Przemoc w związku, Płynie z kilku źródeł. Z jednej strony wynika z barku umiejętności panowania nad sobą, nad swoimi emocjami, złością. Z drugiej wiąże się z przekonaniami danej osoby dotyczącymi tego jakie są role mężczyzny i kobiety, co jest w związku dozwolone, jak się rozwiązuje sytuacje konfliktowe. Czasem też choć nie zawsze przemoc łączy się z nadużywaniem alkoholu, ale nie jest to warunek konieczny aby do przemocy – bicia, wyzywania, ograniczanie wolności osobistej, dochodziło.
Ważne jest to, że problem przemocy nie dotyczy jakiejś jednorazowej sytuacji. Oznacza to, że jeśli raz do przemocy doszło, to jest bardzo prawdopodobne, że dojdzie do tego w innych okolicznościach.
Przemoc też nie wynika bezpośrednio z tego co robi osoba, doznająca jej. Mimo, że osoba ta słyszy “to przez Ciebie straciłem panowanie nad sobą, gdybyś robiła (robił) coś inaczej, nie doszłoby do tego” – nie jest to prawda. To jest przeniesienie uwagi z zachowań jednej osoby, na zachowania drugiej. Oznacza to, że sytuacja przemocowa się nie zmieni, jak osoba ją stosująca, nie podejmie głębszej pracy nad sobą (nad zmianą swoich przekonań i nad wytrenowaniem umiejętności radzenia sobie z emocjami).
Dopóki to się nie stanie, w związku będą powtarzać się cykle przemocy czyli następujące po sobie “burze” i okresy spokoju. Gdy emocje opadną osoba, stosująca przemoc, zazwyczaj stara się w jakiś sposób wynagrodzić to co się stało, więc jest to okres wzbudzający nadzieję i powstrzymujący przed jakimiś radykalnymi zmianami np. przed rozstaniem się. Ale samo przeproszenie i wynagradzanie przez jakiś czas nie rozwiązuje problemu, trwa dotąd dopóki nie zaistnieje coś co znowu wyprowadzi z równowagi. Sytuacje przemocy będą się powtarzać i eskalować w czasie. Wyzywanie może zmienić się w popychanie i szarpanie, a to w regularne bicie.
05/06/2009 @ 11:22 Justyna
Witam
Mam wieli problem.Mam 24 lat żyje z męszczyzną który ma 42.Jestesmy w zwiąsku 6 lat mamy 2 małych dzieci.Od 3 lat w moim związku wszystko się zmieniło mój partner zaczą mnie bic ale od 3 miesięcy juz tego nie robi ale nadal prawie co dzien okrutnie wyzywa, mówi że jestem nikim,zerem, nic nie warta że jestem k… i tak dalej.On zarabia na nas ja siedze w domu z dziećmi i mówi on że może wszsystko, żebym nie pyskowała, od 4 lat chodze w tych samych ciuchach.Teraz mieszkamy za granicą ale wczesniej w polsce był i jest strasznie o mnie zazdrosny zakazdym razem jak wyjde z domu do sklepu i spuznie sie 2 minuty on zaraz mnie wyzywa i mówi ze znów z kims spałam,to strasznie boli za każdym razem jak on mnie tak taraktuje,wogóle nie liczy się z moim zdaniem , zabronił mi wydywac sie ze znajomymi z moją rodzina i tak od 3 lat siedze 24 godziny na dobe w domu z dziecmi.On mówi że ma szkołe bo jest po studiach a ja tylko podstawówke ukonczyłam bo zostałam zgwałcona ,no i oczywiscie wie o gwałcie ale mówi że to moja wina że sama im dałam a puzniej wsadziłam do więzienia i tak przez cały czas, próbowałam odchodzic ale ciągle wracałam bo mówił że już nie bedzie,zawsze mijały 3 dni jak wszystko było tak samo.W polsce robił mi takie numery jak chciałam odejsć to wybiegał z moim 3 letnim synkiem na klatke schodową i krzyczał na głos że znęcam się nad dziecmi , że je bije ale on wie dokładnie ze nigdy tak się nie zdarzyło, znajomym swoim opowiada że jestem tą najgorsza,i że jak odejde odbierze mi dzieci,nigdy nie był dobrym tatą gdy dzieci do niego podchodza żeby cos się zapytać on odrazu je wygania że chce mieć cisze , że nie ma czasu bo ciągle siedzi przed komputerem jak wróci z pracy.Syn mój go bardzo kocha.Nawet jak nie chce uprawiac sexu i ide do swojego pokoju on potrafi za 5 minut wtargnąc z dzwiami i znow mnie wyzywac jaką ja jestem k… ze innym daje a jemu nie chce, kiedys nawet kopną mnie w żebra.Moją rodzine też wyzywa,jak przychodzi z pracy prawie ze mna nie rozmawia tylko jak mu w grze inline przeszkodze czyli jak się odezwe zarar robi mi awanture.W polsce mialam 1 problem kiedy on wyjechał za granice raz zostawiłam dzieci na 1 godzie jak spały wyszłam bo on wydzwaniał ze mam przyjsc do kafejki z nim przez internet pogadac,a to ze ja sie go boje poszłam,i gdy byłam w kafejce moje dzieci sie obudziły i strasznie płakały,policja przyjechała, a ja miałam sprawe sądową-ograniczyli mi praa rodzicielskie.I teraz boje sie odejsc od niego boje sie że zabierze mi dzieci, ze zrobi im i mi krzywde, ze gdzie je bede mieszkała z dziecmi i jak zdobędę prace. To wszystko sprawia ze coraz częsciej mysle o samobujstwie z każdym dniem jest ze mną coraz gorzej, juz wypadają mi włosy , obgryzam paznokcie, pale około 30 papierosów dziennie.Chodze ulicami i widze jak ludzie się smieją przypominam sobie że ja też kiedys się usmiechałam bardzo często . Ale te czasy mineły mam już dosc i niewiem jak z tego wszystkiecgo wybrnąc moje zycie to koszmar z każdym dniem uswiadamiam sobie ze zeczywiscie jestem nikim. Najgorsze jest to ze już nawet nie mam nadzieji.Wiem że potrzebuje pomocy nie tylko takiej zeby sie z tego koszmaru wydostać potrzebuje jeszcze ogromnej pomocy dla siebie (chyba psychiatri) bo jest we mnie tyle gniewu ze kiedys zrobie krzywde sobie albo jemu.
Prosze doradzcie mi cos!
__
I chciałabym dodać że ponoc miał przedemną 3 żony. Ale chodzi najbardziej o to jak się czuje- czuje sie jak 70 letnia babcia.Czuje jak mi życie ucieka ,brakuje mi bardzo normalnego życia, chciałabym się usmiechać , rozmawiać ze znajomymi, chciałabym zebym żeby wkoncu przestał.Próbowałam z nim rozmawiać ale on sie zachowuje jagby wszystkie rozumy zjadł, on wie wszystko tak zawsze mowi ! Jest zajęty tylko sobą ubiera sie w najdroższe ciuchy, w domu ma byc tak jak on powie decyduje nawet jakie mam majtki nosić, kiedy ja z dziecmi mamy sie usmiechac a kiedy nie. Dzieci się smijeja tao mówi że jest za głosno ja nie wim jak z tego wszystkiego wybrnąs a strach opętał mnie całą. Żyje juz jak kukła na rozkazy i tylko rozkazy- ciagle mam byc cicho a to mnie juz tak zmęczylo niewiem co dalej…… Co dale? czasem mysle ze to zbedne pytaie.
__
Z tego powodu wpadam w głębokie spiączki, czasem nie potrafie powstrzymac sie by nie zasnąć
Witam,
Justyno, wejdź na stronę Stowarzyszenia na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie “Niebieska linia” znajdziesz tam bezpłatną telefoniczną i mailową
pomoc – zarówno psychologiczną jak i prawną.
Znajdziesz też trochę informacji odnośnie problemu przemocy w rodzinie. Dowiesz się np. o cyklach przemocy – co pozwoli Ci zobaczyć czasowe polepszenie sytuacji jako element większej całości – cyklu przemocy i będzie Ci łatwiej wytrwać w podjętych działaniach. Np. piszesz, że odchodziłaś i wracałaś bo on coś obiecał. Tego rodzaju obietnice są typowym zjawiskiem w przypadku przemocy i raczej nie powinno się na nich budować swojego bezpieczeństwa
Dowiesz się z tej strony też jak możesz zadbać o swoje bezpieczeństwo, a także jakie są przepisy prawne, jak wyglądają sprawy sądowe i wzory pism procesowych.
Na pewno byłoby dobrze jakbyś miała możliwość spotkania się z psychologiem. W sprawie “ataków śpiączki” możesz szukać pomocy u psychiatry.
Witam.
Od dwóch lat mam bardzo poważny problem. Dotyczy on mojego związku. Otoż mój chłopak w trudnych chwilach bardzo źle mnie traktuje, a dokładnie dzieje się to wtedy, kiedy się kłócimy. Mówi na mnie,że jestem dz…,k… i wiele innych najgorszych. Kiedy się pogodzimy mówi,że bardzo tego żałuje i że tak nie myśli. Mówi,że bardzo mnie kocha, ale mówi również,że w największych nerwach mógłby nawet mnie udeżyc. Powiedział,że sama sobie na to zasłużyłam poprzez pocałunek z innym chłopakiem. Czasem myślę żeby go zostawic, jednak nie mam odwagi,ponieważ grozi mi,że kiedy go zostawię nie będę miała życia, że mnie ośmieszy, że nie będę mogła pokazac się w mieście w którym on mieszka. A najbardziej boję sie tego,że przyjedzie do mnie do domu i wyzwie mnie w obecności rodziny, sąsiadów i innych,będących w tym czasie u mnie, ludziach. Piotr wszystkiego mi zabrania i traktuje mnie jak swoją własnośc. Kontroluje mnie, zabrania mi wszelkich spotkań z koleżankami, nawet nie mogę wyjśc na zakupy bez jego zgody. Nasz związek zaczął się bez żadnego uczucia, po prostu zgodziłam się z nim byc, ponieważ moja koleżanka mnie o to poprosiła(chodziło o to,że ona bardzo chciała byc z kolegą mojego chłopaka i chciała abym jej w tym pomogła będąc z Piotrem). Teraz nie wiem czy czuję coś do niego czy jest to zwyczajne przyzwyczajenie. Często zastanawiam się nad naszą przyszłością i nie raz widzę sens dalszego bycia z nim, jednak praktycznie codziennie chcę się od niego uwolnic. Co mam robic? Jak mam reagowac na jego szantaże, groźby? Czy warto dalej trwac w związku, w którym nie jestem do końca szczęśliwa(napisałam do końca,ponieważ bywaja również takie momenty kiedy brakuje mi go i tęsknie za nim,a kiedy jest przy mnie i się nie kłócimy jest mi dobrze). Bardzo proszę o pomoc, bo raz chcę z nim byc innym razem juz nie i jest to dla mnie skąplikowane.
Emi, pytasz czy warto trwać w tym związku, w którym twój chłopak stosuje wobec Ciebie przemoc?
Zachęcam Cię przeczytaj pytanie Justyny z dn.5.06.2009 – znajdziesz tam opis tego jak może wyglądać w przyszłości Twój związek, zastanów się, czy widzisz sens w tym, żeby Twoje życie wyglądało podobnie.
Z tego co dzieje się teraz, łatwo wyobrazić sobie co może być w przyszłości:
Czy chcesz być w swoim małżeństwie znieważana, bita, obwiniana, zastraszana, kontrolowana, zamknięta w czterech ścianach – tak sobie wyobrażasz swoją przyszłość, swoje małżeństwo?
A przecież w większości to już jest obecne w Twoim życiu. Już teraz się boisz powiedzieć NIE, już jesteś kontrolowana. On jeszcze Cię nie bije, ale już to zapowiada, w końcu to zrobi. Teraz jeszcze, nie łączy Was małżeństwo, nie ma jeszcze tych wszystkich zależności jakie pojawiają się, gdy ludzie zawierają związek małżeński – jeśli masz się wycofać, to teraz jest to najłatwiej zrobić. Im bardziej się z nim zwiążesz tym to będzie trudniejsze.
Pytasz: “Jak mam reagować na jego szantaże, groźby?”
To zależy od sytuacji i szczegółowa analiza tego, co Ty, konkretnie możesz zrobić, byłaby możliwa w indywidualnej rozmowie.
Ogólnie, chodzi o to, aby sprzeciwić się takiemu traktowaniu, pokazać swoją siłę i zdecydowanie.
Uleganie mu, wycofywanie się z lękiem, będzie zwiększać, a nie zmniejszać ilość zachowań agresywnych. Jednocześnie Twój lęk będzie rósł, ponieważ każde takie zachowanie on uzasadnia, że to Twoja wina.
To jest nieprawda, on jest agresywny, nie dlatego, że Ty coś robisz nie tak, ale dlatego, że on nie panuje nad swoją złością. Zatem, niezależnie co zrobisz, możesz oberwać. Dlatego nigdy nie będziesz wiedzieć, kiedy i za co Ci się dostanie. Z czasem zaczniesz wierzyć, że to Ty jesteś nie w porządku i będziesz mieć jeszcze mniej rozpędu, aby się bronić.
Więc to co możesz zrobić, to nie zgadzać się na takie traktowanie, sprzeciwiać się. Znaleźć w sobie źródło siły i szacunek do samej siebie.
Myślę, że przydałaby Ci się jakaś pomoc w tym budowaniu pewności siebie, bo w tym co napisałaś widać wyraźnie, że w relacji z innymi ludźmi, nie stawiasz granic, nie sprzeciwiasz się, ulegasz temu czego ktoś inny chce. Np. zgodziłaś się być z kimś do kogo nic nie czułaś, bo Twoja koleżanka Cię poprosiła. Związałaś się z kimś, kogo nie chciałaś żeby jej było łatwiej. Jej potrzeba była ważniejsza dla Ciebie niż Twoja własna. Z tego co piszesz wynika też, że niewiele wiesz o tym, czego Ty sama chcesz. Myślę, że warto abyś zaczęła poznawać siebie, swoje potrzeby.
pozwoli zamieszkac ze mna, chyba ze wkrotce pozniej umre. Moja tesciowa podpisuje juz paczki swoim nazwiskiem i naszym adresem, tak jakby miala sie tu lada moment wprowadzic. O kuchni mowi zawsze, ze jest to kuchnia mojego meza. Nie wiem, co jest moje w tym domu. Nie mam juz nic, zapomnieli o mnie przyjaciele, rodzina i wkrotce zapomna najblizsi. Jakis zupelnie obcy sasiad spytal mnie, z kim rozmawiam i sie przyjaznie w naszym bloku. To bylo bardzo dziwne, wiec nie odpowiedzialam, ale w sumie z nikim nie rozmawiam. Czesc osob w moim bloku pracuje na wielkiej uczelni, ktora stosowala wobec mnie i mnostwa innych osob mobbing. Czasem nagabuja moje dziecko na placu zabaw, ale kiedy mnie zobacza, od razu uciekają. Moi tesciowie czasem kaza mi podejsc do okna, zebym cos zobaczyla na naszym osiedlu, ale im nie ufam, s na osiedlu nie ma nic ciekawego do ogladania, sa kamery wszedzie, z ktorych film ostatnio wyciekl do internetu, co bylo przedmiotem ozywionej dyskusji sasiadow. Moj maz tez sie nie przyjazni z sasiadami, ale to pewnie dlatego, ze jego mama nie ma zadnych znajomych, sasiadow tez nie. Maz jest jedynakiem i dlatego nie rozumie, ze czasem kazde dziecko potrzebuje sie zamknac we wlasnej przestrzeni na chwile. Rozumie za to, ze nie moze mnie bic przy swiadkach, trzyma sie tej zasady od lat.
Dzień dobry, od roku jestem w związku z moim partnerem. Mam pewien problem a mianowicie podczas kłótni nie potrafi panować nad soba. Generalnie wszystkie kłótnie zaczynaja się od tego, ze nie potrafi normalnie rozmaiwac ale zaczyna krzyczeć, mówić ze pierd**** głupoty i wiele innych nieprzyjemnych slow. W moemencie kiedy on zaczyna krzyczeć, ja tez się unoszę i zaczyna się kłótnia w której jest wiele agresji z mojej i jego storny. Pare razy zdarzyło mu się mnie mocno popchnąć. Nie wiem czy powinnam go zostawic, czy z nim zostać. Kiedy się nie kłócimy, jest cudownie, ale potem znowu jest coś nie tak, znowu kłótnia i znowu obietnice zmiany. Prosze o jakaś drobna rade, co powinnam zrobic? Dodam jeszcze ze wiem tez ze czasem ja przesadzam ale to chyba nie usprawiedliwia jego agresji w stosunku do mnie?
Od 8 lat jestem w związku, ja wdowa, on po rozwodzie, od samego początku jest wobec mnie nie fer. Zdrada emocjonalna. Wiem że nawiązywał kontakty na różnych portalach internetowych, miał drugi numer tel, ogłaszał się w telegazecie, odpowiadał na ogłoszenia kobiet. Robiłam mu z tego powodu awantury, wyrzuciłam z domu, a później wybaczałam i znów to samo. Mamy wspólną działkę i plany że tam zamieszkamy, kocham Go ale nie umie zaufać, zapomnieć o tym. On uważa że nic złego nie robi, wypiera się wyzywa od debilek, że wymyślam i na siłę chce mu coś przypisać, a ja wiem ze to ja mam rację. Chce się z nim rozstać i nie potrafię, tracę szacunek do siebie. Obiecuje poprawę a później komentuje kobiety na fb, że nie może zasnąć bo takie piękne, albo umawia się że podwiezie bo jedzie w tym kierunku. Później jak gdyby nic chce mnie przytulat, wiem że powinnam go wyrzucić z domu a nie potrafię. Kocham i cierpię.
Witam
Muszę w zasadzie streścić chyba 10 lat małżeństwa bo już na chwilę po ślubie wszystko lego w gruzach.
Kiedy wzięliśmy slub ja miałam 24 lata moj mąż 20 ,zaraz urodził nam się syn.
Wtedy gdy pierwszy raz do miesięcznego dziecka powiedzial śpij skór… myślałam że to przerosła sytuacja i będzie ok.
Było tylko gorzej zaczął najpierw kłamać do dziś nie powie mi słowa prawdy.klamal we wszystko po głupoty aż do rzeczy ważnych pieniądze praca itp.ktora zresztą zmieniał jak rękawiczki.Jest kucharzem.po jakiś 3 latach związku poznał w pracy kolegę dość nieciekawego wtedy się rozkręcić zaczął mnie wyzywać od szmat korew itd.choc na początku uderzał w meble rzucał czymś dziś uderza mną.Czesto szarpie moim synem w tej chwili ma 9 lat mamy też córkę 7 lat.Na stanie wyzywać się od małego szarpal wyzywal ,nie wiem co mam zrobić?
Teraz to mój syn chciałby żebyśmy się rozwiedli,ale to nie takie proste wspólny kredyt .Mało o czym decyduje w domu on zarządza wydatkami gdzie ciągle do nas dzwonią bo nieoplacil.W domu nie robi nic ja pracuje na pół etatu a on wraca zostaje z łaski z dziećmi i gra na telefonie.Mysle że nie wytrzymam tego dłużej ale co zrobić bije się o dzieci nie Chce żeby Filip stal się krabny potrzebuje ojca ale nie kata.Mieszkamy w dużym wolnostojący moim domu. Bywały lepsze dni ale to z reguły jak coś potrzebował.Zaczynam to nienawidzić i jestem zła na siebie że mu pozwoliłam zniszczy swoje życie.
