, nie chcę ich obarczać swoim. Zresztą problemy na odległość bardziej przytłaczają, bo zna je się tylko z opowieści.
Tu w Polsce mam mamę – jej nie mówię prawie nic, bo po co martwić, nie może mi pomóc.
Pisze mi Pani, żeby skupić się na dobrych informacjach od innych ludzi. Nie potrafię. Niby w pewnym sensie jest mi przyjemnie, gdy ktoś mi coś miłego powie, okaże życzliwość i sympatię. Cieszy mnie to i jednocześnie czuję się niezręcznie. W głębi czuję, że na te pochwały nie zasłużyłam. Bo tak się akurat złożyło, że coś mi wyszło, się udało. Bo przecież ja dobrze wiem, że w środku jestem inna, niepoukładana, wcale nie taka dobra.
Ostatnio miałam okazję usłyszeć dużo dobrego na swój temat w pracy. Wiem z całą pewnością, że było to powiedziane szczerze. Tylko myślę, że to tylko tak wygląda na zewnątrz, ludziom się wydaje.
Mój stosunek do samej siebie – nie lubię siebie, niecierpię, a czasami jeszcze gorzej.
Jak można sobie powiedzieć zmień się, myśl inaczej i zrobić to? Nie potrafię.
Pozdrawiam.
Pochwały i słowa uznania przelatują przez Ciebie jak woda przez sito. Ponieważ źle myślisz o sobie i nie lubisz siebie samej, akceptacja innych nie ma się, o co w Tobie “zaczepić”.
Gdybyś lepiej myślała o sobie byłabyś w stanie przyjąć dobre słowa, a tak je odrzucasz, bo nie pasują do twojego obrazu siebie.
“Ostatnio miałam okazję usłyszeć dużo dobrego na swój temat w pracy. Wiem z całą pewnością, że było to powiedziane szczerze. Tylko myślę, że to tylko tak wygląda na zewnątrz, ludziom się wydaje.
Mój stosunek do samej siebie – nie lubię siebie, nie cierpię, a czasami jeszcze gorzej.”
Gdy źle myślisz o sobie, różne komunikaty innych osób, w tym męża będziesz odbierać “tendencyjnie” – pozytywne zignorujesz, neutralne weźmiesz za krytykę, a negatywne informacje zatrzymasz na długo i będziesz się nimi zadręczać.
Wszystko zaczyna się od tego jak myślisz o sobie.
Akceptacja i zainteresowanie męża może sprawić, że będziesz na chwilę szczęśliwa i zadowolona, ale w dłuższym czasie, będziesz wciąż potrzebować od niego, potwierdzania swojej wartości, tego, że jesteś w porządku.
Nie masz przyjaciół, rodzina jest daleko, a jak jest blisko to też nie korzystasz z tej możliwości wsparcia, współpracowników trzymasz z dala od siebie, tak żeby się nie dowiedzieli, jaka jesteś naprawdę, mąż jest taką wyspą na ocenie twojej samotności i zwątpienia w siebie.
Dla drugiej strony taki układ jest często trudny i bardzo męczący. Bardzo trudno wziąć na siebie odpowiedzialność, za bycie dla kogoś całym światem.
Fakt, że zmiana do tej pory się nie udawała, lub, że jest trudna, nie oznacza, że jest niemożliwa. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby sięgnąć w tej sprawie po pomoc.
W takich sytuacjach bardzo przydatna okazuje się np. psychoterapia grupowa. Zazwyczaj osoby, które podobnie myślą o sobie, jak Ty bardzo się obawiają spotkania w grupie, ale to okazuje się dla nich najbardziej efektywne, mają wtedy niepowtarzalną okazję, aby w bezpiecznych warunkach dowiedzieć się tego, co zawsze zaprząta ich głowę: “jak mnie widzą i oceniają inni ludzie”
Mam problem z moim chłopakiem nie wiem co mam robić, jestem w kropce
Witam Panią jestesmy 25 lat po slubie parę dni temu zona oswiadczyła mi ze mnie nie kocha ,juz od kilku lat co ja mam robic walczyc o miłosc czy budowac nowy zwiazek?
