Mam już 20 lat i wciąż jestem samotna
Mam już 30 lat i wciąż jestem samotna
Mam już 40 lat i wciąż jestem samotna
Czasem oglądam sobie w statystykach bloga, frazy z wyszukiwarek, jakie wpisują osoby trafiające na moją stronę i raz po raz znajduję takie zdanie. Widać, samotność potrafi zatruć każdy moment w życiu człowieka, nawet taki, który wydaje się z perspektywy czasu, dość beztroski.
Czasem bycie pojedynczym jest łatwiejsze, bywa, że daje się o tym zapomnieć, czasem bywa to trudniejsze. Szczególnie w taki dzień jak dziś, w walentynkowy wieczór.
Kiedy jedni poddają się obowiązkowej dziś romantyczności, inni (a właściwie inne) zadają sobie dramatyczne pytanie “co ze mną jest nie tak”.
Gdyby znaleźć odpowiedź na to pytanie, być może można by coś zrobić, odzyskać poczucie wpływu na swoje życie. Niestety uruchamia ono zbyt dużo emocji aby móc na nie odpowiedzieć. Postawione w tej formie uderza w poczucie własnej wartości i zniechęca do badania własnej odpowiedzialności za swoje życie.
Tym bardziej że osoby samotne, na ogół już mają za sobą jakąś historię prób nawiązania romantycznej relacji, poczucie, że teraz już pozostaje tylko czekać na właściwego człowieka.
Jak w wielu sytuacjach życiowych tak i w relacjach damsko-męskich, pozytywne efekty są często mieszaniną naszej aktywności i jakiś okoliczności niezależnych od nas.
Nie możesz wyłącznie swoimi siłami spowodować pojawienia się odpowiedniego człowieka ale to nie znaczy, że nie możesz nic zrobić. I nie chodzi mi tu o to aby jeszcze bardziej dbać o siebie i bywać na “randkach w ciemno”. Często takie działania wręcz utrudniają całą sytuację, obniżają poczucie własnej wartości i jeszcze bardziej zamykają na związek. Czasem to co człowieka więzi i zatrzymuje to jego determinacja do zmiany.
Kliknij jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem
Gdy chcesz za bardzo
Kiedy spotykam kobiety cierpiące z powodu swojej pojedynczości widzę jak ich uwaga koncentruje się wyłącznie na tym aspekcie życia.
nie potrafię o niczym innym myśleć, na niczym innym się skoncentrować, zadręczam się tą myślą, czuję się inna (gorsza). Coraz trudniej znoszę samotność, chcę założyć rodzinę ale nie wiem czy mam po prostu czekać na tego jedynego (nie mam już siły) czy nie wiem szukać tylko jak? /…/ wciąż prześladuje mnie myśl że to ze mną coś nie tak że jestem sama i nie wiem jak mam to zmienić.
Samotność nie jest łatwa, bywa źródłem cierpienia i nie jest niczym dziwnym, że wywołuje różne przykre emocje. Jeśli przedłuża się w czasie staje się dotkliwa i coraz bardziej koncentruje uwagę na tym, że życie nie układa się dobrze. Pewien życiowy schemat pt. “szczęśliwa rodzina” staje się niedostępny.
Jeśli na swojej drodze napotykasz przeszkodę, która nie pozwala Ci iść dalej, możesz skupić się na tym ograniczeniu i przeżywać je. Im dłużej skupiasz się na przeszkodzie tym bardziej jesteś jej świadoma, tym więcej o niej wiesz, tym bardziej wypełnia ona Twoje życie. Skupiając się na braku nie widzisz nic wokół.
Jak w powyższym cytacie – ta kobieta myśli o swojej samotności, zadręcza się nią, definiuje siebie przez swoją samotność (jestem samotna = gorsza). Samotność jest jak czarna dziura, która ją wciąga i nie ma miejsca na nic innego.
Jeśli wszystkie Twoje myśli skupią się na tym, że jesteś samotna i gorsza, wówczas będzie trudno, zobaczyć cokolwiek wokół siebie, co nie jest samotnością.
Nie chodzi o to, aby szukać na siłę czegoś, co tę samotność zastąpi, tylko o to, aby patrzeć na siebie szerzej, widzieć też inne wartości w swoim życiu i im dać swoją uwagę.
Jasne, że ten brak nadal będzie obecny w Twoim życiu, bo żaden pies czy ciekawa praca nie zastąpią związku.
Możesz jednak nauczyć się znosić różne braki w swoim życiu i ograniczenia, nie musisz z braku robić centralnej i najważniejszej sprawy w życiu.
W swojej praktyce bardzo często spotykam się z sytuacją, kiedy człowiek przestaje chcieć za bardzo, odpuszcza, skupia się na jakimś innym obszarze życia, daje swoją zgodę na to, że tego czego tak pragnął nie będzie. I kiedy to się autentycznie dzieje, wówczas często okazuje się, że życie przynosi mu samo, to o co tak kiedyś usilnie zabiegał.
Żeby związek mógł się pojawić i rozwijać potrzebuje przestrzeni do tego, kiedy chcesz za bardzo łatwo, z napięcia niszczysz coś, co mogło by trwać.
Jestem facetem. Mam 46 lat. Od 25 lat nie miałem nikogo. Poprzednich młodzieńczych związków nie liczę, bo to nic powżnego nie było. Miłość nie znalazła mnie a ja nie znalazłem miłości. Żeby się nie rozpisywać a może jest tak, że nie każdy znajdzie miłość, nie każdy nauczy się jeździć samochodem czy gotować. I tak juz musi być. Może życie wyznaczyło taką drogę dla nas żeby iść w samotności. Może własnie tak ma być. Więc dlaczego marnować czas i się martwić? Czy nie lepiej żyć każdą chwilą i się cieszyć z tego co mamy nawet w samotności, bez nikogo. Może miłość nie jest pisana dla każdego, a my tak bardzo nie potrafimy tego zrozumieć i nie chcemy zrozumieć. Zyjcie normalnie i cieszcie się wszystkim inaczej zwariujecie szukając tej miłości.