Mam ogromny problem. Nie wiem czy coś ze mną jest nie tak nie wiem co zrobić. Od 9 lat jestem w “zwiazku” nie jesteśmy małżeństwem. Miałam 20 lat gdy go poznałam on prawie 20 lat starszy. Tak bardzo pragnęłam wtedy miłości i myślałam że skoro on starszy to będę w bezpiecznym związku. Jak ja się wtedy myliłem zamieszkalismy razem po kilku miesiącach pierwszy raz mni wyzwal po jakimś czasie uderzył przepraszal byłam tak zakochana że wybaczalam. Wzięłam kredyt i kupiłam dom. Było jeszcze gorzej nasze kłótnie były oparte na wyzwiskach on bardziej mnie wyzwal ja nie chciałam pokazać że się boję i czasem tez wyzwalam. Cały czas miałam nadzieję że się poprawi że dojdziemy do porozumienia. Bardzo chciałam mieć dziecko on też ale okazało się że on nie może mieć dzieci (zatailam przed nim wyniki badania) w obawie że się zalamie. Po jakimś czasie gdy sytuacja się między nami nie zmieniała czyli ciągle wyzywal zdarzało się że uderzył rozliczal z każdej minuty powrotu z pracy zablokował dostęp do internetu ograniczał mi kontakty z całą rodziną. Nawet do mamy bez niego nie mogłam pojechać jedyne wyjście to wyblądać żeby pojechał że mną do mamy. Znalazłam kochanka no i zaszłam w ciążę właśnie z nim. Mój partner był przekonany że to jego dziecko. Widziałam jaki jest szczęśliwy i postanowiłam że razem z partnerem wychowany to dziecko byłam przekonana że po urodzeniu dziecka będzie dobrze. Syn się urodził i jest tragedia co dziennie moje dziecko słyszy że mama jest kurna szmatką lachciagiem syn czasem mówi nie to moja mamusia. Potrafi powiedzieć przy nim jak wychodzę do pracy ze mama jest głodna i jedzie lache obciagnac. Gdy jest z synem dobrze się nim zajmuje mały jest bardzo do niego przywiazany ale mnie okropnie traktuje. Dodam że dowiedział się o zdradzie.Uciekać od niego czy może to ona wina. Co robic
Zwracam się do Pani z wielkim problemem. Od roku jestem w związku z chłopakiem, który jest wspaniałym człowiekiem i jest dla mnie dobry. Troszczy się o mnie, dba, oddaje wszystko co ma lepsze kosztem swojej niewygody, rozczula nade mną bardzo często i widzę, że mu na mnie zależy. Problem leży w naszych kłótniach. Oboje jesteśmy wybuchowymi osobami, lecz ja ranię słowem i zachowaniem, a on – czynem. Kiedy się pokłócimy i kłótnia się przeciąga lub jestem obrażona, to każda głupia rzecz skłania mojego chłopaka do szarpnięcia, szturchnięcia, rzucania obelgami w moją stronę które – choć co prawda nie boli – to jednak ma miejsce. Do tego dochodzą krzyki, bicie pięściami w stół, tupanie w miejscu, niszczenie różnych rzeczy (na przykład drze na sobie swoją koszulkę) – jak on uważa – w apogeum wściekłości. Wyżywa się na mnie lub na przedmiotach. Później oboje tej kłótni żałujemy, przepraszamy się wzajemnie, ale niesmak i niepewność, czy nie podniesie na mnie ręki w bardziej dosadny sposób pozostaje. Do tego dochodzą powiedzonka mojego ukochanego, który uważa, że kobiety powinny być bite, tak jak kiedyś, bo znały swoje miejsce. Obiecuje, że mnie nie będzie bił, bo mnie kocha, ale ja nie mam pewności, jaki będzie za 10 lat. Poprzednich dziewczyn nie bił, oprócz przedostatniej, która sama zaczęła, więc jej oddawał i sam uważa, że to była patologia. Z jednej strony bardzo go kocham i chciałabym mieć już zawsze przy sobie, o tyle boję się jego złości. Pomocy!!
Cześć….
Nie umiem nawet stwierdzić czy to jest problem… chciałabym wiedziec czy to ze mna jest coś nie tak czy z nim….
Znamy sie 8 lat, jestesmy razem juz 4, od 2 lat mieszkamy razem. Kochamy sie, dogadujemy, staramy sie o siebie, wspieramy…. On jest dla mnie na prawde bardzo dobry. Opiekuje sie mna, martwi sie, wspiera mnie… ja staram sie dawac mu to samo.
Ale czasami zdarza się nam pokłocic. I on staje sie wtedy okropny… jest niemiły, nawet wredny, zwala zawsze wine na mnie nawet jesli problem lezy po jego stronie… “to twoja wina, ze….”, “bo to Ty…”. Ja oczywiscie wtedy płaczę. A on? Ignoruje mnie… zaczyna grac, ogladac serial i udawac, ze nie widzi ze mnie zranil…. Dzieje sie tak glownie gdy mowie, ze cos co robi sprawia mi przykrosc. Wtedy od razu wina spada na mnie, obraza sie, staje sie arogancki, wredny…. mowi, ze na niego nie zasluguje i ze sie dla mnie za bardzo stara…. powtarza tez, ze mam go w koncu zostawic bo tego nie wytrzyma…. a ja płacze z bezsilnosci… raz tak kochany, ze łzy szczescia mnie ogarniają, a raz jest zupelnie odwrotny.
Kocham go i czuje sie wtedy strasznie…. zalezy mi na nim i to, ze wprowadza mnie w tak strasznie skrajne uczucia doprowadza mnie czasami do tego, ze siedze i placze pół wieczora….
Bywało tak, ze na drugi dzien po pracy przychodzil z kwiatami, przepraszał i mowil, ze czasami nie umie panowac nad tym co mowi gdy sie klocimy…. ale ja nie juz sama nie wiem, moze faktycznie to moja wina…?
Nie wiem czy to problem czy błahostka jeszcze dziecinnej 24 latki….?
Konflikty w związku to rzecz naturalna i oczywista, zawsze jakieś będą, chyba, że ludzie żyją razem ale osobno. Bycie razem, w bliskości zawsze pociąga za sobą jakieś tarcia, to naturalne. Konflikty są po to aby ludzie mogli lepiej się poznać, lepiej zrozumieć swoje granie, oczekiwania, potrzeby. Nawet jeśli jest nie miło to i tak dobrze gdy konflikty są.
Całkowita zgodność nie jest możliwa i na ogół świadczy o tym, że jakieś kwestie są w tym związku ukryte.
Jeśli Twój chłopak przyznaje że nie umie panować nad tym co mówi w kłótni to jest to jego zadanie aby nauczyć się większej kontroli. Trudno tu mówić o Twojej winie. Jak on czegoś nie umie, to nie jest to Twoja odpowiedzialność że tego się nie nauczył.
Wiedząc, że on nad sobą nie panuje, możesz zastanowić się jak unikać prowokacji, jak mówić do niego aby mu to panowanie nad sobą ułatwić, ale to jest jedynie taka pomoc i jeśli on sam nie zacznie nad tym pracować to nie wiele to da.
w każdym razie nie powinnaś na siebie brać winy za to, że on się nie umie zachować.
Inną kwestią jest to, że też nie zbyt dobrze reaguje na Twoją ekspresję słabości. Kiedy Ty płaczesz spodziewasz się pocieszenia ale go nie dostajesz i pewnie nie będziesz dostawać.
Możesz popracować nad tym aby stać się silniejszą i nie musieć płakać w takich sytuacjach kiedy się nie dogadujecie. Przypuszczam, że gdybyś pokazała w takich momentach więcej swojej siły prawdopodobnie on by się zachowywał inaczej.
Witam! Od razu chcę zaznaczyć parę ważnych rzeczy co do mojego wpisu (komentarza, notki itp.) nie będę baardzo szczegółowo się rozpisywać, nie oczekuję głupich porad, naśmiewania się czy mówienia mi jaka ja głupia jestem. Będę rozpatrywać każdą poważna opowiedz, poradę. Miałam rózne myśli czy napisać to czy nie, ale muszę gdzieś to wylać bo nikomu o tym nie mówiłam. Więc jestem ze swoim chłopakiem już jakiś czas, niedawno urodziła nam się cudowna córeczka, oczywiście nie planowaliśmy dziecka nie teraz, właśnie od momentu kiedy dowiedziałam się że jestem w ciąży wszystko zaczeło się psuć. Najpierw to ja byłam zła, miewałam humorki, wszystko mi przeszkadzało no i jednym słowem przeżywałam ciąże. Chciałam się ustatkować i dopiero mieć dziecko (nie piszcie tych głupich tekstów nie wiesz jak sie zabezpieczać, nie wiesz co to współżycie itd. bo tak jak pisałam wyżej nie będę opisywać wszystkiego szczegółowo więc jeśli nie znacie co do tego w pełni sytuacji to wasze słowa są tu zbędne.) No ale przejde do konkretów, mój chłopak gdy wypije (co baaaardzo rzadko mu się zdarza 2 razy do roku) jest agresywny, żali się nad sobą, całkowicie inna osoba. Dużo chciał rozwiązywać spraw po pijaku często dochodziło do szarpaniny z jego kolega, ale… ostatnio… doszło do tego że mnie pobił. Wracalismy ze znajomymi bylismy na kreglach i troche potanczylismy i jeszcze wstapilismy na cpn i własnie wtedy sie zaczeło wylał na mnie goraca czekolade, wkurzylam sie i bylam zla do tego bylam zmeczona i chcialam wracac do domu, gdy juz znajomi nas odwiezli do domu i szlismy to przepraszal mnie a ja powiedziałam”trzymaj swoje kubeczki” kierowałam sie do domu w sumie juz otowrzylam drzwi a on pobiegl za mna i pociagnal mnie za wlosy i sprowadzil ze schodow rzucil mnie na ziemie i usiadł na mnie i mnie bil… dalszych szczegolow nie będę zdradzać bo nawet nie jestem w stanie tego napisać. Na następy dzień nic nie pamiętał (film mu sie urwał) przepraszał mnie, obiecywał że to się nie powtórzy, płakał i on chce sie zapisać do psychologa i powiedział, że jest się w stanie zaszyć by więcej nie pić nawet raz w roku nigdy by więcej nie zrobic tego co zrobił. Po prostu nie umie się bawić i śmiac jak wiekszosc ludzi po alkoholu. Tak samo mówiłam jak wiele kobiet że tylko raz podniesie na mnie rękę to się spakuje i to koniec. niestety nie jest tak łatwo, nie mam opcji sie gdzie wyprowadzić, dosłownie. Mam dziecko, muszę zapewnić jej warunki. Co mam robić? odejsc czy spróbowac i zgodzic sie by poszedł sie leczyc? da to coś? Oczekuje odpowiedzi bardzo pilnie. z Góry dziekuje.
Obejrzyj sobie film “Zabiłam by żyć” i zastanów się czy prawdopodobnie takiego losu chcesz dla siebie i swojego dziecka. Nie masz rodziny , którą możesz poprosić o pomoc? Są też domy dla samotnych matek. Będzie Tobą manipulował , przepraszał a jego agresja wobec Ciebie będzie narastać, a Ty będziesz coraz bardziej bezradna. Dziewczyno uciekaj puki możesz , bo damscy bokserzy się nie zmieniają NIGDY !!!
Jeśli jest mowa o “zaszywaniu się” to istnieje wysokie prawdopodobieństwo że mamy do czynienia z uzależnieniem od alkoholu. Również picie bez kontroli raz na rok sugeruje problem alkoholowy. Zatem należy się spodziewać że częstotliwość picia może wzrosnąć a tego typu sytuacje będą się powtarzać. Rozmiar agresji – zrzucanie ze schodów, przewracanie i bicie itp, pokazują że życie z tym człowiekiem stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia. Nie jest rozsądne żyć z kimś, kto na tyle nie panuje nad sobą, że dopuszcza się tego rodzaju akcji i jeszcze na domiar złego nie pamięta że sytuacja miała miejsce. Zdecydowanie jest to sytuacja do bardzo poważnego potraktowania.
Czym by było poważne potraktowanie…? przede wszystkim należałoby podjąć regularną terapię uzależnienia. Problem nie polega tu tylko na tym, że są jakieś jednorazowe upicia i akty przemocy ale na tym, że coś złego się dzieje na poziomie emocjonalnym.
Czasem bywa tak, że człowiek nie potrafi radzić sobie ze złością i gniewem. Wówczas ma skłonność tłumić te emocje, nie dopuszczać do świadomości, bo się ich boi. Trzyma w sobie skumulowaną energię gniewu. To jest jak zatamowanie rzeki – jeśli postawi się na rzeczce tamę to przez jakiś czas woda zbiera się za tamą i nie widać żadnego problemu.
Jednak jeśli tej wody zrobi się dużo, a tama z jakiś powodów zostanie osłabiona wówczas może dojść do katastrofy. Woda, w niekontrolowany sposób rozleje się po okolicy i zniszczy wszystko na swojej drodze.
Tak jest właśnie z zatamowanym gniewem, skumulowany wewnątrz człowieka, wylewa się bez kontroli gdy tylko mechanizmy kontroli zachowania zostaną osłabione.
Czyli na przykład po wypiciu alkoholu, który właśnie ma takie działanie rozhamowujące. Jednak samo niepicie na wieki, nie rozwiązuje problemu bo równie dobrze coś innego może wyzwolić skumulowany gniew. Przecież trudno sobie wyobrazić wspólne życie bez sytuacji w których ktoś się na kogoś gniewa. Prędzej czy później taka sytuacja nastąpi i nie ma żadnej gwarancji, że twój partner będzie umiał zatrzymać się w gniewie i reagować adekwatnie do sytuacji. Czyli wyrzuci z siebie tylko trochę emocji a resztę pohamuje. To jest mało prawdopodobne.
Dodatkowo alkoholicy często właśnie po to piją żeby móc się właśnie wyładować. Kiedy alkoholik utrzymuje abstynencję może generować awantury właśnie po to aby mieć uzasadnienie do picia i porzucenia kontroli.
Podsumowując sprawa wygląda poważnie, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że problem będzie narastać w czasie. Terapia wydaje się tu warunkiem dalszego życia pod jednym dachem. Jeśli będzie sensownie prowadzona, a sam zainteresowany zdeterminowany do zmiany, może to przynieść dobre efekty. Zachęcam do poczytania o pomaganiu alkoholikowi.
Dziękuję baardzo za odpowiedź, na którą czekałam z niecierpliwością. Jemu akurat dużo nie trzeba aby się upić. Zaproponował to “zaszycie sie” dlatego, że jak on to powiedział jest w stanie dla mnie zrobić wszystko, cokolwiek powiem i jakikolwiek warunek postawie on się do niego dostosuje, mówi tak bo chce mi udowodnić że mnie już nigdy nie uderzy (a wie, że ja nie wierze w słowa tylko w czyny ). Nie wiem co mam robić dlatego kieruję się po rade do takiego człowieka jak Pani. Wiem, że mnie Kocha i że baardzo żałuję, widzę to choć nie daje mu tego odczuć. Ale ja się go boję i nawet się od niego oddaliłam, ale mimo wszystko baardzo mocno go kocham ale ja nie patrzę już na niego jak na chłopaka w którym się zakochałam. Nie wiem czy już tak zawsze będzie nawet gdy podejmę decyzje że zostanę z nim czy przejdzie mi gdy zobaczę zmiany, nie wiem. Tęsknie za nasza przeszłością ja i on. Nigdy mu nie zapomne tego co zrobił, ale nie wiem co mam robić. Czy jest szansa by mogło się coś zmienić, by pomogła terapia? Wiem, że ciężko będzie odpowiedzieć na to pytanie bo nie zna go Pani ani mnie, ale chodzi mi o to czy miała Pani takie przypadki, pary że terapia pomogła ( nieważne czy trwa do dzis czy przez miesiac) czy po prostu zmieniła tego człowieka? Bardzo mi zależy by Pani mi pomogła i odpowiedziała, bo kompletnie nie wiem co mam robić. A przede wszystkim zależy mi na córce i na tym by czuła się i była bezpieczna ale równiez wiem ją kocha. Nigdy nikomu nie dawałam szansy w jakiejkolwiek kategorii i mam wątpliwości co do teraz. Czekam na odpowiedz, dziekuje.
Moja historia jest krótka, byłam w długim związku, mam dwójkę dzieci, sa mądre i bardzo sie kochamy, rozstałam sie po dość burzliwym związku, firma, b dobre zycie, mój ex mnie okradl ze wszystkich pieniędzy , walczyłam z komornikami i dłużnikami 2lata, po dwóch latach ttafilam do szpitala z podejrzeniem wylewu, zabrała mnie karetka, choć mam 35 lat czuje sie jak staruszka…
Poznałam po wyjściu ze szpitala młodszego o 5lat faceta, na początku miły troskliwy, postanowił mi pomoc, rowniez finansowo, musiałam przystopować z praca bo bałam sie o swoje zdrowie, wprowadził sie do mnie, mówiąc ze “tak bedzie taniej”…, mam b duzy dom, wiec sie zgodziłam ,
Po jakimś czasie pokazał swoje drugie oblicze, choć jestem silna i wykształcona kobieta, zasiadam w zarządzie 5ciu społek, to dałam sie sprowadzić do jakiejś chorej sytuacji, najpierw mówił ze złe sie zachowuje, pózniej odizolował od moich znajomych, zniszczył moje telefony, komputer z pracy i one sprzęty domowe, kłoci sie i mnie wyzywa, popycha, obraza , uderza z nienacka w glowe , twarz, wykręca mi ręce, choć jestem spokojna on ma ta fizyczna władze nade mną…, po wszystkim mówi ze to moja wina i ze go sprowokowałam i ze mi sie należało, nie stać mnie obecnie na jakieś frykasy bo wszystko co zarabiam oddaje dłużnikom , on wydziela mi kazdy grosz, na zakupy na inne potrzebne rzeczy w domu…
Potrafi zostawić 34 zł na zakupy i pyta sie co na obiad i czemu nie kupiłam nic na śniadanie na drugi dzień …, nie wiem który to moment ze ja coś przeoczyłam , mówi i powtarza ze mnie kocha, w kłótni stawia swoje byle , ze były super , ze nigdy nikogo tak złe nie traktował bo one miały klasę , były świetne i ogólnie wszystko swietnie robimy ….
Obecnie jestesmy po wielkiej kłótni ponieważ przyszedł późno z pracy i w korytarzu kopnął specjalnie mojego psa, tak ze aż zapiszczał…, obudziłam sie i nawezeszczalam na niego ze mam tego dość ze ma sie wynosić, on jak zwykle zrobił nocna awanturę, obudziły sie dzieci…
Wstyd mi za to, zaczął drzeć sie przy moich sąsiadach mówiąc ze ma ich w dupie, straszy ze zadzwoni do moich rodziców i wszystko im o mnie opowie jaka to niby jestesmy,
Mam porażki pierwszy od lat przez niego pusta lodówkę, brak papieru toaletowego, nie mogę wstać rano i ciagle słyszę ze wszystko to moja wina bo on przecież pracuje …
Nawet jak to pisze to nie wierze, ze tkwię w takim słabym klimacie,
Kazałam mu sie wynosić , mam nadzieje ze tym razem sie uda,
Czytałam wiele artykułów na temat życia z psychopata , dzis natknęłam sie na ten site wlasnie…
Dziewczyny, nie dajmy sie prosze, życzę wszystkim jak najlepiej , nie pozwólmy sie tak upokarzać, dla mnie to jest niebywałe, nie rozumiem jakie on ma system wartości,
Nazwał mnie krowa , ze niby siedze jak krowa i nie pomogę jego matce podawać do stołu…
Tylko ze ja przyjechałam wtedy pierwszy raz do jego rodziców i znaliśmy sie 10min, a on mnie juz nawyzywał …
Ech dużo by tu pisać ….
Jak sie pozbyć kogoś tak płytkiego ….
