Osoba będąca powiernikiem w takiej sprawie, jest niezwykle obciążona. Z jednej strony nie wiele może zrobić, aby przeszkodzić w takim zamiarze, z drugiej, wiedząc o zamiarze, staje się w jakimś stopniu odpowiedzialna za to co się może stać.
Bardzo trudno w takiej sytuacji zachować swoje granice i nie wziąć na siebie odpowiedzialności, za czyny, drugiej osoby. Niektórzy w obliczu takich ostatecznych rozwiązań, gotowi są zgodzić się na rzeczy, na które wcale nie mają ochoty.
witam serdecznie, mam problem z moim najbliższym kolegą. W chce popełnić samobójstwo. Jest to mój bardzo dobry przyjaciel, chłopak ma 18lat, jest po przejściach miłosnych i rodzinnych. Rozstał się z dziewczyną ok. 3lat temu i teraz na siłę próbuje sobie kogoś znaleźć. Nie ma wsparcie w rodzinie, nie dogaduje się z rodzicami, uważa że oni go nie kochają. Rozmawiał już kilkakrotnie z pedagogiem szkolnych, był na terapii psychologicznej, ale nic mu to nie pomaga. On w siebie nie wierzy, że mu się w życiu cokolwiek uda. Ma bardzo niskie poczucie wartości. Rozmawiałam z nim o życiu, o wartości i jak głupie jest popełnianie samobójstwa. W jest bardzo uparty! Powiedział, że on to wszystko wie i tak zrobi po swojemu. Nie są to jego pierwsze plany. Naprawdę nie wiem co mam zrobić. Jak z nim rozmawiać? Namawiać go na kolejnego specjalistę? Borykamy się z tym od 3 lat i on ustalił już datę i miejsce. Bardzo się o niego martwię, bo uważam, że jest cudownym człowiekiem. Proszę o kilka słów porady. Dziękuję
Borykamy się z tym od 3 lat i on ustalił już datę i miejsce.
Co to jest to “TO” z czym borykacie się od 3 lat – pomysł na samobójstwo? Czy coś innego?
Ustalił datę i miejsce – a Ty wiesz kiedy i gdzie to ma się stać?
TO – zabicie się, pomysł o samobójstwie. Tak, kupił już motor, chce się rozpędzić i wjechać na drzewo w pobliskim lesie koło cmentarza. Tak, znam datę. 29go lipca. Z tym w sensie z jego problemami rodzinnymi i przekonywaniem go, że nie jest sam. Tak jak mówiłam, był na terapii, ale to mu nie pomogło. Rozmawiał również z księżmi, ponieważ jest osobą katolicką. Podobno nawet tacy ludzie mogą mieć normalny pogrzeb. Nienawidzi swojej rodziny, ale nie chce sobie pomóc. Proszę o jakaś radę
@slanka
To trudna sytuacja i myślę, że dość obciążająca Ciebie. Przychodzi mi do głowy, że to co do tej pory robiłaś Ty i inni, to kierowaliście Jego uwagę na to, że warto żyć. Mam wrażenie, że to co On robi to taka gra w “Tak ale…”
Jest taka książka Berne “W co grają ludzie” i tam opisane są różne sytuacje, w których osobom nie tyle zależy na rozwiązaniu jakiejś trudności, co na udowadnianiu swoich własnych przekonań. Berne nazywa to “grami”.
Gra “Tak ale…” udowadnia osobie w nią grającą w przekonaniu, że nic się nie da zrobić. Ludzie angażują się w wymyślanie różnych pomysłów i rozwiązań, które ta osoba, odrzuca jako niemożliwe lub nie przystające do jej sytuacji.
W pomoc temu chłopakowi angażujesz się Ty, był psycholog, ksiądz – on wysłuchuje tych osób (mówi tym rozmowom TAK) ALE nie angażuje się w tą pomoc. On ją odrzuca.
Taka postawa generuje u innych duże poczucie bezsilności i myślę, że jesteś mocną osobą, skoro jesteś w stanie tak długo to wytrzymywać.
Rozwiązaniem gry “tak ale” jest zaprzestanie grania w nią. Tzn. jeśli widzisz, że osoba odrzuca rozwiązania, to warto przestać te rozwiązania wymyślać.
Jeśli przez tak długi czas, skupianie na nim uwagi nie odniosło skutków to trzeba przestać to robić i spróbować czegoś innego.
Myślę, że w tej sytuacji możesz zacząć skupiać jego uwagę na sobie. Zacząć mówić mu w jakiej sytuacji Cię postawił.
A nie jest to wcale dobre miejsce. Mówiąc Ci o swoich planach tak dokładnie, czyni Cię w jakiś sposób odpowiedzialną za jego samobójstwo. Jeśli zrealizuje swój zamiar, to Ty będziesz musiała żyć z przeświadczeniem, że wiedziałaś, ale nie zapobiegłaś. On się być może uwolni od tego cierpienia, ale Ty zostaniesz z pytaniem “czy było coś co mogłam zrobić? Czy zrobiłam wszystko aby temu zapobiec?” Na takie pytania nie ma odpowiedzi i Ty będziesz się borykać z pozamykaniem w sobie tego doświadczenia.
Czyli z jednej strony informuje Cię o miejscu i czasie, a z drugiej wiąże ręce, bo nie chce pomocy. Trochę jakby stawiał Cię w sytuacji “a teraz patrz jak umieram ale nic nie możesz zrobić”. Pytanie, po co On Ci to robi? To jest coś o co można go zapytać – skoro tak się uparł i nie oczekuje od nikogo pomocy, skoro nie daje Tobie żadnej szansy na pomoc, to po co Ci to mówi. Nie lubi Cię, chce żebyś cierpiała
To jest inna perspektywa patrzenia na to co się dzieje, więc być może warto spróbować pokazać mu, jak trudne dla Ciebie jest to, co on robi. Ile bezsilności jest w Tobie w związku z tym że wprowadza Cię w swoje sprawy, nie dając szansy na pomoc, jaka będzie Twoja sytuacja jeśli zrealizuje swój plan.
Można też jeszcze porozmawiać o jego wierzeniach odnośnie tego, co jest po śmierci. Zazwyczaj osoby pragnące śmierci, widzą ją jako uwolnienie od cierpienia. Ale…. jest to tylko kwestia wiary tej osoby, że cierpienie ustaje.
Jeśli on jest katolikiem, to powinien wierzyć nie tylko w szczęście po śmierci ale też w cierpienie po śmierci. W tej wierze jest i niebo, i piekło, i czyściec. Niebo, szczęście wynikające z zanurzenia w Bogu nie jest jedyną możliwość, co więcej wg. tej wiary jest bardziej prawdopodobne, że do tego szczęścia trzeba się przygotować, że to wiąże się również z cierpieniem (jest modlitwa “z dusze w czyśćcu CIERPIĄCE) jest też piekło. To jest oczywiście kwestia wiary, można powiedzieć, “nie wierzę w cierpienie po śmierci” ale dalej jest to kwestia wiary. Nie wie tego na pewno, co go czeka po drugiej stronie, a tam wcale nie musi być uwolnienia od tego czego doświadcza teraz. Z tego punktu widzenia, kwestia czy będzie miał normalny pogrzeb jest mniej istotna.
Trudno jest powiedzieć tak nie znając człowieka, jaki rodzaj rozmowy, jakie słowa będą dla niego właściwe i dobre. Dlatego potraktuj to co napisałam jako rodzaj wskazówek a nie gotowe treści do powiedzenia. Ale jedno jest pewne, że namawianie go na życie nie ma większego sensu. Trzy lata takich rozmów to duży trening na odrzucanie typowych argumentów. Być może warto porozmawiać z nim o tym co się stanie, kiedy on zrealizuje swój zamiar, pokazanie mu jak jego decyzje wpłyną na życie innych ludzi i na jego własne życie po śmierci. (wyobrażenie, że się znika po śmierci dalej jest niesprawdzoną ewentualnością, a jak on wierzy, że się znika, a naprawdę jest się wiecznie w takim stanie w jakim się umarło? Chce to sprawdzić, chce zaryzykować cierpienie od którego nie ma odwrotu?)
Nie wiem też, czy w ostateczności nie powinnaś kogoś powiadomić o jego zamiarze – nie wiem o co chodzi z jego rodzicami, ale wiem, że czasem wydaje się że oni nie kochają i że nie ma możliwości żadnej zmiany, ale to często nie jest prawda. Być może, jeśli się nie uda rozmawianie z nim, to przed 29.07 trzeba by powiedzieć jego rodzicom.
Trzymam kciuki za Ciebie, bo w trudnej sytuacji się znalazłaś, mam nadzieję, że on nie zrobi tego co zamierza.
Dziękuję serdecznie za tak wyczerpującą odpowiedz, będę z nim w najbliższym czasie rozmawiać. Jest ciężko, ale jak to mówią…życie nie jest łatwe. Mam też czasem wrażenie, że temu chłopakowi na mnie bardzo zależy, że chciałby może ze mną być, ale wie, że to nie ma sensu. Ja mam plany na życie, poważne, on nic nie planuje. Wszystko mu jedno. Po prostu może byśmy chcieli spróbować być razem, ale każdy z nas wie, że to nie ma najmniejszego sensu. Inna pani psycholog powiedziała mi kiedyś, że każdy z nam ma w sobie syndrom ranienia najbliższych. Podobno to bardzo pomaga, takie zwalenie winy i wyżycie się na osobie, na której nam zależy. Myślę, że jest w tym trochę prawdy. Może ten chłopak tak właśnie ma…mi też na nim bardzo zależy, ale tylko jako przyjaciel. Jeszcze raz dziękuję za radę i będę się starać z nim rozmawiać. A jeśli on powie, że nie zrobi tego jak z nim będę? Co w takiej sytuacji mam powiedzieć? Dziękuję
@slanka
“A jeśli on powie, że nie zrobi tego jak z nim będę? Co w takiej sytuacji mam powiedzieć?”
Slanka to co się cały czas dzieje, to uwaga jest skupiona na nim i jak do tej pory to raczej nie działało. Co prawda przez trzy lata się nie zabił ale cały czas o tym mówi i cały czas Ty żyjesz zmartwieniem, że on to zrobi.