Myślę, że zdecydowanie lepiej żyć i cieszyć się każdą chwilą. Ale lubię też wierzyć, że to jednak ja wyznaczam drogę. I choć nie wszystko idzie po mojej myśli to ja jestem kierowcą i jakiś wpływ na swoją podróż mam :)
Przechodzilem przez piekielka o ktorych piszecie Znam “tego kogos ” z kim będziecie szczęśliwi i ktory nigdy was nie opuści
Pani Elu a co należy zrobić w takim przypadku: mam 38 lat i nigdy nie byłam w związku. Był czas kiedy podobałam się wielu facetom, ale uciekali ode mnie gdzie pieprz rośnie w momencie kiedy dowiadywali się że jestem głęboko wierząca i w związku z tym na “wolne związki”, “przelotne romanse” ani tym bardziej “jednorazowe przygody” nie mają co liczyć… Wielokrotnie później słyszałam komentarze w rodzaju: “jak się nie zgodzisz na… wiadomo co, to zostaniesz sama”. Albo jeszcze gorzej – ci sami faceci podrywali inne dziewczyny takim tekstem: “jak się nie zgodzisz na wiadomo co, to zostaniesz sama jak… (tu padało moje nazwisko). Niestety wszyscy wierzący mężczyźni jakich znam od zawsze byli zajęci i żonaci – a ja nie umiałabym budować własnego szczęścia na cudzej krzywdzie.
Czesc,
ja mam znowu inny problem. Bardzo lubię moje zycie w samotnosci i z checia chcialabym aby tak zostalo, niedawno pewien chlopak sie mna zainteresował, lecz czuje jakbym “sie dusila” w tej znajomości. Po pierwsze on za szykbo przechodzi do rzeczy- jest troskliwy i ciagle chce pisać oraz jest bardzo wylewny, co roswniez mi nie pasuje poniewaz wole typ zimnego drania…
Po drugie nie wyobrazam sobie podpasowywac calego zycia dla tej jednej osoby. Czy cos jest ze mna nie tak? Moze powinnam tak czy siak probowac, chociaz tak jak mowie…lubie zwoje zycie w pojedynke. Mam 24 lata.
Pozdrawiam
Dzień dobry. Ja właśnie tak żyłam. Pogodziłam się , że jestem sama.Tak żyłam przez 3 lata. Uświadomiłam sobie, ze czekanie nic mi nie da, trzeba się skupiać na realizowaniu marzeń, na życiu, na tym, żeby być szczęśliwym a miłość albo się pojawi albo nie. Nie ma co robić z tego tragedii. Aż pewnego dnia. Byłam w trakcie przeprowadzki. Jechałam do starego mieszkania i wstąpiłam po coś do sklepu. Przed sklepem stał pracownik i patrzył tylko na mnie. Ja sobie pomyślałam w duchu. Co się gapisz, ale zbliżając się bardzo mi się spodobał. Otworzył mi drzwi, weszliśmy razem i w sumie nic.Zrobiłam zakupy i wyszłam. Od tamtego czasu często robię tam zakupy. Liczę na coś więcej a z jego strony nic, żadnego zaproszenia. Chwila rozmowy podczas zakupów. Widzę, że ukradkiem na mnie patrzy podczas obsługiwania innych osób.
Mieszkam na wsi. Są tylko dwa sklepy a ten jest jednym z nich. Zdarzyło mi się iść do sklepu obok i zapłacić za masło złotówkę drożej bo zaczęłam się już trochę czuć tak jakbym za nim biegała a ja nie chcę niczego na siłę ale to jedyny sklep. Co zrobić? Skupić się na swoim życiu i przepłacać w sklepie obok? Nie zmienia to faktu, że ciągle myślę.
Podzielam opinie ze “nie zrozumie nigdy mnie ten kto nie jest sam”. Jesteśmy stworzeniami stadnymi i jak każdy potrzebujemy ciepła , bliskości, czyjejś akceptacji a my kobiety dodatkowo poczucia bezpieczeństwa, oparcia. Jestem samotna – przez społeczeństwo postrzegana jako gorsza. Nie spełniona kobieta, egoistka. Jestem sama nie z wyboru ale dlatego że nie miałam wyboru. I nie ja tworzę blokady przed innymi – znajomi zmieniają decyzję o spotkaniach bo przecież ja mam więcej czasu żadnych zobowiązań więc się dostosuje. Na imprezy nie chodzę bo pary i sama czujesz się jak piąte koło u woza. Wyjazdy i wyjścia samotne nie cieszą. Nie masz z kim podzielić się refleksją. Nie masz dzieci rodziny ograniczają Ci się pola do rozmów. Przecież jakie Ty możesz mieć problemy? Co Ty wiesz o życiu ? Nie jestem plotkarskiego wiec tematy do rozmów się kończą. Wiec to nie tak ze jest super i jesteśmy winne tego stanu. Nie wyobrażam tez sobie związku jako sielanka i pasma szczęścia , ale jest po co żyć, o co się starać , po co budzić co rano. Czemu na palcach musze sięgać po to co inni znajdują na dywanie?
Doskonale Cie rozumiem, wypowiedź w 10, mam takie samie odczucia
Mam 55 lat. Męża alkoholika i damskiego boksera zostawiłam. Zakochałam się ale po 10 latach usłyszałam, że mnie nie kochał i jeszcze chce coś przeżyć (miłość, seks) i z nami koniec. Zostałam sama, nie mogę pracować, nie śpię biorę tabletki na depresję piję alkohol i chcę umrzeć. Samotność to najgorsze co może nas spotkać. Jeszcze pół roku takiego życia i kończę z sobą
@dora
z pewnością nie masz wpływu na to co Ci zrobi drugi człowiek i z pewnością to co się stało jest bolesne. Jednak Ty sama sobie nie pomagasz. Swoją złość i rozczarowanie tym czzłowiekiem kierujesz przeciwko sobie. W tym momencie to nie on ale Ty sama siebie niszczysz i do jednego cierpienia (jakim jest niewątpliwie porzucenie przez kogoś, kogo kochasz) dodajesz kolejne. Pijesz alkohol co sprawia, że twoje tabletki na depresję nie działają. Dodatkowo alkohol zabija twoje poczucie własnej wartości, twój organizm, twoją siłę, zabiera sens życia. Jako możesz się podnieść w samotności, jak masz znaleźć jakikolwiek sens w życiu jeśli pijesz. Po co bierzesz tabletki jeśli one polane przez alkohol przestają być lekiem a zaczynają być trucizną. Robienie czegoś takiego to już jest zabijanie siebie – zapytaj lekarza co może się stać jeśli będziesz pić i brać leki przeciwdepresyjne.