Witam mam 22 lata i mam chłopaka którego bardzo kocham, lecz on ostatnio bardzo dziwnie się zachowuję.Opowiem od początku mój chłopak mieszka bardzo daleko ode mnie, i było nam dobrze nawet bardzo dobrze lecz od jakiegoś czasu ma dziwne zachowania. Niestety każda nasza rozmowa na skype kończy się szybko i kłótnią, on zawsze twierdzi że to przeze mnie mówi że to ja go prowokuję do tego. W każdej naszej rozmowie twierdzi że mi nie ufa, że go zdradzam itd. Twierdzi że ja się tylko bawię i nic nie robię aby w naszym związku było dobrze. Ja sama już nie wiem co mam robić zaczęłam nawet wierzyć w to że to moja wina ale już sobie z tym nie radzę. On za każdym razem przeprasza mówi żebym go zrozumiała że jest tylko facetem, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie a zaraz robi to samo a nawet gorzej twierdzi że mi nie wierzy choć nie ma ku temu żadnych powodów. Zaczyna mnie zaskakiwać negatywnie każdego dnia on nawet wysyła znajomych za mną do baru gdzie spotykam się z przyjaciółkami. Wczoraj powiedziałam jemu że umówiłam się do psychologa a on na to że z psychologiem też się będę bzykać to właśnie są jego słowa ja naprawdę go kocham ale nic do niego nie dociera zawsze mówi że się zmieni i fakt zmienia się ale na gorszę zawsze mówi że to z zazdrości bo ja jestem ładna i każdy się na mnie patrzy i on się boi że ja jego zostawię. Powiedziałam że to ostatnia szansa jeszcze raz to go zostawię naprawdę on płaczę przeprasza a z mojej strony tych ostatnich razów było już bardzo dużo. Ostatnio nawet miałam podejrzenie że jestem w ciąży oczywiście że z nim, był u mnie na wakacjach i dwa tygodnie po tym zaczęłam się dziwnie czuć powiedziałam jemu o tym ale on na to że to nie jego bo on nie wie z kim się puszczam a nawet jak i jego to żebym coś z tym zrobiła bo i tak mam szkołę i wynajmuję mieszkanie więc nie mam nic dla dziecka i tak urząd mi zabierze dziecko oczywiście nie wspomniałam o tym że to chłopak który nie jest polakiem i ma dość dostatnie życie. NAPRAWDĘ NIE WIEM CO ROBIĆ
Witam. Nie wiem już gdzie szukać pomocy i do kogo się zwrócić. Jestem z chłopakiem od 4 lat. Na początku wszystko było dobrze, tak ja we wszystkich związkach. Bywały złe chwile, kłótnie, jednak jakoś umieliśmy dochodzić do porozumienia. Ostatni rok wszystko zmienił. Wspólnie przeprowadziliśmy się do wynajmowanego mieszkania w dużym mieście, partner miał ciężką sytuację w pracy, dużo stresu itp. Ogólnie mówiąc, nie było zbyt kolorowo. Pewnego razu zaczęliśmy się kłócić- o coś mało istotnego i przerodziło się to w wielką niekończącą się awanturę. Wiem, że też nie jestem bez winy, też nie potrafiłam odpuścić. On w pewnym momencie nie wytrzymał i zaczął mnie szarpać za ręcę, za szyję i na koniec popchnął na łóżko. Miałam pełno siniaków. Też go uderzyłam. Powiedział ze to moja wina, że nie pozwalam mu spać (kłócilismy się w nocy), że go sprowokowałam. Pózniej przepraszał, ale nadal utrzymywał, ze to moja wina. Wybaczyłam mu, wierzyłam, że sie zmieni. Przez pewnien czas było znowu w porządku. Aż do następnej kłótni. Chciał wyjść z domu,ja zagrodziłam dojście do drzwi i nie wytrzymał i uderzył moją głową o drzwi. Nie jakoś bardzo mocno, ale jednak. Też przepraszał, mówił, ze jest mu przykro. Zostałam wtedy z nim, drugi raz. Kocham go, zawsze się starał dla mnie, pomagał rozwiązywać problemy. Niedawno oboje musieliśmy wyprowadzić się, kazdy do swojego domu rodzinnego, z powodu zmiany pracy. Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać, powiedziałam ze jest mi z tym ciezko, ze muszę przemyśleć. Teraz ciągle pisze, że jest mu przykro, że płacze, że nie chciał, że powinnam mu wybaczyć. Może i potrafię wybaczyć, ale zapomnieć? Żyć w strachu, że to się znowu powtórzy. Czy warto próbować to naprawić, dawać szansę? Może w tym roku się to nie zdarzy, bo będzie ok w życiu, ale jak to się powtórzy jak będziemy mieć dzieci? On chciałby mieć dzieci za ok. rok, 2 lata. Jak sobie z tym poradzić?
Powinnaś być zła na SAma siebie ze pozwalasz mu na takie traktowanie . Postaw mu ultimatum nie jesteś w stanie mu zaufać niech zacznie sie zmieniać i pracować nad sobą daj mu wyraźnie do zrozumienia czego od niego oczekujesz , np terapia ? porozmawiaj z nim nie podejmuj za niego decyzji niech sam wyjdzie z inicjatywa dajcie sobie jakiś czas powiedz ile mu dajesz czasu np miesiąc najlepiej wyprowadź sie gdzieś , jeśli zobaczysz zmiany i starania zabieganie o ciebie i dzieci możesz wrócić . Pozdrawiam
Ultimatum itp, to już było. Były obiecanki i jak zwykle na tym się kończyło. Był spokój kilka dni a później dalej to samo.
Witam, jestem z mężem od 7 lat. Mamy 2 wspaniałych dzieci (5 i 1 latek). Zanim urodził sie nasz pierwszy syn mąż zaczął wyjeżdżać zza granice. I tak do tej pory. Jedzie na 5-8 tygodni wraca na tydzień gora dwa tyg. Mąż ma problemy z alkoholem i agresją. Gdy bylam w 5 miesiącu pierwszej ciąży mąż napil się i zaczął mną szarpać. Miałam posiniaczone ramiona. Potem przepraszal i obiecał ze nie bedxie pil. Gdy urodzilo sie pierwsze dziecko mąż zaczął pić imprezować z siostrą swoją i kolegami. Awanturowal się szarpal mną. Wyprowadzilam sie z 5miesiecznym dzieckiem. Przez kilka miesiąc mieszkaliśmy oddzielnie. Znowu mnie udobruchał i obiecał poprawę. Zamieszkaliśmy razem. O drugim dziecku nie bylo mowy. Nie chciałam, balam sie ze bedzie to samo jak kiedys. Niestety mimo braku mojej zgody zadecydował “to dla twojego dobra” to byly jego słowa gdy okazało sie ze jestem w ciąży… Zalamalam sie… Dlugo nie musiałam czekać. Mąż imprezowal caly czas. Gdy urodzilam drugiego syna mąż wyjechal na 3 miesiące do pracy. Gdy wrócił nie bylo go przy mnie. Byl przy boku swojej siostry. Razem imprezowali pili cpali. Nie wracal na noce. Coraz częściej mnie bil, kilka razy dusił. Często na oczach synków. Wyzywam mnie przy wszystkich. Klnął na mnie przy mojej rodzinie. Przy swojej grał dobrej męża. Jego rodzina mnie nienawidzi. Jego siostra ciagle z nim pisze. Nie mogą wytrzymać bez siebie godziny. To samo ojciec jego. Codziennie musi go widzieć. Mam wrażenie ze przyjeżdża nievdo mnie i nie do dzieci tylko do swojej rodzinki. Znami tylko spi w mieszkaniu. Pewnego dnia zabrał starszego synka do dziadków. Tam bula impreza ktora oczywiście byla oparta na piciu. O godz 20 mial być z dzieckiem. Zamartwialam ssie dzwonilam mowil ze za vhwile bedxie i juz wychodzi. I tak do północy. Synek byl caly zimny, mąż pijany . Zaczęła sie awantura ze jak najgorszs ze ogranicza spotkania dzieci z jego rodzina. Uderzył mnie nawyzywal… Nie mam sil… Nie wiem co robic, nie wiem czemu Bóg mnie tak karzę;( kto weźmie kobietę z dziećmi… Dla mnie to juz ratunku nie ma
Witam, mam problem z partnerem jesteśmy ze sobą 3 lata mamy 18 miesięcznego synka a za 2 lata sie pobieramy. Od ponad roku nie układa nam sie zaczęło sie od tego ze ja go pierwsza uderzyłam w twarz po jakimś czasie on zaczął wyrzywac sie na mi fizycznie i psychicznie tzn wyzywa od szmat , kurew, dziwek itp… Kilka dni temu uderzył mnie w twarz przy synku popchną szarpał za włosy i dusił … Nie wiem co mam o tym myślec wczoraj wyprowadziłam sie do rodziców z synkiem ponieważ kazał mi sie wynosić z domu wręcz wywalił mnie za drzwi i mam sie nie pokazywać .. Nie pisze do mnie i sprawił ze to ja czuje sie winna , chciała bym do niego wrócić ale boje sie go boje sie ze zrobi mi krzywdę albo małemu… Pomimo ze go kocham nie zapomnę mu tego co mi zrobił .. czy można liczyć na to ze on sie zmieni ?
Witam.
Skoro i inni piszą ja też postanowiłam.
Jestem 20 lat po ślubie…. Kocham mojego męża..
Jednak teraz patrząc z perspektywy czasu od kilku lat męczy mnie jego delikatna agresja wobec mnie…nie używa przemocy broń boże ale psychicznie męczy.
..oskarża o zdradę…A mi nawet to do głowy nie przyszło….mamy dwójkę dzieci 18 latke i 16 latka…dzieci mają do niego szacunek…ja też… Tylko on jakoś nie ma dla nas….niezauwaza tego….ciągle coś mu nie pasuje….
Mnie oskarża o zdradę….tylko dlatego że staram się być miła ale nie tylko wobec mężczyzn ale i kobiet….A jemu się wydaje że jak jestem miłą….to daje du….y…;(…. Nie zabrania kontaktu z rodziną ale wiem że nietrawi części mojego rodzeństwa z którymi mam dobry kontakt jak na tę czasy przystało….
….w sumie to raz na dwa tyg atakuje….jakimś podejrzeniem…..jakiś czas temu jednak sama zaatakowałam..
Powiedziałam jeśli nie skończy mnie oskarżać o zdradę…. Gdzie nawet nie myślę o tym….bo nieinteresuje mnie to….to odejdę…
Znajdę siłę i odejdę…..tylko z tego powodu że od dobrych kilku lat atakuje tymi podejzeniami.
….A ja naprawdę nie mam ochoty na jakiegokolwiek mężczyznę….
….jeśli bym odeszła byłabym sama….
…..w chwili obecnej mąż choruje na serce a dokładnie ma guza na sercu czeka na badania genetyczne i transplantacje….-jestem z nim trwam….jest mi przykro..
Ze mnie tak oskarża….nawet… Podejrzewa o to członków mojej rodziny…. A ja byłabym się Boga…jeśli miałabym zdradzić że mnie pokaże… ;(….
Obecnie wyjechalam za granicę….by utrzymać nasza rodzinę….
….ale trzy razy dziennie rozmawiamy na skype…. I czasem jest naprawdę super i bosko….trwa to dwa tyg potem atak….bo nie było mnie w pokoju o tej i o tej godz….A poprostu czasem w pracy trzeba zostać ta godzinę dużej….wie o tym a mimo to agresywnie reaguje….jeśli nie chce z nim rozmawiać to dzwoni….A wtedy kasa na tel w ciągu kilku minut rozchodzi sie….to twierdzi że to przez tych kochanków co mnie pukaja… ;(…;(….,
Jest fajnym mężczyzna…..kocham go.
…
A zarazem nienawidzę.
Nienawidzę jak mnie obraża….i oskarża….tylko dlatego że uśmiecham się i jestem serdeczna dla ludzi….bo tu chodzi o caloksztalt.
…O tą serdeczności do ludzi….
…..
….naprawdę czasem mam ochotę ot tak poprostu odejść i zostawić go samego….
….niech sam będzie że swoją choroba…..
….A przecież tak mało życia mu zostało…i nie umiem tego docenić….Ma żal do całego świata że jest chory….A smutek- topi w alkoholu…choć twierdzi że te kilka piw…to co to jest….A serduszko poprostu tyka ostatkiem sił….
….moje też…..serduszko traci poprostu już cierpliwość… Chcę być radosna….A nie bać się tego że on znów będzie krzyczeć… ;(…
…
Uffff…pozbylam się tego co mnie boli…i dziękuję za możliwość wyzalenia się….
..
Witam. Mam problem jestem w związku od ponad 7 lat i 3 miesiące przed ślubem. Jestem osobą bardzo wybuchową i nie potrafię przestać się kłócić jak mnie już coś zezłości. Jednak najgorsze jest to, że podczas kłótni zaczynających się najczęściej od głupot kiedy mój partner nie wykazuje zainteresowania moją złością – najczęściej leżymy i oglądamy jakiś film to zwracam uwagę ‘ zaczepiając go’ w agresywny sposób dokuczając. Nie jest to bardzo mocne aczkolwiek jego to irytuje i każe mi przestać go np ‘ dźgać ręką’ jednak ja jestem wtedy sfrustrowana i dalej do niego mówię i dalej go zaczepiam. Gdy już przesadzam najczęściej kończy się tak, że partner wybucha ze złości i blokuje moją rękę którą go zaczepiam krzycząc, że mam przestać. Nie wem jak mam to traktować zawsze mocno się oburzam że przytrzymuje mi dłoń – z drugiej jednak strony jest to reakcja na moją agresję. NIe zdarzyło się nigdy by podniósł na mnie rękę albo specjalnie się na mnie rzucał itd. Nie wyzywamy się, nie dochodzi do agresji słownej z wyzwiskami itd. Jednak ten problem mnie frustruje, że w jakikolwiek sposób mnie przytrzymuje mówiąc że mam przestać kończy się to tak, że i tak on mnie przeprasza mimo iż ja zaczęłam a on mnie przytrzymał bym go nie drapała.
@realizaeee
czyli wychodzi na to, że jeśli nie będziesz mu agresywnie dokuczać i będziesz reagować na jego słowa to on nie będzie Cię przytrzymywał.
Nie podoba Ci się przytrzymywanie spróbuj reagować na jego słowa.
Kiedy go dźgasz i drapiesz a on mówi przestań to przestań go dźgać i drapać. On ma prawo do tego aby nie być dotykany w agresywny sposób.
Facet powinien dawno kopnąć Cię w dupę , skoro jesteś wobec niego agresywna to idź się leczyć a facetowi daj spokój. Może znajdzie sobie normalną i stabilną psychicznie kobietę a nie jakiegoś debila który nie rozumie słowa NIE!
Wkurzona czy jest jakiś cel tego wpisu poza wyładowaniem na kimś swojego wkurzenia. To nie jest strona do obrażania innych. Masz prawo być wkurzona, masz prawo myśleć sobie różne rzeczy ale jeśli chcesz się odezwać do kogoś, to zrób to tak, żeby ten ktoś miał z tego korzyść. Osoby stosujące przemoc często myślą, że agresją są w stanie naprawić innych ale to nie jest prawda, w ten sposób tylko się niszczy innych
Witam , mam taki problem jestem w związku od 2 lat od jakiegoś czasu (około pół roku) mój chłopak zachowuje się nagannie. Wcześniej był wybuchowy i czasem też agresywny ale nie w stosunku do mnie. Natomiast ostatnio kupił sobie mieszkanie i bardzo chciał żebym z nim zamieszkała więc się zgodziłam bo bardzo go kocham. Nie minął miesiąc jak wrócilam do rodziców. Przez ten miesiąc wyrzucał mnie z domu ze 3-4 razy .. Za każdym razem kłótnia zaczynała się od jakichś głupot a kończyła na wyzwiskach z jego strony, popychaniu, szarpaniu, wypominaniu wcześniejszego związku ( dodam że jest bardzo zazdrosny nie tylko o byłego chłopaka) ,wyrzucaniu moich wszystkich rzeczy przed drzwi, wypominaniu rzeczy którye mi kupił ( ponieważ ja jeszcze nie pracuje ale dorabiam czasami w weekeny i jak moge to daje mu troche pieniędzy ale wiadomo nie są to jakieś wielkie sumy) czasem nawet potrafił wpaść w taki szał że wychodzil mówil że idzie się zabić lub brał nóż i usiłowal sobie coś zrobić żeby poleciało troche krwi i żebym się bała o niego. Czasem zamyka mnie na chwile w innym pokoju żebym nie mogła wyjść i twierdzi że mam się uspokoić. Zawsze po kłótni całą winą obarcza mnie i oczekuje że będę go przepraszać i często go przeraszam i obwiniam się że może moje zachowanie jednak go sprowokowało ale później myślę sobie nawet jeśli coś zdenerwowało go w moim zachowniu to nie daje mu prawa żeby mną pomiatać i traktować jak jakiegoś śmiecia . Na następny dzien jeśli się nie odzywam i grożę że to koniec on przeprasza ,(oczywiście nie bierze całej winy na siebie bo nadal twierdzi że część winy jest po mojej stronie i że ja go do tego wszystkiego prowokuje) , mówi że mnie kocha najbardziej, że przesadził, że postara się zmienić , że nie chce się tak zachowywać, że woli sobie coś zrobić ( np tym nożem) zamiast żeby mi się coś stało .. Bardzo go kocham i od czasu tego miesiąca kiedy mieszkaliśmy razem przyjeżdżam tylko na weekendy i jakieś wolne jak mam. Kłótnie są rzadziej np raz w miesiącu , raz na 1,5 miesiąca ale za każdym razem mnie popycha,wyzywa,wypomina, obarcza winą . Ostatnio jak się kłóciliśmy tak mnie mocno popchnął że udeżyłam się mocno w głowe bo stałam przy ścianie i mnie bolało to, a on powiedział że udaje. Chodził z tym do psychologa ale to były około 3-4 wizyty i rzeczywiście chwile było spokoju,więcej ze mną rozmawiał i starał się unikać kłótni jak zaczęliśmy się sprzeczać to wychodził z domu żeby nie doszło do większej kłótni i umiał powiedziec stop żeby nie dochodzilo do takich sytuacji. Miał ciężkie dzieciństwo, w tamtym roku zmarła mu mama i dziadek dwie najbliższe osoby teraz ma w sumie tylko mnie bo reszta rodziny za granicą. Kiedyś się zawiódł na mnie ja na nim też, ale sobie to wybaczyliśmy. I zawsze starałam się go jakoś wspierać , ostatnio kupiliśmy pieska ( jak było dobrze przez jakiś czas) ale teraz w kłótni powiedział że już mi nigdy nie pozwoli się zobaczyć z naszym psem którego strasznie kocham , którym się opiekuję i do którego okropnie się przywiązałam. Nie wiem co mam robić, bardzo go kocham , ale bardzo mnie boli to jak mnie traktuje i w jego atakach złości go nie poznaje bo na codzień jest normalnym facetem z którym można się pośmiać ktory by mi nieba przychylił i potrafi mnie wspierać do czasu kiedy nadchodzi ten dzień w którym ma napad agresji.Czasami chciałabym go zostawić ale z drugiej strony kocham go i zależy mi na nim mimo tych krzywd które mi robi.Chciałabym to jakoś leczyć u niego chociaż nie wiem w jaki sposób i czy wogóle jest jakaś szansa żeby to wyleczyć.
I chciałam jeszcze zapytać czy to ma wogóle jakikolwiek sens być z tym człowiekiem i poraz kolejny mu wybaczać i dawać kolejną szansę żeby się zmienił ?
@Karolina
Dawanie drugiej czy ostatniej szansy czasem ma sens a czasem nie. To zależy, od tego na ile osoba, której dajesz szansę chce ją rzeczywiście wykorzystać do zmiany.
Z tego co napisałaś, Twój chłopak ma poważny problem z panowaniem nad sobą i swoimi emocjami.
W sytuacjach konfliktowych, kiedy mu się coś nie podoba, reaguje agresywnie a ta agresja wykracza daleko poza granice, w których można by ją zaakceptować. Jest niszcząca dla Ciebie.