Takie postawienie sprawy jak w powyższym pytaniu, jest dalej tym samym. To on się w tej sytuacji liczy a nie Ty.
To co mi przychodzi do głowy jako “zrobienie czegoś innego”, to dla odmiany skupianie uwagi w tej relacji na Tobie.
Pokaż mu jakie konsekwencje dla CIEBIE ma taka propozycja i sprawdźcie razem, czy rzeczywiście chodzi mu o to, aby wrabiać Ciebie w odpowiedzialność za jego decyzje.
Bo zobacz jaki “kanał” Ci proponuje.
Jak się zgodzisz, zgodzisz się na związek, który dla Ciebie nie ma sensu i w którym nie widzisz swojej przyszłości. W tym związku argumentem nie do podważenia by stało się jego samobójstwo – “nie możesz odejść bo się zabiję”, “nie możesz krytykować bo wpadnę w rozpacz i się zabiję”, “nie możesz tego, czy tamtego, bo nie wytrzymam i się zabiję”. Skoro raz jakiś argument zadziałał dlaczego by miał nie działać w innych sytuacjach. Z drugiej strony dla niego też by to nie było dobre, ponieważ byłby w związku, o którym by zawsze można pomyśleć “ona jest ze mną tylko z litości, jest bo boi się odejść” Nawet jakbyś się w nim zakochała i chciała z nim być, to fakt, że miałaś na początku takie “ultimatum” nie pozwoliłby zaufać, że naprawdę go kochasz.
Z drugiej strony, jak odmówisz i on to rzeczywiście zrobi, wówczas będziesz żyła z poczuciem, że to przez Ciebie, że mogłaś się poświęcić, że może by jakoś to było, a odmówiłaś.
Więc podsumowując jeśli on zapyta o coś takiego, odpowiedzią byłoby pokazanie mu w jakiej sytuacji Cię stawia i wyrażenie niezgody na takie postawienie sprawy, odmowa wzięcia odpowiedzialności za jego decyzje.
Witam!
Wczoraj mój 30-letni uzaleniony od narkotyków brat zadzwonił do mnie i powiedział, że chce się ze mną pożegnanac, ponieważ zamierza się zabić. Od jakiegoś czasu jest w psychozie, mówi że jest pewien, że wokół są kamery, że on sam ma w sobie kamery, a cały świat został tak pod niego przygotowany jak w filmie ” Truman show”. Mnie i rodziców obwinia za wszystko, co go w życiu spotkało, twierdzi, że uczestniczymy w nagrywaniu go i bierzemy za to pieniądze. On mieszka w Niemczech sam, ostatnio przeniósł się do innego mieszkania, więc nawet nie znam jego adresu. Po tej rozmowie przestał odbierać telefony i nie jest aktyy w Internecie. Nie radzę sobie z tym. Co mogę zrobić, boję się, że może być za późno. Moi rodzice są starszymi, skierowanymi ludźmi, oni by tego nie przeżyli. Pomocy!
Mam chlopaka uzależnoniego od narkotyków, przez jakiś czas było okej wyszedł z tego jednak ciągle mówił o tym, że nie chce mu się zyć, że kiedyś to zrobi, że skonczy się cała farsa. Od jakiegoś miesiąca w każdy weekend znika, pije ćpa, nic do niego nie dociera, ani prośby ani grożby, mój płacz moje gadanie nic. Ciągle powtarza, że się zabije ze nie ma po co żyć ze jest zerem ze jest nikim, ja już nie wiem co robić jestem bezradna, nie wiem jakimi słowami mam do niego trafić, na dodatek mysli ze go zostawiłam bo w nerwach powiedziałam ze wybrał gówno to niech w nim bedzie, ale nie zerwałam, chce mu pomoc ale on sobie nie daje, zamknął się na mnie. Co mam zrobić?
Boje sie ze na prawde popelnie samobojstwo. Kiedys przeczytalam artykul o pewnej chorobie. Raz pełnia zachwytu zyciem, raz depresja glebsza niz Bajkal. Rodzinie nic niw mowie i to mnie boli najbardziej. Mysla ze wszystko jest dobrze. Nie jest. Placze po nocach. Gardlo mnie boli od gul ktore mnie dusza. Ale nie oni uwazaja ze ubzduralam sobie wszystko. No i racja jak to zauwazyc skoro czasami odwala mi jakbymbyla po gazie rozweselajacym. Najgorzej jest ze studjami. Studjuje, wydaje sie to co chcialam od gimnazjum, cel, ale nie na tej uczelni wymarzonej, nie idzie mi, powiem nawet ze wogole sie nie staram,lenistwo? Nie wiem wlasnie to jest najgorsze. CCzuje obowiazek ktory na mnie spoczywa, niecierpie tego i jest mi z tym zle bo wiem ze zawodze. Mysl ze zawofze jest najgorsza ale nic z tym nie robie chyba czekam az zostane zrownana z najgorszymi rzeczami ale nic nie robie pisze tutaj i nic nie robie doprowadza mnie to do rozpaczy i chyba znowu placze
Razwaliło mi się wszystko z mojej winy. Nie mam ochoty już na nic. Zona nie chce już nawet tego odbudować. Jeszcze jedna nie przespana noc pewnie bedzie ta ostatnia.
ja też mam zaplanowaną własną śmierć i nikt mnie nie powstrzyma
mój przyjaciel wczoraj chciałpopełnić samobójstwo, na odległość udało misie go uratować zadzwoniłam po pogotowie choc nie miałam 100% pewności że na pewno chce sie zabić, ale jednak mi sie nie zdawało. zadzwoniłam do jego siostry i teraz ona nie pozwala mi sie z nimkontaktować ani mam do niego nie przyjezdzać nawet do szpitala mam cholerne poczucie winy wyżuty sumienie PROSZE NIECH MI KTOŚ POMOŻE ja chciałam żeby żył………….. nikt nie powiedział mi nawet dziekuje
@Ania
Zastanawiam się dlaczego masz wyrzuty sumienia… Wykazałaś się odwagą i skutecznie ratowałaś życie. Twój przyjaciel żyje, tak jak chciałaś i jest w szpitalu a zatem Twój niepokój o niego było uzasadniony – czego potrzebujesz w tej sytuacji?
Witam mam bardzo poważny problem mój mąż jest chorym człowiekiem, jest alkoholikiem ,ale jest też bardzo wspaniałym i wrazliwym człowiekiem zyjemy razem od 11 lat mamy dwoje dzieci ,mój problem polega na bardzo wzmożonej obecne zazdrosci dopadł nas kryzys i żadne z nas nic z tym nie zrobiło ciągle kłótnie i awantury doprowadziły do tego że pomyslałam ze może złoze pozew o rozwód tak też zrobłam chodz nie chce tego rozwodu może w sądzie zaproponuje jakies wyjscie cos innego jakąs terapie,jestem chora na jego punkcie i nie umiem życ bez niego jak wychodzi to co chwilę dzwonie i pytam czy juz wraca gdzie jest itd.Dosyc mam tego mam wrażenie że on też choć wie w jakim jestem stanie wcale mi nie pomaga wychodzi na tydzien wył,acza telefon a ja odchodze od zmysłów że kogos poznał ze zdradza.ale też kłamie wchodze na jego poczte na internecie i czytam jak pisze z jakąs kobietą że może by się umówili że on się czuje podniecony itd.Pytam co to za kobieta a on odpowiada żemogłam nie zaglądać to bym nie miała problemów i że jestem chora psychicznie byc może dlatego pisze prosze o porade czy to ma wogóle sens ja chce o to walczyc i próbuje ale wygląda to tak że ja robię wszystko dla niego o co poprosi i sama z siebie też się staram coś dodac,i na tym koniec on dalej pisze na internecie a dla mnie od tygodnia nie zrobił jeszcze nic czuje się wykorzystywana Mąż twierdzi że mam możliwosc zmiany naszego związku tylko że ja nie wiem jak nie potrafie bez niego życ nie mogę jesc spac czy to możliwe że zakochałam się tak naprawde dopiero teraz on nie chce wychodzic ze mną nigdzie z powodu mojej zazdrosci patrze czy on zerka na inne kobiety i potem się czepiam ale od 6 lat nigdzie mnie nie zabrał jestem wychowanka domu dziecka czy to jakaś gra z jego strony czy jest ze mną z litości bo nie mam nikogo prócz jego i dzieci 3-latka i 4-latka pomocy co robic
@monia
piszesz, że Twoim problemem jest zazdrość ale wygląda na to, że Twoja zazdrość dobrze działa. Z tego co rozumiem jesteś zdradzana i często stawiana w sytuacji, o której nie wiesz co myśleć, bo mąż nie kontaktuje się z Tobą – napisałaś, że przez tydzień możesz nie mieć z nim kontaktu. Trudno się dziwić, że jesteś zazdrosna. To napędza Cię do tego aby “walczyć o swojego męża” – wzmóc jakoś kontrolę. Ta walka wydaje się bardzo Cię wyczerpywać i nie działa zbyt dobrze. Wygląda na to, że walcząc masz coraz więcej powodów do zazdrości. Może to jest moment na zastanowienie, czy Ty chcesz takiego związku, w którym musisz nieustannie walczyć. Myślę, że przydała by Ci się pomoc w rozeznaniu, na co w tym związku możesz a na co nie możesz mieć wpływu. Jeśli chcesz możemy dokładniej porozmawiać o tym w indywidualnej (poza tą stroną) rozmowie lub konsultacji – szczegóły takiego kontaktu ze mną znajdziesz w zakładce “pomoc on-line” albo mogę przysłać mailem na życzenie.
Mój chłopak od kilku dni zle sie czuje silne bóle brzucha głowy czasem nie moze stać z łóżka szybko się męczy i wszystko go boli jeszcze do kompletu jest w dużym dołku ma nieciekawą sytuacje w rodzinie i uważa że umiera jest tego pewny nie chce nikomu mówic wiem o tym tylko ja co mam zrobic ??
Witam mam na imie Marcin 27 ! i nie mam pojecia dlaczego ja tu pisze bo wiem ze i tak mi to nie pomoze .. ( tak wiem nastawienie ).