W takim układzie to już nie wiadomo na ile Twój stan jest z samotności i porzucenia a na ile z tego, że prowadzisz się w ten sposób. Chcesz dać sobie pół roku – ok, zrób to, ale odstaw całkiem alkohol i naprawdę zacznij się leczyć tymi tabletkami. Zacznij dbać o siebie tak żebyś sama mogła spojrzeć sobie w oczy. Zadbaj o siebie a jeśli po pół roku nic się nie zmieni, to realizują swój plan.
Dora,napisz do mnie annakh@onet.com.pl
Skoro czujesz się beznadziejna to związek tego nie zmieni. Niby czego ty oczekujesz od tego “wybranka” ? Potwierdzenia własnej wartości i tego ze wypełni pustkę ? To szaleństwo i absurd.
Zycie ma do to siebie z człowiek z gruntu jest skazany na samotność. W końcu sami się rodzimy i tak samo umrzemy. Wszystko co nas spotyka to przemijające dodatki. Jeśli nie potrafisz tej samotności zaakceptować i wykorzystać to faktycznie masz problem ale nie jest on bynajmniej związany z brakiem partnera.
dobre traktowanie siebie tez w niczym nie pomaga. Dbalam o siebie, wyjezddzalam i wydawalam spore sumy na siebie. Ale po co mi nowa sukienka skoro nie moge byc kobieta? Po co mi takie zycie skoro nie mam z kim go dzielic. I na pewno osoba zycjaca w zlym zwiazku ma wiecej niz ja. Kolezanka miala 4 zwiazki a teraz wychodzi za maz. W jednym byla 5 ´lat i byli z partnerem nierozlaczni. Cierpiala po rozstaniu ale teraz bedzie miala meza. Ja nigdy nie mialam ani nikogo z kim moglabym planowac zycie, urlop, s´wieta. Nigdy nie mialam wsparcia. Lata bez seksu tak bardzo dotkliwie ´bola ze potrafie tylko plakac. Kazdy dzien samotny prowadzi do niczego. I wieczne pytanie dlaczego ja, dlaczego przez 34 lata nikt mnie nie chcial. Dlaczego zawsze bylam odrzucana. Dlacuzego nigdy nie mialam zwiazku nawet na chwile, na rok. I tak wole zle doswiadczenie niz zadne. NIz umieranie w samotnosci. Co moze byc gorszego od zycia jako nie kobieta, ktorej nigdy nikt nie chcial. Ktora nie moze miec rodziny. Ktora nie moze miec chlopaka. Ktora zostala z marzeniami odtracona przez wszystkich. Jak ma tak wygladac moje zycie to dla mnie jest to koniec.I nawet gdy bylam szczesliwa nikt mnie nie chcial. Przeciez gdyby dane mi bylo chociaz raz to dzisiaj bylabym innym czlowiekiem. A tak kolezanki nie Maja o czym ze mna rozmawiac, na sylwestra chodza samé pary itd. Gdy mnie ktos pyta dlaczego jestem sama to moje cialo sie wzdryga tak bardzo boli mnie ten temat. W pracy wszyscy uwazaja mnie za dziwaczke, ktora nie ma nawet chlopaka. Zaden facet nie bedzie mnie chcial, jak sie dowie ze nigdy nie mialam zwiazku. Ktos kto nie wie jak to jest byc Cale zycie samemu moze tylko filozofowac o rozwoju i samospelnieniu. Dla siebie zrobilam juz wszystko. Chce miec zwiazek i nie moge i nie moge juz tej mysli odsunac. A ludzie na okolo przypominaja mi tylko jaka jestem beznadziejna
Pytanie zasadnicze. Skąd ty możesz wiedzieć jak czuja sie kobity w związkach ? To raczej twoje przekonanie niż jakakolwiek konkretna wiedza. Mało to łez i tragedia rodzinnych w tych twoim zdaniem szczęśliwych związkach. Polecam sie głębiej nad tym zastanowić i bardziej neutralnie spojrzeć na swoja sytuacje. Dajesz sie wykorzystywać w pracy to juz kwestia twojej asertywności. Nikt nie ma prawa sie interesować na co przeznaczasz swój czas wolny. Jeśli koleżanki ci dogryzają to o czymś świadczy a świadczy ale wcale nie o tobie lecz o nich. Nikt naprawdę szczęśliwy nie znajduje radości w pastwieniu się nad kimś „mniej szczęśliwy”. Skoro tak bardzo ich uwiera twoje sytuacja to dobitni to świadczy ze w relacjach wcale nie jest tak kolorowo i szukają kozła ofiarnego aby wylądować swa frustracje. To co pokazują na zewnątrz nie jest istotne. Twoja rola powinna zależeć od ciebie a nie od wpływów społecznych. Jeśli się od nich nich uwolnisz to do niczego dobrego cie to nie doprowadzi.
Mężczyzna nigdy nie zrozumie jak to jest być kobietą odrzucana. I czy napewno kobieta. Rozwój po latach samotności nie jest mi potrzebny. Mam podwójne studia i stabilna pracę i dobra place. Mam mieszkanie w którym mnie nikt nie odwiedza. Mam kolegów których żony mnie nienawidzą.,jakbym chciała ich im zabrac. A ja chcę tylko wolnego chłopaka którego się nigdy nie doczekalam. Koleżanki zapraszają tylko pary. Mnie nie. Przestało mnie to bolec. 3 lata jeździłam sama do spa. Hotel i zrób coś dla siebie na dłuższą metę nie dziala. Ja chcę mieć partnera z którym mogłabym to dzielic. Partnera do wspólnego zycia.