chciałbym tu dodac z jedyna corka 2 lata temu wyszła za mąż czy bez miłosci możliwy jest budowa zwiazku z moich obserwacji i rozmowach nie widac aby miała kochanka ale tez mowi ze jak znajdzie tego wyjatkowego to mnie zdradzi ale zapewnia że nie odejdzie, znam życie i słaba to jest zacheta na budowanie czy staranie się o zwiazek?? 4 lata temu powiedziała mi ze szuka kochanka ale to była sprzeczka wiec myslałem że czynnikiem tej wypowiedzi była złosc wiec do serca sobie nie brałem tego,z szacunkiem Marek
@Marek
Panie Marku, wierzy Pan, że znam odpowiedź na Pana pytanie: co jest lepsze – czy żyć z osobą, która mówi, nie odejdę ale jak będzie okazja to zdradzę, czy zaczynać coś zupełnie nowego po 25 latach wspólnego życia. Myśli Pan, że znam odpowiedź, co jest dla PANA lepsze?
Czy można żyć w związku bez miłości? – tak, można – związek to coś więcej niż uczucia, to też sieć różnych zależności, dla niektórych zobowiązanie i wartość sama w sobie, wiec można żyć w związku bez miłości albo z miłością jednostronną.
A czy warto żyć w takim związku? – nie wiem. Dla jednego to ma sens, dla innego nie ma najmniejszego. Czy dla Pana ma sens takie życie – odpowiedź jest u Pana, nie u mnie.
pyta Pani co robić czy budować nowy związek czy walczyć o miłość – tak jakby można było powiedzieć “obiektywnie” który wybór jest lepszy. Nie ma czegoś takiego jak najlepszy wybór w danej sytuacji. Każda decyzja niesie ze sobą jakieś konsekwencje – w każdej jest coś złego i coś dobrego. Co więcej może Pan sprawdzić tylko jedną opcję. Dokonując wyboru nigdy nie dowie się Pan jakby wyglądała inna drogą życiowa.
Nigdy nie dowie się Pan, która byłaby lepsza.
T
Witam Panią
Jestem Agnieszka i mam 29 lat. Jestem mężatką od 3 lat, ale z moim obecnym mężem jestem od liceum. Bywało między nami różnie, rozstaliśmy się nawet na jakiś czas (jeszcze przed ślubem), ale postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Powodem rozstania były moje wątpliwości co do uczuć jakie żywiłam. Stwierdziłam po czasie, że to czego oczekuję od związku, to pełnia szczęścia a osiągam je kiedy czuję się zakochana… Mam bardzo złożoną psychikę, często analizuję, doszukuję się problemów… Nie to jest jednak powodem, dla którego pisze do Pani. Chciałabym uzyskać poradę i wsparcie, bo chyba trochę się pogubiłam.
Od pewnego czasu czuję, że czegoś mi w związku brakuje. Nie jest to zależne od mojego męża, bo jest ciepłym i dobrym człowiekiem, okazuje mi dużo serca… To bardziej jakaś blokada we mnie, która nie wiem z czego wynika… Zawsze chciałam być blisko niego, a teraz mnie denerwuje, nie mam ochoty się przytulać… Jednocześnie mnie to martwi i nie chcę żeby tak było. Chciałabym aby było miedzy nami w porządku. Tak naprawde to wydaje mi się że chć kocham mojego męża, to jest miłość w której mało jest już namiętności, intensywnych uczuć… Czy Pani zdaniem jest to stan normalny? Czy można zrobić coś by to zmienić? Ja wychodzę z założenia że małżeństwo jest pewnym zadaniem, wyborem. Równoczesnie jednak chciałabym żeby więcej w nim było serca niż rozumu…a mam wrażenie że ostatnio kieruję się wyłącznie rozumem. Staram się co prawda, dbam o mojego mężą, lubię sprawiać jemu niespodzianki, nawet z codziennych domowych czynności potrafię czerpać radość kiedy wiem że robię coś dla niego… A mimo wszystko cegoś mi brak. Myśle, że może nasz zwiążek doszedł do momentu, w którym potrzebny jest jakiś kolejny krok- mam na myśli dziecko. Rzadko się kłócimy, ale kiedy już dochodzi do jakiejś sprzeczki, dążę do zgody, bardzo nie lubię kiedy się na mnie złości. Zależy