Zaczne troche od pouzalania sie nad swoim pokreconym zyciem.
Tak w skrucie napisze ze mialem ciezkie dziecinstwo ale robilem co mi sie podobalo. Moja mama miala schizofremie. Ojca mam dunczyka ale nigdy z nim nie mialem kontaktu ciekawego. ( nie mieszkal z nami ) . w polsce mieszkalem do 16 roku zycia .. poprzez cala sytuacje w polsce zostalem namuwiony do wyjechania do dani gdzie moj ojciec mieszka. Tu zrobilem sobie technika i w wieku 23 zaczolem pracowac. Poznalem osobe z ktora mam syna. i tak teraz jak on ma prawie 2 lata a ja 27 wszystko sie pojebalo. W lutym stracilem prace, jestem dobry do tego co robie ale pale sobie mosty, latwo sie poddaje i jestem egoistyczny w niektorych sprawach. Naiwnosc i zbyt duze serce dla nie wlasciwych osob za kazdym razem daje w kosc. W marcu stracilem mame. Kochalem ja bardzo pomimo tego ze byla chora przez pol mojego zycia z nia. krotko po tym odeszla odemnie kobieta z dzieckiem , kture teraz widuje regularnie. Jestem uzalezniony od haszu i sam sie zglosilem do monaru na spotkania bo widze jak mnie to rozpierdala ale nadal nie zucilem .. na psychologa czekam juz od 6 mieciecy . a mysli aby juz sobie ulzyc i juz tu nie byc sa duzo razy dziennie. Jestem facetem a lzy same mi sie w oczach pojawiaja caly czas. Bardzo zranilem swoja ex i bardzo mnie to boli ze takie mialem podejscie/ mam podejscie. gubie sie w swoich myslach .. nie wiem czego chce i kim jestem. do samobojstwa podchodzilem 2 razy fizycznie, ale jestem tchurzem aby do tego doprowadzic. zdaje sobie sprawe ze sa ludzie ktorym popekalo by serce ale jak juz napisalem jak chce to potrafie byc egoistyczny. generalnie zawsze mialem problem ze znalecieniem sensu w zyciu, motywacji. A jak juz byla szybko wygasala. Czuje jak mi brak mojej rodziny na codzienn w tej chwili. Mysl ze juz moj syn nie bedzie wychowany w moj sposob i ze ide w slady ojca kturego nie mialem tez bardzo boli .. a tatusiem na weekend nie mam zamiaru byc. Sam sobie wszystko w zyciu psuje. ranie bliskie osoby. trzymam z tymi kturzy nie ruszyli by palcem aby mi pomoc. DOPRPWADZAM SIEBIE DO SAMODESTRUKCJ I DOBRZE TO WIEDZE I WIEM ZE TO JEST ZLE A NADAL TO ROBIE. Jestem w taki dolku ze wszelkie problemy przeszkody odkladam na bok, zakopuje sie dalej. Nie ogarniam juz niczego, rozleniwilem sie i mam naprawde wszystko w dupie. potrafie przesiadywac w domu wiele dni sam prawie nic nie jedzac tylko palac jointy . Nie chce zyc bez rodziny ktura juz stracilem… Jak tu sie zabic.
Polecam to miejsce – bezpłatna poradnia on-line: http://www.psychotekst.pl/strona.php?nr=53
witam ja tez mam problem z przyjacielem, cały czas chcę popełnic samobujstwo za to ze nie nawidzi swiata…co ja mam zrobic żeby nie popełnił tego samobujstwa
Witam!Ja również mam podobny problem…Wczoraj odcinałam linkę kvzynowi.Na szczęście zdąrzyłam. To był straszny widok jeszcze jak sobie przypomne to robi mi się nie dobrze.
Nie wiem jak mv pomóc…. czy wogóle można mv jakoś pomóc….
Chłopak ma 20 lat 2 lata temv zmarł mv ojciec, matka pije zostawiła go dawno temv…Jest bardzo zbvntowany, mieszka sam w zadłvżonym mieszkaniv, nie ma pieniedzy, nie pracvje mimo że dvżo osoób proponowało mv pracę .Poznał dziewczynę został ojcem dziecko oddali oboje do Domv Dziecka.Widać że nie chce mv się żyć.Jak mv pomóc??? Wiem że dawanie pieniedzy nic tv nie da tylko da mv powód żeby nie pracowac
@kaka
Trudno mu będzie pomóc – dawanie pieniędzy coś zmienia na chwilę, kupi sobie coś do jedzenia lub picia, to zaspokoi jakąś potrzebę w tym momencie ale nie na dłuższą metę nie rozwiąże problemu. Musiałby chyba zobaczyć coś, dlaczego warto jest zacząć coś robić ze sobą. Pisze Pani, że on jest zbuntowany i nie chce pracować chociaż ma okazję do tego. Zastanawiające jest przeciw czemu jest ten bunt, co on zyskuje nie pracując? Czy nadal jest z tą dziewczyną czy to jest ważna dla niego osoba? Chyba to co mogłoby być pomocne to zainteresowanie nim samym, ale konkretnie trudno powiedzieć na czym by to polegało, bo za mało wiadomo o nim i jego sytuacji.
Zupełnie z innej strony warto samej sobie zadać pytanie co stoi za Pani zaangażowaniem w jego życie i jakie są granice poza które nie chciałaby Pani wyjść. Pomagając mu trzeba też pamiętać o sobie. Zachęcam Panią do przeczytania artykułu “Jak pomóc komuś, kto ma problemy”
Witam.
Chciałabym się dowiedzieć czy jeżeli psycholog szkolny chce rozmawiać z uczniem na prośbę rodziców o rzeczy osobiste nie związane ze szkołą to czy ma do tego w ogóle prawo?
@xyz
psycholog w szkole jest właśnie od tego aby rozmawiać z uczniami o ich osobistych sprawach również tych niezwiązanych z nauką. W sferze emocjonalnej człowieka nie da się wydzielić tego co JEST związane z nauka od tego co NIE JEST z nią związane. Psycholog jeśli ma zgodę rodzica ma prawo pytać ucznia o różne rzeczy, co nie znaczy, że na pewno dostanie odpowiedź. Żeby jego praca miała sens musi być “po stronie” osoby z którą rozmawia. Gdyby rodzice prosili psychologa o rozmowę na jakieś tematy osobiste z ich dzieckiem przypuszczam, że w takiej sytuacji psycholog dążyłby do wspólnego spotkania w którym uczestniczyli by zarówno rodzice i dziecko.
Taka prośba rodziców o rozmowę z ich dzieckiem jest na ogół podyktowana ich niepokojem i brakiem wiary, że sami są w stanie pomóc. Dlatego myślę, że psycholog byłby raczej zainteresowany pomocą tej rodzinie we wzajemnym porozumieniu, niż by chciał wypytywać dziecko o coś aby potem donieść rodzicom – to nie miałoby sensu.
Witam
mam taki sam problem jak w głównym temacie: mój przyjaciel chce sie zabić. Załamał się po rozstaniu z dziewczyną i zdecydowanie nie jest w stanie sobie z tym poradzić. To trwa już 5 miesięcy, a on ma już za sobą jedną próbę samobójczą ( o której wiem tylko ja). Nie wiem, co mam robić, jak mam z nim rozmawiać. Jesteśmy ze sobą w dość bliskich relacjach i on mówi mi praktycznie wszystko. Oczywiście próbowałam wytłumaczyć mu, że to nie jest dobry pomysł, ale on jest już pewny. Przedstawiłam dosłownie każdy możliwy argument, dlaczego nie powinien ze sobą kończyć. Wprawdzie boi się i nie zrobi tego szybko, ale myślę, że to kwestia paru miesięcy. Powoli nie wytrzymuję już tej odpowiedzialności za jego życie, nie mogę przebywać z nim cały czas, bo mam pewne obowiazki, z których nie mogę zrezygnować, z drugiej strony nie chcę, żeby siedział sam w domu pijąc do lustra. Był na kilku spotkaniach z psychologiem, jednak stwierdził, ze nic mu to nie daje, że nie ma szans na zapomnienie o tym wszystkim, ponadto nie chce martwić rodziców (mamy po 19 lat i jeszcze jesteśmy od nich jakoś zależni). Próbowałam go przekonać, żeby jednak wrócił na terapię, rozmawiałam nawet z jego rodzicami sugerując im wagę problemu. Jednak oni to wszystko widzą, wydaje mi się, że też próbują mu pomóc i przekonac go do wznowienia spotkan z kimś, kto się na tym zna. Nie powiedziałam im o jego samobójczych myślach, bo nie chciałam, żeby spanikowali, wrócili do domu i zrobili coś pod wpływem emocji. Jednak zastanawiam się, czy to nie był błąd. Obiecałam, ze będę im mówić, kiedy coś bedzie nie tak, ale na razie nie mogę sie na to zdobyć. To bedzie nieodwracalne, nie wiem, co oni zrobią, a nie widze wyjścia z tej sytuacji. P nie skorzysta juz z żadnej pomocy, definitywnie.
Nikt oprócz mnie o tym nie wie, a ja przestaję sobie dawać z tym radę. Poprosił mnie o pomoc w samobójstwie, odmówiłam, jednak teraz zastanawiam się, czy nie powinnam zgodzić się na to, zeby poznać datę i jakos powstrzymać go czy zrobić cokolwiek w tym ostatnim momencie, jednak nie wiem, czy bym temu podołała, co miałabym zrobić, poza tym nie za bardzo wychodzi mi udawanie i kłamanie wobec osób, które coś dla mnie znaczą. Nie wiem, czy mam powiedzieć o wszystkim jego rodzicom, przecież oni tak samo jak ja nie mogą nic zrobić, kiedy on jest tak nastawiony. W dodatku boję sie, ze jak on się o tym dowie, to znienawidzi mnie i poczuje, ze już naprawdę nie ma nikogo, z kim może porozmawiać. Czy jest szansa, że mówiac mi o swoich zamiarach w pewnym sensie okazuje, ze jednak trochę się waha? To nie jest logiczne, tzn przecież ja teoretycznie właśnie mogę komuś powiedzieć, oczywiscie on mi ufa, ale tak naprawdę w jakim celu mi to mówi? Bo to nie zmniejsza jego obaw, nie niweluje strachu, ja już nie mogę pomóc mu dobrym słowem czy objęciem. A znając go raczej zaplanowalby wszystko tak, żeby się udało. Mówiąc mi zwiększa przeciez ryzyko, że mu się nie powiedzie. Chyba, ze chodziło mu tylko o uzyskanie “pomocy”.