Zrozumieć to możesz jedynie sama siebie. Myślę ze mnóstwo „szczęśliwy kobiet” tkwiących w toksycznych relacjach także cie nie zrozumie. One będą ci zazdrości twoje sytuacji a ty zazdrościsz im. Tak właśnie wygląda to błędne koło. Człowiek pożąda tego czego nie ma. Skoro brakuje ci ludzi musisz do nich wyjść i niczego nie robić na siłę bo to tyko pogorszy sytuacje. Mnóstwo ludzie żyje bez partnera na dodatek nie mogą się pochwic tym co ty masz czyi dobra praca brakiem problemów materiach. Pomyśl o tym i spróbuj się cieszyć z tego co masz bo to bardzo ułatwia życie które dla większości ludzie nie jest aż taka siekana ja ci się wydaje.
Kobiety w związkach są szczesliwsze. Bo społecznie są bardziej aktywne, nie są odrzucane., mają prawo do posiadania rodziny i dbania o nią krak znajomych się poszerza o inne rdziny, o rodzinę męża o rodziny koleżanek i kolegów dtieci. Bo każda samotna kobieta po 30 przestaje istnieć w społeczeństwie a poza frustracja seksualności brakuje jej jakiejkolwiek roli. Z reguły w pracy jest się wykorzystywanym bo przecież po co urlop. A jeśli urlop to z kim?? Więc w moim życiu odpadlyswieta, urlopy wszystko prawo do decydowania o tym czy chce dzieci czy nie. Przecież od lat nikt mnie nie tknal. Latami znosił upokorzajaxe spostrzeżenia kolezanek.
Zadziwia mnie twierdzenie, jakoby samotne kobiety były odrzucane przez społeczeństwo. Byłam sama wiele lat, teraz znów to “przerabiam”. Kiedyś owszem, miałam poczucie wyobcowania i samotności. Dziś jestem sama z wyboru, opuściłam toksyczny związek. I czy jestem samotna? Nie! Wychodzę gdzie chcę, nie przeraża mnie samodzielna wyprawa do kina czy na obiad, gdy nie chce mi się gotować. Poznałam dzięki temu świetną koleżankę, a ta poszerzyła mój krąg znajomych o inne osoby.
Drogie Panie, to nie społeczeństwo nad odrzuca! To my same spychamy się na margines. Nigdzie nie wyjdziemy, do nikogo nie zagadamy, wszędzie dopatrujemy się dyskryminacji. My same.
P.S. A kto nam każe zgadzać się na nadgodziny w pracy? Wara w pracy innym od mojej prywatności.
A teraz z innej strony. Mając 25 lat byłam dusza towarzystwa i mniej więcej do 29 roku życia regularnie chodziłam na imprezy. Z czasem z coraz młodszymi osobami. Z każdym rokiem te osoby dochodziły bo znalazły partnera. W wieku 30 lat zostałam sama tak naprawdę i na święta i na sylwestra i urodziny. W tym roku to samo a mam już 34 lata. I jeśli wtedy jak byłam szczęśliwa nikt mnie nie chciał to co będzie teraz. Dalej mam czekać na autobus? Taki trochę psychoszajs, który nie dziala. Mam 34 lata i nie mam zycia. Przecież tu nie ma w tym nic dobrego. Moje ciało obumiera. Ciało którego nikt nigdy nie chcial. Kobiety drwia bo przecież im się udalo. Społeczeństwo przekresla. Jak będę szczęśliwa to szczęście samo przyjdzie…nie przyszlo. Niestety umarła za zycia
Czyli zakładasz ze inna osoba uczyli ci szczęśliwą ? A jak on ma niby to zrobić ? To nie realne bo szczęście tkwi w człowieku i tam należy go szukać. Ludzie to tyko dodatek. Nie mozna od nich uzależniać swojego szczęścia bo gdy ta osoba znikanie na nowo powrócisz do pierwotnego stanu. Sama widzisz ze to błędne koło.
“Czekanie na autobus” to jest przykład sytuacji w której nie mamy wpływu na rzeczywistość. Chcesz, gdzieś jechać, może nawet musisz gdzieś jechać ale rzeczywistość nie chce współpracować z Twoim pragnieniem, przymusem czy zamiarem. A Ty nie możesz z tym nic zrobić. To jest sytuacja bezsilności. Tak właśnie jest ze związkiem, nie wszystko zależy od Ciebie.
To na co masz wpływ to jedynie co zrobisz z tym co przynosi Ci rzeczywistość. Na czym się skupisz. Czy będziesz czekać na przyszłość w nerwach, skupiając się na tym czego nie dostajesz czy też na tym, co masz, poszukując spokoju TU i TERAZ w takiej sytuacji jaką Ci świat daje. Małżeństwo nie jest patentem na szczęście. Wnosi inny rodzaj cierpienia niż samotność. Jest wiele osób samotnych w związkach, oni twierdzą, że lepiej być już samotnym samemu i z tego powodu często te związki kończą.
Jedyne na co możesz mieć całkowity wpływ to na to, jak się sama traktujesz. I można w różnych naprawdę trudnych okolicznościach samemu sobie dodawać cierpienia traktując się źle, a można samemu sobie pomagać traktując się dobrze. Dobre traktowanie siebie nie jest sposobem na zmianę rzeczywistości ale na to aby moc utrzymywać równowagę wtedy gdy okoliczności nie sprzyjają.
Wszystko pięknie i ładnie tylko dostrzegam tutaj pewnie niezdrowe uproszenie. Partner/partnerka – brak samotności a brak partnera/partnerki – samotność. To nie jest do końca tak. Niestety ale to nie jest takie proste. Bycie w związku wcale nie gwarantuje wyzbycia się poczucia samotności. Trochę abstrahując ludzie zwykle tęsknią do tego czego nie maja bo liczą ze wypełnienie tego czy innego “braku” ich uszczęśliwi a to nie realne. Prawdziwego szczęścia należy szukać w sobie. Gdy już wejdą w ten upragniony związek często narzekają ze jednak stan bez partnera/partnerki był lepszy bo czuja się rozczarowani. Ludzie pojawiają się i odchodzą nie można od nich opierać swojego szczęścia bo to prowadzi do chorych sytuacji.