mi na nim, a równocześnie mam czasem ochotę uciec-nie rozumiem dlaczego tak jest, mam poczucie winy. Nie ma w naszym związku romantyzmu i nie mamy na niego ochoty. jeśli wyjazd- to w gronie przyjaciół, jeśli wspólny wieczór, to z lamką winka w ręku i wspólnie rozwiązywaną krzyżówką. Nie myślę o innych mężczyznach, nie chcę poszukać szczęścia przy kimś innym. Wie Pani co mnie bardzo męczy? Świadomość, że ja się tak bardzo staram żeby wszystko było dobrze, że pewne zachowania względem męża narzucam sobie bo uważam że tak trzeba, bo kieruję się rozumem, a wychowałam się w przekonaniu, że nalezy kierować się sercem. Z drugiej strony, nadal kiedy wyjeżdża piszemy do siebie ciepłe sms-y, potrafi rozbroić mnie jednym uśmiechem, cieszę się na jego widok. To chyba znaczy, że namiętność gdzieś tam we mnie jest… Mam swoją hipotezę na ten temat… Sądzę, że oczekuję po małżeństwie niemożliwego- ciągłego zakochania, którego dawno już nie ma, stałych ciepłych uczuć i emocji, które są przecież zmienne… I z jednej strony chciałabym uciec, doświadczyć tego dreszczyku znowu, a z drugiej strony wiem że nie tędy droga, bo to pozbawi mnie szansy na prawdziwe życie rodzinne. Ten wewnetrzn rozdźwięk powoduje dyskomfort…Chciałabym zmienić swoje przekoania na temat życia małzeńskiego, żyć pełnią życia i nie martwić się że coś jest nie tak. Proszę o Pani opinię
@aga82
Pani Agnieszko po części sama Pani sobie odpowiada:
Chce Pani doświadczać dreszczyku, stanu zakochania, namiętności i intensywnych uczuć – jednak ten stan, który Pani zna z początków znajomości jest związany właśnie z takim etapem rozwoju związku. Kiedy wchodzi Pani w nową relację, z człowiekiem, który jest jeszcze takim kimś nieznajomym, to sam fakt, że jest to ktoś jeszcze obcy, zmienia Pani odczuwanie. To jest ktoś kto wnosi w Pani życie cały szereg niepoznanych jeszcze możliwości i ta tajemnica jest odpowiedzialna za dreszcze emocji. Nie wie Pani co jest możliwe i może Pani sobie dużo wyobrazić. Emocje jakie Pani przeżywa w kontakcie z takim kimś są zbudowane w części na tym co jest “Tu i Teraz” a w części na różnych możliwościach, które są w Pani fantazji.
Kiedy pod wpływem tego silnego przyciągania stajecie się parą nieznajomy staje się znany. Już Pani wie, co jest a co nie jest możliwe. Już Pani potrafi przewidywać jego reakcje. Już nie wiele miejsca pozostaje na fantazję, przychodzi czas na to aby zamiast “kochać SIĘ w nim” zacząć “kochać JEGO”. Nasz język jest w tej kwestii zdumiewająco precyzyjny – w stanie zakochania przeżywamy siebie, podczas gdy kochając jesteśmy zwróceni ku komuś.
Pani przekonanie, że małżeństwo to decyzja, jest trafne, bo gdyby tak nie było, nie miałaby sensu przysięga małżeńska. Jakby tu chodziło o same emocje i o serce to nie można by powiedzieć komuś “bez względu na okoliczności przysięgam…”
Jednak gdy Pani mówi “brak mi czegoś” w małżeństwie to może też warto się w tym momencie usłyszeć. Pani małżeństwo nie wygląda tak jakby Pani chciała. Jest tu coś niepokojącego w tym, jak Pani starannie unika konfrontacji, jak trudno Pani znieść jego niezadowolenie i stara Pani się spełniać jego oczekiwania. Sprawić żeby był zadowolony i nie złościł się.
Kiedy mija stan zakochania, realność drugiej osoby staje się bardzo wyrazista. Pojawiają się konflikty i tarcia, bo bez nich nie da się wzajemnie “dograć”. Jeśli się ich unika, związek zatrzymuje się w swoim rozwoju.
Nie ma już zakochania, a inne emocje zostają zablokowane w imię “świętego spokoju” i dbania o nie powstawanie napięć. Coś się kończy, a coś innego się nie zaczyna.