Reasumując mam 2 pytania: czy powinnam porozmawiać z jego rodzicami i wszystko im powiedzieć [i co oni mogą zrobić w tej sytuacji?] oraz czy jedyne co mogę sama zrobić to zaczać z nim rozmawiać na temat tej odpowiedzialności, jaką na mnie zrzucił i tak jak Pani radziła komuś wcześniej skupić się już bardziej “na sobie” w tych rozmowach, na tym, jak mógł mnie poprosić o współuczestnictwo w zabijaniu się, co ja czuję, niz na przekonywaniu go do życia?
Bardzo proszę o odpowiedź
@zdesperowana
Ma rację bo psycholog nie pomoże mu w “zapomnieniu” o tym wszystkim tylko w poradzeniu sobie z tym o czym chce zapomnieć. Tak żeby to wspomnienie już nie bolało. Kilka spotkań to może być za mało.
To czego można się “chwycić” w tej sytuacji to argument, że nie chce martwić rodziców. Można pociągnąć ten wątek. Czy w takim razie uważa, lepiej będzie żeby przeżywali ból związany ze śmiercią ich syna przez kolejne być może kilkadziesiąt lat?
Jak on sam myśli co oni by woleli w takiej sytuacji zmartwić się jego problemami czy przeżyć jego śmierć.
Skoro zmartwienie rodziców jest dla niego argumentem aby nie iść do psychologa to może warto aby rodzice jakoś swoje obecne zmartwienie wyrazili do niego. Przecież to nie jest tak, że się nie martwią a pójście do psychologa ich zmartwi. Jest dokładnie odwrotnie. Może warto aby porozmawiali ze swoim synem. Być może warto też, aby z nim poszli to tego psychologa a nie zostawiali go samego z tym, że ma tam pójść. To jest zupełnie normalne nawet wtedy gdy problem dotyczy dorosłej osoby, że idzie się razem opowiedzieć o tym co martwi. To co się z nim dzieje nie dotyczy tylko jego, ale też rodziny. Dotyczy też Ciebie. Nie jest powiedziane, że na wizytę może przyjść wyłącznie osoba która ma problem.
Może jeśli ten psycholog nie pomógł to warto wybrać się do innego. W sumie to najlepiej byłoby gdyby ten psycholog współpracował z psychiatrą.
Fakt, że Twój kolega pije alkohol jest problemem bo nadużywany alkohol nie tylko nie leczy smutku ale go pogłębia.
Czasem jest tak, że to właśnie najpierw zaniepokojona rodzina trafia do psychologa. Dobrze by było gdyby rodzice sformułowali swoje niepokoje i powiedzieli o nich chłopakowi wraz z taką informacją, że w związku z tym chcą wraz z nim udać się do psychologa aby dowiedzieć się jak mogą pomóc i co on sam może zrobić. Powinni zadbać o to, żeby to było z życzliwością a nie ze złością.
Myślę, że pomocne byłoby dla nich aby dokładnie wiedzieli, że sprawa jest naprawdę poważna, bo jeśli nie wiedzą o jego zamiarach i nie wiedzą o tym, że już próbował się zabić to może wydawać im się, że problem nie jest aż tak palący.
Oczywiście możesz też z nim porozmawiać o tym, w jaki sposób bolesne jest dla Ciebie uczestniczenie w tych rozmowach i jego planach. Można też uświadomić mu, że Ty też będziesz musiała żyć z tym jego odejściem, ze świadomością, że wiedziałaś o tym. Rzeczywiście też warto powiedzieć o tym jak bardzo Cię obciążają te rozmowy.
Dobrze, że odmówiłaś udziału w jego samobójstwie, z różnych powodów, również takich, że pomagając mu w tym łatwo możesz się stać zabójcą i zmagać się potem nie tylko z poczuciem odpowiedzialności ale też z różnymi prawnymi konsekwencjami. Do tego nie warto aby wspierać go w tym określaniu czasu, daty.
Myślę, też że nie warto z nim więcej dyskutować nad tym, że nie warto tego robić. Takie dyskusje mogą pradoksalnie wzmacniać argumenty za próbą “s” – raczej warto rozmawiać o tym co będzie potem, o konsekwencjach, takiego kroku. Np. o tym, że tak naprawdę nie wiadomo co jest po śmierci i że nie absolutnie żadnej gwarancji, że to naprawdę jest koniec cierpienia.
Nie warto też dociekać kiedy ma zamiar to zrobić. Lepiej jak to jest w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Dobrze, że on to widzi w dalszej przyszłości. To daje czas. On sobie daje czas. Nie warto tego skracać, dociekaniem kiedy.
Myślę, też że nic nie uzasadnia konieczności sprowadzenia Waszej relacji wyłącznie do jego opowiadania o śmierci. Mówisz, że są ważne sprawy w Twoim życiu, może znajdziesz sposób na to aby też i one zaistniały w waszych rozmowach.
Może można podjeść do tego tak, “że skoro masz taką decyzje i jest to kwestia czasu, to może możemy przestać się tym zajmować” – nie wiem, to trochę zależy od Twojego wyczucia co jest możliwe. Trudno powiedzieć nie znając szczegółów co jest możliwe.
Czyli sprawy wyglądają tak, że on angażuje Cię w rozmowy o tym, że popełni samobójstwo i
Myślę, że warto powiedzieć mu o ty, jak się czujesz z odpowiedzialnością jaką Cię obarcza? pewnie też warto zapytać o to, co w Tobie brzmi jako wątpliwość np. w jakim celu on to mówi, skoro to mu nie pomaga?
Można też porozmawiać o tym, że on nie chce swoimi problemami martwić rodziców
Witam serdecznie,
Nie wiem dokładnie, w którym dziale napisać o swoim problemie, więc zdecydowałam się zrobić to tutaj (jako,że tu przeczytałam wszystkie Pani wypowiedzi).
Mój problem leży pod innym kątem, niż samobójstwo. Chociaż po części też chcę do niego nawiązać.
W wieku 12 lat wpadłam w silną depresję, wyszłam z niej sama (bez pomocy psychologa, rodziców, przyjaciół – których zresztą wtedy nie miałam), choć trwało to długo, bo w pełni poczułam siłę do życia dopiero niedawno. A mam już lat prawie dwadzieścia.
Mój problem leży w moich rodzicach. Jestem lesbijką. Z moimi rodzicami mam dobry kontakt, o ile nie wchodzi w orientację. Oczywiście o ten dobry kontakt długo walczyłam, trochę ujarzmiając moje uczucia i myśli, żeby nie było kłótni o wojen (które kiedyś były codziennością).
Od dziecka byłam “do przodu” psychicznie, nawet mówili to mojej mamie w każdej szkole, w której byłam. Do teraz zresztą kogokolwiek poznam, zawsze mówią mi, że jestem dojrzalsza niż moi rówieśnicy (a czasem nawet ludzie starsi ode mnie, ale wiek nie jest istotny, tylko doświadczenie i wnioski, prawda?).
Interesuję się psychologią i bardzo ciekawi mnie Pani zdanie na temat tego, co napiszę. I w pełni je uszanuję.
Moi rodzice nie chcą zaakceptować tego, jaka jestem. Jestem ambitna, i choć miałam problemy w szkole z nauką, to jak już się wzięłam za siebie to szło gładko, bo przyswajam wiedzę bardzo szybko. A w szkole było źle właśnie przez relacje z rodzicami.
Często czuję się samotna i nie umiem sobie z tym poradzić. Mam osobę, która mnie kocha, i bliskich ludzi, którzy wysłuchają bez złych intencji. Jednak gdzieś tam siedzi ten promyczek,że chciałabym, aby to właśnie rodzice najbardziej mnie zaakceptowali.
Dowiedzieli się o moim pociągu do dziewczyn jak miałam 16 lat. Wpadłam wtedy w silną nerwicę, bo byłam poniżana i gnębiona, nie umiałam znieść takich upokorzeń i niesprawiedliwości.
Teraz jestem trochę bardziej odporna, ale to pokrzywdzone dziecko gdzieś siedzi i daje o sobie znać w ciężkich sytuacjach. Płacze i krzyczy, kiedy rodzice mówią mi na złość o seksie z facetem, czy poniżają, że jestem zboczona i (nie wiem czemu ludzie tak myślą) jestem pedofilem (!).
Chciałabym dodać, że jak byłam młodsza i miałam tą depresję, miałam myśli samobójcze i kilka prób.
Pozdrawiam,
Joanna.
Niczego. Uważam naszą rozmowę za zakończoną. Wygląda na to, że tak naprawdę wcale nie oczekuję pomocy, że od początku jej nie oczekiwałam, nie tylko psychologa ale czyjejkolwiek. Tworzę własny świat z własnej woli, sama więc muszę sobie z nim radzić. Mimo to nie żałuję tej rozmowy, było w naszej wymianie coś surrealistycznego.. Dziękuję za poświęcony mi czas.:)
Nieee, no tym się nie mogę nie podzielić;)))
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=339
Hhahaha umieram:))));p
Oooo.. a tutaj też Pani Ela;)
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=368
Zastanawiam się czy znajdę Panią na każdej stronce z fajnymi artykułami, czy to tylko taki zbieg okoliczności, hehe. W każdym razie należą się Pani ode mnie przeprosiny.
No. Teraz to już rzeczywiście wszystko z mojej strony.
Witam. Jestem kobietą, lat 20. Od 4 lat mam myśli samobójcze. Nie zamierzam się zabić, bo mam co robić na tym świecie, ale nie mogę się ich pozbyć i czuję że mnie to wypala. To jak nowotwór, obca część osobowości, która rozrasta się niezależnie od reszty, wysysając siły do działania. Studiuję medycynę i ze względu na specyfikę studiów wiem teoretycznie co powinnam zrobić, problem w tym że nie mam z kim porozmawiać. Wizyta u psychologa odpada, nie mam na to czasu, pieniędzy, a przede wszystkim cierpliwości. Reszta ludzi którą znam:
a) Nie rozumie o co mi chodzi
b) Rozumie ale ma to w d….
c) Dostanie zawału jak się dowie
W związku z tym piszę do Pani, z rozsądku i konieczności, bo szczerze mówiąc to nie chce mi się o tym mówić.