Dzień dobry, zaciekawił mnie ten artykuł, w związku z tym dodaję coś od siebie:) mam 38 lat też jestem samotnikiem i nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałabym się odnieść do ostatniego wpisu pani Elżbiety: jak mam “odpuścić”, skoro teraz zdałam sobie sprawę, że właśnie skupiając się tylko na tym co JEST w moim życiu, przegrałam życie, i wiele okazji zaprzepaściłam?pozdrawiam
Pojawiające się w życiu okazje to też jest coś co JEST, można więc zadać sobie pytanie co takiego się stało, że koncentrując się na tym co JEST nie zauważyło się tego aspektu życia. Można też zadać sobie pytanie, jak wykorzystać teraz to doświadczenie. Jeśli wiem co takiego sprawiło, że kiedyś nie zauważyłam okazji, to mogę nauczyć się zauważać je teraz. Być może to są inne okazje, niż kiedyś ale z pewnością stan “przegrałam życie” w wieku lat 38 nie pomaga w ich zauważaniu.
Samotność ma wiele oblicz..
Eustachia bardzo podoba mi sie twoje spojrzenie na samotność.Takie wypowiedzi dodają otuchy.
To poniżej to jestem ta sama eustachia co z refleksji powalentynkowych tyle, że o tydzień starsza :)
:-) eustachia – świetny ten dopisek, że to jesteś ta sama Ty tylko ciut starsza, uśmiecham się do tego. Też bardzo podoba mi się Twoje spostrzeżenie że
Na ogół trudne i skomplikowane są związki, w których ludzie się obarczają odpowiedzialnością za swoje życie i mają wiele oczekiwań. Związek nie da Ci gwarancji, że nie będziesz samotna, im bardziej się boisz samotności tym trudniej jest być razem
Mnie to trudno jeszcze zaakceptować, ale niestety nikt mimo najszczerszych chęci mi nie da na piśmie 100% sposobu jak spotkać człowieka, z którym będę miała szansę na udany związek. Uczę się natomiast, że życie jest teraz. Nie jutro, nie za 6 miesięcy – teraz. I że ten krzak różany jest ważny i to pachnące pranie. I że może warto otwierać oczy i widzieć ludzi takimi jacy są, zamiast tego co JA bym chciała, żeby zrobili, jak się zachowali. To JA siebie traktuję jak kukułcze jajo, bo jestem sama – na ostatnim weselu przegadałam sporo czasu ze świetną kobietą – kuzynką panny młodej, której wcześniej nie znałam. No ale dla mnie to znów mało, bo powinnam w końcu poznać wolnego faceta, zamiast kolejnej koleżanki, a przecież spędzanie czasu z ludźmi, którzy mnie wznoszą to jest super sprawa :) Ten mityczny facet to będzie miał przekichane, jak mu na dzień dobry wrzucę odpowiedzialność za moje życie, bo przecież dzięki niemu i miłości będę spełniona :) Będzie miłość – super, nie będzie – trudno, smutek zostanie, natomiast życie mam jedno, powtórki nie będzie. Mam wybór, użalać się nad sobą na przystanku autobusowym czy pomalować wiatę w kwiatki.
Jeszcze coś co mi przyszło do głowy…Czy w miłości czasem nie jest tak
:
że u jednych to jest -“SZCZĘŚCIE +WALKA (szczęście ze kogoś się spotka na swojej drodze(traf), a potem staranie o rozkwitnięcie uczucia w związku) a u innych to jest WALKA o -SZCZĘŚCIE . ( Los być może nie postawił nikogo na ich drodze więc sami walczyć , poszukiwać–ACZY SIĘ UDA..)
Elu, napisałaś o tym autobusie….ale czy ja nie mogę polecieć na inny przystanek zobaczyć czy tam nie bedzie innego autobusu? Może będę jechać dłużej i z przesiadkami – ale może dotrę w końcu do celu??? Uda mi się dojechać do zamierzonego miejsca??Co Ty myślisz o tym?? Pozdrowienia.
@Ona
Znam tego rodzaju dylematy :-) Zdarzyło mi się biegać pomiędzy przystankami – prawie zawsze spóźniona, próbująca zgadnąć, która z możliwych przesiadek będzie dawać mi szansę na odzyskanie paru minut.
Wnioski jakie mam z tego doświadczenia są takie, że czasem to się sprawdza, a czasem wręcz przeciwnie. Bywa, że gdy zmieniasz przystanek, autobus przyjeżdża na ten z którego właśnie się oddaliłaś. Zmiana przystanku to też jest pewien pomysł na to, czym wypełnić swoje czekanie. Biegasz to tu, to tam, może coś złapiesz, może nie, dalej to nie zależy od Ciebie, co będzie. Bieganie tyle zmienia, ze się ruszasz, że robisz coś, w czym może się wyładować Twój niepokój. Jednak to nie jest sposób na uzyskanie spokoju. Nie rozluźnisz się biegając, nie skupisz się na otaczającym Cię świecie. Ryzykujesz, że nawet jak złapiesz ten autobus to nawet się tym nie ucieszysz, bo będziesz wykończona.
A moze i to i to jest sposob i po prostu nie wiadomo co jest lepszym wyjsciem, bo nikt nie jest wróżka. Nie ma zlotego sposob, bk w tym wypadku kazdy kij ma dwa konce, zalety i zagrozenia.