Panowanie nad sobą, jeśli ktoś ma z tym trwały kłopot nie przyjdzie samo z siebie, trzeba je dopiero wypracować. Nauczyć się innych sposobów reagowania, innych nawyków. Do tego konieczna jest zmiana sposobu myślenia, głębokich przekonań, często nieświadomych, które sprawiają, że człowiek czuje się zagrożony i reaguje agresją.
Chłopak może obiecać że już będzie panował nad sobą, ale będzie mu bardzo trudno zrealizować swoją obietnicę. Siła nawyku sprawia, że najpierw coś zrobi a potem dopiero pomyśli. Najpierw Cię popchnie, a potem dopiero uświadomi sobie, że powinien inaczej wyrazić swoją złość.
To jest normalne. W swojej codzienności każdy człowiek reaguje, w większości nawykowo, czyli automatycznie.
Zmiana tych automatyzmów to dłuższy proces. Żeby móc dotrzymać dane słowo “zmienię się” trzeba dokładnie wiedzieć, co i jak ma się zmienić. Nie tylko na poziomie zachowania, ale też myślenia i odczuwania.
Zatem dając mu szansę na zmianę, trzeba wiedzieć co on rzeczywiście zamierza robić aby ją wykorzystać. Czy tylko “będzie się starał”, czy też ma jakiś pomysł co dokładnie zrobić. Jakich nowych reakcji chce się nauczyć, co zrobi z emocjami, które tak czy inaczej będą w nim się pojawiać.
Myślę, że nie jesteś zainteresowana zmianą, która by polegała na tym, że on co prawda nie wybucha ale idzie pić na umór, żeby nie czuć napięcia jakie przed zmianą, by się wyładowało w kłótni i szarpaniu.
Jeśli odpowiedź jest “będę się starać” to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zmiana będzie chwilowa, do czasu kiedy nie pojawi się jakiś poważny konflikt (a to jest nieuchronne w związku)
Jeśli odpowiedź pokazuje, że chłopak ma konkretny pomysł co będzie robił albo rzeczywiście podejmie pracę nad sobą z czyjąś fachową pomocą, istnieje szansa że rzeczywiście coś się zmieni i warto poczekać.
Innym tematem jest też to, że dawanie szansy w takiej sytuacji wymaga też od Ciebie, nauczenia się reagowania na jego agresywne zachowania, tak aby nie podgrzewać emocji i szybko wychodzić z takich sytuacji. Trzeba pamiętać, że zmiana na jaką chcesz dać mu szansę to proces długotrwały a to oznacza, że nawet jeśli on będzie rzetelnie pracował nad sobą, to nadal będą sytuacje w których będzie dostawał furii. Jeśli ktoś się czegoś dopiero uczy, to trudno wymagać od niego, że już będzie umiał.
Jeśli chcesz dać mu szansę, potrzebujesz też wypracować w sobie odpowiednie podejście do tych sytuacji
Jak to bylas sama na wakacjach i nie odzywalas sie? I to nie jeden raz? A nie odzywalas sie bo on sie nie odzywal, czy moze nie odpisalas na jego SMS lub telefon? Moze najzwyczajniej nie potrafi Ci zaufac poniewaz zostal tak uksztaltowany przez swoja matke i rodzine? Jest prawdopodobnie ofiara jakiejs traumy z ktora nie umie sobie poradzic ani zrozumiec.
Witam,
od jakiegoś czasu borykam sie z bardzo ciężkim problemem. Weszłam w związek z człowiekiem który notorycznie mnie obraza, poniża. Jesteśmy ze sobą od roku, znamy sie 6lat. Na początku chłopak do rany przyłóż , nosił mnie na rękach , dbał , zabiegał o moje względy . Jednak od 3 miesięcy jego entuzjazm opadł . Tłumacząc sie brakiem kontaktu podczas jednego z moich wakacyjnych wyjazdów poniża mnie na każdym kroku . Za każdym razem wypomina ta sytuacje , czyta moje smsy, kontroluje . Podczas kłótni powtarza ze jestem zerem , bezwartościowa osoba . Ostatnim razem wpadł w taki szał ze kazał mi ‘Wypier*****’ z jego mieszkania, po czym nie chciał mnie z niego wypuścić i szlochał pół nocy. Ma pretensje o każdego znajomego. Na święta Bożego Narodzenia postanowił mnie ignorować i nie utrzymywać ze mną kontaktu . Raz mówi ze mnie kocha po czym zmienia zdanie. Czy jest szansa na zmianę w takim przypadku ? Czy mogą to być jakieś zaburzenia psychiczne ? Jest to człowiek strasznie niestabilny emocjonalnie co negatywnie wpływa na moje funkcjonowanie
Dziękuje i pozdrawiam
Niestety Pani Olga szerzy ideologie, ktora zaklada, ze kobieta zawsze jest ofiara przemocy bo pzeciez fizycznie jest slabsza. W takim tez razie wynika tego ideologia ze mezczyzna zachowujac sie agresywnie w stosunku do kobiety zawsze przejawia przemoc. A prawda jest taka, ze kobieta moze wziac noz, brzytwe, rzucic ciezkim przedmiotem, popchnac ze schodow i spowodowac obrazenia mezczyzny a nawet jego smierc. I w tym wypadku bardzo mi sie nie podoba, ze sie bawimy w semantyke, ze agresja mezczyzny to przemoc a agresja kobiety to samoobrona. To jest wlasnie ideologia ktora przemyca ulotny fakt, ze mezczyzna wcale nie jest z kobieta zeby sie dowartosciowac wyzywajac sie na kobiecie w ramach systemu patriarchalnego. Po prostu ta kobieta nie rozumie potrzeba mezczyzny a ten mezczyzna nie rozumie potrzeb kobiety i sie wzajemnie obijaja i szarpia w tym niezrozumieniu a pewne jest ze oboje nie potrafia odpuscic. Najgorsze niestety jest to, ze jak kobieta zaczyna np. myslec ze zrobila cos zle to pojawia sie taka horda wyzwolonych, ktore natychmiast wmawiaja jej ze jest ofiara i to na wielu poziomach i wszelka mieta do tego zwyrodnialca to objawy uzaleznienia czyli kolejnej choroby, ktora trzeba leczyc kompletna dewastacja i i izolacja samca w imie wysoko zrozumianej milosci, decydowanie narzedziami prawno represyjnymi z pominieciem prawdy w imie tolerowania operacji leczacej mniejszym zlem (bo wiekszego zla sie nie umie juz wyleczyc).
Przemoc to intencjonalne działanie lub zaniechanie jednej osoby wobec drugiej, które wykorzystując przewagę sił narusza prawa i dobra osobiste jednostki, powodując cierpienia i szkody.
O przemocy możemy mówić wtedy, gdy zostaną spełnione 4 warunki:
Jest to intencjonalne działanie lub zaniechanie działania
Jedna osoba ma wyraźną przewagę nad drugą
Działanie lub zaniechanie jednej osoby narusza prawa i dobra osobiste drugiej
Osoba wobec której stosowana jest przemoc, doznaje cierpienia i szkód fizycznych i psychicznych
Jest 5 rodzajów przemocy: 1. fizyczna 2. psychiczna 3. ekonomiczna 4. seksualna 5. zaniedbanie (głównie wobec dzieci).
Czyli przemoc ma to do siebie, że jedna z osób w związku ma przewagę na jednym (lub kilku) z tych 5 pól, i wykorzystuje to intencjonalnie sprawiając cierpienie drugiej osobie.
Pragnę zauważyć, że nigdzie nie jest napisane “kobieta” i “mężczyzna” tylko “osoba”.
Uważam, że należy “bawić się w semantykę”, ponieważ przemoc różni się od agresji. To, co odróżnia przemoc od agresji, to przewaga sił jednej ze stron. W przemocy jest ona zawsze po stronie sprawcy, w przypadku agresji – zrównoważona. Dla mnie jest to istotna różnica.
Na tym pragnę zakończyć swoją wypowiedź.
Pozdrawiam
Cieszę się z tej dyskusji, bo temat przemocy w związkach jest bardzo ważny i trudny.
Zgadzam się z tym, że przemoc nie jest “zarezerwowana” dla mężczyzn, kobiety też stosują przemoc, choć chyba jest to częściej przemoc psychologiczna.
Często też jest tak, że nie da się tak na stałe przypisać osobom roli “ofiara”; “agresor” Bywa, że ofiara staje się agresorem a agresor ofiarą. Niemniej jednak chciałabym podkreślić, że Olga odpowiedziała na konkretną wypowiedź i konkretną reakcję na tę wypowiedź.
Fakty była taki, chłopak po raz kolejny ściskał za rękę i ciągnął za włosy, dziewczyna uderzyła go w twarz, chłopak uderzył ją w twarz, dziewczyna uciekła
Olga twierdzi, że uderzenie w twarz przez dziewczynę JEST agresją a także, że NIE jest dobrym rozwiązaniem. W tego rodzaju sytuacjach łatwo dochodzi o eskalacji agresji i jeśli reagujemy agresją na agresję możemy się spodziewać jeszcze większej agresji.
Przypuszczam, że dziewczyna spodziewała się że policzek “ostudzi” agresję chłopaka, trochę tak jak bezsilny rodzic ma nadzieję, że klaps uspokoi niegrzeczne dziecko. Podobne motywacje pewnie kierowały w tej sytuacji też chłopakiem, on też przypuszczalnie coś chciał i spodziewał się, że tak osiągnie jakiś swój cel.
Olga rozróżniła w tej sytuacji agresję od przemocy, która jest bardziej złożonym zachowaniem. Dlatego akurat w tym wypadku to chłopak stosuje przemoc a dziewczyna jest agresywna. Rozumiem, że tu pojawia się wiele dyskusyjnych kwestii szczegółowych odnośnie tego jak częste stosowanie agresji jest już przemocą i jak mierzyć przewagę sprawcy przemocy. Wg. definicji można mówić o przemocy kiedy jest przewaga jednej osoby nad drugą – kto w tym momencie miał tę przewagę….? trudno powiedzieć.
Jednak historia “co robić?” została skomentowana w bardzo agresywny sposób przez “Janina”, która podsumowała “to wszystko Twoja wina /…/nie zasługujesz na tego mężczyznę /…/ chcesz go zniszczyć/…/ itp”
“Co robić” – zachowała się agresywnie, wobec powtarzające się agresji i została podsumowana “To TY jesteś winna” tak jakby nie było wcześniejszego ściskania i szarpania – przyznaję, że to dość poruszająca reakcja i przypuszczam, że właśnie dlatego środek ciężkości wypowiedzi Olgi leżał w rozróżnieniu agresji od przemocy i wsparciu dla “Co robisz”
Ja tu nie widzę szerzenia ideologii, że kobiecie wolno bić mężczyznę albo że kobiety z racji płci są zawsze ofiarami.
Olga Radziwon – bron Boze wydac na pania zlotowke. Duzo teorii i wszystko gender bzdury. Prosze mi wyjasnic dlaczego nie uwaza Pani przemocy kobiety za przemoc? Nie mozna kogos uderzyc w twarz jak sie ma skrepowane rece. Opis ten dziewczyny jest przerysowany na jej obrone a Pani lyka to jak uczennica postepujaca w zyciu wg recept. Czy kiedykolwiek z tej samej recepty udalo sie Pani upiec dwa razy takie samo ciasto? Ogarnij sie kobieto, nie wolno faceta uderzyc w twarz i nie poniesc tego konsekwencji.
Pani Marcelino, czuję się zaatakowana tymi słowami. To jasne, że nie musi Pani zgadzać się z moją wypowiedzią. Moje wrażenie jest takie, że w tej wypowiedzi można wyczytać przyzwolenie na stosowanie przemocy wobec kobiet, przy jednoczesnym obwinianiu kobiety. Dwa razy podkreśliłam, i zrobię to jeszcze raz, że zachowanie Pani “Co robić?” było agresją, i również takich nie można akceptować. Jednak nie było przemocą. Przemoc ma to do siebie (jak wynika z jej definicji), że występuje m.in. nierównowaga sił, a w tym wypadku przewagę fizyczną ma partner, który stosował przemoc już wcześniej i nie pozostał dłużny oddając uderzenie.
Poza tym przemoc dotyka wszystkich – kobiety, mężczyzn, dzieci, bogatych, biednych. W tym konkretnym przypadku przemocy doznaje kobieta, która przejawiła zachowanie agresywne (wg jej opisu), a osobą stosującą przemoc jest mężczyzna.
Chciałam jeszcze dodać, że Pani “co robić?” w tym momencie stała się w pewnym sensie moim klientem, a nurt w jakim pracuję zakłada, że przyjmuję świat klienta takim jakim go opisuje. Nie moją rolą jest dochodzenie prawdy, bo jest to nierealne aby ją poznać. Każdy widzi świat na swój subiektywny sposób, tak samo jak ja czy Pani. Mamy prawo postrzegać różnie tę samą sytuację.
Serdecznie dziekuje Pani Olgo za pomoc przede wszystkim za zainteresowanie, za tyle madrych i pomocnych slow, naprawde dziekuje. Jesli chodzi o moja sytuacje,.wyszlo to na zewnatrz, powiedzialam to zarowno komus z rodziny jak i przyjaciolkom, spotkalam sie z bardzo roznymy zdaniami i jednoczesnie radami stad ten moj metlik w glowie, brak jakiejkolwiek d
decyzji przez kilka dni, zrozumialam ze chyba balam sie tego co powiedza inni, ale zrozumialam ze nikt nie bedzie mowil mi przeciez jak mam zyc, a uczyc sie trzeba na wlasnym zyciu i wlasnych ewentualnych bledach, to prawda ze czas leczy rany, bardzo leczy… jest duzo lepiej, przede wszystkim emocje sie uspokoily, jesli chodzi o moja sytuacje to przyznam szczerze ze walczymy, czekamy na wizyte u psychologa, najpierw chlopak, pozniej moze razem, zobaczymy co i jak, ale wiem ze jestem silna, ze nastepnej szansy by nie bylo, po prostu to wiem, co dzien sobie to powtarzam, z cala sytuacja sie pogodzilam, nie ma co udawac ze nic sie nie stalo, na sile zapomniec, ja chyba nie zapomne, bo to prawda ze mozna wybaczyc ale nie zapomniec. Oczywiscie jeszcze nie jest jak bylo przed sytuacja, ale jest dobrze, probujemy budowax na nowo, duzo rozmawiamy. Jeszcze raz dziekuje, czytalam to z przyjemnoscia i jednoczesnie z podziwem za tyle madrych slow i tak ogromna wiedze, dla kogos moze byc tylko teoria dla mnie bylo czyms wiecej, tymbardziej ze byla to opinia kogos bezstronnego, dlatego byla troche wazniejsza. Co do komentarza pani janiny czy marceliny, przeczytalam lecz nie przejelam sie tym specjalnie, nawet nie chce tego komentowac ale mysle ze kogos moglo to dotknac bardziej, ktos inny moglby sobie wziac to do serca, pomyslec tak to ja jestem ta zla, to moja wina a to z kolei kojarzy mi sie to z kobietami, ktore w takich sytuacjach obwiniaja siebie za atak przemocy, wybaczaja wszystko az pozniej staja sie ofiarami… moze gdyby od poczatku ktos im mowil ze tak nie moze byc mialyby wiecej odwagi by powiedziec dosc… zdaje sobie sprawe ze w tych czasach przemoc dotyka wszystkich mezczyzn rowniez, wiem ze takze nie powinnam uderzyc ale z mojej str to nie byl atak przemocy a raczej bezsilnosci, jakikolwiek sposob ucieczki w tym momencie i zaprzestanie nerwowej sytuacji. Pozdrawiam.
Jestem z moim chlopakiem rok, strasznie go kocham i strasznie sie do niego przywiazalam. Jakies 4 mce temu mialam nieprzyjemna sytuacje, szarpal mnie za reke i pociagnal za wlosy, od tamtej pory powiedzialam ze albo idzie do psychologa albo z nami koniec. Poszedl do psychologa, trwalo to ok 2 mcy ok 8wizyt, to byla terapia mogl ja przedluzyc albo zakonczyc, po wspolnym ustaleniu uznalismu ze moze ja zakonczyc, widzialam efekty, bylo lepiej ale czy to mozna zobaczyc w tak krotkim czasie? Bylo wszystko super, do teraz, ostatnio poszlismy do klubu, tam sie poklocilismy, nie chcialam z nim gadac, powiedzialam ze nie bede robic tego co on chce, bardzo mnie scisnal za reke, szarpal mnie, nie dal mi odejsc od siebie az w koncu uderzylam go w twarz … i oddal… to bylo straszne, ucieklam. W tej sytuacji jak i w poprzedniej byl pod wplywem alkoholu. Wynajmujemy razem mieszkanie, kazalam mu sie wynosic, jest spakowany i nocuje gdzie indziej ale nie daje mi spokoju, przeprasza caly czas i prosi. Wiem, ze to standardowy rytual, przeprasza i obiecuje poprawe, ale tez wiem ze mial trudne dziecinstwo, nie ma rodzicow, a ojciec jeszxze jak byl to pil i tez bil, nie chce zeby on byl taki sam. Naprawde myslalam ze to ten jedyny, naprawde go kocham ale postapilam tak jak kaze mi rozum, wiem ze dobrze zrobilam, nie chce utrzymywac z nim kontaktu, ale jest mi tak strasznie ciezko, tak bardzo go nienawidze a tak bardzo chcialabym sie do niego przytulic, wiazalismy ze soba cala przyszlosc, jestesmy mlodzi (22,23l) i mysle ze rok zwiazku to moze jeszcze za krotko, ale naprawde wierzylam ze to moja bratnia dusza, czy to minie? Czy moja milosc do niego minie? To jest takie trudne… Czy dawac kolejne szanse? Czy zawalczyc i isc na terapie, wspolna? Co robic?
Po co go uderzylas w twarz pierwsza? Moze to Ty powinna pojsc na terapie. Nie widzisz ze to Twoja wina? Dlaczego kobiety uwazaja ze moga bezkarnie uderzyc kogos w twarz ale wine zrzucaja na faceta. Nie zaslugujesz na tego mezczyzne bo nie szanujesz tylko chcesz zniszczyc. Jestes zlym i glupim czlowiekiem. To Ty powinna odejsc.
Nazywam się Olga Radziwon. Jestem psychologiem i należę to zespołu Pani Elżbiety Kalinowskiej. Oprócz tej funkcji, pracuję jako Konsultant ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia.
Chciałabym się odnieść do wpisu „co robić?” oraz odpowiedzi nadesłanej do tego wpisu przez „Janina”. Oba bardzo mnie poruszyły. Może najpierw parę słów do historii „co robić?”.
Przede wszystkim jestem pełna podziwu dla Pani stanowczości. Jeden incydent przemocy wystarczył, aby postawić swoje warunki. Z mojego doświadczenia wynika, że ten pierwszy incydent często jest ignorowany, bo „to ten pierwszy” i „pewnie nigdy więcej się nie powtórzy”. Przemoc ma to do siebie, że eskaluje, czyli przybiera na sile. Pani chciała zgładzić problem w zalążku proponując partnerowi udanie się na terapię. Według mnie świadczy to o Pani dużej konsekwentności i świadomości problemu. Podobnie sytuacja ma się przy incydencie w klubie. Ja widzę to tak, że Pani reakcja (uderzenie w twarz) było konsekwencją na zachowanie partnera, który usilnie Panią trzymał, szarpał i chciał nakłonić do zrobienia czegoś na co nie miała Pani ochoty. Pewne jest, że agresją przemocy nie da się pokonać, jednak jednocześnie wspomina Pani wcześniej próbowała unikać kontaktu z partnerem, czyli według mnie szukała Pani strategii aby nie doszło do tej konfrontacji. To nie poskutkowało, więc uderzenie było z kolejnym rozwiązań, które niestety nasiliło przemoc ze strony partnera.
Wspomina Pani też o alkoholu. Alkohol bardzo często towarzyszy przemocy.