—
Jeszcze dodam krótkie wyjaśnienie skąd u mnie brak cierpliwości do psychologów (bez urazy). Kiedyś psycholog szkolny powiedział mi: “Pamiętaj, że gdyby był jakiś problem zawsze możesz przyjść do mnie. Z drugiej strony wiem, że z twoim typem osobowości, nawet jeśli byłby problem to i tak nie przyjdziesz. Tak więc zaskocz mnie.” Nie wiedziałam czy zapaść się pod ziemię, czy trzasnąć go w twarz, więc tylko stałam z głupią miną… Nieistotne. Po prostu doprowadzają mnie do białej furii takie sztuczne, zawodowe grzeczności. Przecież Panią także tak naprawdę wcale mój problem nie obchodzi, jest Pani obcą osobą, nienaturalne, niezdrowe i wynaturzone byłoby gdyby obchodził. Dlaczego więc piszę? Bo problem jest. Potrzebuje pomocy. Otaczają mnie wspomniani A, B, C. Z resztą tego co tutaj piszę i tak nie powtórzyłabym stojąc z człowiekiem twarzą w twarz, już przed zimnym monitorem jest to wystarczająco żenujące. Co miałabym usłyszeć? Że lepiej uprawiać sport niż ciąć żyły. Oczywiście że lepiej!! Tyle że to niczego nie wnosi. Nie widzę wyjścia z sytuacji.
To śmieszne, jeszcze mi Pani nie odpowiedziała a już mi Pani pomogła. Przeczytałam w całości swoją wypowiedź i myślałam że zdechnę. Dotarło do mnie dlaczego właściwie chciałam wtedy rozszarpać tego człowieka. Po prostu trafił najcelniej jak się dało, co moja wypowiedź na tym forum potwierdza od początku do końca. Wiedziałam, że go nie zaskoczę. No i nie zaskoczyłam. Heh… mam nieźle pokrzywione w głowie. Pewnie tak już zostanie. Pozdrawiam.
@alien
to właśnie jest powód dla którego mówienie o sobie do kogoś jest pomocne – bo kiedy się myśli o sobie, to jest to trochę co innego, niż jak trzeba to ubrać w słowa. Samo nazwanie, włożenie doświadczenia w słowa pozwala nabrać innej perspektywy. Przestaje się być tym kto przeżywa, a wchodzi się w rolę obserwatora, a ta jest z założenia bardziej zdystansowana.
brzmi to jakby Pani lubiła swoje pokrzywienie….
Nie bez powodu nazywają mnie alien. Wyraża to w pełni mój stosunek do świata. Z tradycyjnego punktu widzenia mam zoraną psychikę i rzeczywiście lubię to, do momentu dopóki to nie staje się destrukcyjne i niekontrolowane. Mam dwie natury, które się zwalczają. Tego nawet nie będę próbować ubierać w słowa, bo nic z tego nie wyjdzie. Dziękuję za odpowiedź. I za cierpliwość…
Acha, chciałabym jeszcze nawiązać do innego tematu, który pojawił się na tej stronie. Uważam, że nie jest prawdą, że nie można poradzić sobie z uzależnieniem od samookaleczania bez pomocy psychologa. Wystarczy sobie jasno powiedzeć, że szukanie bólu łatwiej definiowalnego to pójście na łatwiznę i człowiek mający odrobinę ambicji powinien pieprzyć takie protezy odczuwania. Mnie pomogło lepiej niż wiadro wody na głowę.
@alien
Problem w tym, że jednym z objawów uzależnienia jest kontynuowanie jakiejś czynności mimo świadomości, że jest to szkodliwe. Gdyby powiedzenie sobie było uniwersalną metodą radzenia sobie z tego rodzaju problemami, to nie byłoby w ogóle terapii uzależnień. Uzależniony wielokrotnie w swoim życiu powtarza sobie, że robienie tego co robi, nie ma sensu, że to jest nieambitne, złe itp… i to nie działa, albo działa na krótko. Sednem uzależnienia jest to, że robiąc coś co szkodzi człowiek jednocześnie odczuwa ulgę i jest to realna ulga.
Jeśli człowiek w taki czy inny sposób zabroni sobie doświadczania ulgi w ten sposób będzie musiał znaleźć jakieś inne ujście dla swojego napięcia – na ogół równie szkodliwe. Terapia daje szansę na znalezienie zdrowszych sposobów radzenia sobie z emocjami.
Mówisz, że zakazałaś sobie cięcia – to nie znaczy, że znikła autodestrukcja z Twojego życia, ona tylko wyraża się teraz innymi kanałami, również niekontrolowanymi.
No tak, autodestrukcja. Wobec tego wiem już czym jest dziwny, obcy twór który się we mnie rozrasta.. Wygląda na to, że myślałam że się go pozbyłam, a zamiast tego zepchnęłam w podświadomość, co jest jeszcze gorsze. Zastanawia mnie tylko skąd wziął się na początku. Tak właściwie domyślam się.. Zanim zaczęły się problemy zbiegło się w jednym czasie kilka trudnych wydarzeń w moim życiu. W końcu będę musiała o tym porozmawiać w cztery oczy, bo tak pisać to sobie mogę.. Trudność polega na tym, że nie mam pojęcia jak zacząć taką rozmowę. Jak sobie wjadę na ambicję, to pójdę do psychologa, ale jak mnie zapyta z czym przyszłam… to już gorzej. Pewnie tylko śmignę w drzwiach i tyle mnie widział;) Jestem za bardzo zamknięta w sobie na coś takiego. Siedzę teraz u siebie, przed komputerem, a i tak aż się trzęsę jak to piszę.
To pokazuje, że możesz się trząść i pisać. Możesz się bać jakiegoś działania i jednak mimo lęku działać. Tak samo jest z rozmową z psychologiem, możesz się i bać i rozmawiać – zresztą już i tak rozmawiasz, jedynie nie widzisz tego psychologa. W gruncie rzeczy się boisz oceny, tego co taki psycholog pomyśli o Tobie. Jak piszesz w komputerze to wydaje Ci się, że nie ma tej osoby co sobie o Tobie może pomyśleć te wszystkie straszne rzeczy. To oczywiście nie znaczy, że takiej osoby nie ma. Co więcej takich osób, które to czytają i mogą Cię oceniać jest znacznie więcej niż na sesji terapeutycznej.
Widzisz problem nie jest w tym, że ktoś coś usłyszy i pomyśli sobie o Tobie, tylko to, że Ty to myślisz.
Przez internet pomijasz fakt że inni mogą jakoś Cię oceniać, możesz to też zrobić w kontakcie bezpośrednim.
Jak jesteś z W-wy możesz przyjść do mnie .
Nie uważam, że po drugiej stronie ekranu nie ma żywych ludzi. I rzeczywiście, myślę że zarówno Pani jak i inni czytelnicy wątku myślicie sobie o mnie “te wszystkie straszne rzeczy”;p Tyle że myślicie je o alien. O tej części mnie, która pozostaje jednak w sferze wirtualnej, no chyba że ktoś zabawi się w hakera;) To jest właśnie specyfika oddziaływania czatów. Nie wydaje mi się zresztą, by było to zjawisko pozytywne… ale to już inny temat. A “te wszystkie straszne rzeczy” zawierają się w słowach: “Dziewczyna z dobrego domu sama stwarza sobie problemy”. Argument jaki słyszę najczęściej to “pomyśl że inni mają gorzej”. Wiem że mają. Nie jestem obojętna na cierpienie ludzi. Jak dobrze pójdzie na studiach, w przyszłości będę wykonywać zawód zaufania publicznego, jak się to czasem określa.. Nie mogę nie dostrzegać problemów ludzi, bo lekarz to nie zawód, tylko powołanie do służby. Nie, nie jestem z Wa-wy, poszukam kogoś w swojej okolicy. Ale znam siebie na tyle by wiedzieć, że najpewniej znowu nikogo nie zaskoczę..
I ma Pani rację, boję się opinii ludzi, boję się tego co mogą pomyśleć. Od podstawówki musiałam walczyć, zawsze byłam “tą gorszą”. Wśród uczniów dlatego, że chciałam się uczyć i nie lubiłam kłamać, wśród nauczycieli bo nie byłam córeczką dyrektora ani nikim w tym rodzaju. Bez przerwy komuś coś udowadniałam, a ten ktoś się na to wypinał. Mam całą teczkę dyplomów za nagrody w różnych głupich konkursach, biologicznych, plastycznych, recytatorskich, jakich kto chce, do wyboru, do koloru. W gimnazjum wygrałam dwie olimpiady przedmiotowe w województwie. Zajebiście zdałam maturę. Dostałam się na medycynę. I co?!! Dobry Boże, idę ulicą do sklepu i patrze po ludziach czy w czyimś spojrzeniu nie zobaczę drwiny! Obcy ludzie!!! Czy ktoś nie szepce, kiedy mnie już minie… Jak rozmawiam z kimś nieznajomym jako ulgę odczuwam myśl, że nigdy więcej go nie spotkam. Bo na pewno zrobiłam jak najgorsze wrażenie i teraz ma mnie za idiotkę. Kurde… i popłakałam się teraz… pierwszy raz od… nie pamiętam. Bo to słabość. Na słabość nie można sobie pozwolić nawet w czterech ścianach. Czuje jakbym całe życie spłacała jakiś niewiadomy dług wobec świata. Nie chce tak!!!
@alien
Poznałam parę Dziewczyn z Dobrych Domów, które same wątpiły w to, co czują.