A moze że wlasnie sie nie poddawać? Nie dawać za wygraną..?Czasami skupienie sie na tym co jest a nie na tym czego naprawdę pragniesz, co jest twoja bolączką-jest utopią i martwotą dla ciebie dla twojwgo życia.Nierozumię…tego -jak mozna sie angzowac na tym co jest skoro to Cię boli.Nie zaangażujesz się wto całym sobą-bo nie jesteś tak naprawdę z tego zadowolony.Reszta to udawanie.Może wlasnie ,pomimo porażek trzeba zajmować sie nowymi sprawami, wciąż poszukiwać-nie poddawać się-szukać sposobów!Będą momenty gorszych dni gdy przychodzi zniechęcenie…bo temu czy tej sie udało… a mi nie..ale to tylko dowód na to ..że mi tez może sie kiedyś udać.by przetrwać te chwile smutne i pomimo wszystko nie tracić nadzieji i starać się starać się -NIE ODPUSZCZAĆ!Jeśli sportowiec by odpuscił, bo inny wygrał , a nie on–to co na tym koniec jego karjery???Koniec milości jego zycia jakim jest dyscyplina ktorą uprawia???!Nie , nawet z ciężkością w sercu powstaje i nadal trenuje –mając nadzieję…że jemu także się uda.No to co? wciąż zamieżasz stać w tym martwym punkcie i nic z tym nie robić ? Tylko trwać wtej zalobie w tym cierpieniu samotności pelnym czasem łez, rozczarowań..cichych oczekiwań? A co z powiedzeniem że szczęściu trzeba, należy pomóc? Odpowiada Ci To? Bycie samotnym? Jesli nie bedziesz czegoś robił w tym kierunku -TO NIC SIĘ NIE ZMIENI! Jeśli nie bedziesz wykorzystywał okazji ktore się nadażają, jesli nie złapiesz wędki ktorą ktoś ci rzuci, nie bedziesz chciał tego zauważyć-to ciągle bedzie to samo… i tak bedzie upływał ci upływał dzień za dniem i tak przeleci Ci życie..Nie chcesz w tym tkwić..prawda? w tej samotności , w tych 4 głuchychych ścianach??Więc musisz być otwartym szukać pomysłów, zacząć coś zmieniać i czekać i miec nadzieję..A za ten czas poprostu żyć.Czekać-pracując, robiąc porządki w mieszkaniu, spacerować z psem , rozwijajac swoje pasje, uprawiając warzywnik na działce i ciesząc się kolejnym zakupionym krzewem róży…wieszając pachnące pranie na balkonie..ot zupelnie proste czynności.Póki co-Stwarzajac swój Świat ..(narazie singielki, czy w danej sytuacji)— w najlepszej wersji jakiej można..
A ja jestem sama od 5 lat… niedługo skończę 30 lat. zdarza mi się z kimś umówić, “mieć chłopaka”, o zgrozo oni są coraz młodsi. Ale ja się nie odnajduję w tych związkach. Reaguję niechęcią na chęć kontaktu codziennego ze strony mężczyzn…. Nie kocham ich i nie chcę ich kochać….
ponadto jestem nadwrażliwa na dotyk, żadko spotykam mężczyznę którego dotyk jest dla mnie przyjemny… i jeszcze nie spotkałam takiego, który umiałby mnie dotykać i jednocześnie chciał ze mną być. A bliskość fizyczna inteligentnego przystojnego zaradnego mężczyzny którego dotyk jest dla mnie drażniący szybko mnie zniechęca….
Lepiej jest mi samej. Szczerze nie uważam, żeby związek z młodszym ode mnie o 5-8 lat chłopcem był właściwy. wolnych i fajnych równolatków jest jak na lekarstwo… okazy wymierające. A ci młodzi…. są tacy młodzi…. Ja nie chcę się w takim człowieku zakochać…. Oni zakochują się tak szczerze, tak naiwnie, niewinnie…. to urocze, miło tego czasami doświadczyć. ale szybko kończę te związki, nie chcę żeby odrzucały mnie ich rodziny. Nie chcę dla nich takiej “starej” partnerki. Ja dobrze wiem ile i jak dużych mam problemów i wad, którymi nie chcę ich obciążać… Nigdy nie pragnęłam dziecka. i nadal go nie chcę. Kiedy 22-25 chłopec mówi mi o pragnieniu dziecka, to mnie odrzuca.
oczywiście samotność wiąże się z pewnym bólem i poczuciem pustki, ale da się ją oswoić i jest bezpieczna. I nawet tak bardzo nie boli kiedy dużo przebywamy z ludźmi i mamy bliskich przyjaciół… A do dobrych przyjaciół mam ogromne szczęście, gdzie się nie pojawię poznaję wspaniałych ludzi.
22-25 letni chłopiec ? No to ci się udało bo ja akurat myślałem ze w tym wieku to jest się już mężczyzną. Widocznie czujesz się bardzo staro.
Znam chlopcow w wieku 60 lat, dojrzalosc emocjonalna najmniej zalezy od wieku a najwiecej od doswiadczen i umiejetnosci obserwacji i wyciagania wnioskow. Inna jest kwestia ze z wiekiem facet inaczej patrzy na otaczajacy swiat i ma inne potrzeby, juz wie ze w taki temat jak wiecznie niezadowolone z niczego kobitki to szkoda energi i czasu. Wiekszosc pan wypowiadajacych sie tu to beznadziejne przypadki ktore jesli nie zrozumieja ze to one maja problem ze soba i nie zweryfikuja swoich oczekiwac to niestety albo stety skoncza jako bardzo zalosne istoty.
Witam Pania,
Mam pytanie troszke innego charakteru: jak sobie pozwolic na to, zeby to co bylo i minelo, odeszlo z moich mysli? jak odposcic? pogodzic sie z konsekwencja swojego wyboru? nie wyrzucac sobie ciagle moze zlego wyboru w przeszlosci? Wyrzucic z glowy? i w sumie tez, jak Pani pisze, pozwolic sobie na samotnosc….?
Sprawa prosta i krotko mowiac – mialam chlopaka, nie chcialam go, odrzucilam go, myslac, ze spotkam fajniejszego, 3 lata minelo, nikogo nie mam, a ten moj ex postanowil sie ozenic i ja nie moge poradzic sobie z ta nowina….
Dziekuje
Teraz pewnie Ci się wydaje, że był lepszy niż był. Było minęło. Patrz do przodu, bo gdzieś czeka na Ciebie ktoś inny, kogo Ty docenisz, ze wzajemnością.
To trudne, że Twój były ma kogoś i jest szczęśliwy, podczas gdy Ty jeszcze nie. Może to właśnie wywołało taki zgryz?
W razie czego zawsze doradzam spotkanie z psychologiem. Sama jestem po psychoterapii po rozstaniu (skończyłam terapię rok temu), po naprawdę ciężkim związku.
A to moja droga nazywa sie karma lub Boska sprawiedliwosc. Bedziesz sobie plula w twarz do smierci. Cos zostalo ci dane i sama to wyrzucilas myslac ze zaslugujesz na wiecej. Zaslugujesz dokladnie na to co masz, czkawke do konca zycia, ale nie martw sie, w przyrodzie nic nie ginie, inna rozsadniejsza i rozumniejsza kobieta jest szczesliwa dzieki twoim decyzjom.