Myślę, że to co mogłoby ruszyć sprawy do przodu, to pozwolenie sobie przez Panią na przeżywanie różnych emocji, których teraz Pani nie dopuszcza do głosu. Najpierw świadome doświadczenie ich i tego jakie energie ze sobą niosą. Ku czemu Panią skłaniają, co by się zmieniło, gdyby Pani tak bardzo nie obawiała się konfrontacji. Co by było możliwe jakby Pani lepiej znosiła niezadowolenie męża, na co by sobie Pani mogła wówczas pozwolić. Co by to zmieniło.
Myślę, że jest tu duże pole do Pani własnej pracy nad sobą i swoją otwartością. Nad tym aby emocjami zrównoważyć rozumowe decyzje.
Witam, bardzo, ale to bardzo dziękuję Pani za odpowiedź:) Pierwszy raz odważyłam się napisać z nadzieją że ktoś mi coś poradzi…
Co do unikania konfrontacji…to może źle się wyraziłam. Ja wyrażam swoje opinie, potrafię powiedziec co myślę, tupnąć nogą pomimo tego, że wiem iż zezłości to mężą. Po prostu kiedy widzę że go to gryzie, kiedy widzę że jest zły, staram się tę sytuację naprawić, bo chcę żeby między nami było dobrze. To chyba nic złego, prawda?
“Najpierw świadome doświadczenie ich i tego jakie energie ze sobą niosą. Ku czemu Panią skłaniają, co by się zmieniło, gdyby Pani tak bardzo nie obawiała się konfrontacji. Co by było możliwe jakby Pani lepiej znosiła niezadowolenie męża, na co by sobie Pani mogła wówczas pozwolić. Co by to zmieniło.”
Nie do końca rozumiem ten fragment. Czy mogła by Pani przybliżyć mi o co chodzi? Co Pani ma na myśli, pisząc, że mogłabym sobie na COŚ pozwolić lepiej znosząc niezadowlonenie męża? Ja rzeczywiście czuję że czegoś mi brak, ale kiedy on wraca do domu, spędzam z nim każą wolną chwilę. Czasem mi się wydaje, że ucieczka byłaby dobrym rozwiązaniem, bo niby po co człowiek ma trwać w czymś co mu nie do końca pasuje…Ale zawsze wtedy pukam się w głowę, bo myślę, że to nie problem między nami tylko mój- z przeżywaniem, z emocjami. Z innym partenerem po czasie też nie byłoby różowo. Nie chodzi mi tylko o to,zeby wytrwać w małżeństwie, bo tak trzeba! Chcę żeby było nam ze sobą dobrze, zależy mi na tym…
Napisała też Pani o tym, że coś się kończy i nie rozwija dalej… Ja właśnie tak czuję, czuję że przyszedł czas na kolejny etap, na coś więcej…oboje bardzo pragniemy dziecka i mam nadzieje ze nam sie uda…
jeszcze co do emocji… Ja ostatnio tak jak pisałam, mam taki etap zniechęcenia, odsunięcia na bok…Ale jak spojrzę w głąb siebie i powrócę do konkretnych zdarzeń, to widzę że moje emocje w stosunku do męża sa pozytywne- usmiech na jego widok, chęć sprawienia radości, radość kiedy wraca do domu, przygotowania przed jego powrotem jakby zbliżało sie jakieś święto, smutek, kiedy nam się nie układa…- sądzę że te pozytwne drobiazgi i fakt że są one obustronne świadczy o tym, że nam zależy, że się kochamy i że chcemy ze sobą być, choć może się czasem gubimy…
Bardzo Panią proszę o jeszcze jedną odpowiedź.
Serdecznie Panią pozdrawiam
Aga
@aga82
Napisała Pani:
W tym zdaniu jest ukryte Pani założenie, że jeśli on “gryzie się” z tym że Pani tupnęła nogą to oznacza to źle dla związku. Pani potrafi tupnąć nogą i powiedzieć co myśli, ale nie potrafi wytrzymać z tym, że on się z tym gryzie. Mówi Pani “chcę naprawić, żeby było dobrze” – co naprawić? Pani zakłada, że jak Pani tupnie nogą, to Pani coś psuje. A tak wcale nie musi być. Jest jakiś powód tego tupania – co w takim razie Pani naprawia. Czy do tego żeby było między Wami dobrze naprawdę zawsze potrzeba tego, żeby Pani mąż się “nie gryzł z czymś”
W związkach to, że ktoś “tupnie nogą” a drugi się przez jakiś czas z tym “pogryzie” jest dla związku rozwojowe. Może to by właśnie było dobre, gdyby Pani tak nie wyrywała się z tym naprawianiem, może by wtedy coś się zmieniło?