Historia o dziewczynie z dobrego domu, to historia Kobiety Sukcesu – czego się nie chwyci jest najlepsza, zazwyczaj jest pierwsza na studiach, świetnie zarabia, rewelacyjnie wygląda – jest mądra, inteligentna, bystra, ładna, zamożna i pieruńsko nieszczęśliwa. Bo cały ten sukces nie jest dla niej, nie jest dla jej radości i spełniania. Ten sukces dedykowany jest osobie, o miłość której Dziewczyna z Dobrego Domu zabiega. Sukces jest narzędziem, nie cieszy, bo sam w sobie nie jest ważny.
Ważna jest osoba, która ma go zauważyć i widząc go dać swoją miłość i akceptacje.
I czasem jest tak, że to dostaje, a czasem jest tak, że Ważna Osoba tego nie zauważa.
Bez względu na to, czy Ważna Osoba zauważa sukces czy nie, Dziewczyna z Dobrego Domu cierpi. Bo gdzieś w głębi czuje, że to jest mocno nie w porządku, że na miłość trzeba tak mocno pracować.
Pragnie być zauważona jako osoba, bez względu na to, czy odnosi sukcesy czy nie.
Ważna Osoba jednak nie bardzo to rozumie, bo liczy się dla niej to co mierzalne.
Emocje jako byty słabo definiowalne wydają się nieistotne.
Dziewczynka z Dobrego Domu, też podejrzliwie patrzy na coś tak mało namacalnego jak cierpienie i rozpacz.
Też próbuje mierzyć swój ból miarą czegoś co można dotknąć. Zamienia cierpienie psychiczne na ból fizyczny, bo ten wydaje się jej bardziej realny i łatwiejszy do ogarnięcia.
Często też, zapełnia pustkę i rozpacz jedząc. A czasem głodzi się i wtedy wie, że ma wszystko pod kontrolą i świat jej niczym nie zaskoczy.
Tak, tak Dziewczynki z Dobrych Domów to cała historia w sam raz dla psychologa.
Zajrzyj na to forum czy to Ty pisałaś? czy też inna “Dziewczynka Co-Sobie-Problemy-Wymyśla”
Zaraz zwymiotuje, zabrzmiało jak marne hollywoodzkie love-story. To naprawdę miało być o mnie?? To teraz mam jeszcze powód by czuć do siebie maksymalne obrzydzenie;p Nie napisałam że moja historia to historia “dziewczynki z dobrego domu” tylko że wkurza mnie kiedy ludzie tak myślą! Pisząc miałam na myśli: udowadniałam światu że nie jestem robalem, że nie jara mnie bezpostaciowa medialna pulpa, że to wiedza jest dla mnie wartością, i nabawiłam się przez to urojeń prześladowczych. Ech… normalnie, aż napisze jeszcze, że nie ubieram się na różowo, nie farbuje na bląd i że słucham deth metalu!! I weź tu człowieku gadaj z psychologiem…Bez urazy – bywam agresywna, to pomaga.
—
*deAth. Moge jeszcze dorzucić kilka linków, niech podatne na manipulacje duszyczki pozbawione własnego zdania idą do piekła! ku…! Precz z telewizją!
@alien
No i przy okazji też telewizji się dostało :)
ciekawą rzecz zrobiłaś z tym co dostałaś – dostałaś historię – nie tyle o Tobie co o dziewczynach/kobietach, które spotykam, które choć się nie znają mają bardzo podobne doświadczenia. Być może to też historia o Tobie, być może nie – tego nie wiem. Takie historie bywają przydatne – można sobie ją wziąć, lub można odrzucić. To co robisz, to jeszcze jedna rzecz jaką można zrobić z taką historią – zmieniłaś ją na love story i dodałaś do niej manipulacyjną intencję.
Tu nie chodzi o love-story, choć rzecz jest o miłości i akceptacji.
Ale zanim dojdzie się do jakiegoś love-story są inne Ważne Osoby i inne miłości i inne rodzaje zranień. To są istotne tematy kiedy w rodzinie nie ma namacalnej patologii – czyli takie które można określić mianem “dobrego domu”, a w których jednak człowiek nie uczy się radzić sobie z emocjami, w konstruktywny sposób.
Ale rozumiem, że historia nijak się nie ma do Twoich doświadczeń.
Dostałaś więc coś co nie jest zbyt dla Ciebie użyteczne – ok, tak się zdarza – czasem dostaje się w prezencie coś dziwnego i mało przydatnego, np. taką błyszczącą kulę na różowej podstawce.
Pytanie dlaczego jednak używasz tego nieużytecznego obrazu do dołożenia sobie “teraz mam jeszcze powód by czuć do siebie maksymalne obrzydzenie;p” ??? do siebie, dlaczego do siebie, dlaczego w ogóle MUSISZ czuć w tej sytuacji obrzydzenie?
Najpierw walisz w siebie, potem czujesz bunt i złość i walisz w psychologa i telewizję (?).
W sumie z dwojga złego może lepiej w tę stronę kierować swoją wściekłość niż do wewnątrz.
Dlatego psycholog może okazać się przydatny – zawsze powie coś takiego… psychologowie to do siebie mają, że nie mówią jak normalni ludzie i bywają bardzo irytujący, ale z drugiej strony całkiem nieźle radzą sobie z emocjami. Tego można się od nich nauczyć.
Ta historia to był mocny strzał, tyle że kula świsnęła mi koło głowy. Snajperzy cholerni..;p Psychologia to potężna broń, często bez celownika. Wie Pani co, ja tej błyszczącej kulki na różowej podstawce nie będę wyrzucać. Położę ją sobie na półce z napisem “Beware!” Dlaczego poczułam w tej sytuacji obrzydzenie? Bo ta kula jednak świsnęła, choć ostatecznie pierdolnęła gdzieś w płot. To po pierwsze. Po drugie dlatego, że w ogóle wystawiłam się na strzał.
Psychologia z telewizją mają akurat wiele wspólnego. Psychologia jest najpotężniejszym narzędziem manipulacji, telewizja najpowszechniejszym manipulacji kanałem. Może Pani temu zaprzeczyć?? Psychologowie radzą sobie świetnie z emocjami, oczywiście że radzą, w końcu długo się tego uczą. A także słów i gestów które będą najskuteczniej na emocje i zachowania wpływać, w określony sposób, wywoływać określone reakcje.. Jak z tym facetem od reklamy proszku do prania, choć on ma w tym trochę inny cel. Tyle że w momencie, gdy ktoś do mnie strzela, nie zamierzam zastanawiać się dlaczego. Po prostu padam na ziemię.
@alien
widzisz, historia może być prezentem, może być strzałem – rozumem, że łatwiej uwierzyć Ci, że do Ciebie strzelam, niż w to, że Ci coś daję.
Spodziewasz się agresji i sama jesteś agresywna.
Patrząc na naszą wymianę widzę, że mówiłaś o korzyściach z tego pisania, dopóki nie zaczęłam odpowiadać na Twoje posty. Potem im dłużej trwa ta rozmowa tym bardziej się złościsz.
Czego byś teraz chciała?
Mam pytanie czy osoba która popełni samobójstwo może mieć normalny
pogrzeb ? Jestem katolikiem i chodź mi o to czy mógłbym być pochowany
jak każda osoba ?
@mamproblem
To jest pytanie raczej do osoby duchownej, z pewnością lepiej się orientuje w tego rodzaju zasadach niż psycholog, który ma inny obszar działania.
Ale ciekawi mnie dlaczego miejsce pochówku jest dla Ciebie ważne? Co to zmienia dla osoby, nieżyjącej, gdzie jest pochowana?
Dzien dobry. Na szczescie, udalo mi sie porozmawiac z kolega, dotrzec do
niego. Darek juz co prawda podobno nie mysli o samobojstwie, ale nie jestem
co do tego taka pewna. Udalo mi sie takze jednak namowic go na wspolna
wizyte w poradni psychologicznej :) ja takze czuje sie o wiele wiele lepiej.
Dziekuje Pani za kontakt i pozdrawiam :)))
Droga Pani Kalinowska.
Nie do końca zrozumiałam o co chodzi z tą zasadą psychoterapeutów. W jednym miała pani rację – pedagog mi pomógł. Długo z nim dzis rozmawialam, i razem staralismy sie znalezc jakies rozwiazanie dla Darka. Pomogl mi przygotowac argumenty na rozmowe, dal adresy na pomoc psychologiczna. Juz niebawem bede starala sie przekonac Darka o zmianie planow. Mam nadzieje ze zrobie to skutecznie.
Jesli rozmowa sie nie powiedzie, tak jak Pani wspomniala – bede zmuszona zaw tiadomic odpowiednie organizacje. Oby tylko nie bylo na to wszystko za pozno. Dziekuje za pomoc
@layla
napisałam o zasadach dotyczących psychoterapii, po to aby pokazać, że nie zawsze utrzymywanie tajemnicy jest rzeczą właściwą. W szczególnych sytuacjach takich jak zagrożenie czyjegoś życia, nawet psychoterapeuta jest zwolniony z tajemnicy zawodowej
Witam!! mam 15 lat, jestem w trudnej sytuacji i czuję że nie mam do kogo się z tym zwrócić… Mianowicie, moj kolega ostatnio oswiadczyl mi ze sie zabije. Za sobą ma już 2 takie próby, dzięki Bogu nieudane. Darek ( bo tak mu na imię ) ma duże problemy. W tą środę ma rozprawę sądową za wszystkie swoje przewinienia i na 99% skończy w poprawczaku. Dla niego oznacza to koniec, koniec wszystkiego. On wie, że jeśli tam trafi będzie jeszcze gorzej, umrze w klatce. Więc dlatego postanowił zasnąć na wieki w ten wtorek. Jestem w bardzo cięzkiej sytuacji, bo Darek powiedział o swoich zamiarach wyłącznie mi, a ja przyrzekłam że nikomu o tym nie powiem (gdy dałam mu słowo, zaczął mówić więcej o szczegółach samobójstwa). Jestem sama. Nocami nie śpie i próboje ułożyć sobie plan jego ratowania. Ja nie chcem żeby on umarł. Nie pozwolę mu na to. Tylko nie wiem co mam robić. Dużo z nim rozmawiam. Na argumenty typu ”jeszcze całe zycie przed Toba”, ”jest inne wyjscie, nie musisz tego robic” juz wogole nie reaguje. On wie ze tak to sie musi skonczyc, i co najgorsze ja tez powoli zaczynam w to wierzyc. Bo co mu moge zagwarantowac, jesli by przezyl? I tak czego go poprawczak, do ktorego tak nie chce isc, ze woli sobie odebrac zycie? Mysle co bede robila w ten dzien. Bo Darek na tyle mi ufa, że po przyrzeknieciu ze go nie bede ratowac ( a zrobilam to tylko po to, aby miec więcej informacji )powiedzial mi o kilku konkretnych punktach jego planu. Dowiedzialam się że zrobi to we wtorek rano, nie będzie to w domu, bo akurat będą wtedy w nim rodzice. Wybrał park, opuszczone ruiny lub dom nieobecnego wujka. To juz zawsze cos, lepiej bedzie go szukac. Wiem, ze planuje wziac okolo 200 tabletek (psychotropow, dostal na nie recepte jakims cudem) i popic je wódką. Jest to smiertelna dawka, boje sie ze moze byc juz za pozno. Kazalam mu przyrzec, ze ostatnie jego slowa beda do mnie. Wymyslilam to, abym wiedziala w ktorym momencie on zaczal brac leki. Tylko co ja wtedy zrobie gdy otrzymam ostatnia wiadomosc od niego?? Mysle czy nie porozmawiac z szkolnym pedagogiem. Tylko on takze nie moglby mu pomoc ominac poprawczaka. Druga opcja jest czekanie na ta ostatnia wiadomosc i rownoczesnie z jej otrzymaniem wezwanie policji i karetki w przypuszczalne miejsca, gdzie moglby dokonac samobojstwa. Naprawde, nie wiem co mam robic. O wszystkim wiem tylko ja. Jesli on umrze, a ja nic nie zrobie, wyrzuty sumienia ”dlaczego nie dzialalam??” mnie zjedzą. Tylko nie wiem jak mu mam pomóc. Błagam, ten ciężar znania prawdy jest zbyt ciężki. Do cholery, co ja mam robić???