@Realny
Z wielką pewnością wydajesz wyroki odnośnie życia osoby, którą znasz z kilku linijek tekstu napisanego 5 lat temu… Wiesz wszystko: na co ona zasługuje i co będzie przeżywać do końca życia. To jest raczej władowanie swoich emocji niż konstruktywny komentarz
Mam 28 lat i nie mam partnera.I przyzwyczailam się do tego.Problemy które mam,różńe sprawy tak mnie pochlaniają że wlaściwie nie myśle o związku,Czuje czasem samotnośc gdy nie mam z kim porozmawiać o swoich problemach.Czasem chcialabym mieć faceta a czasem myśle że tak jest lepiej że nie ma tych problemów które niesie związek i nawet nie wiem czy jestem na to gotowa.Czekam po prostu na tego odpowiedniego ale boję się że jak tak będę tylko czekać to się nie doczekam a chicalabym być matką a czas ucieka.
Przypadek często decyduje o tym, że kogoś poznajemy. Trzeba się odważyć uśmiechnąć do człowieka na ulicy czy w sklepie. Spojrzeć na kogoś. Tak po prostu, nie wstydzić się :)
Kup sobie psa albo kota co tam preferujesz, na bank nie szukaj mezczyzny bo emocjonalnie nie jestes gotowa do poswiecen i zaakceptowania innosci drugiego czlowieka. Znam panie co gadaja z psami i dobrze im z tym.
Witam. Mam 36 lat(jestem panną), za sobą nie udane związki. Od roku nie pracuję(zostalam zwolniona-redukcja etatu), mieszkam z rodzicami, znajomych też jest coraz mniej -mają swoje rodziny. Pomimo przyjaciółki, której gdy znajdzie czas mogę się wyżalić strasznie mi brakuje drugiej osoby, partnera. Siedzę już na kilku portalach randkowych- wręcz chyba szukam już obsesyjnie tego jedynego :( Niestety, wszystko kończy się na niczym. Zegar biologiczny zaczyna mi tykać. Jak mam sobie odpuścić, chwilowo przestać szukać? Jestem coraz starsza , czas mi ucieka…
Mam dość samotnych wieczorów :(
Dużo czytam na temat samotności, bo 35 lat na karku i lata praktyki w samotnych Walentynkach. Wielokrotnie przewija się motyw pt. “odpuść sobie to miłość Cię znajdzie” – ja to czytam tak – gdybyś umiała sobie odpuścić to byłoby inaczej a tak cóż, sama jesteś sobie winna, za mało się starasz. Bliska kolezanka nie zaprosi mnie na karnawałą imprezkę, bo 5 par i ja jedna – nie wiadomo, jak się ze mną obchodzić, takie trochę kukułcze jajo … Na weselu ląduje przy stoliku, gdzie siedzą dwie pary i 4 samotne laski, dygamy sobie razem na parkiecie, żaden facet nie poprosi mnie do tańca, na kolejnym jestem sadzana na końcu stołu z kolejną “bez-pary”. Mam czas na książki, pasje i hobby, nie mam komu opowiedzieć, że dzień był trochę kiepski, bo szef, bo praca, bo cokolwiek. Coraz mocniej czuję jak odstaję społecznie – jeśli chcę coś zrobić to muszę znaleźć hobby czy aktywności przez internet, zapłacić za nie, żeby móc poprzebywać z ludźmi. Wcześniejsi znajomi założyli rodziny, mają małe dzieci, wolny czas to dla nich luskus, na wakacje jeżdżą razem. Coraz częściej myślę, jak mi się to wszystko rozjechało, jak wylądowałam, gdzieś z boku poza społeczeństwem. Może niezależnie od tego jak bardzo będę się starać lub też odpuszczać to mnie nie pokocha żaden facet? Jak utrzymać wiarę w siebie skoro nikt mnie nie chce, a wszędzie piszą, że miłość jest najważniejsza, że “all you need is love”?
Nie mówię “odpuść sobie to miłość Cię znajdzie” – tylko odpuść sobie, bo koncentracja na samotności nie buduje Cię. Poszukiwanie czegoś “zamiast” jest dalej koncentrowaniem się na samotności, nie szukaj niczego “zamiast”, nie szukaj “miłości” nadaj znaczenie i wartość temu co masz.
Samotność nie jest łatwa, jednak trudności życiowe nie muszą nas określać.Jesteś kimś więcej niż samotną.
Może się zdarzyć, że Twoje życie upłynie w samotności, być może nigdy nie pojawi się miłość Twojego życia ale od Ciebie zależy co z tym samotnym życiem zrobisz.
To tak jak z czekaniem na przystanku, kiedy twój autobus nie przyjeżdża. Nie możesz zrobić nic więcej niż czekać, bo nie od Ciebie zależy czy ten autobus przyjedzie czy nie. Bez względu na to jak bardzo może komplikować to Twoje plany to i tak musisz czekać. Masz jednak wpływ na to jak będziesz czekać. Czy będziesz wypatrywać autobusu, klnąc w duchu czy też usiądziesz i z kimś porozmawiasz,czy zrobisz coś jeszcze innego. To co zrobisz nie wpłynie na autobus, na który czekasz ale z pewnością wpłynie na Twój stan ducha
Piękne zdanie: “odpuść sobie, bo koncentracja na samotności nie buduje Cię.” Prawdziwe!
W ogóle koncentrowanie się na tym, czego nie mamy, tylko wpływa na poczucie własnej wartości. Wolę się skupiać na tym, co mam. Czasem też samotność dokucza, ale co tam. Wolę pójść potańczyć salsę czy zaprosić koleżanki na pieczenie ciastek niż płakać na kanapie.
To jesteś jak ja :) napisz do mnie iwo1982@wp.pl
mam identycznie w tym roku skończę 39 lat
I ciągle sama,a czym jestem starsza tym ze mną coraz gorzej
Tak to jest jak sie czeka na ksiecia z bajki, masz wygorowane oczekiwania, zyjesz w swiecie hollywoodzkich dyrdymalow. Prawdopodobnie masz mocno wygorowany obraz wlasnej osoby i potrzebe akceptacji spolecznej ktora nie pozwoli ci na zadne odstepstwa od swojej wizji wymarzonego mezczyzny. Problem tkwi w tym ze takie dziewczynki nigdy nie dorastaja, maja mnostwo szans na zycie u boku porzadnego mezczyzny ale kreca nosem na na byle ryse na szkle. Osobiscie uwazam ze masz na co zaslugujesz i skonczysz jako samotna i bardzo zalosna osoba.