W tym fragmencie, który Pani cytuje a który tak mętnie brzmi, chodzi właśnie o to. O to, żeby gdy Pani tupnie nogą z jakiegoś ważnego dla siebie powodu, a mąż będzie nie zadowolony, żeby Pani pozwoliła mu na to niezadowolenie, poczekała co on sam z tym zrobi. Bo kiedy Pani tupnie a potem biegnie naprawiać, to jakby Pani odwoływała to tupnięcie. Jakby Pani mówiła: “to nie jest ważne, najważniejsze abyś Ty był zadowolony”.
Dobry wieczór. Mam 21 lat. Niby mało, ale… Jestem poza ganicami naszego kraju, obecnie nie mam pracy, utrzymuje mnie chlopak, który jest zazdrosny… Ma powód bo go zdradzilam prawie pół roku temu, wie o tym, ale jak mówi wybaczył i chyba tak jest skoro dalej ze mna jest. Sprawdza moja poczte, telefon, gadu-gadu. Nie ufa mi, choc mówi ze próbuje, ale nie daje mu mozliwosci. Meczy mnie to. Kłótnie mnie wyczerpuja psychicznie. Nie chce się z nim rozstawac bo kocham, ale nie umiem zyc w złotej klatce, którą chce mi stworzyc. Potrzebuje ludzi w okół siebie, a on chce byc tylko jeden w moim otoczeniu. Dzis sie pokłócilismy, usłyszałam bardzo nie miłe słowa, tylko dlatego, ze rozmawialam z jego bratem na gg. Nie moge utzrymywac kontaktu z zadnym moim znajomym (z kolezankami owszem), nie moge napisac do kolegi “co słychac?” Poprostu nie umiem wytłumaczyc mu ze jest to dla mnie wazne ale nie najwazniejsze, bo on jest najwazniejszy. Ostatnio nawet doszlismy do kompromisu, ze zakladam nowy nr gadu gadu, nie umieszczam tam zadnych moich ex, ale moge utrzymywac kontakty z kolegami i dzis napisal do mnie jego brat i kompromis poszedł w niepamięć. Bo to nie byl moj byly… Zostawilam dla niego poprzedniego chlopaka z którym bylam zareczona, zostawilam studia zeby moc byc z nim za granica… I teraz nie wiem czy mam sile zyc w tej klatce, jak z nim rozmawiac zeby tak nie zyc, i czy w tym naprawde jest tylko moja wina? Prosze o pomoc
@Sandra
Pytasz jak z Nim rozmawiać aby tak nie żyć, aby nie żyć w złotej klatce. Obawiam się, że to nie od rozmawiania zależy, tylko od tego co Ty będziesz robić i od tego co on zrobi ze swoimi emocjami.
On mówi, że Ci wybaczył, ale Ci nie ufa. Nie ufając stara się ograniczać Twoje kontakty – ale kontrolowanie czy ograniczenie wolności nie jest sposobem na zaufanie. Takie postępowanie daje mu być może chwilową pewność, że jesteś jego, jednak w dłuższym czasie nie zwiększy jego zaufania. Pojawi się natomiast lęk, co będzie jeśli on czegoś nie skontroluje.
Rozwiązaniem dla jego lęku i nieufności jest doświadczanie Twojej wierności bez kontrolowania.
Jeśli poddajesz się zniewoleniu, współdziałasz w tworzeniu pozornych rozwiązań.
Więc jeśli doszliście do porozumienia w sprawie GG to jego pretensje, że korzystasz z tego są nieuzasadnione. Tu już nie można powiedzieć, że nie masz prawa do tego, bo go zdradziłaś.
Myślę, że tu jednak jest miejsce do jego decyzji i Ty masz prawo takiej decyzji oczekiwać – czy on rzeczywiście chce Ci na nowo zaufać i przebaczyć (co oznacza rezygnację z karania w stylu “dogadaliśmy się w sprawie GG ale jednak Ci nie wierzę”) czy też czuje się tak bardzo zraniony, ze nie jest w stanie przebaczyć Ci (co oznacza, że powinien odejść).