Pisze Pani, że parter teraz przeprasza i obiecuje poprawę. Z tego co widzę, ma Pani świadomość, że jest to „rytuał”. Nazywa się to cyklem przemocy, który ma 3 fazy: 1. Faza narastającego napięcia 2. Faza przemocy 3. Faza „miesiąca miodowego”, czyli czas w którym następuje poprawa i obietnice o zmianie zachowania. Ta ostatnia faza może trwać rok, dwa lata, miesiąc, tydzień… W każdy związku jest inaczej, ale to co jest wspólne to to, że z każdym cyklem czas ten skraca się, aż w końcu w zupełności zanika.
Mam za sobą wiele rozmów z osobami, które były w zbliżonej sytuacji do Pani, i niewiele z nich było tak konsekwentne i gotowe podjąć kroki o zadbanie o siebie (np. przez decyzję o rozstaniu).
Na końcu wpisu zadaje Pani sobie i mi wiele pytań. Mam poczucie, że jest Pani w rozterce. Ja niestety nie potrafię odpowiedzieć Pani na te pytania. Według mnie wszyscy różnimy się między sobą sposobem myślenia, celami, potrzebami, jednocześnie każdy z nas jest ekspertem od swojej sytuacji. Myślę sobie, że to co może być pomocne to zadanie sobie pytania „po co?” lub „co ma mi przynieść dane działanie?”. Odpowiedzi mogą być pomocne w nazwaniu Pani potrzeb, a potrzeby można zaspokajać różnymi drogami. Wyobrażam sobie, że odpowiedzi na te pytania, czy na te zadane przez Panią mogą być trudne do nazwania czy poznania. Może warto wziąć pod uwagę kontakt z terapeutą? Myślę, że mogłoby okazać się to pomocne, aby zidentyfikować Pani potrzeby i wspólnie zastanowić się jakie kroki podjąć. (Wszystkie szczegóły odnośnie takiej konsultacji znajdzie Pani na stronie: http://www.ekalinowska.pl/produkt/pomoc-psychologiczna-przez-skype/)
Pragnę teraz odnieść się do komentarza, którego autorem jest „Janina”, ale również myślę, że będzie to istotne dla autorki „co robić?”.
Nie ukrywam, że poczułam jak serce zaczyna bić mi mocniej, gdy czytałam słowa, które według moich osobistych przekonań są stygmatyzujące, oceniające i sprawiające cierpienie. Przemocy nic nie usprawiedliwia. Każdy z nas ma wolną wolę i postępuje tak jak uważa za słuszne. To, że parter Pani „co robić?” szarpie ją i ciągnie za włosy, to tylko jego decyzja. Takie zachowania są niedopuszczalne i nie do zaakceptowania. Zawsze jest inne wyjście.
Każdy z nas uczy się schematów postępowania w domu. Rozumiem, że pan stosujący przemoc mógł przenieść schematy z domu rodzinnego, gdzie ojciec pił i bił, jednak, jak wspomniałam, każdy wybiera sposób w jaki się zachowuje. Myślę sobie, że sytuacja przemocy miała miejsce dwa razy, a pozostałe „sto” innych sytuacji było takich, że parter nie był agresywny. Dla mnie jest to przesłanka, że posiada inne schematy działania niż tylko za pomocą przemocy. On sam w danej chwili zadecydował, że szarpnie, że uderzy.
Przemoc przynosi cierpienie fizyczne i psychiczne, uprzedmiotawia osobę, która jej doznaje. Powoduje również obniżenie nastroju, poczucie osamotnienia, spadek samooceny i problemy na innych polach życia prywatnego czy zawodowego. Poczucie bezradności jest czymś występującym nagminnie u osoby, która doznaje przemocy. W skrócie – przemoc odbiera moc, dlatego tak istotne jest aby przemoc wyszła poza cztery ściany domu, aby pojawił się ktoś z zewnątrz (rodzina, służby), i udzielił wsparcia. W ekstremalnym nasileniu przemoc może skutkować samobójstwem czy morderstwem. Opinie takie jak „to twoja wina”, „nie zasługujesz na tego mężczyznę”, „jesteś głupia” powodują nasilenie wszystkich skutków, które przytoczyłam powyżej.
Rozumiem, że Panią Janinę mógł zezłościć fakt, że Pani „co robić?” również uderzyła swojego partnera. Wspomniałam wyżej, że agresją nie uda się zwalczyć przemocy. Jednak w sytuacji opisanej przez Panią „co robić?” zachowanie agresywne z jej strony postrzegam jako jedną z form obrony:
1. Sytuacja przemocy miała miejsce wcześniej, gdzie parter szarpał Panią „co robić?” – w tym przypadku nie było zachowań agresywnych ze strony osoby doznającej przemocy, a parter i tak ją szarpał
2. Uderzenie było jedną ze strategii radzenia sobie z sytuacją, gdzie wcześniej Pani starała się unikać partnera i dawała mu jasny komunikat słowny, że nie chce z nim rozmawiać. Z opisu wynika, że te metody uniknięcia konfliktu nie przyniosły skutku.
Dodatkowo myślę, że zachowanie może być „złe”, nie człowiek. Jeśli pracownik raz spóźni się do pracy, nie czyni to z niego złego pracownika. Jeśli kucharka raz przypali ciasto, nie oznacza że nie potrafi gotować.
W trakcie pisania tego wszystkiego czułam wielki smutek. Smuci mnie, że treści podobne do tych nadesłanych krążą gdzieś w naszym społeczeństwie, bez próby zrozumienia sytuacji osób doznających przemocy. A przecież sami na co dzień zabiegamy o zrozumienie i wsparcie.
Witam.
Nie wiem czy to co tu napisze jest typowe dla takiej sytuacji czy nie. Z założenia nie czytuje forum internetowych, chyba boje się wyczytania w nich mądrości których wolałabym nie czytać. Mam 30 lat, dwójkę dzieci, z mężem jesteśmy w związku od 8 lat, a od 3 lat małżeństwem. W dwójkę pracujemy i w zasadzie każde z nas jest samowystarczalne finansowo. Chwilkę po naszym ślubie zdradziłam męża, wdalam się w romans z bliska mu osobą. To zniszczyło jego życie, nasze życie. Było to prawie 3 lata temu. Gdy mąż się o tym dowiedział romans był zakończony. Nigdy nie chciałam odejść od męża, zdradziłam go a tak naprawdę nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego, przecież bardzo go kochałam i kocham. Od tamtego czasu nasze życie to koszmar. Chwilę po tym zdarzeniu pobił mnie kilkukrotnie, tłumaczyłam go, że cała sytuacja jest jeszcze bardzo świeża, że ma prawo bić i wyzywać. Jednak od tamtego czasu minęły prawie 3 lata, a z dnia na dzień jest coraz gorzej. Przez ten czas urodzilo sie nam drugie dziecko, ale nawet ciąża nie byla okresem spokoju. Wyzwiska to już codzienność, na przywitanie słyszę “nienawidzę Cie”, działam jak robot, udaję ze tego nie słyszę. Mąż minimum raz w miesiącu podniesie na mnie rękę. Ciągle słyszę, że mam się wyprowadzić, że mam dać mu święty spokój, a chwilę później zachowuje się jakby wszystko było w porządku. Co prawda nie mówi od dawna, że mnie kocha. Każda rozmowa na nasz temat kończy się tym, że słyszę jaką to ja jestem k.., dzi… itd. Nauczyłam się unikać takich romów. Dzisiaj w nocy mąż się obudził i zaczął mnie wyzywać. Jak próbowałam go uspokoić, to wstał i mnie uderzył. Znowu mam podbite oko. Jestem osobą wykształconą, wiem że to co on robi jest niedopuszczalne u on też to wie. Jednak on już nawet nie przeprasza. Słyszę tylko “gdybyś mnie nie zdradzała to bym Cię nie bil”. Kocham go, jestem tego pewna. Jednak nie wiem co mam teraz zrobić. Tłumaczyłam juz sobie, że to kara dla mnie, jednak chyba każda kara kiedyś się kończy. Z jednej strony szkoda mi dzieci, bo nie raz były świadkami tych awantur, a z drugiej strony wielokrotnie gdy jesteśmy razem i widzę jak one i mój mąż również się uśmiechają i cieszą ze wspólnie spędzonych chwil, to mam poczucie. , że jestem w stanie znieść wszystko.
Witam.Jestem w trakcie rozsypu zwiazku z najwspanialsza kobieta pod słońcem.Jestem strasznym cholerykiem od momentu jak w wieku 13 lat miałem wypadek samochodowy i od tego momentu jak widziałem ten rozbity samochód dostawałem ataków silnego stresu,przed tym zdarzeniem taki nie byłem.Teraz mam o 20 lat więcej i powiem szczerze że przychodzą takie dni że mam napady złości co gorsze wobec mojej partnerki.Częste kłótnie i szantaże z mojej strony wobec niej doprowadziły do tego że chce mnie opuścić.Nie ukrywam że jestem ideałem meszczyzny bo nim na pewno nie jestem inaczej moja partnerka by tak nie cierpiała przeze mnie i moje zachowanie.Co prawda wpływ ma na to też fakt że jakiś czas temu nasze drogi jakby się rozeszły tzn.żyjemy razem ale osobno,przestaliśmy sypiać z sobą i nawet dużo nie rozmawiamy co to moim zdaniem też wbiło gwóżdż w trumne.Ale nie o to mi chodzi,tylko o to jak mam się zmienić,kto może mi pomóc żeby jej nie stracić.Wiem że ciężko się przyznawać do tego ale fakt jest taki ze faktycznie jestem tyranem.Bardzo mi zależy na zmianie mojego charakteru ponieważ nie chcę jej stracić.Proszę o pomoc i pozdrawiam serdecznie Kuba
Witam, mam 21 lat jestem 6 miesiecy po slubie cywilnym i mamy wraz z mezem coreczke 3miesieczna. Moj a własciwie nasz problem polega na nas samych, albo i na mnie samej…Moje klotnie z mezem nie maja granic, jestem zazdrosna maz prowadzi pizzerie no i chodzi o jedna z barmanek, znaczy sie wiem ze miedzy nimi nic nie ma i nigdy nie bylo ale w mojej glowie sa chore urojenia, jeszcze zekoma ,,przyjaciolka o ktorej na sama mys robi mi sie nie dobrze, nie wiedzialam ze mozna kogos az tak starsznie nie lubiec, z ta przyjaciolka tez nie jest za ciekawie wiem ze zerwal z nia kontakt dla mnie i nie ma niczego ale ja nadal mu wypominam, wiem ze go to boli nie chce go ranic a zarazem samej i siebie bo to jakos tak dziala w obie strony. No i po takiej wielkiej klotni jest z mojej strony wielki placz ze jestem zrezygnowana ze wszystkiego ale tak naprawde mysle; bedzie klotnia i bedzie dobrze…no i tak wlasnie jest tylko zeby to bylo jednorazowe a nie jest, kilka dni jest dobrze a pozniej znowu wracam do tego samego. Powiedzial mi po pewnej klotni ze zamiast isc do przodu i cieszyc sie z coreczki z tego ze jestesmy razem to sie ciagle cofamy…i ma racje ja wiem ze to jest moja wina i tylko moja i zatem idzie klotnia i to nie mala klotnia, potrafi nawet dojsc do bicia siebie na wzajem chore wyzywanie zekome ze ,,odchodze i zostawiam z nim corke ze on mnie nie kocha ze jest kurwiazem,, po prostu nnie wiem jest mi tak wstyd ale nie potrafie sama sobie pomoc z tym i nie chce stracic swojej rodziny kocham meza i coreczke nad zycie nie wiem co zrobilabym gdybym miala ich stracic. Dlatego tez zwracam sie o pomoc. Dodam jeszcze ze zamierzam isc do psychologa by to wszystko ratowac a zwlaszcza siebie, nie che by moja corka na to wszystko patrzyla dorastajac, chce by czula ze jej rodzice sie kochaja wspieraja rozumieja…chce rodziny kochajacej sie, czasem mysle ze mam taki problem przez dom rodzinny ale to juz moze opowiem gdy ktos cos odpisz prosze o pomoc z calego serduszka. czy psycholog jest w satnie mi pomoc? czy warto do niego pojsc? prosze serdecznie o pomoc i pozdrawiam.
Witam mam problem z bratem mojego chlopaka jest osoba nad opbudliwa ostatnimi tyg nzneca sie psychicznie i fizycznie nad członkami rodziny nawet i nad demna jest nad zwierzetami również nikt nie robi mu na złość unikaja jak moga ale to nic nie daje robi co chce rodzice sa bezkarni. Policjanci kaza wyprowadzic sie mojemu chlopakowi ale ile mozna ustepowac a on nie odpusci prosze o pomoc co mozna z tym zrobic nadpobodliwa
BŁAGAM POMÓŻCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Prosze o pomoc bo sama niejestem w stanie sobie poradic.zaczne od tego ze w zwiazku jestem z mezem od11lat a małzenstwem od 7 lat.mamy dwoje dzieci w wieku 4 i 2.5 roku.półtora miesiaca temu odeszłam od meza,pod jego nieobecnosc wyprowadziłam sie z domu.powiedziałam ze chce rozwodu.przyczyna tego było wieloletnie znecanie sie nademna psychiczne jak i fizyczne.zdarzało sie bicie,uderzanie moja głowa o sciane a raz nawet duszenie….zawsze słyszałam ze to moja wina bo cos zrobiłam lub powiedziałam nietak.wierzyłam w to przez te wszystkie lata i w to ze bez niego bede nikim bo to on utrzymywał rodzine.zawsze słyszałam ze nikt mnie niezechce bo mam dwoje dzieci…mam juz dosc chce to zmienic bo nie chce zeby tak wygladało moje życie.mam 28 lat i jeszcze mogłabym je jakos ułozyc.problem w tym ze ja chyba nadal cos do niego czuje.tesknie za dobrymi chwilami.moze to tylko przyzzwyczajenie.niewiem.na swieta jade z dziecmi do jego rodziny bo chłopcy tesknia za tata coc nigdy niebył przykładnym ojcem a awantury odbywały sie przy nich.on jest załamany ze odeszłam,mówi ze sie zmienił przez te półtora miesiaca.ze wie co stracił ,został sam i ze nigdy wiecej niezrobi nic złego.ze zadba o mnie i o dzieci.płacze i błaga o ostatnia szanse(choc dawałam ich juz bardzo wiele)prosze powiedzcie mi czy taki człowiek moze sie zmienic?znacie takie przypadki?jestem załamana…u młodszego synka podejrzewaja autyzm,byc moze badzie potrzeba duzo pieniedzy na lekarzy i pomoc dla niego a ja niejestem mu w stanie tego zagwarantowac.wiem ze jesli sie zejdziemy to bedziemy mieli na to pieniadze bo on dobrze zarabia i jest w stanie wrucic do poprzedniej pracy w kazdej chwili(po tym jak odeszłam zostawił prace i zyje na garnuszku rodziców wiec mi tez niepomoze finansowo)mam straszny metl;ik w głowie.błagam pomózcie bo niemam siły na walke z nim i soba samą……….
Witam!
Mam problem z przemocą w związku. Zdarzyło się to już trzeci raz. Jestem z moim narzeczonym 5 lat. Zawsze były kłótnie – większe lub mniejsze, wyzwiska z obu stron, potem przepraszanie i wielkie obietnice. Do czasu, kiedy w ferworze kłótni, sprowokowana, uderzyłam go. A on mi oddał mimo ze jest większy i silniejszy i nie jest osobą agresywną. Sytuacja powtórzyła się 3 razy, za każdym razem mi oddał mimo, ze po 1 i po 2 razie obiecywał, że jeśli go uderzę to wyjdzie i trzaśnie drzwiami ale nie zrobi mi krzywdy. Wiem, że to po dużej części jest moja wina. Ale prosiłam go, tłumaczylam, ze mam takie a nie inne wybuchy złych emocji, czego sie wstydzę i próbuję walczyć ale czasem się nie udaje, że to, że mi odda wcale niczego nie naprawi a wręcz odwrotnie. Ale on stal sie dla mnie katem. Nie wiem co mam robić, bo planujemy ślub. ogólnie miedzy nami jest cudownie, jesteśmy wciąż zakochani, zgadzamy się w wielu sprawach, on jest dla mnie bardzo dobry, jest dobrym materiałem na męża i dobrym człowiekiem. Niestety te klótnie są bardzo wybuchowe i nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Wcześniej również były wybuchowe ale nie dochodziło do rękoczynów. Czy jest sens ten związek ciągnąć? Z człowiekiem, z którym czuje się, że wszystko jest idealnie? Ale jednak przemoc jest? Czy to ja mam problem czy On również? Czy agresję można leczyć? Jak? Czy iść na terapię? Czego się na niej spodziewać? Bardzo proszę o poradę bo naprawdę nie wiem co robić.
Nie bagatelizuj tego. To nie wazne juz czyja to wina. Tak oboje macie i teraz musicie natychmiast z tym pojsc do specjalisty. Uwierz mi – za chwile moze sie okazac ze bedzie za pozno. Musicie sie z tego wyleczyc jakas metoda, ktorej ja nie znam. Inaczej dojdzie do tragedii. Nie wazne czyja to wina. Powiem w skrocie ze swojego doswiadczenia. W okresie wczesnego randkowania ze swoja partnerka nigdy nie bylo przemocy. Ale byly sytuacje niezrozumiale. Moja partnerka nie lubila kiedy ja krytykowalem, moze nieslusznie a moze slusznie – ale ona zadnej krytyki nie przyjmowala. Nasilalo sie to kiedy miala okres. Bylismy na wyjezdzcie i wtedy pod wplywem alkoholu doszlo do jakichs nieporozumien skonczylo sie tym ze zaczela mnie okladac rekami po klatce piersiowej. Nie dalem sie sprowokowac. Mialem cala klatke piersiowa posiniaczona a ona czerwone rece. Nastepnego dnia sie stroszylismy na siebie ale z uplywem czasu jak gdyby nigdy nic. Wrecz namietnosc – wtedy poczela sie nasza corka. To bylo 3 lata temu. Gdybym wiedzial… trzeba bylo uciekac gdzie pieprz rosnie. To byl bardzo wazny sygnal – do tej bijatyki nie powinno dosc mimo ze wtedy jej nie oddalem, po roku, dwoch zaczelo dochodzic do jakichs szarpanin, zapasow, rzucania przedmiotami, wbijania paznokci w czolo i twarz, grozenie nozem, grozenie ze mi wbije noz w serce, grozenie policja – ja sie wyprowadzalem ale sie nie wyprowadzilem, bo dziecko ktore kocham, moj slodki grosze, ktory teraz ma 2 latka. W skrocie – doszlo miedzy nami do takiej nienawisci ze od roku chyba nie bylo miedzy nami zadnego seksu. Na koniec w jakiejs przepychance nad dzieckiem zupelnie w nieszczesliwy sposob uszkodzilem jej luk brwiowy. Skora pekla jak skorupka jajka, pamietam ze tego poranka ona podniosla na mnie piesc z taka nienawisca, gotowa aby w kazdej sekundzie uderzyc… ale to ja popelnilem blad, jestem winny ze pozwolilem nam razem tkwic w tej zlej relacji w ktorej nikt nam nie pomogl a sami nie zdalismy sobie sprawy ze natychmiast jest potrzebna pomoc. Czuje sie winny tego wszystkiego. Zal mi nas jako rodziny i mojego dziecka. Koniec koncow ja mam problem kryminalny, zakaz zblizania sie do mojej partnerki na 2 lata i cos w rodzaju wyroku. Mimo tego ze przemoc w naszym zwiazku byla obopolna domena – dostalem niewspolmierna kare. Moze i slusznie… nie sprawdzilem sie i popelnilem o jeden blad za duzo… Uciekajcie od siebie albo powaznie leczcie… nie bagatelizujcie tego co sie dzieje.