Na razie dodałam blog do ulubionych, po przemyśleniu wrócę tu.
zapraszam :-)
Tylko jak odpuścić??? To największy problem, mogę się zacząć zajmować nowymi sprawami, nowym hobby, ale z tyłu głowy cały czas mam jedno
Właśnie o to chodzi aby nie zajmować się nowymi sprawami – chodzi o to aby zajmować się tym, czym już się zajmujesz, z większym zaangażowaniem. Skup się na tym, co JEST w Twoim życiu, wtedy będzie Ci łatwiej znieść, że czegoś nie ma. W życiu człowieka zawsze jest jakiś brak, jak uczynisz ze swojego braku obsesję, to już nic innego w nim nie będzie mogło się pojawić
Gdy miałam 25 lat i zakończył się mój związek pomyślałam, że świat stoi dla mnie otworem, że moje życie się dopiero zacznie i że mam czas by rozwinąć skrzydła. Następnie spotykam tego jedynego by zostać żoną i matką i być zwyczajnie szczęśliwa for the rest of life. Tak ja to widziałam, tak widziała to moja rodzina, przyjaciele… Przecież pannie M niczego nie brakuje, jest piękna inteligentna ma wielu znajomych, wiele marzeń i planów i na pewno wszystko się ułoży. Przez następne dwa lata byłam szczęśliwą singielką, uprawiałam sport rozwijałam swoje umiejętności zmieniłam pracę, kilka przelotnych związków czy tylko kochanków, jak się potem okazywało. Po dwóch latach zaczęłam się mocno niepokoić. Gdzie moje szczęście, gdzie moja miłość, gdzie jest ktoś z kim mogę tworzyć dalej życie. Nagle wszyscy wyszli za mąż,a ja wciąż sama. Popadłam w rutynę życia codziennego. Przepełniona jakimś żalem do siebie, świata i byłych facetów o to dlaczego w życiu mi nie wyszło. Sporty, podróże, życie towarzyskie i rozwój osobisty stały się już tylko ucieczką, a nie przyjemnością korzystania z życia. Pół roku temu wylądowałam na obczyźnie, bo społeczeństwo mówiło: “potrzebujesz zmian, musisz w swoim życiu coś zmienić, za pół roku wrócisz pewnie z kimś. Przecież niemożliwe jest żeby tak fajna kobieta jak ty była sama. etc..” Oto jestem w pięknym kraju otoczona nowymi znajomymi i w ogóle wszystko jest nowe. Przez moment się tym zachłysnęłam, poczułam się szczęśliwa. Minęło pół roku i niestety choć wszystko się zmieniło to jednak wciąż jestem sama. Za pół rok 30-tka, a ja czuję zawiodłam siebie, rodzinę. Nie umiem cieszyć się z życia bo już nie jestem pewną siebie, szczęśliwa, wolną kobietą. Uzależniłam swoje życie od partnera. Odnoszę wrażenie, że moje życie będzie lepsze tylko wtedy kiedy będę z kimś. Miałam setki randek bo przecież szczęściu trzeba pomóc. Potem przestałam szukać bo na siłę nic nie wskórasz. W końcu jestem na etapie kiedy jestem zwyczajnie zmęczona byciem ciągle samą. Zwyczajnie pragnę miłości. Jakoś tak wyszło, że trafiałam bądź wybierałam nieodpowiednich facetów. Jak to jest, że na tych wszystkich aplikacjach randkowych ludzie odnajdują siebie zakochują się i są ze sobą, a ja do tej pory nie znalazłam nikogo? Nie mam pojęcia co dalej ze sobą zrobić. Już tyle w życiu przeszłam, tyle razy podnosiłam się po porażkach i choć wszyscy sądzą, że jestem otwarta uśmiechnięta i że niczego mi nie brakuje, to ja czuję zmęczona, wypalona i nieszczęśliwa. Znajomi i rodzina już nic nie mówią nie dają rad, nie pomagają bo nie wiedzą co jeszcze mogą powiedzieć. Mam wiele do zaoferowania, i choć może to źle zabrzmi, naprawdę niczego nie brakuje mojej osobie. Tak bardzo boję się, że sama zostanę o końca życia… Rady w stylu, no coś ty masz dopiero 30 lat… też już słyszałam. Te o tym, że musisz znaleźć nowe hobby etc też już przeszłam. Po prostu nie wiem jak żyć, jak uwierzyć, że też będę wkrótce z kimś. Ja po prostu nie mam już sił…
Co mam robić
bezsilna M.
Witaj M
doskonale Cię rozumiem i dokładnie tak samo wygląda moje życie z tą różnicą że ja za chwilę skończe 39 lat. Dawałam szanse niewłąsciwym facetom i zawsze wybierali kogoś innego. U mnie przerodziło się w oskarżanie siebie o to że jestem do niczego.
Tracę nadzieje na znalezienie bliskiej mi osoby. Ale Tobie życzę wytrwałości i szczęścia.
Pozdrawiam AK
W tym problem, niedojrzale dziewczynki zawsze wybieraja ” nie tych co trzeba”. Twoj wizerunek mezczyzny i partnera jest totalnie pomylony, jestes pokoleniem roszczeniowych princessek wychowanych na dirty dancing i pretty woman. Nie potraficie zrozumiec ze zwiazek z drugim czlowiekiem to ciagla praca i walka, odpuszczacie na starcie i oddajecie sie beznadziejnym przypadkom.
Niby tylko dwa lata, a tyle sie zmieniło. Dorosłam, dojrzałam, mam inne ważniejsze dla mnie priorytety. Wiem, że wszystko sie ułoży tak jak układało sie do tej pory. Przecież jest inaczej niz było dwa lata temu więc za kolejne dwa wszystko zmieni sie jeszcze bardziej. Wciąż wierzę i wiem, że na lepsze… Pozdrawia troche bardziej pozytywna, trochę bardziej dojrzała, troche bardziej pełna wiary.
M.