Możesz oczekiwać od niego decyzji i konsekwentnego trzymania się jej. W przeciwnym razie stworzycie związek, w którym Ty będziesz wiecznie winna, a on wiecznie pokrzywdzony.
Jestem kobietą po przejściach, mam córkę, poznałam mężczyznę i czuję
lęk.
od ponad miesiąca zaczęłam się spotykać z człowiekiem starszym ode mnie
(ja mam 24).Sama wychowuję 2 letnią córeczkę od momentu kiedy miałą 2,5
miesiąca. odeszłam wtedy od jej ojca, odwołałam ślub, i wróciłam do rodziców.
Odeszłam ponieważ nie mogłam psychicznie wytrzymać napięcia jakie towarzyszyło kolejnym kłótnią i nieporozumieniom. On mnie nie szanował, poniżał, pozostawiał samą ze wszystkim nie dostrzegając tego. krótko mówiąc okazał się człowiekiem niedojrzałym i nieodpowiedzialnym a na dodatek nie zaradnym. To odejście było dla mnie ogromnie trudne, pragnęłam aby się zmienił i o nas zawalczył ale on ani nie myślał. Jego duma była silniejsza, pocieszał się innymi kobietami a dziecku i mnie zapomniał. Nie nakładał na nią a prawa do niej sobie rościł i chciał o niej decydować. pod presją rodziców wystąpiłam z wnioskiem o ustalenie alimentów, a gdy nie wywiązywał to skierowałam sprawę do komornika, czego nie chciałam( pragnęłam spokoju, a z drugiej strony presja rodziców, nakładali na mnie i dziecko). W rezultacie poprosił abym wycofała tego komornika, deklarując się nakładać na dziecko,. Rzeczywiście nakłada jednak nigdy regularnie i zawsze mnie, jednak nie mowie o tym rodzicom by mieć spokój. Skrzywdził mnie jako kobietą, ale mimo przytłoczenia tym cięzarem skończyłam studia, zrobiłam prawo jazdy, poznałam człowieka dobrego który mnie szanuje i akceptuje moje dziecko. Jednak mam wątpliwości, to co donie czuję to przyjaźń, dobrze mi przy nim, jednak nie zakochałam się i nie zakocham, wiem, że miłość to przede wszystkim postawa i zdaję sobie sprawę z tego że drugiej takiej wielkiej miłości nie przeżyję, tamta była wielka lecz przyniosła i wiele cierpienia oraz całkowitego braku poczucia własnej wartości. Znamy się nie długo a już planujemy przyszłość, on mieszka z bratem i mamą w wiosce tak pod laskiem, ja nie chciałbym mieszkać z nimi i tu jest duża różnica. Dla nie go to oczywiste tym bardziej, że dom jest przepisany na niego, jednak brat i mama będą tam mieszkać. Ja postawiłam sprawę bardzo jasno,że nie będę tam mieszkać, lecz, że pragnę własnego domu, na początku może być mieszanie, nie oczekuje willi z basenem , pragnę mieć własną przestrzeń, w której będą dojrzewać dwie różne osobowości i dzieci. Mam doświadczenie z mieszkania z rodzicami(potencjalnymi teściami)dlatego będę tego bronić, bo to jest dla mnie bardzo istotne.Druga wątpliwość jaka się rodzi to to, że on nadal jest prawiczkiem , mając 33 lata i pragnie poczekać do ślubu, to piękne jednak ja obawiam się, że może być impotentem bądź nie dż nie nasze pożycie nie będzie udane, dlatego chce zakosztować tego przed ślubem. Nie mogę pytać o takie rzeczy dlatego nie chce też naciskać, bo mija się to z celem. Wiem, że może to wynikać również z jego nieśmiałości, ale najgorsze jest to , że prawda wyszłaby już po ślubie. Proszę o rodę, decyzję podejmę sama:)
Czy warto próbować?
pozdrawiam
@Indywiduum
Witaj,
Piszesz, że nie wiesz, czy ryzykować, czy iść dalej? A może potrzeba Wam więcej czasu na dotarcie się wzajemne? Na otworzenie się na miłość? Czego chciałabyś od tego związku? Stabilizacji? Czy prawdziwej miłości, na której można budować? Popatrz w siebie, daj sobie czas, przepracuj te zranienia i pozwól pokochać siebie, pozwól sobie pokochać jego. Iść całe życie bez miłości będzie trudno..