Witam, mam problem, razem go w sumie mamy z moim chlopakiem. Jestesmy razem okolo 2 i pol roku. Nie jestesmy pelnoletni chociaz moj chlopak teraz na poczatku roku juz bedzie. Zaczelo sie od moich klamstw, najpierw nkewinnym i drobnych, takich jak liczba chlopakow ktorych mialam przed nim, balam sie ze go strace jak sie dowie, glupie, wiem… potem bylo powazniejsze, bo zaangazowalam kolege do tego klamstwa zeby potwierdzil moja wersje, a chodzilo o to ze tamten kolega pocalowal mnie w policzek i teraz wiem ze gdybym powiedziala o tym od razu to by nic sie nie stalo. Zawiodlam go tak kilka krotnie, potem wyniknal incydent z naszym wspolzyciem, nie bylo blony na co zareagowal ze nie byl moim pierwszym i ze napewno klamie (dodam jeszcze ze to bylo po 9 miesiacach jak bylismy razem i ciagnie sie do dzis dnia) jest na punkcie seksu bardzo wrazliwy. Potem wyszlo na jaw (co tez przed nim ukrywalam) ze wczesniej moich 2 poprzednich chlopakow … ,,sprawdzalo palcami gdzie mam punkt G” bardzo sie na mnie o to zdenerwowal i sie rozstalismy przez to po 2 latach. Teraz przez miesiace zawiodlam sie na przyjaciolce ktora chciala z nim uprawiac seks ”bo przeciez nie jestesmy razem” a doskonale wiedziala ze probuje naprawic swoj blad i chce go odzyskac. W koncu mi sie udalo, kochamy sie bardzo a od przyjaciolki sie odcielismy najbardziej jak tylko moglismy.
Niestety on nie ma teraz do mnie wogole zaufania. Bardzo szybko sie denerwuje przez co sa klotnie prawie codziennie. Doszlo do tego ze uwaza ze jestem dziwka bo kilka razy zdazylo sie ze od niego nie odebralam lub nie odpisalam mu od razu i napewno w tym czasie sie piepr*e z kims. Dodam ze moi rodzice sie zdradzali o czym on wie ale sa ze soba. Do tego nie pomagaja nam, bo uwazaja ze on nie jest dla mnie odpowiedni. Bardzo mnie to boli bo teraz zostalam sama, jesli sie klocimy to placze w poduszke i nie mam z kim porozmawiac.
Podczas klotni jesli mam odmienne zdanie niz on (czyli np ze nie jestem dziwka) to go rozwsciecza, wyzywa mnie, dochodzi czesto do podnoszenia reki, choc nie zawsze. Dowody juz mu nie wystarczaja, dla niego na 100% nia jestem i tyle. Wyrzuca mi ciagle podczas klotni ze on tyle dla mnie zrobil, tyle mi wybaczyl, a ja co, wszystko zawsze zle i zawsze go denerwuje i ze to wszystko jest przeze mnie. Czasem juz mam go dosc, gdy sie rozlacza to mowie sama do siebie ”a spieprzaj” i zaczynam plakac. Nie wiem co mam robic, gdy proponuje mu psychologa bo sobie nie radzi z nerwami slysze ze osoba ktora go do tegp doprowadzila nke bedzie mu teraz radzic co ma robic… to prawda, wczesniej taki nie byl, ale uwazam ze nie wszystko jest moja wina. Nie wiem jak mam mu udowadniac jeszcze ze nie jestem dziwka i ze go kocham. Staram sie robic wszystko zeby nie bylo z jego strony zadnych podejrzen, nosze telefon przy sobie wszedzie zeby odbierac i pisac zawsze, pisze mu o wszystkim co robie i gdzke z kim wychodze. (ewentualnie zakupy z mama albo do babci, bo nie mam takich kolezanek. Znajomych mamy wspolnych z ktorymi czasem umowimy sie w piatek na piwo) a mimo to i tak sie na mnie denerwuje i wszystko jest moja wina bo moglam wtedy nke klamac… :(
On wyznaje zasade ze jemu wolno wszystko, a mi nic… ”nie mam prawa po tym co mu zrobilam”.
Jak ja mam do niego trafic ? Kocham go i niejednokrotnie mu to powtarzam taka jak i to ze chce cos zmienic i nie chce tak zyc.
Mam metlik w glowie :(
Witam, mam problem z żoną. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Jest w stosunku do mnie agresywna, bije krzyczy, wyzywa grozi że mnie zabije albo że popełni samobójstwo. Wybucha z byle powodu np. Że długo wracałem z pracy lub czegoś nie kupiłem co się skończyło w domu. Bije mnie po głowie plecach ramieniu ciągnie za uszy lub szczypie w ramiona, czasem też kopie. Ostatnio pobiła mnie przy mojej mamie (która przyjechała się zająć nasza córka) z powodu tego ze nie u pilnowałem córki i się przewróciła (jej tłumaczenie było takie że byłem najbliżej). Żona powtarza ze mnie nie kocha i nie chce ze mną być. Sex nie uprawialismy od narodzin córki- zona nie ma ochoty.Staram się by dobrym ojcem i mężem. Z pracy wracam gotuje obiad sprzątam ale i tak cały czas słyszę ze jestem powolny. Czy to jest normalne? Co z tym zrobić? Nie wiem czy zona nie ma jakiejś choroby psychicznej, jest zła tylko dla mnie dla wszystkich innych osób jest serdeczna i miła. Na mnie się wyładowuje.
Uciekaj zanim dojdzie do tragedii. Sa kraje w ktorych za uderzenie zony idziesz do kibla na 16 godzin. Mozesz kiedys nie wytrzymac i jej przyfasolic zupelnie slusznie ale niestety robiac jej krzywde co juz bedzie przeciwko Tobie. Zobaczysz jak Ci sie przewinie w sekunde cala Twoja historia i dojrzysz ajki byles glupi bedac z Ta kobieta. Nie pozwol sobie zrujnowac zycia. Odejdz, zabierz dziecko.
przepraszam za literówki mam nadzieje ze to co napisałam bedzie do ogarnięcia
Witam! tagże mam problem w związku.jeśtesmy razem od 5 lat lecz znamy sie całe życie.szybko razem zamieszkalismy lecz problemy zaczely nam sie tworzyc jego problemy rodzinne i niektorzy członkowie zrobili ze mnie najgorszą on mnie nie bronil robiłam to sama o to były kłutnie że pozwala innym mnie obrażać nie chciał ze mna nigdzie wychodzić ale było inaczej bylismy blisko ale moja mama zachorowala i obowiązki opieki spadły na mnie pech nadal sie powiekszal ciągle coś sie psulo co powodowało że powstawały długi ja w tym wszystkim nie dawalam rady nie mialam wsparcia w rodzinie wszystko zaczelo krecic sie wokół opieki nad mamą ciagłe problemy z ojcem alkocholikiem psyhicznie nie dawalam rady nerwy z domu przenosilam na cgłopaka ciagle sie kluciliśmy ja chcialam księcia z bajki więc oczekiwałam wsparcia rozmów zechciałam też dziecka ale on nie powiedzial ze mósimy coś z tym zrobić to tak zabolało powiedzialam ze nie chcesz to ok i uderzylam sie w brzuch jakis czas temu poronilam a on jakby to olał ale gdy go zjechałam to przyjechał kłutnie wracały i potrafilam go uderzyć a on nic nie robił do czasu aż mi oddał chodziliśmy do psychologa i było lepiej nie umieliśmy od siebie odejsc ja chcialam wiele razy ale wracałam a teraz nawet nie mam gdzie pujść gdy bylo lepiej to raz w czasie malej klutni zrozumial ze chce sie wyprowadzic to polecial do pokoju i wywalił mi wqszystkie ciuchy był krzyk i szarpanie aż kopnełam krzesło i połamałam palec.miała wypadek samochodowy i obiecał ze wiecej szarpanin nie będzie psyholog powiedziala ze to jak on sie zachowuje to dlatego ze ja jestem agresywna wiec on zaczyna robic to samo i byl spokuj po wypadku na 8 miesięcy ąz znow jakas klutnia i szarpanie duszenie mnie że mam sioe zamknąć bo mnie zabije teraz w maju tak mocno mną pchnoł na sciane ze mialam siniaka zrzucił mnie w łóżka potem znow przeprosiny i spokuj aż do dnia z przed dwóch tygodni kiedy ja mialam wypadek zero reakcji ja już płacz itd chcialam rozmawiac ale on ciagle jest zmęczony codziennie od dwoch tygodni ciągle sie kłucimy to ojciec mnie wyzywa to brat to on ze szkoły nie skoncze ze mało zarabiam ze marudze.sex uprawiamy dwa razy w miesiącu bo mu sie nie chce to mu dogryzam a on wczoraj aż żucał co mu w rece wpadnie kazał mi wypieprzać chwycil mnie za szmatyi pchał za drzwi potem dalej krzyk i mna potrząsnoł a potem przytulił.wieczorem powiedział ze ma dość bo sa długi on zasowa dzien i noc nic sobie kupic nie moze ze wszystko kreci sie wokul mnie i mamy i ze nawet nie może odpocząć ale ja już nie daje rady ciągle tego znosić co mam robić????pomocy
Nie wiem z jakiej szkoly psychologii Pani jest ale ludzie sie juz od 3-ego roku zycia praktycznie nie zmieniaja, chyba ze na gorsze. To ze edukuja sie niczego nie zmienia ze zostali uksztaltowani kiedy rozwijaly sie obszary mozgu odpowiedzialne za kluczowe cechy charakteru. Dlatego jesli male dziecko w tym czasie nie otrzyma jakiegos wzorca to potem juz tego nie nadrobi psychoterapia. Moze ciezka praca zauwazyc ze cos jest nie tak ale nie zmieni to faktu ze bedzie kaleka. Rozumiem ze jesli pomaganie innym ludziom staje sie biznesem ciezko jest oddzielic dawanie nadzieji od dawania swiatla. Podaruj ludziom droge, nieche nie klucza po oplotkach,zagajnikach i pustych polanach tracac kase. Niech uciekaja i wybiora wolnosc, nie mozna ludziom rzucac kol ratunkowych. Po wyratowaniu znowu popelniaja te same bledy, Zeby je zobaczyc i zrozumiec musze sie unurzac we wlasnych problemach do poziomu zera. A i wtedy moze nieliczna garstka cos z tym zrobi. Wiekszosc ludzi nic nie zmienia. Starzeja sie tylko a przy tym wychodza te rzeczy z powrotem.
Witam, nigdy nie szukałam pomocy w internecie, bo zawsze próbowałam uporać się z tym problemem sama, ale po przeczytaniu waszych
Postów stwierdziłam, ze warto napisać publicznie o mojej sytuacji, być może ktoś mi coś doradzi. Zatem mój chłopak jest starzy ode mnie o prawie 9 lat, jestem z nim w związku od lat 2. Na początku było naprawdę cudownie,pracowałam razem z nim był ciepłym.miłym facetem lecz z biegiem czasu powoli się to zmieniło, prowadzi lewe interesy, zarabia dużo pieniędzy. Mieszkaliśmy razem we wspólnym mieszkaniu prawie rok czasu i od tego momentu zacząl się mój koszmar. Ja nie pracowałam, on wracał bardzo późno do domu, gdy chciałam porozmawiać o całym dniu, krzyczał na mnie, żebym dała mu spokój, wiem, ze ma dużo problemów i również z tego powodu może wynikac jego zachowanie, ale przecież nie mogę sobie wiecznie tego tłumaczyć w ten sposób. Pewnego razu doszło do bardzo dużej kłótni, powiedział ze mnie utrzymuje a ja nic nie robie-jego zdaniem zajmowanie się domem to nic nie robienie,zawsze miał wszystko gotowe, przysłowiową kawę na ławę-nie powiem, bo bardzo często spędziliśmy bardzo miłe chwile, gdy się upił nie był agresywny, nigdy mnie nie uderzył, ale gdy dochodziło do kłótni, oczywiście gdy był trzeźwy padały różne obelgi, ze jestem nikim, świnia i jak będę chciała to zaraz może mnie przyprowadzić do porządku. Wtedy w mojej głowie zaczęły się przemyślenia, dlaczego w ten sposób mnie traktuje. Po kilku miesiącach wyprowadziłam się z mieszkania do rodziców, ale za kilka dni poprosiłam go o spotkanie i wtedy to był mój największy błąd. Myślałam, że się zmienił, owszem przez pierwszy tydzień było ok, lecz później wróciło do normy jego zachowanie. Przed swoimi znajomymi mnie wychwalal, ale też zdarzały się sytuacje kiedy on pił a ja miałam był za kierowcę, kilkakrotnie odmówiłam jazdy do sklepu po wódkę, a wtedy przy znajomych zaczął mnie obrażać. Mój facet, jest typem, który nigdy pierwszy nie zadzwoni, nie przeprosi zawsze robiłam to ja, ale teraz powiedziałam dosyć, gdy przed swoim kolegą mnie strasznie upokorzyl, zauważyłam że lepiej traktuje jego niż mnie. Nie potrafi okazywać uczuć, chyba że bardzo czegoś chce, jakąś przysługę, ja już go poznałam, najgorsze jest to, ze ja go strasznie kocham, ale przecież kolejny raz nie mogę się kompromitowac i kontaktować się z nim, nie mam z nim kontaktu od 3 dni, na razie daje sobie radę, ale gdy pomyślę w jaki sposób on mnie potraktował, mam w środku niesamowita złość!! Nie mam zamiaru jako pierwsza wyciągać ręki, zresztą czy taki człowiek może się zmienić? wątpię, powiedział ze jest jaki jest i się nie zmieni a na tyle go znam, ze teksty typu- bo Cię za chwile pier… w łeb, to mam potraktować jako żart- jak dla mnie jest to nienormalne zachowanie. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam m
@ Karla
tu masz przykład na to jak ważną emocją jest złość. To złość pokazuje Ci gdzie są Twoje granice, bez niej bardzo trudno dbać o siebie. Dzięki tej złości po raz pierwszy “uparłaś się aby nie wyciągać ręki pierwsza”. Nie wiem czy jeszcze trwasz przy tym postanowieniu, być może nie, bo złość jak każda emocja nie trwa długo. Wystarczy, że trochę się zmieni sytuacja, oddalisz się na chwilę i złość Ci minie. Dlatego trudno być konsekwentną kiedy decyzje opierają się tylko na emocjach.
Do tego aby wytrwać w jakimś postanowieniu potrzeba świadomości tego, jaki jest mój cel, czego potrzebuję i co jest dla mnie ważne.
Przydałoby się odpowiedzieć na pytanie jakiego związku potrzebujesz, jakie rzeczy są dla Ciebie najważniejsze i jak na tym tle prezentuje się Twój związek. Czy te dwa lata waszego bycia razem wzmocniły Cię, czy zbliżyłaś się do sytuacji życiowej w jakiej chciałabyś żyć. Czy oddając temu mężczyźnie kolejne lata życia działasz na swoją korzyść, dbasz o siebie czy raczej siebie niszczysz?
Pomyśl o tym jak JEST w tym związku a nie jak mogłoby być gdyby on się zmienił.
Ludzie potrafią się bardzo zmienić ale do tego potrzeba nie tylko ich woli zmiany ale też determinacji, poczucia, że ta zmiana jest naprawdę konieczna, a także robienia czegoś konkretnego, żeby zmiana mogła realnie zaistnieć. Jeśli ktoś tego nie ma, raczej, radykalnie się nie zmieni.
witam
mam od ok 5 miesiecy problem z mężem i nie wiem co robić !!!
Mąż zrobił się oschły , lekcewazy mnie ! zaczoł ciągle mi sugerować ze są lepsze odemnie! mieszkamy na stancji i mieszka z nami dziewczyna … od kiedy się wprowadziła mąż zaczoł ciągle kombinowac , ciągle sie wraca pod pretekstem . wie wszysto kiedy jest i kiedy jej nie bedzie i nie wiem skąd… pokazuje jej ciągle cicho (i nie mam zielonego pojęcia o co chodzi ) kiedy sie zapytam wypiera sie tej sytuacji a dokładnie wiem co widziałam ! zaczoł nie odbierac telefonu i nie oddzwaniać ciągle wymusza na mnie zebym zaspokajała jego zachciewajki! zaczoł wydzielac mi pieniądze i ciagle robi wszystko zeby trzymac gotówke !! po wypłacie nie daje mi pieniędzy musze sie o nie dopominac prosic !! idac ze mną na miescie usmiecha sie do kobiet i puszcza im oczka ( po zapytaniu po co to robi – wypiera się ) ciągle kłamie ! Zaczoł sie drzec na mnie bez powodu .. mowi cos a potem drze sie. co bym nie powiedziała to ciągle słysze ze się przypierdalam i to dlatego jest zle . Nie jestem z nim szczęśliwa, chciała bym od niego odejść ale chyba nadal go kocham. Planowaliśmy razem wyjazd za granice – nastepnego dnia mówi do mnie pojedzie sam – bo chce odemnie odpocząć ! Podczas oglondania wspólnie filmu ciągle nawija zobacz jakie dupy grają ! wywiera na mnie straszną presje zrobiłam się strasznie nerwowa . ciągle obiecuje ze już nie bedzie rano wstaje i robi to samo! wini mnie za wszystko co sie stanie – wszystko co nie wychodzi lub się nie uda to moja wina! w sklepie jak coś mi się podoba a jemu nie – mowi nie kupie ci tego bo mi sie nie podoba! Wiecznie ma pretensje ze wydaje zadużo pieniędzy! nie wiem co jest przyczyną tej zmiany ale mam tego dość poprostu! PROSZĘ O RADE CO ZROBIC !!!
zapomniałam również dodać ze podczas pracy w pizzeri ciągle usmiechał sie do pracownic kiedy tylko sie odwróciłam ! widziałam wszystko w szybie – równiez sie tego wypiera.
moja matka i ojciec informuja go o wszystkim co robie !!!po tej całej sytuacji co opisałam wrociłam do rodziców, chciałam iść do pracy i rodzice się zgodzili zostać z mojim syne jednak kiedy tylko odezwie się ktoś na wysłane przezemnie cv rodzice zmieniają zdanie i każą zająć mi się domem i dzieckem . miałam duzo przyjaciół w chwili obecnej nikt się do mnie nie odzywa i nie wiem jaka jest tego przyczyna!! Wszystko co powie tak ma być ! Ostatnio miał zaprowadzic syna do szkoły – rano jak wstał zaczoł kombinowac ze dzisiaj jedzie autobusem i nie da rady ! Wydaje mi się że chce mnie zdominować i wyrobić zazdrość lub poprostu zdradza MNIE ! PROSZĘ O RADĘ jak mam postępować bo naprawde brak mi sił i nie wiem co robić.
spotykałam sie z nim i myślałam o nim 5lat bił mnie pięściami raz po pośladkach i rękach potem za każdym razem po twarzy pluł na mnie straszył że potnie mi twarz obieraczką, pokazywał nóż,uciekłam na balkon,uderzył raz w brzuch nie mogłam oddychać, dusił, potrzasał uderzając moją głowa o podłogę i o ścianę wyzywał tempa bula suka idiotka dziwka. Po biciu przepraszał że wiecej tego nie zrobi ja wierzyłam ale teraz 10 maja gdy uderzyl mnie w twarz bo wypominał co mu zrobiłam w przeszłości zrozumiałam że to nigdy sie nie skończy cały czas miałam myśli samobójcze,napisałam mu ostatniego smsa: ‘wole umrzeć niż być bita i ponizana całe życie’
pociełam nożyczkami karte do komórki i wyrzuciłam do zsypu na smieci i mam nowy numer,.Każdego dnia powtarzam sobie ze to byla dlamnie nauka czym jest przemoc,ona nigdy sie nie kończy tylko sie nasila
Witam. Mam taki problem,że mój narzeczony kiedy jest pijany (ja 25lat,on 32) przypomina sobie o moich byłych partnerach zaczyna wyzywać mnie od szmat,dziwek itp… kiedy się odzywam rzuca się na mnie i zaczyna dusić tak,że nie mogę złapać oddechu,wyrywam się a on wtedy zaciska ręcę coraz mocniej.Zaczynam płakać i się bronić szczypiąc go z całej siły,bo nic innego zrobić nie mogę. Wtedy zaczyna się walka pomiędzy nami. Ja się wyrywam zaczynam go gryzc nawet do krwi żeby tylko się obronić a on zaczyna mnie bić nawet po twarzy. w pewnym momencie wzbudza we mnie taką agresję,że zaczynam mu z całej siły oddawać choć i tak on jest silniejszy. Zaczynamy bić się nawzajem. To chore ale nie potrafię tego przerwać,bo on najpierw przeprasza a potem zgania winę na mnie,że to ja go sprowokowałam.Taki sam scenariusz powtórzył się kilka razy. Nie wiem co robić… Proszę o pomoc.