@layla
tak, masz rację, ani Ty, ani żaden pedagog czy psycholog nie jest w stanie mu zagwarantować, że będzie szczęśliwy, jeśli się nie zabije. Dobrze to oceniasz. Nikt nikomu nie załatwi fajnego życia – to zależy od wyborów jakich dokonuje dana osoba. Rozumiem, że Twój kolega stanął wobec sytuacji, w której nie bardzo wierzy, że może dokonywać dobrych wyborów. Już kilka razy wybrał źle i teraz czekają go konsekwencje, przed którymi chce uciec. To zrozumiałe, że się boi, ale nie jest wcale powiedziane, że śmierć coś zmieni. Tu też nie ma żadnych gwarancji – może sobie wyobrażać, różne rzeczy, ale nie wie czy będzie właśnie tak. Chce uciec przed konsekwencjami, ale nie jest powiedziane, że w ten sposób ich uniknie. Być może tak, być może nie, kiedy będzie już wiedział, będzie za późno na zmianę decyzji.
Wprowadzając Ciebie w swój plan, sprawił, że ta decyzja nie dotyczy już tylko jego życia, ale też Twojego. Tak jak on może decydować o swoim życiu, tak Ty możesz decydować o swoim, a w Twoim życiu fakt, czy mu się uda czy nie, jest bardzo znaczący, więc masz prawo zrobić wszystko co uznasz dla siebie za dobre.
Całkiem dobry pomysł, aby porozmawiać o tym z kimś dorosłym, ze szkolnym pedagogiem.
Tu jest kwestia Twojego wyboru pomiędzy złamaniem obietnicy a obciążeniem psychicznym, z jakim musisz zmagać się już teraz i być może w przyszłości. Skupiasz się na tym, jak możesz jemu pomóc, podczas gdy jest w tej sytuacji jeszcze ktoś, kto tej pomocy potrzebuje – Ty sama.
Nie jest wykluczone, że tak dokładne wtajemniczenie Ciebie w szczegóły całego przedsięwzięcia ma na celu, właśnie to, aby i ta próba zabicia się, nie udała się.
Tak czy inaczej zbierałaś informacje o tym, z zamiarem przeszkodzenia mu w tym, a teraz też, opisałaś to wszystko na publicznie dostępnej stronie internetowej – już załamałaś daną obietnicę.
Jest taka zasada odnośnie tajemnicy zawodowej psychoterapeutów – ludzi pomagającym innym w różnych kłopotach psychicznych – otóż wszystkich nas obowiązuje tajemnica z wyjątkiem dwóch sytuacji, kiedy to jesteśmy zobowiązani do informowania odpowiednich służb. Mianowicie w sytuacji gdy w trakcie psychoterapii dowiadujemy się o zamiarach zabicia siebie lub popełnienia przestępstwa. W takich przypadkach nie możemy utrzymywać informacji w tajemnicy.
Witaj, Zagubiona!
Pani Kalinowska ma racje, to ważne, że odważyłaś się napisać o swoich
problemach. To dobry krok. Teraz warto zrobić kolejny i spotkać się
twarzą w twarz z kimś, kto mógłby Ci profesjonalnie pomóc. Masz prawo
mieć mieszane uczucia na ten temat, gdyż decyzja o zmianie swojego
życia nie jest łatwa. Jest też strach przed otworzeniem się przed
kimś innym, szczególnie gdy zostało sie w jakiś sposób zranionym
w relacjach z innymi. Jest też obawa oceny, niezrozumienia przez
kogoś. Z drugiej strony jest chęć zrozumienia siebie, motywów
postępowania, poszukiwanie drogi do wyjścia z sytuacji, która
tak mocno Cię boli. Chyba tego przecież chcesz, skoro piszesz tutaj.
Pamiętaj, że idąc do psychologa możesz czuć się
bezpiecznie, gdyż obowiązuje go tajemnica zawodowa. Warto zatem
spróbować – choćby po to, by odczuć ulgę, zobaczyć siebie z innej
perspektywy, znaleźć rozwiązanie. Nie bój się, że przez pójście do
specjalisty ze swoim problemem potwierdzisz to, że jesteś szalona
czy że to “nie najlepiej świadczy o mojej psychice” jak napisałaś.
Każdy z nas ma prawo nie radzić sobie czasem z życiem, może mieć
gorszy czas i zwrócić się o pomoc do psychologa.
Życzę Ci powodzenia.
Dziekuję za odpowiedź. Ja boje się nie tylko iść do psychologa i wyznać mu to co tutaj napisałam…to mi się wydaje straszne, najbardziej boje się siebię! Czuję, że wariuję…:(Nie potrafie nie płakać..oglądam zdjęcia moje i przyjaciół z przed roku…nie potrafie bez nich funkcjonować. Jestem wściekła, mam ochote pobić się po całym ciele, wydłubać oczy…tak sienie nienawidzę! To mnie przeraża…bo nie moge liczyć na nikogo. Wiem, że moge zrobić coś czego będę żałować…W komórce ustawiłam sobie powitanie “Musisz to zakończyć…” Czuje się taka pusta…bo nie mam chęci życia, żadnych perspektyw, a jednocześnie przepełniona tyloma negatywnymi emocjami…To uczucie jest OKROPNE, nie poznaje siebie, patrze w lustro i widze zapuchnięte od płaczu oczy, szare, bez wyrazu, w myślach powtarzam sobie “I co widzisz, jesteś brzydka, głupia, nie potrafisz zatrzymać przy sobie przyjaciół, nienawidzisz siebie, ty egoistko, jedyne na co zasługujesz to śmierć!” Ja czuje się jak totalna wariatka! Mam 2 osobowości…boje się tej drugiej, z kolei nigdy nie zbiorę się na odwagę aby wyznać to wszystko pedagogowi szkolnemu w 4 oczy…zresztą ona z pewnością poinformowalaby moich rodziców…jeśli tak się stanie wiem, że ja to zakończę…Nikomu nie życzę, aby widział swoją siną twarz w lustrze, ponieważ organizmowi brakuje tlenu…ja tego nie zapomnę…Jestem katoliczką, podobno Bóg wybacza samobójcą…Kiedyś nawet ktoś powiedział mi, że musze iść do PSYCHIATRY…to mnie też przeraża…Ja? Ale znajomi twierdzą, że zbyt często się załamuję, że te moje wahania nastrojów nie są normalne i mój smutny pusty wzrok też świadczy nienajlepiej o mojej psychice. Moi byli przyjaciele bali się, że kolejna próba samobójcza okaże się nie tylko próbą…, że już nikt nie będzie mógł tego odwołać. Już tyle razy miałąm szczęście/pecha…zawsze ktoś mi przeszkodził…:/ Ale teraz już nikt tego nie zrobi bo nikomu nie zależy…więc jestem wolna…
@Zagubiona
piszesz, że boisz się siebie, nie dziwi mnie to, dość agresywnie się do siebie odnosisz – wyzywasz się i nie dajesz sobie prawa do niczego. Jakby ktoś obcy Cię tak traktował, to z pewnością byś się go bała. Więc boisz się siebie… ale to jesteś Ty i w odróżnieniu od obcych osób, możesz mieć wpływ na siebie. Możesz mieć wpływ na to co do siebie mówisz i jak się witasz ze sobą – powitaniem w komórce.
Nie wiem czy Bóg wybacza samobójcom – nikt tego nie wie – to jest kwestia wiary, a wiara jest nie sprawdzalna – nie byłaby wiarą, jakby można było powiedzieć coś na pewno. Więc, nie wiesz jak to jest – może tak jak wierzysz, a może inaczej…
Do tego Miłosierdzie i przebaczenie nie oznacza, że będzie łatwo lekko i przyjemnie – jako Katoliczka pewnie słyszałaś o “duszach w czyśćcu cierpiących” – a jeśli czyściec tak właśnie wygląda…?
Jeśli pójdziesz do pedagoga czy lepiej do psychologa szkolnego, to wcale nie jest powiedziane, że on (ona) tak od razu powie rodzicom. Na ogół jest tak, że najpierw o ew. powiadomieniu rodziców psycholog rozmawia z Tobą, najpierw omawiacie tą sytuację, sprawdzacie, co takiego jest w powiadomieniu rodziców dla Ciebie trudnego, czego się boisz. Bardzo różnie można taką sytuację rozwiązać.