Witam. Jestem niemal w identycznej sytuacji. Jestem uzależniona od męża psychicznie. Kiedy z nim nie rozmawiam miewam takie chwile załamania, że zachowuję sie jak wariatka. Od kilku lat próbuję to zmienić, niestety z marnym skutkiem. Czytając list “małej” widziałam swoje lustrzane odbicie z małymi różnicami. Nie chce od niego odejść, ale to życie jakie jest teraz chwilami nie do zniesienia i dla mnie i dla niego. Szukałam pomocy kilkakrotnie u psychologa ( pirwszy raz niewypał za drugim razem nie było lepiej, pozatym za duże koszty, w pewnym momencie przestało mnie na to stać). Wydrukowałam sobie rady Pani Kalinowskiej i powtarzam je jak jakąś modlitwę bo wiem że jeśli nie zacznę zmian od siebie on (moj mąż ) nic z tym nie zrobi, znika na cały dzień i w nosie ma moje humory i depresje. Mamy już długi staż małżeński, bo prawie 17 lat zaczęło się psuś po urodzeniu pierwszego dziecka 7 lat temu i tak to trwa. Twierdzi że mnie kocha ale ja mam wrażenie że kiedy robię mu awantury nienawidzi mnie i ma mnie dość. Pozdrawiam
Witam Panią bardzo serdecznie
Przeczytałam korespondencję jaką prowadziła Pani z „małą” i zrobiło mi się tak bardzo smutno, gdyż zobaczyłam w jej listach siebie sprzed kilkudziesięciu(!) lat. I czuję taki straszny żal, bo myślałam, że w dzisiejszych czasach – gdy jest tak szeroki dostęp do wszelkich możliwych informacji – nie będzie już tak zagubionych ludzi. Wydawało mi się, że i tempo i warunki w jakich musimy funkcjonować wymuszają na nas zainteresowanie się własną osobą , a to już umożliwia zobaczenie gdzie tkwi główny problem – że szczęście i dobre samopoczucie zależy tylko od nas. Że najpierw w sobie musimy TO znaleźć i wtedy będzie nam towarzyszyć w kontaktach z innymi. Mnie dojście do tych wniosków zajęło 40 lat – ale ja żyłam w okresie, kiedy człowiek z założenia nie mógł być nieszczęśliwy, bo żył w systemie powszechnej szczęśliwości. A podobnie jak „mała” żyłam z żalem do całego świata: że gdyby on był inny…, albo inni byli inni, albo mieszkanie było inne, albo gdybym miała inny nos, była wyższa, itd. I I dlatego z żalem stwierdzam, że gdybym 40 lat temu wiedziała to co teraz – moje życie na pewno nie byłoby pasmem udręki dla mnie i dla innych, nie musiałbym „zaliczyć” depresji i wszelkich konsekwencji z nią związanych. Stąd naprawdę ucieszyłam się gdy zobaczyłam w internecie Pani stronę, gdy przeczytałam Pani wpisy i zobaczyłam tę otwartość na udzielenie pomocy. Ale tu widzę jeszcze jeden problem – jak dotrzeć do -nie wiem- serca, umysłu uczuć tych wszystkich zagubionych i nieszczęśliwych, bo mam czasem wrażenie, że oni takich rad nie przyjmują, że oczekują na jakieś magiczne zaklęcie, które natychmiast zmieni ich życie. Przejrzałam też fora dotyczące depresji i stwierdzam, że poza możliwością „wygadania się” – niewiele chyba zainteresowanym dają. A problem jest poważny, gdyż w niewielu rodzinach dzieci mają szanse na utrwalenie w sobie poczucia własnej wartości i odczuwania miłości do siebie co jest przecież podstawą normalnego funkcjonowania w życiu.
Pozdrawiam Panią i myślę, że jednak to sobie musimy życzyć aby takich stron było jak najwięcej i aby ludzie poświęcający swój czas na pomaganie innym nie poczuli się zniechęceni.