Bardzo trudno jest podjąć decyzję o rozstaniu, gdy jest się rodzicem. Nasz syn jest bardzo związany z ojcem, niestety tenże ojciec wyrządził mi niejedną przykrość. Zaszły między nami trudne i bolesne sprawy. Za wiele biorę odpowiedzialność, ale to nie usprawiedliwia postępowania męża, który potrafi mi powiedzieć, że nie jestem u siebie, którego rodzice odmawiają mi zameldowania, choć jestem pozbawiona jakiegokolwiek innego (tak, jestem formalnie bezdomna). Niestety, wybór tego akurat mężczyzny to mój życiowy błąd. Mąż skąpi mi czułości, potrafi odpowiedzieć, że nie ma czas mnie przytulić, gdy o to proszę, podkopuje moje poczucie wartości. Fizycznej krzywdy mi nie robi, ale bardzo rani psychicznie. A ja boję się panicznie rozbicia synowi rodziny i daję się traktować jak szmata:(.
P.S. Chyba powtórzyłam czyjś pseudonim. Przepraszam za tę nieuważność
P.S. 2 Syn ma 7,5 lat.
Nie mogła bym być z kimś kto mnie uderzył choćby raz…
Nie wiem co robić… Jestem w związku prawie 2 lata, mieszkamy razem i planujemy wspólną przyszłość. Nasz związek jest pełen pasji i namiętności, ale co z tym idzie -nasze kłótnie przypominają wybuch bomby atomowej. Zwykle mój partner na mnie krzyczy i obraża mnie, ogólnie jest on wybuchowy i bardzo łatwo się denerwuje. Ponad rok temu uderzył mnie w trakcie kłótni. Bardzo tego żałował i taka sytuacja się więcej nie powtórzyła. Niestety dziś zrobił to ponownie i to ze zdwojoną siłą. Powiedział przy tym, że na to zasłużyłam i mogę winić wyłącznie siebie. Po tych słowach doszłam do wniosku, że najlepiej jest się rozstać albo przynajmniej zrobić przerwę. Problem w tym, że dużo nas łączy i ciężko mi z myślą,że nasze plany legną w gruzach. Przed chwilą przyszedł powiedzieć, że jest świadom powagi sytuacji i faktycznie zabrnął za daleko i uszanuje każdą moją decyzję… Będę wdzięczna za każdą radę.
@Magdalena
Tu nie ma co radzić – podjęłaś decyzję dość zrozumiałą w tej sytuacji. Fakt, że ta decyzja boli jest też czymś naturalnym i oczywistym. Nie może nie boleć jak się kończy ważna relacja w życiu. Coś ważnego was łączyło i coś innego równie ważnego was rozdzieliło. Trudno oczekiwać od siebie spokoju i zadowolenia.
To, co zwraca moją uwagę to słowa:”jest świadom powagi sytuacji i faktycznie zabrnął za daleko i uszanuje każdą moją decyzję…” – wygląda tak jakby był gotów przyjąć Twoje decyzje ale nie był gotów na to, aby podjąć swoje decyzje odnośnie “zabrnięcia za daleko” czyli jakiejś pracy nad sobą.
Tylko mój mąż nigdy nie przeprasza…bije popycha wyzywa i to ja jestem winna bo go sprowokowałam…dziś wszystko widział nasz syn uciekł ze strachu…nie wiem co ma zrobic
Witam serdecznie, problem z moim partnerem zaczął się wkrótce po tym ,gdy postanowiliśmy razem zamieszkać. Jest z innego kraju i to ja wszystko musiałam porzucić(rodzinę, przyjaciół, pracę). Na początku mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza iż obiecywał wsparcie itp. Jego rodzina była zazdrosna, że on troszczy się bardziej o mnie niż o nich(jest najstarszy z rodzeństwa-choć wszyscy pełnoletni..) i zaczęła robić nam problemy np. jego matka z soistrą zgłosiły na policję, że zostały przez nas pobite, choć to nigdy nie miało miejsca, więc odcięliśmy się od i przeprowadziliśmy z dala od nich 600km. Zaczęły się kłótnie między nami, że on tyle dla mnie poświęca, jakby zapomniał, że to ja wszystko musiałam zostawić na innym kontynencie. Do regularnych wrzasków i wyzywania mnie dołączyły się popychania a gsy mnie w końcu uderzył, nie wytrzymyłam i postanowiłam mu oddać. Wtedy przy każdej awanturze zaczął mnie bić mocniej a raz nawet przyłożył mi nóż. Oczywiście za każdym razem mówiłam, że nie dam się tak traktować i pakowałam walizki a on przepraszał i obiecywał poprawę. Tak przez kilka miesięcy. Trudno było mi uwierzyć w to, iż ktoś może być tak czuły i kochający a chwilę potem wyzywać, mówić, że mnie nienawidzi i żałuje, że mnie spotkał a po chwili, że wcale tak nie myśli, że wszystko mówił w nerwach (oczywiście zawsze moja wina, bo ja zamiast go uspokoić to się przeciwstawiam). Chyba za bardzo go kochałam i trudno mi go było zostawić. Wierzyłam w poprawę i jego miłość do mnie. Od ostatniego uderzenia minęło już kilka miesięcy i jest lepiej, niemniej jednak, gdy tylko coś go zdenerwuje,nawet sytuacja nie związana ze mną od razu wybucha i krzyczy na mnie rzucając przedmiotami o ścianę. Mówię otawrcie “Nie krzycz na mnie. Idź ochłonąć, uspokój się a wtedy porozmawiamy.” Odchodzę,on dalej krzyczy a ja milczę czekając,aż burza minie. Widzę poprawę, jednak to co jest mnie nie satysfakcjonuje. Co mogę zrobić? Nie chcę dłużej słyszeć, że jego nerwy to moja wina, bo go o coś zapytałam jak był zdenerwowany. Nie chcę słyszeć przeprosin, którenic nie znaczą. Do tego wszystkiego denerwuje się jak wychodzę sama z domu. Argumentuje to moim bezpieczeństwem, jednak jest to bezpieczne miejsce a ja sama mieszkałam tu, pracowałam, jeździłam samochodem zanim zamieszkaliśmy razem.. Teraz siędze w czterech ścianach, czekając aż on łaskawie znajdzie czas. Może nie powinnam, ale jak mam tego wszystkiego dość mówię mu, że jego miłość jest toksyczna.. Zastanawiam się dlaczego nie mogę go zostawić, dlaczego mi tak na nim zależy skoro on tak się zachowuje. Zawsze byłam silną osobą i każdego innego zostawiłabym, po pierwszym takim incydencie czy próbie uzależnienia mnie od siebie, jednak zawsze daję mu kolejną szansę. Do tego, pomimo poprawy zawsze się martwię, czy kiedyś mnie znowu nie uderzy. Jak mówię o swoich obawach, to odpowiada mi, że nie powinnam wspominać o przeszłości, bo to było kilka miesięcy temu a teraz się poprawia.. Czy to ze mną czy z nim nie tak? Proszę o pomoc. To już trwa ponad rok i nie wiem co robić..
Mam problem, ale chyba nie zdawałam sobie tylko z tego spraw, że jest aż tak nasilony. Z moim chłopakiem jestem już od ponad 5 lat. Kocham go bardzo. Naprawdę jest dobry dla mnie, czuję że on też mnie kocha. Jednak w naszym życiu ostatnio stało się coś złego, jego rodzice zakazali mu się ze mną spotykać. Stracił dużo..kasę, samochód, wszystko mu zabrali. Ale on wybrał mnie. Widziałam jak cierpi, bo chociaż jego rodzice tak go potraktowali to on i tak ich kocha. Dodam tylko, że tego uprzedzenia z ich strony do nas jako do pary nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Nie znają mnie i nie mogą nic do mnie mieć, po prostu przyzwyczaili się do tego, że będą kierować w nieskończoność jego życiem, bo jest najmłodszy z rodzeństwa. Nie będę się teraz rozpisywać, ale nie raz matka wpędzała go w taki dołek, że trudno nawet to opisać. Ostatnio się pokłóciliśmy ze sobą. Ja byłam trochę pijana i zaczęłam mu wszystko wyrzucać, on strasznie chciał wyjść w domu się uspokoić, ale ja zaczęłam go powstrzymywać bo bałam się, że coś może się stać głupiego. Zaczął walić głową o ścianę, tak jakby chciał stracić przytomność. Miał jakby napad agresji i wszystkiego. Na następny dzień to się powtórzyło, rozmawialiśmy normalnie, grzecznie, a potem on zaczął walić pięścią po szafkach, a później po swojej twarzy, myślałam, że go nie powstrzymam. To była najgorsza chwila w moim życiu. Nie wiem, co robić, nie wiem do końca co się z nim dzieje. Domyślam się, że to było spowodowane przez tą sytuację z rodzicami, nagromadziło się i tyle, ale ja naprawdę zaczęłam się o niego strasznie bać. :( Tak Mocno go kocham, jak mu pomóc. jak o tym rozmawiać?
Witam mam 46 lat moj maz jest obecnie za granica od ponad 3 lat pracuje tam ja jezdzilam do niego ale od ponad roku juz nie bylam tam on byl w Polsce na urlopie 5 tyg bylo okropnie upijal sie a potem chcial zebym uprawiala z nim seks nie chcialam bo jak isc z pijanym do lozka pozniej jednak to zrobilam zeby miec spokuj ale on i tak zle mnie traktowal teraz przez skeypa wyzywa mnie od kurwy mam juz tego dosyc bo przez cale moje malzenstwo ciagle slyszalm ze jestem kurwa nic nie warta i nie mam nigdy racji glupia zdzira psychicznie chora itd. itp.mam juz dosyc tego zwiazku nie chce z nim byc ale musze bo on mnie utrzymuje a ja nie mam pracy i ciezko zebym ja dostala prosze o pomoc co robic i wspolczuje tym kobieta ktore przechodza przez to pieklo .Malgosia
Witam!
Mam 22 lata i jestem osobą agresywną wobec swojej partnerki kiedyś było inaczej byłam spokojna opanowana i umiałam rozwiązywać problemy przez rozmowę, ale niestety od jakiegoś czasu nie umiem jestem wybuchowa agresywna bije wyzywam, a jak ochłonę to zaczynam żałować co zrobiłam i staram się to jej wynagrodzić coś jej kupując, wiem że to nie jest wyjście bo znów robię to samo od nowa ale nie panuj nad tym to jest impuls którego nie chce. Za każdym razem po takiej sprzedce z użyciem siły ja płaczę błagając ją o wybaczenie nie zawsze mi odrazu wybacza ale w końcu wybacza.
Chciał bym to zmienic móc z nią rozmawiać ,śmiać się, wygłupiać, żartować zawsze anie tylko wtedy gdy nie jestem agresywna.
Co najgorsze to widzę że jestem coraz bardziej agresywna i coraz mocniej biję zaczynam sie sama siebie bac.
Potrzebuje pomocy ale nie wiem gdzie jej szukać zależy mi na mojej dziewczynie i kocham ją i nie chce jej stracić i wiem że dla niej chcę sie zmienić by było jak dawniej jak sie tylko poznałyśmy.
cyt: “Oznacza to, że sytuacja przemocowa się nie zmieni, jak osoba ją stosująca, nie podejmie głębszej pracy nad sobą (nad zmianą swoich przekonań i nad wytrenowaniem umiejętności radzenia sobie z emocjami “.
ponieważ jestem agresywnym partnerem po 14 latach w związku, chciałbym zapytać,czy fragment ten można interpretować w ten sposób, że podejmując terapię i wykonując ciężką pracę jest szansa na normalne funkcjonowanie? jestem świadomy swojej agresji, wstydzę się jej i obwiniam za praktycznie koniec mojego związku, jestem świadomy co robiłem i niestety mam lęk, że agresja ta mimo ciężkiej pracy i tak kiedyś wyjdzie,wystarczy raz nie skontrolować emocji aby wróciły lęki mojej partnerki. A nie chcę dalej jej krzywdzić, chcę być nadal z nią,kocham ją ( chociaż myślę, czy to miłość z mojej strony, że gdybym kochał to tak bym się nie zachowywał )ale zastanawiam się, czy walcząc o jej miłość nie robię jej po prostu krzywdy…
@M
w odpowiedzi na różne życiowe sytuacje, można reagować na wiele różnych sposobów – agresja jest jednym z nich. Jednak za każdym razem nie rozpatrujemy wszystkich możliwości tylko reagujemy wg. wyćwiczonych schematów. Uczymy się jakiś określonych zachowań i powtarzamy je w różnych sytuacjach. Dzięki temu możemy reagować szybko, automatycznie, bez głębszego namysłu, ma to swój sens. Jednak czasem odkrywamy, że nasze schematy nie są użyteczne, a czasem wręcz szkodliwe. W takiej sytuacji zawsze możliwa jest zmiana, bo zawsze możemy nauczyć się nowych zachowań. Warto jednak wiedzieć, że nowe, zanim staną się automatyczne, będą wydawać się czymś mało naturalnym i nieoczywistym. Nie zawsze się uda zachować po nowemu i przez jakiś czas stare zachowania będą się powtarzać. Potrzeba czasu, determinacji i wytrwałości aby nie zniechęcać się przy nieudanych próbach zmiany. Czasem potrzeba pomocy z zewnątrz aby móc znaleźć swoje nowe schematy i odpowiedzieć sobie na pytanie jak to zrobić (np. jak zachować spokój wobec czegoś co wydaje się jawną prowokacją, albo jak wyrażać swoją uzasadniona złość i nie stosować przemocy). Na tej stronie >>> może Pan znaleźć informacje o pomocy dla osób stosujących przemoc.
Witam. Czytając wasze komentarze wiem, że nie jestem sama. Do tej pory w sumie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mam 27 lat i jestem w związku od 5 lat. Przez pierwsze 3 lata myślałam, że moje marzenia się spełniły, o miłości i tak dalej. Teraz ten szczęśliwy czas wydaje się tak odległy… Nie wiem dokładnie kiedy to wszystko się zaczęło. Byliśmy szczęśliwi i nagle wszystko się zmieniło. Małymi kroczkami doszliśmy do stanu, w którym nie da się żyć. Zaczęło się od zazdrości. Nagle zaczęło mu przeszkadzać, że mam swoich znajomych i tak długo mnie męczył aż zerwałam wszystkie kontakty. Razem pracujemy w restauracji. Cały czas mnie obserwuje i jak tylko ktoś się do mnie odezwie to wyzywa mnie od dziwek, szmat itd. Gdy pierwszy raz mnie udeżył nie mogłam w to uwierzyć. W sumie nic mie zrobił ale potem jeszcze kilka razy podrapał mi twarz lub wykręcał ręce. Pamiętam jak raz odwoziłam znajomego siostry po drodze do pracy, jechał za mną swoim samochodem, zatrzymał się i czekał na mnie. Wsiadł do mojego samochodu i zapytał “fajnie było ty kurwo?” i zaczął mnie bić pięściami po twarzy i rękach. Potem po prostu wyszedł i pojechał. A ja zostałam sama z zapuchniętym okiem i koszulą zalaną krwią z nosa. Kiedyś przepraszał gdy mnie pobił a ja myślałam, że on żałuje, teraz już nawet nie przeprasza, mówi, że go sprowokowałam i że to moja wina. Jeśli jadę do miasta muszę mu dokładnie powiedzieć do jakich sklepów pójdę po kolei i muszę się trzymać kolejności bo jak się przez przypadek wygadam, że wróciłam do jakiegoś sklepu albo nie trzymałam sie kolejności to zaczyna mnie wyzywać i mówi,że kłamię i mam coś do ukrycia i na pewno nie byłam w mieście tylko ktoś mnie pie….ł. Już nie wiem co robić. Nawet nie mam prawa się odezwać i broń Boże podnieść głosu bo znów będzie mnie bił. Ale nie mogę tak po prostu odejść bo się go boję. Nie wiem co mógłby zrobić. Ale chcę odejść i zapomnieć o tym przez co przeszłam, o tych podbitych oczach i sinych rękach. Tylko jak to zrobić??? Jak ratować te strzępy mojej godności??? Co mam zrobić? Pomóżcie!
@sonia
Piszesz, że boisz się odejść a z drugiej strony nie wiesz co on mógłby zrobić. Może więc zacznij od tego aby nazwać dla siebie, to czego się boisz i pomyśl jak można przeciwdziałać takiemu zagrożeniu. Dopóki nie wiesz czego się boisz, nie możesz nic zrobić a lęk sprawia, że jesteś w stanie zgodzić się na wszystko. Pytasz jak ratować strzępy swojej godności – nazwij tę swoją godność, sprawdź co Ci zostało, czego jeszcze nie oddałaś. Pomyśl o tym, jak możesz zadbać w swojej sytuacji o to co jest. Myślę, też, że bardzo pomocna mogłaby tu być grupa wsparcia np taka jak opisana na stronie: http://ekalinowska.pl/internetowa-grupa-wsparcia-przemoc możesz też uzyskać bezpłatną pomoc zarówno psychologiczną jak i prawną w Stowarzyszeniu Niebieska Linia
Witam
To dla mnie bardzo trudne….ciężko mi o tym pisać
Czytając wypowiedzi i opinie napotykałem tylko na przypadki,kiedy to
facet stosuje przemoc wobec kobiety,a w moim przypadku jest odwrotnie.To
kobieta, z którą jak mi się wydawało łączyło mnie jakieś uczucie
stosuje wobec mnie przemoc psychiczną.Nie ma sposobu moim zdaniem na
zakończenie tej znajomości.Podam pare przykładów:szarpanie i wyzywanie
w centrum miasta w obecności ludzi,grożenie wybiciem szyb w
oknach,nachodzenie w domu,kontrolowanie,wymuszanie spotkań,wygrażanie
jeśli nie odbieram telefonu lub jeśli nie odpisze na sms,robienie mi
awantur w moim miejscu pracy.Mógłbym wymieniać jeszcze wiele
przykładów.Nie ma już od dawna nic między nami,a ona nie
odpuszcza.Przecież nie zmusi mnie do niczego siłą!To nie żarty!Już
sobie z tym nie radze!To bardzo uciążliwe,a jej groźby mnie
przerażają!Prosze o pomoc i porade
ps. adres Mail jest od siostry…
Andrzeju,
czy czujesz się gorszy od kobiet, które nękane są przez mężczyzn? Fakt przemocy to po prostu fakt, bez względu na to kogo dana sytuacja spotyka. Nie ma co się poddawać i należy szukać rozwiązań.
Najwidoczniej to problemy ma ze sobą ta właśnie kobieta. Ale też i nie ma sytuacji bez wyjścia. Czy tak łatwo jej dostać się do Twojego zakładu pracy? Nie ma tam ochrony? Może ktoś powinien zatrzymać awanturnicę przed drzwiami? Może należy wziąć sobie urlop i wyjechać na tydzień albo dwa i odetchnąć. Do przewietrzonej głowy pomysły i spokój wchodzą najlepiej.
Ta osoba wyraźnie gra na Twoich emocjach i strachu, że coś rzeczywiście zrobi. Jeśli zbije okno, to co? Świat się nie zawali, będzie zbite. Najwyżej zostanie pociągnięta do odpowiedzialności za wandalizm.