I jeszcze mnie zastanawia, to, że tak się boisz żeby rodzice się nie dowiedzieli – czego się właściwie boisz? Co by to zmieniło na gorsze, gdyby się dowiedzieli.
Witam… Mam 15 lat i jestem kobietą. Od roku nieodłącznym elementem mojego dnia jest złe, często fatalne samopoczucie. Czuję, że żyję w dwóch światach. Istnieje szkoła (tam nie jest najgorzej, chociaż kiedy mocno dopadnie potrafię płakać cały dzień i z nikim nie rozmawiać), następnie dom. Tam jest najgorzej…
Często kłócę się z rodzicami… mam dość świata, gaszę światło, zamykam drzwi i siedzę w pokoju… słucham przygnębiającej muzyki, patrzę przez okno i rozmyślam. Dlaczego jestem inna…
Czuję, że nie pasuje do tego świata! Jestem wrażliwa… łatwo mnie zranić, ale staram się stawiać dobro innych ponad swoje, kiedy robię inaczej, mam ogromne wyrzuty sumienia. Obwiniam siebie o wszystko co najgorsze… Swój gniew, złość i smutek uspakajam często poprzez podcinanie sobie żył. Rodzice nie wiedzą… Boję się powiedzieć, nie chcę, aby mieli wyrzuty sumienia, wiedzą tylko moi przyjaciele. Nie potrafili pomoc, nie mieli siły. A ja się staczałam, miałam ochotę się zabić… nadal mam.
Często dusze się własnymi rękoma… z nadzieją, że upadnę i już nigdy się nie obudzę. Ostatnio nawet próbowałam przedawkować leki… wzięłam kilka tabletek… nic nie zadziałało. Próbowałam nawet załatwić sobie narkotyki na złoty strzał… ale wszyscy się bali dotykać takiej brudnej sprawy.
Boję się iść do psychologa… wiem, że nie będę potrafiła mu wyznać w 4 oczy tylu spraw. Wstydzę się i gardzę sobą! Nie zasługuję na rodzinę ani na nikogo! Chcę stać się dla kogoś ważna!
Poznałam wspaniałą przyjaciółkę, wiele razem przeżyłyśmy, pomogłam jej wyjść z depresji. Jakiś miesiąc temu wróciła do mnie depresja i znowu zaczęłam się dusić, ciąć… miałam myśli samobójcze. Wtedy ona mnie zostawiła… akurat byliśmy na wyjeździe z zespołem wokalnym. Poznałam ją z moimi przyjaciółmi, których znam od 6 lat.
Zostawili mnie! Samą! Widzieli, że coś jest nie tak… jednak odepchnęli mnie od siebie… wykluczali z rozmów… kłócili się o miejsca w autobusie miedzy sobą. Równie dobrze mogłoby mnie tam nie być. Płakałam całe 2 dni, w nocy zawiązałam sobie sznurek wokół szyi w nadziei, że się uduszę. Nie udało się. Obudziłam się z tą samą myślą, że nie mam po co żyć. Patrzyłam w jeden punkt i do nikogo się nie odzywałam.
Wróciłam do domu… nastroje depresyjne nasilały się wieczorem. Swój smutek ukrywałam w szkole śmiejąc się… chyba próbowałam oszukać samą siebie. Pół roku temu zmarła mi prababcia… baaardzo ją kochałam, dotarło do mnie, że mogłam poświęcić jej więcej czasu. Płakałam… krzyczałam w płaczu. Nadal się nie pozbierałam do końca. Brakuje mi jej.
Kiedy na Wszystkich Świętych po raz pierwszy stanęłam nad jej grobem (nie było mnie na pogrzebie, gdyż byłam na wycieczce), poczułam się bardzo dziwne… ale to chyba normalne, następnie razem z rodziną pojechaliśmy odwiedzić rodzinę… pokój, w którym zawsze na nas czekała był pusty. Zgaszone światło, jej buty stały przed drzwiami. Chciało mi się płakać. Było cicho i smutno bez niej.
Teraz zakochałam się w chłopaku, który mieszka 150 km od mojego miasta… :( Straciłam przyjaciół. WSZYSTKICH! Odsunęli mnie… chociaż uporczywie twierdzą, że wyolbrzymiam, że tylko mi się wydaje i że to ja się odizolowałam. Jednak jeśli jest to prawda, to dlaczego tak to przeżywam, dlaczego to ja cierpię, nie oni! To oni mnie wykluczyli.
Przepraszam, że tak chaotycznie piszę… :(
Próbowałam się z nimi pogodzić… naprawdę, powiedziałam, że jestem w stanie zapomnieć… jeśli oni nie będą mnie pomijać i będę wiedziała o wszystkich ich sprawach.
Jednakże następnego dnia moja przyjaciółka obwieściła mi, że nasz przyjaciel (ona zaczęła z nim rozmawiać 2 tygodnie temu, ja znam go od 3 lat) zwierzył jej się, że kocha taką jedną dziewczynę. To zabolało… znowu zostałam pominięta… potraktowana jak gówno! Jak on mógł! To ja byłam z nim, gdy miał problemy. Nienawidzę tego uczucia zazdrości…:(
Ale nie potrafię się z tym pogodzić, moja własna przyjaciółka wypchnęła mnie z mojej paczki… Na dodatek też twierdzi, że wyolbrzymiam i że lubi nas TAK SAMO! I JESTESMY DLA NIEJ RÓWNYMI PRZYJACIÓŁMI! ŻE MA DO NAS TAKIE SAME ZAUFANIE!
Dlaczego? Przecież to ja byłam przy niej, kiedy mnie potrzebowała…NIE ONI! Oni nie wiedzieli nawet o jej istnieniu! Czym ja sobie na to zasłużyłam…?:( Mam napady wściekłości… jestem bezsilna… przed chwilą zaciskałam mocno pięści i cała się zwijałam… tak mi źle… nawet nie potrafię płakać… ani się śmiać.
Patrzę obojętnie w monitor… nie mam nadziei na poprawę. Dzisiaj modliłam się o to, aby potrącił mnie jakiś rozpędzony samochód. Wiem, że to złe… Ale nie chcę żyć! Mam napady lękowe… zagryzam usta i biorę ręce do buzi. Kiedy ktoś z mojej rodziny jest w podróży, myślę o najgorszym. Wczoraj, kiedy długo nie wracali, płakałam… wyobraziłam sobie, że jestem sama, nie ma mamy, taty ani siostry… uwierzyłam w to… musiałam zadzwonić. Kiedy powiedzieli, że już wracają, zaczęłam płakać z radości.
W nocy często się budzę, po 3 razy, aby sprawdzić, ile jeszcze snu mi pozostało… Doświadczam częstych bólów serca oraz kłucia w klatce piersiowej. Często kreci mi się w głowie i robi się ciemno przed oczami. Myślę już, że mam paranoję, że jestem wariatką… to uczucie jest STRASZNE!
Mój były przyjaciel powiedział, że powinnam iść na terapię, że mam depresję i musze iść do psychologa… czuję jak zwraca się do mnie pobłażliwie… NIE CHCĘ TEGO! Nie chcę litości!
Nienawidzę siebie i swojego ciała! Mam grube nogi, pryszczatą twarz i krzywe zęby… to co, że inni mówią, że to nieprawda. Ja widzę! I już dobija mnie to, że nie wiem, czy mam depresję, czy sobie coś uroiłam. Chcę porady specjalisty, nie daję sobie rady… jednak tak trudno mi sięgnąć po pomoc, przerwać milczenie. Proszę, pomóżcie! Czy powinnam się leczyć? Czy te zachowania są normalne?
@Zagubiona
dobrze, że tu napisałaś o swoich problemach – to jest pierwszy maleńki kroczek w kierunku lepszego radzenia sobie, ze sobą i światem. Piszesz, że boisz się psychologa, ale właśnie dość szczegółowo opisałaś psychologowi swoje przeżycia i nic dramatycznego, czy tragicznego się nie stało. Przeżywasz rzeczywistość mocniej niż inni i Twoim przyjaciołom może być bardzo trudno zrozumieć, o co Ci chodzi. To nie ich wina, ludzie często mają ograniczone możliwości wczuwania się w przeżycia innych. Do tego emocje jakie masz w sobie skłaniają Cię do widzenia rzeczywistości przez czarne okulary – kiedy patrzysz przez nie, przyjaciel staje się nieprzyjacielem, a jego rada, zamiast pomocą – atakiem.
Tak to już jest gdy w kimś kłębią się takie przykre emocje.
Pomysł z szukaniem pomocy u psychologa jest dobry – w najgorszym razie Ci nie pomoże, podczas gdy zabicie się w najgorszym razie może narazić Cię na wieczne męczarnie. Bo przecież nie ciało Cię boli tylko “dusza”, a kto wie, co się dzieje z duszą, gdy ciało umiera. Nie ma w tym względzie żadnej pewności co jest dalej. Czy dusza po śmierci ciała znika…?, czy żyje dalej…?, a jeśli żyje to od czego zależy jakość tego życia….? Niestety pewność można mieć jak już nie ma odwrotu.
Teraz nie chcesz powiedzieć rodzicom, że masz kłopoty, żeby ich nie martwić – troszczysz się o nich. Myślałaś co by przeżywali, gdybyś umarła? Myślisz, że to by po nich spłynęło jak po kaczce? Jeśli by zmartwiliby się, tym, że masz kłopoty, tym bardziej trudno byłoby poradzić sobie z Twoim odejściem. Znam rodziców, którzy po śmierci dziecka już nigdy nie znaleźli sensu życia.
Dlatego wydaje mi się bardzo rozsądne i mądre z Twojej strony, że napisałaś o swoich problemach. Teraz drugi krok to skorzystać z pomocy psychologa – w poradni lub w szkole.
To jak przeżywasz emocje, różne sytuacje może się zmienić, ale Tobie samej będzie trudno sobie pomóc, właśnie ze względu na te “czarne okulary” przez które patrzysz na świat i ludzi. Psycholog mógłby pomóc Ci je zdjąć. Możesz poczuć się pewniej i spokojniej – to jest możliwe.
Pozdrawiam i trzymam kciuki