Ignoruj ją. Nie daj się zastraszyć, bo to na nią działa jak lep na muchy. Ma wtedy nad Tobą władzę. Powiedz jej wyraźnie “DAJ MI SPOKÓJ” i nic więcej. Nie otwieraj jej po prostu drzwi, nie odpisuj na smsy i nie odbieraj telefonów. Głowę dam, że z nerwów dajesz się jej sprowokować. Nie chodź po ulicy sam, szukaj towarzystwa. Jeśli będzie Cię nachodzić w domu – zadzwoń w końcu na policję… Skoro piszesz od siostry, z pewnością Twoja rodzina będzie w stanie ująć się za Tobą i Cię wesprzeć.
Najtrudniej będzie Tobie poradzić sobie ze swoją męską dumą i tak na prawdę tu chyba tkwi największy bloker w rozwiązaniu Twojego problemu.
Trzymaj się i uszy do góry!!
Pozdrawiam
@Andrzej
Andrzeju napisałeś :
Ciekawa jestem jak to rozumiesz – do czego ona nie może Cię zmusić siłą? Gdzie jest obszar Twojego wpływu w tej relacji?
Zastanawiam się, też jak to jest możliwe “technicznie” – jeśli się z nią nie spotykasz, nie dzwonisz i nie piszesz smsów to jak ona może wygrażać Ci jeśli nie odbierzesz telefonu i kontrolować Cię.
chyba i ja potrzebuję pomocy
, nie wiem do ogo sie z tym zgłosić…
chce się uwolnić z toksycznego związku. facet z którym jestem jest furiatem, raz podniósł ne mnie rękę (wg niego oddał mi, po tym jak go spoliczkowałam) ale teraz krzywdzi mnie w inni sposób: poniża, wyzywa, pluje, szarpie kiedy tylko ktoś lub coś wyprowadzi go z równowagi. zrobił też cos o czym wstyd mi tu pisać ale co bardzo mnie poniżylo….
przeprasza ale robiąc to mówi:no bo mnie sprowokowałąś, trzeba było siedzięc cicho itp. spakował się właśnie i wyszedł ale ja boję się że sama będę go prosiła, żeby wrócił…
bo nie wyobrażam sobie, życia bez niego
Betty!!!
Ciesz się i niczego nie bój!! Dasz radę. Do czego był Tobie potrzebny, skoro nie wyobrażasz sobie życia bez niego? Do poniżania, wykorzystywania i wyżywania się?! I co to niby znaczy, że go sprowokowałaś? Zrzuca odpowiedzialnosć za brak panowania nad sobą na Ciebie? Żeby tylko pozbyć się wyrzutów sumienia? Takie rzeczy to w piaskownicy, a taki pan to powinien zastanowić nad leczeniem agresji i nauką kontrolowania emocji.
Co do Ciebie… zapomniałaś chyba o GIRL POWER!! W nas kobietach drzemie niesamowita siła, którą trzeba tylko z siebie wydobyć. Wiesz co zrobiłam po uwolnieniu się z toksycznego związku? Zmieniłam wystrój mieszkania, pomalowałam pokój i zbiłam szafę, A CO!! Ja nie dam rady? I do czego taki ktoś potrzebny?
Kiedyś znajdzie się ten, który na Ciebie zasłuży. A teraz pamiętaj – JESTEŚ WARTOŚCIOWĄ KOBIETĄ I NIKOMU NIE WOLNO WCHODZIĆ W TWOJĄ INTYMNĄ STREFĘ JEŚLI NA TO NIE POZWOLISZ, ANI NIKOMU NIE WOLNO CIEBIE OBRAŻAĆ!!
Nie daj się!! Rozejrzyj się dookoła, bo nie jesteś sama!!
Powodzenia :)
@Betty
Dobre pytania zadaje Magdalena – “nie wyobrażasz sobie życia bez niego” – czyli bez czego?
Piszesz o poniżeniu, o różnych formach przemocy i jednocześnie stwierdzasz, że będziesz go prosić aby wrócił.
Czyli co przemoc i poniżenie nie jest dla Ciebie takie ważne, można Cię poniżyć i nie przeprosić? Ty go będziesz prosić o powrót?
Pomyśl jakie to może mieć dla niego znacznie, jak on odczyta ten komunikat jaki wyślesz w swojej prośbie o powrót.
Mówisz mu “nic się nie stało, jesteś dla mnie tak atrakcyjny, że te incydenty nie mają znaczenia i chce być z Tobą, jesteś taki fantastyczny, przemoc to drobiazg wobec Twojej wspaniałości. ”
Chcesz mu pokazać, że nie musi się zmieniać. Być może też przemówiło do Ciebie tłumaczenie, że to Twoja wina, bo go prowokujesz.
Jak on wróci historia się powtórzy, ale wtedy usłyszysz “sama chciałaś, więc nie czepiaj i siedź cicho, nie będziesz prowokować to nie oberwiesz”
Jeśli taka wizja związku nie podoba Ci się możesz zacząć wyobrażać sobie “życie bez niego”
Możesz też skorzystać z pomocy w ramach internetowej grupy wsparcia “Przemoc”
Jestem wolna!! Wy też możecie…
Zakochałam się! Spotkałam 10 lat starszego faceta, choć nie był przystojny, miał coś w sobie. Dusza towarzystwa, romantyczny. Zakochałam się. Po 3 miesiącach wyszło, że nie ma pracy, ma problemy z rozwodem i ma problemy finansowe. Zakochałam się. Jako ta samarytanka postanowiłam, że go nie zostawię, że pomogę, że damy radę. I co? Zaczęłam go utrzymywać.
Na początku były to pożyczki. Oddawał. Zaczął się jednak zmieniać i pokazywać twarz. Twierdził, że bardzo mnie kocha, w co do dziś wierzę. Ta miłość była po prostu chora. Byłam zamknięta, żadnych znajomych, tylko do pracy, ograniczone kontakty z rodziną, awantury gdy spojrzałam w lewo albo spóźniłam się z pracy 10 minut (bo był korek). Pranie mózgu – że jestem nikim, g…em, ku…ą, nikt mi nie pomoże, że zrobi krzywdę mojej rodzinie… i mnie pobił. W prezencie piękna fioletowa śliwka. Przekonałam się wtedy, że twarz nie szklanka…
Szczerze, to nigdy nie spodziewałam się, że dam się komukolwiek zmanipulować, nie należę do osób słabych. A jednak. Socjotechnika i subtelna manipulacja – potęga.
Po awanturach przepraszał oczywiście, obiecywał i srututu…potem to samo. A ja? Najpierw nadzieja – może jednak się zmieni…strach – że skrzywdzi rodzinę….wstyd – w co ja się wpakowałam, co ludzie powiedzą…potem decyzja.
Dojrzewałam do niej 1,5 roku. Pomogli mi koledzy z pracy – pomogli mi dojrzeć, nauczyć się krzyczeć – wołać o pomoc. Nie byłam sama tak jak mówił on. Powąchałam chwilę wolności, spacerując przez pole po sprawunki. Pachniało cudnie, chciałam w końcu coś zmienić. Podjęłam decyzję. Prawie mnie pobił, gdy się dowiedział. Zdecydowałam się jednak, przyjechali rodzice i pomogli się wyprowadzić.
Ale szantaż dalej trwał. Kiedy przyjechał, prosił, przepraszał, liczył na to że zmienię zdanie….usłyszał NIE, oczywiście znowu szantażował. Ja się jednak nie ugięłam. DOŚĆ!! Nigdy więcej.
Teraz, po trzech latach wolności, uważam że była to najlepsza w moim życiu decyzja. Pamiętajcie!! Nie jesteście same, nikt nie będzie się z Was śmiał. Dookoła nas są ludzie, którzy pomogą. Wystarczy się przełamać i poprosić, nauczyć się wołać. Może się zdarzyć to każdej z nas. Ale pamiętajmy, to MY jesteśmy najważniejsze i nie pozwólmy się krzywdzić!!
Pozdrawiam
@Magdalena
Bardzo dziękuję za ten komentarz – to jest bardzo ważne co piszesz, pokazujesz, że nawet w bardzo trudnym związku człowiek jest wolny i może decydować. Nie często też zdarza się aby pisały tutaj osoby, które sobie poradziły z problemem, a to jest coś co może dać naprawdę dużo nadziei i motywacji do zmiany.
Pozdrawiam serdecznie
znowu uleglam, znowu krzyki szarpanie, obelgi… juz nie mam sily tego znosic, przyjaciolka radzi zebym wyslala go na leczenie… Czy to pomoze?? czy sie zblaznoe?? czy jest dzieki temu szansa ze sie zmieni czy to strata czasu i nerwow… ??
@paulinka21
najwyraźniej jednak masz jeszcze siłę to wszystko znosić, skoro znowu uległaś. Co to znaczy, że TY go wyślesz na leczenie? Czyli co zrobisz? Czy on chce się zmienić, leczyć?
O tym, że jest szansa, że on się zmieni będzie można powiedzieć, jeśli on będzie tego chciał. Jeśli zmiana będzie dla niego ważną sprawą, to wówczas będzie szansa.
Dobrym sprawdzianem tego, czy on chce się zmienić będzie to, że nikt go nie będzie musiał wysyłać na leczenie, tylko on sam się zgłosi i zacznie coś robić.
No tak wiem,że to pewnie głupio zabrzmi ale nie byłoby to proste. Mieszkamy w małym miasteczku tu nie ma wielu ośrodków zajmujących się leczeniem związków małżeńskich. Poza tym oboje chyba mamy zbyt mało czasu na uczęszczanie na taką terapię. Mam syna z pierwszego małżeństwa, którey jest autystą więc jak wiadomo w naszym domu nie brakuje sytuacji stresogennych. Prawdę mówiąc doceniam męża za to, że potrafił zapanować nad Kamilem ale jednocześnie mam żal często do niego, że jest aż tak stanowczy i konsekwentny w stosunku do niego. Serce mi pęka jak mój syn płacze, bo wujek dał mu “szlaban” na komputer choć wiem, że racja leży po jego stronie. Dzięki temu Kamil ciągle pomimo choroby chodzi do normalnej szkoły do klasy z dziećmi. Wiem, że mąż jest dobrym człowiekiem i bardzo mi na nim zależy jednak coś we mnie w środku mówi mi, że muszę się mieć na baczności. Tak jest też z jego piwem niby wiem że setki facetów sączą sobie piwko w wolnym czasie i nie widzę w tym nic złego pod warunkiem, że nie dotyczy to mojego męża. Wiem bowiem, że ma predyspozycje do wpadnięcia w nałóg podobno ma się to w genach. Drażni mnie zapach piwa tak już mam i cóż z tym począć. Pewnie faktycznie tak jest, że nie ma problemu alkoholowego bo wówczas piłby coraz więcej a on wciąż “stoi” na tym samym poziomie. Zresztą ktoś powie: baba się czepia o jedno piwo dziennie czy nawet co drugi dzień. Bywało już tak, że gdy się starliśmy tak konkretnie, że wyrzuciłam go z domu to pił przez kilka dni i przestawał dopiero jak wracał. Myślę, że to jest trochę tak iż nie przesadza z piciem właśnie w domu, bo proszę mi wierzyć nikt poza mną nie powie mu : nie pij! Fakt jest jednak taki jak stwierdziłam. Nie chcemy się rozwodzić bo mamy tą świadomość oboje, że nie ma nas bez siebie, że jesteśmy w jakiś dziwny sposób związani bardzo silnie ze sobą i pomimo bólu i cierpień mamy też wspaniałe, piękne momenty, nawet po kilku latach potrafimy się doskonale ze sobą porozumieć, umiemy znaleźć czas tylko dla siebie i potrafimy kiedy trzeba razem popłakać. Taki związek już pewnie żadnemu z nas się nie zdarzy dlatego chcemy jakoś wybrnąć z tego naszego prywatnego kryzysu.
@Anna
Pani Anno, deklaruje Pani, że chciałaby, aby zaszła jakaś zmiana, ale wygląda tak jakby Pani mówiła “chcę aby to On się zmienił”.
Czyli on może coś zrobić z tym piwem, mimo, że ma to w genach, a Pani nie może zrobić czegoś ze swoją tolerancją na to co on robi, bo “tak już Pani ma”.
Dopóki będziecie okopywać się na pozycji “to Ty się zmień, bo ja nie mogę” dotąd nic się w Waszym związku nie zmieni. Żeby zaszły zmiany ktoś musi zacząć zmieniać swoją postawę i zachowanie. Jak jedno zacznie, zmiany będą wpływać na tę drugą osobę. I to może uzdrowić związek. Ale trzebaby podjąć decyzję, ryzyko i trud zmiany.
Czas i trudny dostęp do pomocy to są wymówki – takie racjonalizacje, uzasadniające brak działania w kierunku zmian.
Myślę, że jak już Pani będzie wiedzieć na pewno, że chce zacząć działać to znajdzie się i czas, i możliwości
mam problem z mężem a właściwie oboje mamy problem
Kochamy się ale nasze kłótnie zabijają nas od środka, mnie bardziej . chcemy przestać i zacząć sprzeczać się na pewnym poziomie ale to tylko obiecanki. Mąż jest strasznie zazdrosny i każdą jego scenę o byle szczegół obracam przeciwko niemu. On wyrzuca mi , że mam nową bluzkę pewnie od :frajera” a ja atakuję go jego własną bronią i krzyczę wtedy że gdyby sam mnie nie zdradzał to nie wymyślałby iż ja to robię. Nigdy nie pomyślałam o zdradzie, myślę że on też nie. Jest jednak w nim coś takiego , że zadręcza mnie i zwyczajnie wkurza swoją podejrzliwością. Potrafimy się kłócić nawet kilka dni i ani ja nie zamierzam odpuścić ani on. Zwykle jednak nudzi mi się walka i zawsze go udobrucham. Epitety jakie sypiemy w swoim kierunku są bardzo, bardzo obraźliwe. Kiedyś nie umiałam tak odpowiadać na wyzwiska ale nauczył mnie ranić słowami po mistrzowsku. Paradoks polega na tym, iż on jest młodszy ode mnie i teoretycznie to ja powinnam być zazdrosna a tak nie jest. Próbowaliśmy kilkakrotnie się rozejść i też nic wytrzymywaliśmy kilka dni bez siebie. Oboje wiemy bowiem , że faktycznie się kochamy i potrafimy też to sobie okazywać. Chyba jesteśmy za silni dla siebie albo trafiła nam się chora miłość. Zauważyliśmy nawet czemu się kłócimy zwykle ja zaczynam wymówki gdy widzę że mąż pije piwo. Ma taki głupi zwyczaj, że wieczorem po całym dniu lubi wypić sobie jedno piwo a ja dostaję szału, wolę dmuchać na zimne nie chcę by wpadł w nałóg , poszedł na ustępstwo i sączy te piwo co drugi trzeci dzień ale też mnie szał bierze. Co mamy zrobić ze sobą? Pomocy
@Anna
Pani Anno, to co zwraca uwagę w Pani poście to fakt, że bardzo mocno oboje reagujecie na coś czego nie ma. On zarzuca Pani niewierność, choć Pani go nie zdradza i potraficie się o to kłócić kilka dni. Pani w odwecie za te podejrzenia też zarzuca mu zdradę.
Pani natomiast zarzuca mężowi uzależnienie, którego nie ma.
On spodziewa się zdrady i próbuje swoją podejrzliwością “dmuchać na zimne”
Pani spodziewa się uzależnienia i próbuje kontrolować jego picie aby “dmuchać na zimne”
W efekcie wasza relacja przypomina pole bitwy, oficjalnie walczycie o coś czego nie ma. Nie ma zdrady, nie ma uzależnienia ale jest nieustanna batalia o to.
To naprawdę interesujące o co właściwie cały czas walczycie, jaką funkcję pełni walka w waszym związku i co by się jeszcze zmieniło, gdyby jej zabrakło. Tak, tu powstaje więcej pytań niż odpowiedzi.
Rozważaliście kiedykolwiek terapię małżeńską – skoro chcecie być razem i skoro ciągłe kłótnie nie są tym, czego byście chcieli w związku, to może warto zacząć działać w kierunku uzdrowienia.
W kierunku lepszego dopasowania Waszych reakcji do tego, co się dzieje między Wami.
Mam podobny problem, co Pani Ania, tyle, ze ja nie mieszkam z moim partnerem… Jestesmy ze soba dopiero rok… Przeszkadza mi, ze nie pracuje, tzn pracuje ale na lewo, i kiedy ja siedze w domu np po pracy on szlaja sie wieczorami z kolega i pije. nie zawsze tak jest on twierdzi ze robi tak kiedy sie klocimy. Czesto sama sie nie wysypiam, bo siedze z nim zeby nigdzie nie chodzil… Kiedy mam go tylko dla siebie jest fantastyczny, do rany przyloz. kiedy tylko zaczynamy sie klocic to zamienia sie w potwora, krzyczy, popycha mnie i obraza, tu twierdzi ze to przez to ze jest strasznie o mnie zazdrosny. kilka razy go zostawialam ale po kilku dniach mieklam, Nie chce go starcic bo nie jest madrym facetem i moglby duzo osiagnac tyle ze moze ja popelniam jakis blad i nie potarfie go zmobilizowac. Ja nie umeim z nim rozmawiac, nawet klocic, on krzyczy , ja milcze i placze, on sie wscieka ze z nim nie rozmawiam, czasem mysle ze bledem bylo zwiazanie sie ze starszym facetem o 8 lat….Nie twierdze tez ze jestem swieta bo mam ciezki charakter, ale nie mialabym tez do niego pretensji, ze wychodzi z kolegami gdyby to byli wartosciowi koledzy a nie patologia…. sa kiedy sa pieniadze ale zaden nie namowi go zeby poszedl do pracy.. a zycie jest krotkie, i teraz jest fajnie bo ma dostep do pieniedzy ale co potem….
@Paulinka
W tym co piszesz nie to jest problemem, że on jest starszy o 8 lat, tylko to, że pije, a Ty czujesz się za to odpowiedzialna. Mówisz, może to
podczas gdy to ON się upija, zmienia w potwora (krzyczy, popycha, obraża) i jest straszliwie zazdrosny.
Zastanawiam się, czy tak sobie wyobrażasz relacje z mężczyzną, z którym chcesz się związać?
On jest cudowny jak masz go tylko dla siebie – ale czy w ogóle istnieje taka możliwość abyś go miała wyłącznie dla siebie? Jak teraz są kumple do kieliszka, to za ileś tam lat też będą – dlaczego miałoby to się zmienić?
Ty masz go zmienić, uzdrowić? Przecież nie masz na to wpływu, co on robi – to on decyduje z kim pójdzie i gdzie.
Dobre pytanie zadajesz na koniec – jakie odpowiedzi przychodzą Ci do głowy?
Hmm…. zostawiłam go… to chyba najlepsze co moglam, zrobić dla nas… Przez niego stałam sie agresywna, a nie moge sobie na to pozwolić, jestem fryzjerka ktora pracuje w renomowanym studiu a nie moze byc takich sytuacji ze jestem opryskliwa w stosunku do klientek ktore zostawiaja sporo pieniedzy za moja usluge… zwłaszcza ze szef tez widzi zmiane w moim zachowaniu…. Płakał, błagał, przepraszał, prosi… staralam sie byc nie ugieta i narazie daje rade… mam nadzieje ze wytrzymam.. A przynajmniej zrobie wszystko zeby tak bylo… Zaluej, ze to nie on kiedys bedzie sie budzil i zasypial kolo mnie, ale niestety tak bedzie lepiej.. Przez takie pary, patologia w naszym kraju sie poszerza. Kobiety rodza dzieci, one sie napatrza co sie dzieje w domu i czesto potem same takie sa i kolko sie zamyka, a ja mialam tak w domu i nie chce zeby moje dzieci patrzyly jak ich ojciec tlucze ich matke…
czy waża Pani ,że dorosły człowiek stosujacy przemoc psychiczną w obec swojej partnerki moze sie zmienic? jezeli obiecuje kolejny raz a teraz twierdz ze wszystko zrozumial i chce sie zmienic zeb tylko partnerka nie odeszla to na pewno wszystko sie uda -tak mowi. (oczywiscie bez pomocy psychologa) co Pani sądzi?